Spokojny i grzeczny sąsiad...
Zadał swojej żonie kilkanaście ciosów tłuczkiem do mięsa, a później wielokrotnie dźgał ją jeszcze nożem. Przed sądem oświadczył, że zasługuje na karę śmierci (2)
Świadek Alicja S. to matka pierwszej żony oskarżonego. Zeznała przed sądem, że Piotr B. mieszkał z nimi pod jednym dachem przez prawie dziesięć lat. A później wiele razy uciekał do niej po awanturze ze swoją nową żoną.
– W 2003 roku córka wyjechała za granicę z uwagi na trudną sytuację finansową i zostawiła nam pod opiekę dwóch synów. Przez pewien czas Piotr mieszkał jeszcze z nami, ale poznał jakąś młodą dziewczynę i wyprowadził się, a chłopcy byli pod moją opieką. Z tego nowego związku oskarżony miał trzeciego syna, ale czasami nas odwiedzał.
Kobieta, pytana przez sąd, jakie miała relacje z byłym zięciem, odpowiedziała:
– Jak z nami mieszkał, to był bardzo spokojnym, wręcz flegmatycznym człowiekiem. Nie nadużywał alkoholu, może czasami wypił jakieś piwo. Nie wiem, co się z nim działo, ale ten kolejny związek też się rozpadł i za jakiś czas poznał Irenę, czyli pokrzywdzoną. – Znała ją pani? – Miałam z nią bardzo rzadko kontakt, czasami przychodzili razem z Piotrem w odwiedziny do jego synów, ale z górą na pół godziny. Ze słyszenia wiem, że bardzo dobrze im się układało do ślubu, ale później zaczęły się kłopoty. Piotr uciekał z domu i przychodził często w nocy do mojego domu. Skarżył się, że jest bity i rzeczywiście był posiniaczony. Pokazywał mi też na zdjęciach w telefonie zdemolowane mieszkanie, rozbity telewizor. Kiedyś przyszedł z guzem pod okiem, bo Irena rozbiła mu na głowie wazon.
Nocne wizyty u byłej teściowej
Sąd chciał się dowiedzieć, jak często oskarżony przychodził do domu świadka.
– Wówczas, jak już nie mógł wytrzymać we własnym mieszkaniu. Czasami przyjeżdżał o 22, czasami o drugiej w nocy, a czasami o ósmej rano. Skarżył się na Irenę i mówił, że musi wszystko przemyśleć. A jak przemyślał, to wracał do niej. Pewnego dnia przypadkowo spotkałam na ulicy Irenę i zapytałam ją o postępowanie wobec Piotra. Mówiłam, że powinna się leczyć, brać jakieś leki na uspokojenie, a nie bez przerwy bić męża. Przyznała mi rację, ale na tym rozmowa się skończyła.
– Czy coś pani wiadomo o agresji oskarżonego wobec pokrzywdzonej?
– Piotr mówił mi, że gdy zaczynała się kłótnia, to zamykał się w drugim pokoju, żeby nie zrobić krzywdy Irenie. Zapewniał, że tego nie chce. Po jednej z kolejnych awantur przyszedł do mnie i powiedział, że Irenę zabrała karetka na oddział psychiatryczny. Doradziłam mu wtedy, żeby dobrze przemyślał sobie ten związek. Obiecał, że to przemyśli, ale za trzy dni poszedł ją odebrać ze szpitala, bo zapewniał, że bardzo ją kocha. Ciągle jednak mu powtarzałam: „Piotruś, zrób coś, bo ona cię zabije”. A stało się odwrotnie, co jest dla mnie szokiem.
– Jak pani zapamiętała pokrzywdzoną, kiedy bywała z oskarżonym u pani w domu?
– Zawsze była uśmiechnięta i bardzo sympatyczna. Jak sobie to skojarzyłam z opowieściami Piotra, to nie bardzo potrafiłam sobie wyobrazić, jak taka kobieta mogła się tak bardzo zmieniać w domu.
Oskarżyciela interesowało, czy świadek wiedziała, że Piotr B. zażywa środki odurzające.
– Nigdy mi nie mówił o żadnych narkotykach i dopalaczach, a i sama nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek był pod ich wpływem. Kiedyś wspominał, że Irena coś kupuje z tych rzeczy, ale nie pamiętam, jak to nazywał. W każdym razie przy mnie zachowywał się normalnie.
Na zewnątrz bardzo zgodna para
Małgorzata Z. to sąsiadka oskarżonego:
– Nie mogę złego słowa na jego temat powiedzieć. Był zawsze grzeczny i zawsze mówił dzień dobry. Nigdy nie widziałam go pijanego albo agresywnego. Jak u nich w mieszkaniu były awantury, to tylko pokrzywdzonej krzyki słyszałam, nigdy głosu pana Piotra. Świadek Łucja K.: – Z mieszkania oskarżonego często dochodziły hałasy, jakby tresura psa tam była. Wiem też, że przyjeżdżała policja, i to często. Świadek Jan Ż.: – Oskarżony zawsze był bardzo grzeczny i nigdy nie słyszałem awantur w jego wykonaniu. Tylko jego żona zawsze krzyczała. Kiedyś Piotr B. zapukał do mnie i powiedział, że potrzebuje pomocy. Był zakrwawiony i moja żona wezwała pogotowie.
– Często słyszał pan awantury u sąsiadów z poddasza?
– Kilka razy, i zawsze słyszałem tylko głos tej pani. Nie wiem jednak, z jakiego powodu były te kłótnie, bo nie rozróżniałem słów. Dodam jeszcze, że na zewnątrz to była bardzo zgodna para i nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Owszem, jak się kłócili, to się kłócili, ale jak wychodzili razem, to byli zgodni.
W podobnym tonie zeznawali też inni sąsiedzi i prawie zawsze powtarzał się wątek, że to pokrzywdzona była inicjatorem awantur.
Świadek Barbara D. sprawowała nadzór kuratorski nad pokrzywdzoną:
– Trafiła do mnie, bo miała jakieś wyłudzenia finansowe i musiała spłacać zadłużenie. Nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia...
– Dlaczego pani tak uważa? – dociekał sąd.
– Z taką arogancją opowiadała, że ma trójkę dzieci w rodzinach zastępczych, a opiekę rodzicielską nad jednym dzieckiem odebrano jej zaraz po porodzie. Z tego, co się później dowiedziałam, było tak, bo trafiła na porodówkę w stanie upojenia alkoholowego. Podczas rozmowy odniosłam wrażenie, że w ogóle nie interesuje się losem swoich dzieci. Zapewniała mnie natomiast, że nie nadużywa alkoholu i nie bierze środków odurzających, że jest tylko bardzo nadpobudliwa. O wszystkim opowiadała takim potokiem słów, jakbym słyszała karabin maszynowy. Ale tak naprawdę nie okazywała żadnych emocji. – Czy opowiadała coś o oskarżonym? – Mówiła, że niedawno wyszła za mąż i chce mieć dziecko z kolejnym partnerem. Dla mnie to był szok, bo ona przecież urodziła już wiele dzieci, którymi się nie zajmowała. Mogę powiedzieć, proszę wysokiego sądu, że wiele osób
w swoim życiu nadzorowałam, ale ich nie pamiętam. A pani Irena zrobiła na mnie ogromne wrażenie, negatywne oczywiście.
Po prostu nienaganny pracownik
Oskarżony pracował jako stolarz w firmie Sławomira B.
– O tym zdarzeniu dowiedziałem się na urlopie. Zadzwonił do mnie pracownik i powiedział, że Piotr zabił żonę. Nie chciało mi się w to wierzyć, bo znałem oskarżonego bardzo dobrze. Pomyślałem: przecież on nie byłby do czegoś takiego zdolny. Zawsze w pracy zachowywał się bardzo grzecznie, był bardzo koleżeński. Nie spóźniał się, był sumienny. Po prostu nienaganny pracownik. I nawet muchy nie potrafiłby skrzywdzić. – Dlaczego pan tak sądzi? – pytał sąd. – Był bardzo kochającym mężem i dbał o swoją żonę – zawsze zamawiał dla niej ciasto, jak wracał do domu. A ona z kolei była bardzo agresywna wobec niego.
– Czym przejawiała się ta agresja? – dociekał mecenas Maciej Przybył, obrońca oskarżonego.
– Trudno mi podać jakiś konkretny przykład, ale zauważyłem, że jak Piotr rozmawiał z żoną, to ona wymachiwała przed nim rękoma. Prosiłem go, żeby jego szanowna małżonka nie przychodziła do zakładu, bo nikomu nie są potrzebne awantury w pracy.
– Jak się oskarżony zachowywał wobec żony?
– Zawsze był grzeczny, czasami tylko płakał. Koledzy doradzali mu, żeby się rozstał z panią Ireną, bo ten związek do niczego dobrego nie doprowadzi.
– Czy zdarzało się, że Piotr B. był w pracy pijany? – to pytanie prokurator Małgorzaty Zdrojewskiej-Gutowskiej.
– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Zresztą on miał bardzo odpowiedzialną pracę, przy pile mechanicznej. Nie mógł więc sobie pozwolić na nietrzeźwość. Prawdą jest, że gdy go przyjmowałem, to krążyły opinie, że lubi się napić. Dałem mu jednak kredyt zaufania i nie zawiódł mnie nigdy.
– Często rozmawiał pan z pokrzywdzoną?
– Niejednokrotnie przychodziła do mnie i zawsze prosiła o to samo: żeby Piotrowi dawać zaliczki, bo ciągle im brakuje pieniędzy.
Przed sądem zeznawali także biegli z zakresu psychiatrii i psychologii.
Dr Anna Wolska to biegła psycholog, emerytowany pracownik Uniwersytetu Szczecińskiego. Oceniła potencjał intelektualny oskarżonego jako bardzo wysoki, którego jednak nie wykorzystuje w swoim działaniu i zachowaniu. Pytana przez sąd, z czym jest to związane, odpowiedziała:
– To skutki wieloletniego nadużywania alkoholu i innych toksycznych środków, a także przyjętego stylu życia. To powoduje, że Piotr B. nie rozwija swoich potrzeb poznawczych. Brakuje mu stymulacji, takiego życiowego uczenia się i przyjmowania coraz bardziej skomplikowanych życiowych strategii. Nie stawia sobie żadnego celu, nie rozwiązuje samodzielnie wielu problemów.
Biegła zwróciła też uwagę, że wielokrotnie w wyjaśnieniach oskarżonego pojawiła się postawa manipulacyjna. Pytana o osobowość nieprawidłową stwierdzoną u Piotra B. wyliczyła:
– Charakteryzuje się spłyconą uczuciowością wyższą, tendencją do wycofywania się, wielką koncentracją na samym sobie, niedojrzałością procesów obronnych. Ma także kłopoty z emocjami, ale z drugiej strony wysoki potencjał intelektualny pozwala na kontrolę tych emocji. Musiałby jednak włożyć w to więcej wysiłku.
Pogłębiająca się patologia
Oskarżonego pogrąża też opinia biegłej z zakresu psychiatrii. Dr Iwona Niedzielska zeznała:
– Zachowanie Piotra B. podczas zbrodni w żaden sposób nie odbiegało od sposobu jego dotychczasowego funkcjonowania od 20. roku życia, kiedy zaczął nadużywać alkoholu. Dokładniejsza analiza trzech związków, w których był mężem lub konkubentem, wskazuje jednoznacznie, że w żadnym z nich nie funkcjonował prawidłowo jako partner i jako ojciec. Jego relacje są płytkie, nie wchodzi w głębsze związki emocjonalne, nie bierze odpowiedzialności za swoje partnerki i dzieci. Z czasem ta patologia pogłębia się do takiej sytuacji, że w czasie trwania małżeństwa z Ireną B. aktywnie narkotyzuje się, również ze swoim synem. To już przekracza daleko granice i w tym kontekście jakby nie dziwi, że w konsekwencji doszło do tak tragicznych wydarzeń.
Biegła, pytana o związek narkotyków z tą zbrodnią, odpowiedziała:
– Trzeba pamiętać, że oskarżony nie po raz pierwszy zażywał środki psychoaktywne. Z jego relacji wynika, że przez 2 tygodnie przed zdarzeniem brał wspólnie z żoną tzw. kryształy. Sam też opisał, jak czuje się po dopalaczach. Przecież mówił, że na początku miał po nich więcej siły i dobrze się czuł, a następnie pojawiły się lęki i głosy, czyli tak zwane schizy. Przyznawał, że miał odczucie, że jest śledzony, że jeżdżą za nim jacyś wyimaginowani napastnicy. Powiedział wprost: „To dla mnie już taka norma w ćpaniu była”.
Psychiatra odniosła się też do opisywanych przez oskarżonego wyobrażeń w miejscu zamieszkania tuż przed zabójstwem, a później w samochodzie policyjnym, gdy miał odczucie, że zostanie „zagazowany”.
– Nie musiało to wynikać z doznawanych przez oskarżonego omamów czy urojeń i nie musiało dojść do zaburzeń świadomości. Zwłaszcza że po zabójstwie podejmował bardzo racjonalne działania i zachował bardzo szczegółową pamięć.
– Z czego zatem to mogło wynikać? – dopytywał obrońca.
– Podwyższony poziom lęku związany z odstawieniem środków psychoaktywnych generuje wiele złudzeń. A one różnią się od omamów tym, że rzeczywiście coś widzimy i próbujemy to klasyfikować. Takim standardowym przykładem jest to, że gdy mocno boimy się, idąc ciemną ulicą, i widzimy gałąź – to klasyfikujemy ją jako zagrażającego nam człowieka. Tak po prostu działa nasza wyobraźnia, część naszej psychiki.
Według biegłej – nawet jeśli doszło do jakiejś psychopatologii, o czym mówił oskarżony, choć lekarze tego nie zauważyli – to należy przyjąć, że Piotr B. dobrowolnie wprowadził się w stan odurzenia, którego skutki i następstwa mógł przewidzieć.
Proces trwa, oskarżonemu grozi dożywocie.