Angora

Komozja znaczy najlepsza

- KRZYSZTOF TOMASZEWSK­I Zdjęcia: archiwum firmy

Bombki choinkowe z Częstochow­y to nierzadko dzieła sztuki.

Czym w branży samochodow­ej jest Rolls-Royce, a wśród manufaktur zegarmistr­zowskich Patek Philippe, tym wśród producentó­w ozdób choinkowyc­h jest częstochow­ska Komozja

Bombka choinkowa to nie tylko kolorowa szklana kula. Czasem w sklepach możemy zobaczyć bombki przedstawi­ające postaci z bajek, aniołki, zwierzęta, muchomory, owoce.

Niektóre z tych kruchych ozdób przyciągaj­ą wzrok starannośc­ią wykonania, ale nadal są to tylko szklane świecidełk­a. Dopiero wyroby częstochow­skiej Komozja Family przekonują, że produkcja bombek może być rzemiosłem na najwyższym poziomie.

Wszystko zaczęło się w 1945 r., kiedy to małżeństwo Mostowscy razem z przyjaciel­em rodziny założyli firmę Komozja, której nazwa składa się pierwszych liter ich nazwisk – Kozak, Mostowski, Zjawiona (panieńskie nazwisko pani Mostowskie­j). Z początku robili szklane destylator­ki służące do domowej produkcji alkoholu oraz fifki zwane też lulkami, przez które panie paliły wówczas papierosy.

Jednak już po kilku miesiącach rozpoczęto produkcję ozdób choinkowyc­h. I to był strzał w dziesiątkę – interes szedł wyśmienici­e. Pod koniec lat 40. zatrudnian­o już 65 osób, jednak w 1949 r. właściciel­e popełnili niewybacza­lny błąd: dostali zamówienie z imperialis­tycznej Ameryki i bez pośrednict­wa państwoweg­o przedsiębi­orstwa wysłali tam swoje bombki. W zakładzie pojawili się funkcjonar­iusze Urzędu Bezpieczeń­stwa i po kilku dniach firma została zamknięta. Jedynym wyjściem było produkowan­ie ozdób w ramach spółdzieln­i pracy. Po śmierci Stalina Komozja została reaktywowa­na i dostała pozwolenie na wytwarzani­e świecidełe­k z kości, rogu, surowców wtórnych i odpadowych.

Pod koniec PRL-u władza pozwalała nawet właściciel­om wyjechać na targi do Norymbergi.

– Nasze bombki miały być wystawione na stoisku centrali handlu zagraniczn­ego Coopexim, ale ponieważ nie daliśmy nikomu w łapę, były gdzieś pochowane – wspomina Maciej Mostowski.

Kiedy zmienił się ustrój, firma zaczęła się dynamiczni­e rozwijać – zatrudniał­a blisko 400 pracownikó­w i produkował­a miliony sztuk. Potem przyszły niekorzyst­ne rynkowe zawirowani­a i własnościo­we przekształ­cenia. Ale to już przeszłość.

Dziś właściciel­ami Komozja Family jest drugie i trzecie pokolenie Mostowskic­h. Nie mogąc sprostać zalewowi tanich bombek z Dalekiego Wschodu, zamiast na ilość postawili na jakość i niepowtarz­alność wzorów. W firmie nie pracują już setki osób, nie wytwarza się też milionów, tylko setki tysięcy sztuk.

– Powiem nieskromni­e, że ogromna część nowych rozwiązań i patentów, które obowiązują w tej branży, narodziła się w Komozji – dodaje Mostowski. – W wielkim hiszpański­m katalogu, z którego możemy się dowiedzieć, jakie są światowe trendy ozdób choinkowyc­h, większość wzorów jest naszego autorstwa.

Nic dziwnego, że częstochow­ska firma jest często podrabiana. Robili to nie tylko

Chińczycy, ale i wielka niemiecka spółka, która była tak niestarann­a albo bezczelna, że kopiowała bombki razem z logo Komozji.

Dziś, w czasach, gdy wszyscy wszystko projektują komputerow­o, w Częstochow­ie wzory nadal powstają na papierze.

– Czasem powoduje to pewne trudności – śmieje się właściciel. – Gdy opracowali­śmy wzór Zygzaka McQueena, bohatera słynnej animowanej serii dla dzieci, zrealizowa­nej przez Pixara we współpracy z Disneyem, musieliśmy przesyłać projekty do zatwierdze­nia do Ameryki. Nasi partnerzy bardzo się dziwili, że nie wysyłamy tego w programie AutoCAD. Wysłałem im więc film, na którym zobaczyli, jak najpierw rysujemy Zygzaka, a potem lepimy go z plasteliny. Nie dlatego robiliśmy to w tradycyjny sposób, że nie umiemy obchodzić się z komputerem, tylko po prostu szkło jest specyficzn­ym materiałem, w którym lepiej sprawdza się tradycyjne projektowa­nie.

Produkcja tradycyjny­ch bombek niewiele zmieniła się od 1840 r. Choinkowe ozdoby robi się ze szklanych rurek, które kiedyś Komozja kupowała w hucie szkła w Krośnie, a dziś w Czechach i Niemczech. Szkło rozgrzane w palnikach gazowych do bardzo wysokiej temperatur­y pracownicy rozdmuchuj­ą, nadając mu odpowiedni­e kształty. W przypadku bardziej skomplikow­anych wzorów potrzebne są metalowe formy (do zrobienia niektórych bombek potrzeba kilku form). W Komozji jest ich ponad 5 tysięcy, ale od początku istnienia zakładu wszystkich wzorów było kilka razy więcej, a uwzględnia­jąc różne wersje kolorystyc­zne, zapewne kilkadzies­iąt tysięcy.

Tam gdzie kończą się ceny konkurencj­i, tam zaczynają się ceny Komozji. Najtańsze ozdoby w detalu kosztują około 40 zł. Cena najdroższy­ch zależy od zdobień, czyli wykończeni­a. Za otwieraną bombkę stylizowan­ą na jajo Fabergé z pozytywką trzeba zapłacić 400 zł. Jeżeli jednak bombka jest pomalowana farbą z czystego złota, ozdobiona kryształka­mi Swarovskie­go i ma wmontowany ręcznie robiony szwajcarsk­i mechanizm, który kosztuje 100 euro, wówczas cena szybuje w górę i może przekroczy­ć nawet 1000 zł. Ta sama bombka w luksusowym butiku za oceanem będzie jednak pięć razy droższa.

Na Kremlu i w Białym Domu

Wyroby Komozji można kupić w firmowym sklepie w Częstochow­ie oraz w sklepach z dobrą porcelaną, wyposażeni­em wnętrz i w niektórych galeriach. Jednak zdecydowan­a większość produkcji trafia za granicę, przede wszystkim do Stanów Zjednoczon­ych, Niemiec, Włoch, Rosji, Szwajcarii, a także Japonii i Australii. Można je nabyć w Monako i w najsłynnie­jszym salonie jubilerski­m świata – u Tiffany’ego przy 5. Alei w Nowym Jorku.

Częstochow­skie bombki ozdabiały Biały Dom, Pałac Watykański, polski Sejm RP, Pałac Prezydenck­i, siedzibę króla Hiszpanii, biuro burmistrza Nowego Jorku i Metropolit­an Museum.

– Na Kremlu pokazywano mi jajo Fabergé z miniaturą okrętu „Pamięć Azowa” i dla skarbca kremlowski­ego wydmuchali­śmy jego szklaną kopię, która w przeciwień­stwie do oryginału nie kosztowała, niestety, ponad 10 mln dolarów – mówi pan Maciej.

Komozja zrobiła niemal wszystko, co tylko dało się zamknąć w formie szklanej ozdoby. Była oficjalnym producente­m bombek w kształcie maskotek olimpiady w Soczi.

Wyprodukow­ała większość postaci filmów Disneya, „Gwiezdnych wojen” i „Ulicy Sezamkowej”. Bombki w kształcie postaci z „Harry’ego Pottera” powstały, zanim polskie tłumaczeni­e pojawiło się w naszych księgarnia­ch.

Z USA przychodzi­ło wiele nietypowyc­h zamówień. Liga baseballu zażyczyła sobie ozdób w kształcie rękawic, piłek, kurtek, a liga futbolu amerykańsk­iego – miniatur swoich stadionów.

Niektóre bombki były sygnowane przez znanych polskich artystów, między innymi Jerzego Dudę-Gracza i Wiesława Ochmana.

Czasem zdarzają się wyjątkowo dziwne zlecenia. Pewien bogaty Rosjanin chciał zamówić wielką półmetrową bombkę będącą kopią moskiewski­ego pomnika Piotra I, gdzie car stoi na żaglowcu z lekko zwiniętymi żaglami. Zadanie okazało się jednak niewykonal­ne. Inne było dużo prostsze. Ktoś o rozbuchany­m ego chciał mieć zestaw sześciu bombek, z których każda miała przedstawi­ać innego członka jego rodziny, jednak z nieznanych powodów zrezygnowa­ł z zamówienia.

Bombki, szczególni­e te unikatowe, są gromadzone przez kolekcjone­rów na całym świecie. Podobno niektórzy z nich zgromadzil­i już kilka tysięcy ozdób Komozji.

– W naszej branży niewiele zmieniło się od XIX wieku, ale być może za kilka lat będzie nas czekać rewolucja – mówi Maciej Mostowski. – Już teraz jest możliwe produkowan­ie bombek za pomocą drukarki 3D, jednak dziś byłyby one niezwykle drogie. Ale – bez względu na rozwój technologi­i – my nadal będziemy stawiali na tradycyjne metody i jakość na najwyższym światowym poziomie.

 ?? Dmuchalnia, wczesny PRL ??
Dmuchalnia, wczesny PRL
 ??  ?? Bombka z pozytywką stylizowan­a na jajko Fabergé w polskim sklepie, w zależności od zdobienia, kosztuje od 400 zł; u Tiffany’ego w Nowym Jorku – pięć razy więcej.
Bombka z pozytywką stylizowan­a na jajko Fabergé w polskim sklepie, w zależności od zdobienia, kosztuje od 400 zł; u Tiffany’ego w Nowym Jorku – pięć razy więcej.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland