Komozja znaczy najlepsza
Bombki choinkowe z Częstochowy to nierzadko dzieła sztuki.
Czym w branży samochodowej jest Rolls-Royce, a wśród manufaktur zegarmistrzowskich Patek Philippe, tym wśród producentów ozdób choinkowych jest częstochowska Komozja
Bombka choinkowa to nie tylko kolorowa szklana kula. Czasem w sklepach możemy zobaczyć bombki przedstawiające postaci z bajek, aniołki, zwierzęta, muchomory, owoce.
Niektóre z tych kruchych ozdób przyciągają wzrok starannością wykonania, ale nadal są to tylko szklane świecidełka. Dopiero wyroby częstochowskiej Komozja Family przekonują, że produkcja bombek może być rzemiosłem na najwyższym poziomie.
Wszystko zaczęło się w 1945 r., kiedy to małżeństwo Mostowscy razem z przyjacielem rodziny założyli firmę Komozja, której nazwa składa się pierwszych liter ich nazwisk – Kozak, Mostowski, Zjawiona (panieńskie nazwisko pani Mostowskiej). Z początku robili szklane destylatorki służące do domowej produkcji alkoholu oraz fifki zwane też lulkami, przez które panie paliły wówczas papierosy.
Jednak już po kilku miesiącach rozpoczęto produkcję ozdób choinkowych. I to był strzał w dziesiątkę – interes szedł wyśmienicie. Pod koniec lat 40. zatrudniano już 65 osób, jednak w 1949 r. właściciele popełnili niewybaczalny błąd: dostali zamówienie z imperialistycznej Ameryki i bez pośrednictwa państwowego przedsiębiorstwa wysłali tam swoje bombki. W zakładzie pojawili się funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i po kilku dniach firma została zamknięta. Jedynym wyjściem było produkowanie ozdób w ramach spółdzielni pracy. Po śmierci Stalina Komozja została reaktywowana i dostała pozwolenie na wytwarzanie świecidełek z kości, rogu, surowców wtórnych i odpadowych.
Pod koniec PRL-u władza pozwalała nawet właścicielom wyjechać na targi do Norymbergi.
– Nasze bombki miały być wystawione na stoisku centrali handlu zagranicznego Coopexim, ale ponieważ nie daliśmy nikomu w łapę, były gdzieś pochowane – wspomina Maciej Mostowski.
Kiedy zmienił się ustrój, firma zaczęła się dynamicznie rozwijać – zatrudniała blisko 400 pracowników i produkowała miliony sztuk. Potem przyszły niekorzystne rynkowe zawirowania i własnościowe przekształcenia. Ale to już przeszłość.
Dziś właścicielami Komozja Family jest drugie i trzecie pokolenie Mostowskich. Nie mogąc sprostać zalewowi tanich bombek z Dalekiego Wschodu, zamiast na ilość postawili na jakość i niepowtarzalność wzorów. W firmie nie pracują już setki osób, nie wytwarza się też milionów, tylko setki tysięcy sztuk.
– Powiem nieskromnie, że ogromna część nowych rozwiązań i patentów, które obowiązują w tej branży, narodziła się w Komozji – dodaje Mostowski. – W wielkim hiszpańskim katalogu, z którego możemy się dowiedzieć, jakie są światowe trendy ozdób choinkowych, większość wzorów jest naszego autorstwa.
Nic dziwnego, że częstochowska firma jest często podrabiana. Robili to nie tylko
Chińczycy, ale i wielka niemiecka spółka, która była tak niestaranna albo bezczelna, że kopiowała bombki razem z logo Komozji.
Dziś, w czasach, gdy wszyscy wszystko projektują komputerowo, w Częstochowie wzory nadal powstają na papierze.
– Czasem powoduje to pewne trudności – śmieje się właściciel. – Gdy opracowaliśmy wzór Zygzaka McQueena, bohatera słynnej animowanej serii dla dzieci, zrealizowanej przez Pixara we współpracy z Disneyem, musieliśmy przesyłać projekty do zatwierdzenia do Ameryki. Nasi partnerzy bardzo się dziwili, że nie wysyłamy tego w programie AutoCAD. Wysłałem im więc film, na którym zobaczyli, jak najpierw rysujemy Zygzaka, a potem lepimy go z plasteliny. Nie dlatego robiliśmy to w tradycyjny sposób, że nie umiemy obchodzić się z komputerem, tylko po prostu szkło jest specyficznym materiałem, w którym lepiej sprawdza się tradycyjne projektowanie.
Produkcja tradycyjnych bombek niewiele zmieniła się od 1840 r. Choinkowe ozdoby robi się ze szklanych rurek, które kiedyś Komozja kupowała w hucie szkła w Krośnie, a dziś w Czechach i Niemczech. Szkło rozgrzane w palnikach gazowych do bardzo wysokiej temperatury pracownicy rozdmuchują, nadając mu odpowiednie kształty. W przypadku bardziej skomplikowanych wzorów potrzebne są metalowe formy (do zrobienia niektórych bombek potrzeba kilku form). W Komozji jest ich ponad 5 tysięcy, ale od początku istnienia zakładu wszystkich wzorów było kilka razy więcej, a uwzględniając różne wersje kolorystyczne, zapewne kilkadziesiąt tysięcy.
Tam gdzie kończą się ceny konkurencji, tam zaczynają się ceny Komozji. Najtańsze ozdoby w detalu kosztują około 40 zł. Cena najdroższych zależy od zdobień, czyli wykończenia. Za otwieraną bombkę stylizowaną na jajo Fabergé z pozytywką trzeba zapłacić 400 zł. Jeżeli jednak bombka jest pomalowana farbą z czystego złota, ozdobiona kryształkami Swarovskiego i ma wmontowany ręcznie robiony szwajcarski mechanizm, który kosztuje 100 euro, wówczas cena szybuje w górę i może przekroczyć nawet 1000 zł. Ta sama bombka w luksusowym butiku za oceanem będzie jednak pięć razy droższa.
Na Kremlu i w Białym Domu
Wyroby Komozji można kupić w firmowym sklepie w Częstochowie oraz w sklepach z dobrą porcelaną, wyposażeniem wnętrz i w niektórych galeriach. Jednak zdecydowana większość produkcji trafia za granicę, przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Włoch, Rosji, Szwajcarii, a także Japonii i Australii. Można je nabyć w Monako i w najsłynniejszym salonie jubilerskim świata – u Tiffany’ego przy 5. Alei w Nowym Jorku.
Częstochowskie bombki ozdabiały Biały Dom, Pałac Watykański, polski Sejm RP, Pałac Prezydencki, siedzibę króla Hiszpanii, biuro burmistrza Nowego Jorku i Metropolitan Museum.
– Na Kremlu pokazywano mi jajo Fabergé z miniaturą okrętu „Pamięć Azowa” i dla skarbca kremlowskiego wydmuchaliśmy jego szklaną kopię, która w przeciwieństwie do oryginału nie kosztowała, niestety, ponad 10 mln dolarów – mówi pan Maciej.
Komozja zrobiła niemal wszystko, co tylko dało się zamknąć w formie szklanej ozdoby. Była oficjalnym producentem bombek w kształcie maskotek olimpiady w Soczi.
Wyprodukowała większość postaci filmów Disneya, „Gwiezdnych wojen” i „Ulicy Sezamkowej”. Bombki w kształcie postaci z „Harry’ego Pottera” powstały, zanim polskie tłumaczenie pojawiło się w naszych księgarniach.
Z USA przychodziło wiele nietypowych zamówień. Liga baseballu zażyczyła sobie ozdób w kształcie rękawic, piłek, kurtek, a liga futbolu amerykańskiego – miniatur swoich stadionów.
Niektóre bombki były sygnowane przez znanych polskich artystów, między innymi Jerzego Dudę-Gracza i Wiesława Ochmana.
Czasem zdarzają się wyjątkowo dziwne zlecenia. Pewien bogaty Rosjanin chciał zamówić wielką półmetrową bombkę będącą kopią moskiewskiego pomnika Piotra I, gdzie car stoi na żaglowcu z lekko zwiniętymi żaglami. Zadanie okazało się jednak niewykonalne. Inne było dużo prostsze. Ktoś o rozbuchanym ego chciał mieć zestaw sześciu bombek, z których każda miała przedstawiać innego członka jego rodziny, jednak z nieznanych powodów zrezygnował z zamówienia.
Bombki, szczególnie te unikatowe, są gromadzone przez kolekcjonerów na całym świecie. Podobno niektórzy z nich zgromadzili już kilka tysięcy ozdób Komozji.
– W naszej branży niewiele zmieniło się od XIX wieku, ale być może za kilka lat będzie nas czekać rewolucja – mówi Maciej Mostowski. – Już teraz jest możliwe produkowanie bombek za pomocą drukarki 3D, jednak dziś byłyby one niezwykle drogie. Ale – bez względu na rozwój technologii – my nadal będziemy stawiali na tradycyjne metody i jakość na najwyższym światowym poziomie.