Szukamy ciągu dalszego – Muzyk powinien zajmować się muzyką
Maciej Łyszkiewicz po kilku latach przerwy wrócił do grania
Kompozytor i autor tekstów Maciej Łyszkiewicz wrócił do grania.
Kompozytor, autor tekstów, pianista i aranżer. Pomysłodawca i założyciel grup No Limits, Leszcze, Łyczacza, Iza & Latynoscy Brothers. Autor takich przebojów jak „Kombinuj, dziewczyno”, „On the River”, „Twe usta jak maliny” i „Ta dziewczyna”. Współpracował z wieloma artystami, do jego muzyki teksty pisali najwybitniejsi polscy autorzy. Komponował muzykę do filmów. Reaktywował zespół No Limits.
Spotykamy się w gdyńskim Konsulacie Kultury, gdzie rozpoczyna próby z kolegami z zespołu No Limits. – Dostaliśmy propozycję reedycji naszej pierwszej płyty „No Movie Soundtrack” z 1991 roku. Uznaliśmy, że jest to świetna okazja, aby wrócić do wspólnego grania. Za pomysłem stoi Jacek Chmielewski, kolekcjoner, organizator giełd winylowych.
Od 1994 roku, kiedy zespół zawiesił działalność, spotykali się w różnych składach. – Nagraliśmy dwie płyty. Pojawiła się m.in. złota kolekcja, takie „The Best of”. Nasz jubileuszowy koncert z okazji 30-lecia zespołu odbył się w lutym 2018 w gdyńskim klubie „Ucho”, a dochód został przeznaczony na fundusz adopcyjny dla osieroconych dzieci i na Hospicjum im. ks. Dutkiewicza w Gdańsku. Koncert był okazją do spotkania z artystami z pierwszego składu zespołu, m.in. z Anią Pralinką Męczyńską czy Robertem Dobruckim, ale także z tymi, którzy grali na poprzednich płytach, jak Tomek Przyborowicz, który występuje teraz z zespołem Ex
Czerwone Gitary Bernarda Dornowskiego. – Była to dla nas wyjątkowa podróż do przeszłości. Wspominaliśmy zmarłego przedwcześnie trębacza Tomka Bonarowskiego, który zajmował się też produkcją nagrań wielu znanych artystów, takich jak Justyna Steczkowska czy zespól Myslovitz. Zastanawialiśmy się, co fajnego moglibyśmy zrobić razem, zwłaszcza że od wielu osób słyszeliśmy mnóstwo ciepłych słów zachęty, aby wrócić do wspólnego grania jako No Limits w pierwszym składzie. Tamte czasy pozbawione były myślenia o kasie, zyskach, a nacechowane entuzjazmem, szczerością, spontanicznością, taką showbiznesową naiwnością. I wszyscy stwierdzili, że chętnie przystąpią do nagrania płyty. Każdy z nich miał jednak już własne życie, zobowiązania. – Propozycja Jacka Chmielewskiego, która pojawiła się rok później, zmobilizowała nas i zaczęliśmy próby. Spotkaliśmy się po 25 latach z różnymi doświadczeniami. Niektórzy z nas są już dziadkami. Wciąż jednak nie brakuje nam energii i muzycznych pomysłów.
Maciej Łyszkiewicz urodził się w Gdyni. Ukończył podstawową i średnią szkołę muzyczną w klasie fortepianu. – W domu zawsze było mnóstwo płyt. Tata był marynarzem i przywoził je z całego świata. Słuchaliśmy ich z bratem i ulegaliśmy muzycznej fascynacji różnymi zespołami, stylami, gatunkami. Studiował w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Uczył się w klasie kompozycji u profesor Ewy Synowiec, wychowanki słynnego profesora Bogusława Schaeffera. Studia niespecjalnie przypadły mu do gustu. – Na 38 godzin zajęć tygodniowo zaledwie dwie poświęcone były kompozycji, a resztę stanowiła teoria muzyki i inne przedmioty. To nie była moja bajka. Zdecydowałem, że rezygnuję,
że lepiej, jak będę grał, uczył się muzyki od strony praktycznej. To jest najlepsza nauka.
Sceniczny debiut już dawno miał za sobą. W 1985 z nieżyjącym już Grzegorzem Zającem założył swój pierwszy zespół No Limits, co niepokoiło jego mamę, bo kończył wtedy III klasę liceum. – Na przeszpiegi wysyłała na próby mojego starszego brata Piotra, który ostatecznie został menedżerem zespołu (śmiech). Zawsze interesował mnie soul, jazz i funky, a nie rockowe brzmienie. A poza tym ogromny wpływ na moje muzyczne pasje miała klasyczna edukacja. W efekcie, jak pisał redaktor Dariusz Szreter na łamach „Dziennika Bałtyckiego”, powstał zespół o unikatowym brzmieniu, z rozbudowaną sekcją dętą, inspirujący się zachodnią muzyką pop i czarnymi rytmami. „Od większości innych ówczesnych kapel różniło ich jeszcze jedno: muzycy No Limits nie byli amatorami ani samoukami. Dominowali wśród nich absolwenci szkół muzycznych”.
Zespół cieszył się coraz większą popularnością. Regularnie grał koncerty. – Nasza muzyka ocierała się o brytyjski soul. Mieliśmy wokalistów śpiewających po angielsku. To Marcin Iszora, Ania Bakun i Ania Męczyńska. Zaczynali od Gdyńskiej Sceny Alternatywnej i Festiwalu Nowa Scena – Nowa Szansa. Związali się z klubem Wyższej Szkoły Morskiej „Bukszpryt”. – Mieliśmy swoich fanów i sympatyków, wśród których byli studenci, późniejsi dziennikarze: Arkadiusz Pragłowski, Piotr Majewski, Paweł Sito i Kuba Wojewódzki.
Na początku lat 90. piosenki No Limits gościły na listach przebojów Polskiego Radia. Utwory „Summer Love”, „Wspomnienia” i „Robin” dość długo utrzymywały się na liście przebojów Trójki. Prezentowały ich MTV, Super Channel, Rias TV. Utwór „What is Freedom?” był pokazywany na antenie BBC 6 Music jako „świeży powiew funky znad Morza Bałtyckiego”. Wystąpili też na festiwalu w Sopocie. Przyznaje, że odnieśli sukces artystyczny, ale z komercyjnym było gorzej. – Z jednej strony 16-osobowy skład, co oznacza drogie koszty utrzymania, a z drugiej rockandrollowe podejście do życia.
I fakt, że śpiewaliśmy w języku angielskim, a wtedy nie wszyscy go znali. Nagraliśmy dwie płyty i w 1995 roku zawiesiliśmy działalność.
W 1999 roku wraz z Maciejem Bednarkiem, dwaj – jak to określa – sfrustrowani rozwodnicy, wpadli na pomysł stworzenia jednorazowego projektu muzycznego, takiego powrotu do czasów dancingu. – I tak narodziły się Leszcze. Nazwę wymyślił mój brat Piotr. Postanowiliśmy nagrać płytę z dość oryginalnym tytułem „Wolne Miasto Dancing”. Wybraliśmy muzyków z różnych pokoleń. Było tam pięciu wokalistów, wśród nich Maciej Miecznikowski. Łyszkiewicz był autorem i kompozytorem wszystkich piosenek na pierwszą płytę Leszczy. – Utwory wybieraliśmy wspólnie z Maćkiem Bednarkiem. Leszcze miały być muzycznym żartem, a żarty mają to do siebie, że wielokrotnie powtarzane przestają być śmieszne. Dlatego już przy nagrywaniu drugiej płyty byłem przeciwny dalszej działalności zespołu, zwłaszcza że pierwszy album był bardzo udany. To na nim znalazły się takie przeboje jak: „Twe usta jak maliny” czy „Irena”. To, że Maciej Miecznikowski został później głównym wokalistą Leszczy, wynikało z jego wielkiego talentu scenicznego.
W trakcie nagrywania drugiego albumu Łyszkiewicz zrezygnował ze współpracy z zespołem. – Byłem przeciwny przeciąganiu żartu. Koledzy mieli jednak inne zdanie i poszli własną drogą. Płyta się ukazała. Znalazły się na niej jeszcze jego kompozycje, w tym bardzo znana i lubiana „Ta dziewczyna”. Leszcze grały dalej, ale już bez niego. Był rok 2001. – Skoncentrowałem się na realizacji własnego pomysłu. Przygotowywałem płytę i muzykę, jaką kocham najbardziej, czyli bossa novę. Poznał wtedy wokalistkę Martę Kubaczyk. – Urzekła mnie swoim głosem. I tak powstał zespół Łyczacza. Nagraliśmy wspólnie dwie płyty. Mieliśmy przyjemność koncertować w Niemczech; nasze piosenki ukazywały się na składankach w USA, Kanadzie, Meksyku iw Niemczech. Byliśmy numerem 1 z utworem w języku polskim na liście przebojów jednej z holenderskich stacji radiowych. Zespół funkcjonował prawie sześć lat. – Niestety, Marta wyjechała na stałe za granicę i musieliśmy zawiesić działalność. W międzyczasie nagraliśmy płytę z No Limits.