DUDA OBNAŻA
Powiadają starzy ludzie, że człowiek uczy się całe życie i głupi umiera. No cóż, nie jest to miłe przysłowie dla nas, istot ponoć najbardziej inteligentnych, żyjących na tym ziemskim łez padole. Ale nie ma co się smucić, oburzać ani tym bardziej zaprzeczać, ponieważ jest w tym przysłowiu zawarta najprawdziwsza prawda i nic się w tej kwestii nie zmieni. Nawet za sto, tysiąc i więcej lat, gdy ludzie będą mieli głowy wielkie jak dorodne dynie, a mózgi rozwinięte nad podziw, to i tak przyjdzie im głupimi umierać! Fakty mówią same za siebie. Mamy obecnie w zasadzie niczym nieskrępowany coraz większy dostęp do informacji, a mimo to nasza wiedza jest mocno ograniczona. Dzień w dzień płynie z mediów lawina wiadomości, których nie jesteśmy w stanie ogarnąć, przyswoić. Posłużę się przykładem. Od początku transformacji ustrojowej śledzę w miarę wnikliwie zmiany zachodzące w Przenajświętszej Rzeczypospolitej. Myślałem, że mam w tej materii dużą wiedzę i nic mnie nie zaskoczy. Nie wprowadzi w stan osłupienia. Wiem w końcu, w jakim kraju żyję, co się w nim zmieniło na dobre, a co na złe. A jednak myliłem się i to bardzo. Na szczęście uświadomił mi to prezydent jednego Polaka z Nowogrodzkiej – Andrzej Duda. Otworzył mi oczy i skierował mój wzrok na to, czego nie widziałem. Przemawiając ostatnio do ludu miast i wsi, nie ukrywał swojej niechęci, wręcz wrogości do władzy sądowniczej. „Ja nigdy nie zrozumiem tego, jak sędziowie Sądu Najwyższego mogli orzekać w tym samym sądzie, w którym obok nich siedział sędzia załatwiający na zlecenie sprawy w Sądzie Najwyższym. I taki człowiek orzekał razem z nimi i im to nie przeszkadzało. Nie wyciągnięto wobec niego żadnych konsekwencji prawnych, dyscyplinarnych!”. Nie będę już dalej ironizował, tylko zapytam wprost: czego pan nie może zrozumieć? Władza sądownicza jest tak samo przeżarta korupcją, kolesiostwem, układami jak władza ustawodawcza i wykonawcza. Włodarze wszystkich opcji politycznych mają na swoim koncie wiele afer i skandali. Dzięki ich rządom wyparowały z państwowej kasy miliardy złotych i nikt za te przewały nie trafił do więzienia. Złodziejski proceder ludzi władzy uznano za koszty przemian ustrojowych. Koniec, kropka! Ja za to nie mogę pojąć, jak taki nabożniś, moralista, niezłomny antykomunista mógł wręczyć nominację sędziowską do Trybunału Konstytucyjnego wielce zasłużonemu prokuratorowi stanu wojennego towarzyszowi Piotrowiczowi i nie spalić się ze wstydu. To prawdziwy cud. Ba, prezydent Duda niepomny uścisku dłoni, gratulacji i życzeń złożonych Piotrowiczowi w dalszej części owego płomiennego przemówienia oświecił ciemny lud i zaapelował do niego: „Ten system musi być, zostać zmieniony i do tego konieczne jest wsparcie ze strony państwa, zwykłych obywateli. Bo jeśli tego wsparcia nie będzie, to nadal będziemy wszyscy razem żyli w tym POSTKOMUNISTYCZNYM systemie! Czas na to, aby to zmienić, żeby to się wreszcie skończyło!”. I tu mnie zamurowało! Nie wiedziałem, że od 30 lat żyję w postkomunistycznym kraju!
ANTONI SZPAK PS Teraz gdy Duda obnażył całkowicie postkomunę, zdałoby się ponownie wybrać go na prezydenta, bo tylko on, stojąc na czele Narodu, wyzwoli Polskę z neomarksistowskiego jarzma!
Czymże nie zajmuje się Narodowe Centrum Kultury, aby uzasadnić swoje istnienie? Zanim dam się namówić na debatę o „kształtowaniu świadomości językowej Polaków… i uświadomienie, że językiem posługuje się każdy”… oraz nauczę się piosenki „Pokaż mi język” (kiedyś u nas w przedszkolu było to zabronione), pozwolę sobie dla potrzeb tego, o czym chcę dzisiaj pisać, zakomunikować, że… szlag mnie trafił!
Krakowski marszałek samorządowy zapowiedział dymisję dyrektorów instytucji kultury, którzy zajmują te stanowiska bez konkursów. Na razie dotyczy to dyrektorów Opery Krakowskiej – Bogusława Nowaka i Filharmonii – Bogdana Toszy. Chodzi o dwóch doświadczonych fachowców, których trudno będzie zastąpić debiutantami z bezrozumnych konkursów.
Znam obydwu od lat, jeszcze z czasów wspólnego działania w Stowarzyszeniu Dyrektorów Teatrów. W ostatnich latach mniej pilnie śledziłem poczynania
Bogdana Toszy, który po dyrektorowaniu teatrom we Wrocławiu i w Katowicach zajął się kierowaniem Filharmonią Krakowską, podobno z dobrym skutkiem.
Natomiast Bogusław Nowak jest postacią, o którą powinni ubiegać się samorządowi marszałkowie chcący – jak to często określają – „mieć spokój” z teatrami operowymi na swoim terenie. Jako menedżer przed laty wyszedł z kręgu ekipy Teatru Starego, ma za sobą funkcjonowanie w radiu i telewizji, a przede wszystkim współpracę na stanowisku zastępcy dyrektora z Ewą Michnik, wybitnym szefem Opery Krakowskiej, która w okresie swych największych sukcesów również przestała podobać się w Krakowie.
Osiągnięcia Bogusława Nowaka podczas ostatnich kilkunastu sezonów to nie tylko dobrze skompletowane zespoły artystyczne, cała plejada świetnych solistów, premiery operowe i baletowe, na które często zjeżdża cała tzw. operowa Polska. Zbudował repertuar rozległy, urozmaicony, często odważny, dobrze przemyślany i przygotowany, zwykle z udziałem wybitnych realizatorów, ale często w roli głównej z Katarzyną Oleś-Blachą, która ostatnio zaśpiewała Matkę Boską, a więc zbliża się do beatyfikacji. Obecny dyrektor Opery Krakowskiej ma na swym koncie niebagatelną liczbę znaczących inicjatyw kulturalnych: Festiwal Mrożka, spektakle i koncerty w Niepołomicach, na Skałkach, w Kopalni Soli w Wieliczce, Letni Festiwal Opery Krakowskiej oraz coroczne spektakle i wieczory galowe na Wawelu. Jego autorskie programy Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy w latach 2014 – 2015 były najlepsze od czasu, kiedy czynił to Bogusław Kaczyński.
Zebrawszy różnorakie dokonania Bogusława Nowaka związane z wykonywaniem zawodu dyrektora teatru operowego, należy postawić pytanie: w jakim celu, przed jakim gremium i z jakiej przyczyny chciałoby się poddawać procedurze konkursowej profesjonalistę, którego kwalifikacje, działalność i dokonania są powszechnie znane nie tylko w Krakowie i okolicach, ale na forum krajowym, gdzie jego dorobek jest oceniany jeszcze wyżej niż w rodzinnym mieście.
„Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju”. Wiem o tym dobrze, patrząc, jak zniszczono moją wieloletnią pracę w Poznaniu. Ale nawet tam nikt nie wpadł na pomysł, aby egzaminować mnie z tego, czego się dorobiłem, co umiem i – jak mój młodszy kolega krakowski – potrafiłem tymi umiejętnościami służyć swemu teatrowi, jego załodze i licznym bywalcom Gmachu pod Pegazem.
Drogi Bogusławie! Ciągle wierzę, że to jakieś nieporozumienie. Jeżeli „dobra zmiana” spróbuje Cię zawlec przed jakiekolwiek oblicze konkursowe, zdecydowanie się powstrzymaj. Ewentualnie mógłbyś swoją osobą zaszczycić i ozdobić taką komisję jako jej przewodniczący, ale wpierw musiałbyś uwierzyć w jakikolwiek sens konkursów na dyrektora teatru.
Tymczasem życzę Ci spokoju, rozwagi, przyjaznych ludzi wokół, dobrych świąt i – mimo wszystko – pomyślności w Nowym Roku. Jeśli zmuszą Cię do opuszczenia Twojego teatru, natychmiast powinni zgłosić się inni – bo przecież chyba nie wszyscy oszaleli – którym do prowadzenia dużej instytucji kultury będziesz potrzebny, bo jesteś w pełni sił, powszechnie ceniony i doskonale sprawdzony w tej trudnej, skomplikowanej, ale jakże fascynującej materii.
Wprawdzie „szlag mnie trafił”, ale jak tylko wydobrzeję, przyjadę do Krakowa, najlepiej na spotkanie z publicznością, zobaczyć i usłyszeć Oleś-Blachę w roli Matki Boskiej, ale przede wszystkim do Ciebie!