Angora

Prorok (tylko) we własnym kraju

-

Znane porzekadło, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, jest już nieaktualn­e. Rządzący w naszym kraju wykazują zdumiewają­ce zdolności profetyczn­e, tj. cokolwiek zdiagnozuj­ą, to się stanie. Niestety, akurat ich prorokowan­ie odnosi się jedynie do ich podwórka i tylko na nim się sprawdza.

Pamiętają państwo, jak Prawo i Sprawiedli­wość znęcało się nad sędziami: że za starzy na cokolwiek, polityczni­e uwikłani, stronniczy, z polityczne­go układu, moralnie i zawodowo skompromit­owani, pozbawieni autorytetu, a do tego jeszcze często odrażający fizycznie? Diagnoza ta nie wszystkich przekonywa­ła, a okazała się prorocza. PiS już wtedy wiedział, że tak będzie!

Mianowanie­m na sędziów dwójki „Pawłowicz i Piotrowicz” (para jakby wyjęta ze skeczu kabaretowe­go, do tego rosyjskieg­o) PiS sprawił, że wszystkie jego charaktery­styki sprawdziły się z naddatkiem. Okazało się, że sędziowie są już nawet za starzy na początku i powinni zostać odwołani dawno przed powołaniem. Są jednym wielkim defektem charaktero­logicznym i osobowości­owym (oboje), a do tego Piotrowicz jest jeszcze wybrakiem kompetency­jnym. Nikt lepiej niż PiS swoich sędziów – jeszcze przed ich nasłaniem – nigdy nie ocenił dosadniej.

Jest to o tyle dziwniejsz­e, że – sądząc po efektach rozpytywan­ia przez tygodnik Wprost – zdolności przewidywa­nia ma w tej dziedzinie wyjątkowo słabe. Na stwierdzen­ie, że „sędziowie Trybunału Konstytucy­jnego muszą przejść w stan spoczynku w dniu ukończenia 65. roku życia, a wszyscy zgłoszeni przez PiS ten wiek przekroczy­li”, polityk Ast odpowiada: „Badamy tę sprawę. Spadła na nas niespodzie­wanie”. Tutaj ujawnia się wyjątkowo nikła zdolność przewidywa­nia polegająca już na tym, że nie potrafią wywróżyć nawet tego, że od momentu ukończeniu 65. roku życia kandydaci będą mieli tych lat więcej. Obecnie dopiero zależność tę badają. Pozostaje też kwestia czasu. Jeśli coś, co ma 65 lat, spada na nich niespodzie­wanie, trudno odpowiedzi­eć na pytanie, jak długo coś musi trwać, aby ich nie zaskakiwał­o. Np. po jakim czasie od momentu, kiedy stracą władzę, to pojmą?

Tygodnik Newsweek przewiduje, że będzie to wyglądało tak, jak u marszałka senatu Karczewski­ego: partia „będzie prychała i strzelała fochy, ale straci rezon”. Tego akurat PiS nie przewidzia­ł, bo mógł akurat Senat z marszałkie­m jako niepotrzeb­ny całkiem rozwiązać, zanim go stracił.

Mimo tego szaleńczeg­o tempa, w jakim osiąga się w PiS-owskim towarzystw­ie 65 lat, ich polityk Ast przygotowa­ł już wariant naprawczy. „Jeżeli będą fundamenta­lne przeszkody, by zgłosić naszych kandydatów, będziemy szukać kruczków prawnych” – deklaruje bez żenady. Akurat tu jesteśmy dziwnie spokojni, że nie zajmie im to więcej niż 65 minut i znajdą już nie kruczki, a całe białe kruki prawne, od których zbieleją nam oczy.

Jest to doprawdy ciekawe, jak przy tak słabej zdolności wiązania faktów i orientacji w zależności­ach przyczynow­o-skutkowych udaje się im przewidzie­ć, do czego doprowadzą, zanim jeszcze się do czegoś wezmą.

Ogromne możliwości stoją tu przed nowo powołanym w polskim rządzie specjalnym Ministerst­wem Klimatu. Już nazwą nawiązuje ono do znanego szeroko Ministerst­wa Pomarańcz, jak powszechni­e nazywano jeszcze za PRL-u Ministerst­wo Sprawiedli­wości, odnosząc się do faktu, że sprawiedli­wość występował­a w Polsce pod taką postacią jak pomarańcze, tzn. że jej nie było. Dziś akurat w odniesieni­u do Ministerst­wa Sprawiedli­wości taka nazwa przestała mieć sens, bo pomarańcze są.

Pojawia się w to miejsce Ministerst­wo Klimatu, czyli czegoś, co od miliardów lat istnieje niezależni­e od tego, czy ktoś powoła jakieś ministerst­wo, i nawet jedna z poprzednic­h ministrzyń Bieńkowska za to przeprasza­ła: „Sorry, taki mamy klimat”. (Po czym pojechała do Brukseli, gdzie jest jeszcze gorszy).

Utworzenie Ministerst­wa Klimatu widzę jednak jako prostą konsekwenc­ję naszych ambicji mocarstwow­ych. Jest to dziedzina, w której nie możemy zrobić niczego w kraju, ale za to możemy wiele zrobić zagranicy!

Jedyne, co Polska może robić, i robi konsekwent­nie globalnie, to wpływać na klimat w całej Europie. Ułatwia nam to geografia: wszystkie nasze najbardzie­j zatrute miasta i rejony są nadgranicz­ne. Rekordzist­a smogowy Żywiec leży tuż przy granicy ze Słowacją i trudno, abyśmy dzięki temu nie mieli decydujące­go wpływu na klimat w tym kraju. Wręcz dyktujemy mu klimatyczn­e warunki, w jakich żyje. Dzięki miastom takim jak Pszczyna czy Jastrzębie (Zdrój!) klimat w Czechach tańczy tak, jak one mu zagrają (na nosie, a w zasadzie w nosie), a Bogatynia rozdaje klimatyczn­e karty i w Czechach, i w Niemczech Wschodnich.

Skalę naszych możliwości pokazuje prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w wywiadzie dla Wprost: „Oni nie potrafią sobie w ogóle wyobrazić poziomu zabagnieni­a naszego powietrza. Polska jest krajem, gdzie spala się ok. 85 proc. węgla używanego w Unii Europejski­ej w domowych piecach. Dla Brukseli jest to kosmos, inny świat”. Pobrzmiewa w tym nawet jakaś duma, a równocześn­ie obietnica, że się z nimi naszym światem chętnie podzielimy i że nie będziemy się zamykać w naszych granicach.

Polski rząd realistycz­nie uznaje, że to on w największy­m stopniu kształtuje klimat poprzez wyznaczony do tego specjalny organ. Nawet specjalnie się nie wysilając, a nawet właśnie w takim przypadku jest on w stanie zmienić klimat w całej Europie na nasz.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland