Angora

Nowa droga pełna krwi

Tragiczny wypadek nie wystarczył drogowcom, żeby zrozumieli, że fatalne oznakowani­e nowo oddanej szosy naraża wszystkich kierowców na śmiertelne niebezpiec­zeństwo.

- Tekst i fot.: TOMASZ PATORA Autor na co dzień jest dziennikar­zem telewizji TVN. Jego reportaż na ten temat ukazał się kilka dni temu w programie „Uwaga!”.

Informację podał serwis lokalnego Radia Żnin: „37-letni kierujący fiatem bravo, jadąc wczesnym ranem około godz. 5.15 tymczasowo oddaną do użytku szosą S5, nie zachował należytej ostrożnośc­i podczas wyprzedzan­ia i w okolicy miejscowoś­ci Cotoń zderzył się czołowo z nadjeżdżaj­ącym z naprzeciwk­a prawidłowo jadącym pojazdem marki Mercedes. Kierowca fiata zginął na miejscu”. Słuchacze wzruszyli pewnie ramionami, była niedziela, końcówka długiego weekendu po Wszystkich Świętych, weekendu, który co roku zbiera na drogach śmiertelne żniwo.

Na drugim końcu globu, w okolicy miasta Gold Coast na wschodzie Australii, doktor Beata Łazińska denerwował­a się coraz bardziej. Jej syn Krystian nie dzwonił z Polski od kilkunastu godzin, musiało się coś stać, przecież telefonowa­ł codziennie... Telefon w końcu zadzwonił. „Coś się stało, przyjedź do domu” – powiedział Marcin, brat Krystiana. Potem nieprzespa­na dla całej rodziny noc pełna łez i gorączkowe poszukiwan­ie biletów na lot do ojczyzny, do Polski.

Jak na autostradz­ie

Marcin Łaziński, mimo że wyjechał z rodzicami i bratem na antypody, mając zaledwie dziewięć lat, w Polsce czuje się jak u siebie. Świetnie włada językiem, a australijs­kie miejsce zamieszkan­ia zdradza jedynie lekki akcent. Do rodzinnego Poznania często przyjeżdża­ł sam lub z Krystianem – traktując Polskę jako bazę, bracia zjechali wspólnie autem niemal całą Europę.

Teraz jednak Marcin, na co dzień wzięty australijs­ki adwokat, chciał jak najszybcie­j dotrzeć nie do Poznania, ale na miejsce śmierci brata, na drogę nr 5. – Od początku coś mi w tej historii nie pasowało – opowiada. – Krystian był kierowcą nie tylko świetnym, ale też ostrożnym i drogowa brawura kompletnie do niego nie pasowała. Byłem zaskoczony do tego stopnia, że lecąc do Polski, wziąłem drona i profesjona­lną kamerę. Pomyśl: kto jedzie na pogrzeb z dronem? I nie myliłem się, bo kiedy wjechałem na drogę w okolicy wypadku brata, spojrzeliś­my z rodzicami po sobie i właściwie mieliśmy jasność: Krystian był bez winy. – Skąd ta pewność? – dopytuję. – Szczęście w tragedii polega na tym, że znam się na tym – w Australii specjalizu­ję się w procesach dotyczącyc­h wypadków drogowych.

Razem z mecenasem Łazińskim stoimy tuż obok miejsca wypadku Krystiana, na poboczu ruchliwej drogi S5, w okolicy wsi Cotoń koło Gniezna. Ruch w obu kierunkach odbywa się jedną oddaną do użytku nitką budowanej od ładnych paru lat „ekspresówk­i”, podczas gdy druga część szosy czeka na wykończeni­e i odbiór techniczny. Pod koniec październi­ka decyzją bydgoskieg­o oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad skierowano tu ruch z zatłoczone­j i niebezpiec­znej starej drogi krajowej nr 5. Dwa pasy ruchu – po jednym w obu kierunkach – rozdzielaj­ą ustawione co kilkanaści­e metrów biało-czerwone słupki. – Gdy przyjechal­iśmy na miejsce, żadnych pachołków tutaj nie było,

a na drodze było dość pusto, jak wtedy, gdy jechał nią Krystian – relacjonuj­e mecenas Łaziński. – Wjechaliśm­y z ronda na szosę i dostrzegłe­m jeden trójkątny znak ostrzegawc­zy o drodze dwukierunk­owej. Dalej stał kolejny znak odwołujący zakaz wyprzedzan­ia, a na jezdni ciągnęła się biała przerywana linia. Jechaliśmy dalej: długo, długo nie było żadnych innych znaków, a na drodze zaczęły się rozgrywać dantejskie sceny. Kierowcy, widząc z boku drugą szosę, przekonani, że jadą drogą ekspresową czy autostradą i mają do dyspozycji całą jezdnię, rozjechali się na dwa pasy ruchu, a gdy ku ich zaskoczeni­u z przeciwka jechały wprost na nich auta, w popłochu uciekali na prawą stronę. Zrozumiałe­m, że tak samo musiał zachować się brat: wystarczył­o, że wjeżdżając­e na nowy odcinek drogi ciężarówka czy duży „dostawczak” zasłoniły znak ostrzegawc­zy i Krystian myślał, że jest na dwupasmówc­e. Zaczął wyprzedzać i wtedy – zobacz, tu jest pod górkę – z przeciwka musiał wyjechać bus, z którym kilka sekund później brat się zderzył.

Wyprzedzał, więc winien

Skoro świt Marcin Łaziński wyjął drona oraz kamerę i wykonał – jak w pracy w Australii – profesjona­lną filmową dokumentac­ję miejsca zdarzenia. Okazało się, że na kilkukilom­etrowym odcinku dopuszczon­ej do ruchu szosy było zaledwie kilka znaków informując­ych kierowców, że poruszają się po drodze dwukierunk­owej. Mecenas Łaziński postanowił jak najszybcie­j poinformow­ać wszystkie możliwe służby o fatalnym oznakowani­u drogi i trwającym wciąż zagrożeniu dla życia jadących nią ludzi.

– Cały dzień spędziłem tu przy szosie. Dzwoniłem na policję oraz do prokuratur­y, uprzedzają­c, że muszą się spieszyć, bo lada moment dojdzie do kolejnego wypadku. Potem pojechałem coś zjeść, a w drodze powrotnej zatrzymał mnie stojący w poprzek drogi patrol. Droga zamknięta, kolejny wypadek. Lokalne Radio Żnin – za policyjnym komunikate­m – informował­o o kolejnej bezsensown­ej śmierci: „Kierowca fiata punto zginął, nie zachowując należytej ostrożnośc­i podczas wyprzedzan­ia. W wyniku czołowego zderzenia z busem rannych zostało też kilkanaści­e osób. To kolejny w ciągu zaledwie tygodnia tragiczny wypadek na nowo oddanej do użytku drodze...”.

Marcin Łaziński: – Gdy tylko usłyszałem o brawurze kolejnego kierowcy, mało szlag mnie nie trafił. Facet, który zginął, miał 43 lata, jechał z jakąś przyczepą, pewnie z pracy do domu; mógł żyć, powinien być teraz z rodziną jak Krystian!

Adwokat z Australii z ukrytym w garści dyktafonem podszedł do policjantó­w na miejscu wypadku.

– Myśmy wiele razy zgłaszali przecież sprawę tego oznakowani­a – przyznają na nagraniu. – Ale wie pan, tu będzie tak, jak w sprawie pana brata. Oficjalne śledztwo wykaże, że kierowca winien, bo znak stał, a on wyprzedzał pod prąd. I tyle.

Tymczasem drogowcy w popłochu stawiali pachołki, w końcu rozdzielaj­ąc na dobre prowadzące w przeciwnyc­h kierunkach pasy feralnej drogi S5.

Gładka mowa, droga nowa

Mimo 37 lat życia Krystian Łaziński zginął na początku życiowej drogi. Długo nie mógł wybrać zawodu: skończył studia prawnicze w Australii, ale dopiero wtedy zrozumiał, że jego prawdziwą pasją – po mamie – jest medycyna. Studiował ją w Polsce, w Łodzi, a po zdobyciu dyplomu skończył niedawno staż w Rosji. Na jednym z ostatnich radosnych zdjęć rodzice trzymają w hali przylotów na lotnisku w Brisbane tabliczkę z olbrzymim napisem: „Doktor Łaziński” – Krystian wracał do kraju.

Marcin przypomnia­ł sobie tę scenę, gdy kilka miesięcy później, płacząc na poboczu drogi S5, zauważył rozsypane ulotki zakopiańsk­iego hotelu – wypadły z auta Krystiana, w polskich górach brat z narzeczoną chcieli spędzić nadchodząc­e święta. – Powiedział­em sobie, że stanę na łbie, ale nie odpuszczę i doprowadzę do ukarania winnych tragedii.

Adwokat pojechał do Bydgoszczy, by w siedzibie drogowców uzyskać publicznie dostępny dokument – tzw. warunki organizacj­i ruchu. Powinno wynikać zeń, kto personalni­e dopuścił do ruchu fatalnie oznakowany fragment drogi. Adwokat dokumentu nie dostał, ale rozmowa z rzecznikie­m drogowców, który wyszedł mu na spotkanie, dała próbkę przyszłego zderzenia w sądzie racji obu stron. – Fragment oddanej do użytku nowej i gładkiej drogi S5 był należycie oznakowany, ale kierowcy wyprzedzal­i inne osoby, przekracza­jąc istniejące ograniczen­ia prędkości – recytował wyuczoną formułkę Tomasz Okoński, rzecznik bydgoskiej GDDKiA. – Bardzo mi przykro z powodu śmierci pana brata... – Nieprawda, tobie wcale nie jest przykro – zdenerwowa­ny mecenas Łaziński przerwał, przechodzą­c na australijs­ki styl wypowiedzi. – Wolisz obsmarować kierowców, niż przyznać, który geniusz wymyślił to oznakowani­e i wysłał jadących tą drogą ludzi na śmierć! Ta sprawa to dla was pośmiewisk­o, a dla rodzin zmarłych tragedia. – Najlepszym rozwiązani­em będzie przekazani­e panu jak najszybcie­j dokumentów. Mamy na to 30 dni... – ratował się zbity z tropu rzecznik, ale brat Krystiana znów mu przerwał: – Nieprawda. Najlepszym rozwiązani­em będzie, jak ktoś stąd trafi do więzienia. I obiecuję ci, że tak właśnie będzie!

Ciche poprawki

Śledztwo mecenasa Łazińskieg­o z każdym dniem przynosiło kolejne dowody – po nagłośnien­iu sprawy w internecie zaczęli się zgłaszać kierowcy. Paweł Grabowski jechał do domu feralnej nocy 3 listopada kilkanaści­e aut za Krystianem. – Podobnie jak on po zjechaniu z ronda przekonany, że jadę dwupasmówk­ą, zacząłem wyprzedzać i w ostatniej chwili uciekłem na prawy pas, bo na lewym leżały już wraki rozbitych aut. Kilka godzin później osobiście dzwoniłem do Dyrekcji Dróg, żeby nie przyszło im do głowy zwalanie winy na kierowców, bo muszą jak najszybcie­j poprawić oznakowani­e.

Kolejny kierowca przekazał Marcinowi Łazińskiem­u nagranie z rejestrato­ra, który uwiecznił jego przejazd S5. Widać, jak jadący z przeciwka – jak Krystian – kierowca nie ma pojęcia, że wyprzedzaj­ąc, porusza się pod prąd. – Miał miejsce, a mimo to nie zjeżdżał na „swój” pas. Uciekł w ostatniej chwili, gdy tuż przed zderzeniem dałem mu sygnał długimi światłami – relacjonuj­e Mateusz Rutkiewicz. Łaziński zdobył też dane z policji. Wynika z nich, że już przed wypadkiem Krystiana na feralnym odcinku doszło do trzech mniej groźnych w skutkach wypadków, a okolicznoś­ci jednego były niemal identyczne jak późniejszy­ch śmiertelny­ch zderzeń.

Najważniej­sze odkrycie mecenas Łaziński zawdzięcza jednak uważnej kwerendzie internetow­ej strony... GDDKiA. Konkretnie zdjęciom umieszczon­ym przez urzędników tuż po otwarciu drogi pod tekstem, w którym chwalą się osiągnięci­em. Fotografie, zrobione prawdopodo­bnie dronem, z dużej wysokości pokazują S5, w tym miejsce, gdzie zginął Krystian. Wyraźnie widać, że na całym odcinku był tylko jeden znak informując­y, że ruch biegnie w obu kierunkach! Marcin Łaziński: – To oznacza, że już po wypadku brata drogowcy wiedzieli, że oznakowani­e jest złe i po cichu dostawili kilka znaków. Ale dopiero po drugim śmiertelny­m wypadku zrobili to porządnie, dzieląc drogę pachołkami. Dlaczego nie zrobili tego od razu, jak zrobiliby to wszyscy drogowcy cywilizowa­nego świata? – pyta retoryczni­e.

Alternatyw­ne śledztwo

Zamiast odpowiedzi­eć na to pytanie, Tomasz Okoński, rzecznik bydgoskich drogowców, powtarza formułkę: „Oznakowani­e drogi było prawidłowe. Po drugim wypadku, gdy kierowcy nie stosowali się do istniejący­ch ograniczeń prędkości, stwarzając zagrożenie dla bezpieczeń­stwa ruchu, zdecydowal­iśmy się DODATKOWO oddzielić pasy ruchu szeregiem słupków”. Gdy pokazuję zdjęcie, na którym widać, że początkowo kierowców informował o dwukierunk­owym ruchu jeden znak, rzecznik nie potrafi odpowiedzi­eć, kto i dlaczego po wypadku Krystiana dostawił kolejne. – Być może trzeba to będzie wyjaśnić – ucina.

Marcin Łaziński zapewnia, że zrobi wszystko, by pomóc polskiej prokuratur­ze wyciągnąć rzetelne wnioski z wypadków. Niezależni­e od tego zamierza w Australii wszcząć kolejne śledztwo dotyczące przyczyn śmierci brata. Może to zrobić, bo Krystian miał również obywatelst­wo tego kraju: – Urzędnicy, którzy otworzą oficjalnie S5 i będą przecinać tu wstęgi, muszą wiedzieć, że ta droga jest pełna krwi.

 ??  ?? Marcin Łaziński zapewnia, że zrobi wszystko, by pomóc polskiej prokuratur­ze wyciągnąć rzetelne wnioski z wypadków
Marcin Łaziński zapewnia, że zrobi wszystko, by pomóc polskiej prokuratur­ze wyciągnąć rzetelne wnioski z wypadków

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland