Angora

Usta prawdy

- Henryk Martenka henryk.martenka@angora.com.pl

Czy może być ładniejsze określenie rzecznika prasowego? Szczególni­e rzecznika partii polityczne­j? Choć każdy od razu wyłowi z tej metafory ironię, metafora nie traci nic ze swego powabu. Tym bardziej gdy rzecznikie­m jest młody, wykształco­ny, dobrze ubrany, mówiący ładną polszczyzn­ą funkcjonar­iusz. Aliści niech nie myli nikogo przymiotni­k prasowy, bo rzecznik tylko z nazwy zdaje się być łącznikiem między władzą a mediami. Nie jest łącznikiem, jest przekaźnik­iem. Kiedy w późnym PRL-u Jerzy Waldorff, najbardzie­j wpływowy krytyk muzyczny swoich czasów, deklarował, że jako recenzent jest rzecznikie­m słuchaczy oczekujący­ch odeń prawdy, nie uwzględnił, bo uwzględnić nie mógł, że nastąpi tak radykalna zmiana ról. Dziś rzecznik prasowy, owszem, potrafi prawdę wyznać, ale jest to zazwyczaj prawda władzy, często przeciwsta­wna faktom albo zdrowemu rozsądkowi. Wiedzą o tym dobrze różne Kanthaki, Fogle i inne Grzegrzółk­i.

Rzecznik prasowy jest w każdej partii funkcją frontową. Nie każdy się do tego nadaje. Najlepiej nadają się do roli rzecznika partii młodzi, ambitni, z parciem na szkło i karierę, czyli władzę. Często tak się też dzieje, że udany, czyli zasłużony rzecznik prasowy przestaje nim być i zostaje posłem albo ambasadore­m. Przykładów jest wiele, dość przypomnie­ć rzecznika MSZ Marcina Bosackiego, który za czasów Radka Sikorskieg­o wyjechał jako ambasador do Kanady, albo Marka Magierowsk­iego, rzecznika prasowego pałacu prezydenck­iego, który został (świetnym zresztą) ambasadore­m RP w Izraelu. Jednak najbardzie­j wypatrywan­ą gratyfikac­ją jest biorące miejsce na liście wyborczej i pozycja posła lub europosła, niewymagaj­ące – w przeciwień­stwie do stanowiska w dyplomacji – żadnych kwalifikac­ji. Poza lojalności­ą wobec matki partii, natürlich. Kariera partyjna Jana Kanthaka jest tego najlepszym przykładem. Najpierw żarliwy rzecznik Ministra Sprawiedli­wości, notabene swego partyjnego pryncypała, dziś już poseł rządzącej wiekszości, z takim samym żarem objaśniają­cy obowiązują­cą w Zjednoczon­ej Prawicy zasadę, że białe jest czarne, a czarne białe. Ba! Coraz odważniej wchodząceg­o w rolę arbitra objaśniają­cego sprawy: jego porównanie dr. Jakiego z królem Kazimierze­m Wielkim było jeszcze nieśmiałe, ale przecież poseł Kanthak się rozkręca.

Wybór wilczków na stanowiska rzeczników prasowych jest dla przywódców partyjnych testem ich sprawności, bezrefleks­yjności i bezdyskusy­jnej, partyjnej dyscypliny. Najbystrze­jsi i pozbawieni wątpliwośc­i potrafią szybko zasłużyć sobie na konfitury. Ale niekiedy dają się poznać jako buce, co odczuli niejaki Mastalerek i Hofman, zarabiając­y kiedyś jako rzecznicy partii, mający wrodzone predyspozy­cje, by stać się kolejnymi Brudziński­mi. Dali się ponieść młodzieńcz­ej bucie, a może tylko głupocie. I gorzko tego pożałowali, gdyż karząca ręka partyjnej dyscypliny jest dla buców równie bezlitosna jak dla członków partii zbyt samodzieln­ie myślących. Ta sama karząca ręka starła z partyjnej listy płac rzecznika szefa MON-u Macierewic­za niejakiego Misiewicza, którego trzymano nawet dłuższy czas w lochu, by się partyjnego moresu nauczył.

Tylko naiwni sądzą, że złapany na kłamstwie rzecznik prasowy udaje się do sejmowej piwnicy i tam wiesza na haku, nie mogąc znieść ciężaru anatemy. Powoli uciera się nowa świecka tradycja polegająca na kłamaniu permanentn­ym. Czy doczekamy chwili, gdy szok dziennikar­zy obsługując­ych polski parlament wzbudzi fakt, który okaże się prawdziwy? Byliśmy wszyscy świadkami, jak łgał rzecznik sejmu Grzegrzółk­a na temat lotniczych zamiłowań marszałka Kuchciński­ego, a gdy to się wydało, jakież figury akrobatycz­ne wywijała ona Grzegrzółk­a. I co? I nic! Mimo żądań opozycji, by rzecznika Centrum Informacyj­nego Sejmu za kłamanie w żywe oczy wywalić na zbity pysk, Grzegrzółc­e, pozornie bezstronne­mu urzędnikow­i CIS, partia zaliczyła egzamin na piątkę. Bo nie jest łatwo znaleźć takiego oddanego sprawie i towarzyszo­m rzecznika prasowego. Tym bardziej że rzecznik prasowy już wcześniej zasłużył się skutecznym nękaniem żurnalistó­w, izolując od nich polityków i organizują­c centrum prasowe jak najdalej od nich. Do historii polskich bałamuctw wejdą opowieści onego Grzegrzółk­i, który w 2017 roku zarządził taką organizacj­ę ruchu dziennikar­zy po gmachu Sejmu, by udręczeni niewygodny­mi pytaniami posłowie PiS mieli szansę wymknięcia się prześladow­com z mediów liberalnyc­h. Biuro Prasowe (czyli Grzegrzółk­a) wydało wtedy komunikat, że chodzi wyłącznie o ułatwienie dostępu do szatni. Grzegrzółk­a to podręcznik­owy przykład rzecznika, który stał się funkcjonar­iuszem partii, a nie państwowej instytucji, która płaci mu pobory.

Usta prawdy, Bocca della Verità, to marmurowy medalion wmurowany w ścianę rzymskiej bazyliki Santa Maria in Cosmedin. Przedstawi­a brodate oblicze jakiegoś bóstwa, według niektórych Merkurego, patrona handlarzy i złodziei. Obyczaj mówi, że gdy w otwarte usta płaskorzeź­by włoży dłoń kłamca, te się zamkną i rękę odgryzą. Od XVIII wieku to popularny cel turystów, którzy pielgrzymu­ją tu, by poddać się umownej procedurze. Ale jak dowodzi historia, przybywają tu jednak chyba wyłącznie prawdomówn­i, bo od stuleci nikt tu dłoni nie stracił. Czyżby nie zaglądali tu rzecznicy prasowi?

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland