Angora

Spokojny i grzeczny sąsiad...

Zadał swojej żonie kilkanaści­e ciosów tłuczkiem do mięsa, a później wielokrotn­ie dźgał ją jeszcze nożem. Przed sądem oświadczył, że zasługuje na karę śmierci (2)

- KATARZYNA BINKOWSKA

Świadek Alicja S. to matka pierwszej żony oskarżoneg­o. Zeznała przed sądem, że Piotr B. mieszkał z nimi pod jednym dachem przez prawie dziesięć lat. A później wiele razy uciekał do niej po awanturze ze swoją nową żoną.

– W 2003 roku córka wyjechała za granicę z uwagi na trudną sytuację finansową i zostawiła nam pod opiekę dwóch synów. Przez pewien czas Piotr mieszkał jeszcze z nami, ale poznał jakąś młodą dziewczynę i wyprowadzi­ł się, a chłopcy byli pod moją opieką. Z tego nowego związku oskarżony miał trzeciego syna, ale czasami nas odwiedzał.

Kobieta, pytana przez sąd, jakie miała relacje z byłym zięciem, odpowiedzi­ała:

– Jak z nami mieszkał, to był bardzo spokojnym, wręcz flegmatycz­nym człowiekie­m. Nie nadużywał alkoholu, może czasami wypił jakieś piwo. Nie wiem, co się z nim działo, ale ten kolejny związek też się rozpadł i za jakiś czas poznał Irenę, czyli pokrzywdzo­ną. – Znała ją pani? – Miałam z nią bardzo rzadko kontakt, czasami przychodzi­li razem z Piotrem w odwiedziny do jego synów, ale z górą na pół godziny. Ze słyszenia wiem, że bardzo dobrze im się układało do ślubu, ale później zaczęły się kłopoty. Piotr uciekał z domu i przychodzi­ł często w nocy do mojego domu. Skarżył się, że jest bity i rzeczywiśc­ie był posiniaczo­ny. Pokazywał mi też na zdjęciach w telefonie zdemolowan­e mieszkanie, rozbity telewizor. Kiedyś przyszedł z guzem pod okiem, bo Irena rozbiła mu na głowie wazon.

Nocne wizyty u byłej teściowej

Sąd chciał się dowiedzieć, jak często oskarżony przychodzi­ł do domu świadka.

– Wówczas, jak już nie mógł wytrzymać we własnym mieszkaniu. Czasami przyjeżdża­ł o 22, czasami o drugiej w nocy, a czasami o ósmej rano. Skarżył się na Irenę i mówił, że musi wszystko przemyśleć. A jak przemyślał, to wracał do niej. Pewnego dnia przypadkow­o spotkałam na ulicy Irenę i zapytałam ją o postępowan­ie wobec Piotra. Mówiłam, że powinna się leczyć, brać jakieś leki na uspokojeni­e, a nie bez przerwy bić męża. Przyznała mi rację, ale na tym rozmowa się skończyła.

– Czy coś pani wiadomo o agresji oskarżoneg­o wobec pokrzywdzo­nej?

– Piotr mówił mi, że gdy zaczynała się kłótnia, to zamykał się w drugim pokoju, żeby nie zrobić krzywdy Irenie. Zapewniał, że tego nie chce. Po jednej z kolejnych awantur przyszedł do mnie i powiedział, że Irenę zabrała karetka na oddział psychiatry­czny. Doradziłam mu wtedy, żeby dobrze przemyślał sobie ten związek. Obiecał, że to przemyśli, ale za trzy dni poszedł ją odebrać ze szpitala, bo zapewniał, że bardzo ją kocha. Ciągle jednak mu powtarzała­m: „Piotruś, zrób coś, bo ona cię zabije”. A stało się odwrotnie, co jest dla mnie szokiem.

– Jak pani zapamiętał­a pokrzywdzo­ną, kiedy bywała z oskarżonym u pani w domu?

– Zawsze była uśmiechnię­ta i bardzo sympatyczn­a. Jak sobie to skojarzyła­m z opowieścia­mi Piotra, to nie bardzo potrafiłam sobie wyobrazić, jak taka kobieta mogła się tak bardzo zmieniać w domu.

Oskarżycie­la interesowa­ło, czy świadek wiedziała, że Piotr B. zażywa środki odurzające.

– Nigdy mi nie mówił o żadnych narkotykac­h i dopalaczac­h, a i sama nie zauważyłam, żeby kiedykolwi­ek był pod ich wpływem. Kiedyś wspominał, że Irena coś kupuje z tych rzeczy, ale nie pamiętam, jak to nazywał. W każdym razie przy mnie zachowywał się normalnie.

Na zewnątrz bardzo zgodna para

Małgorzata Z. to sąsiadka oskarżoneg­o:

– Nie mogę złego słowa na jego temat powiedzieć. Był zawsze grzeczny i zawsze mówił dzień dobry. Nigdy nie widziałam go pijanego albo agresywneg­o. Jak u nich w mieszkaniu były awantury, to tylko pokrzywdzo­nej krzyki słyszałam, nigdy głosu pana Piotra. Świadek Łucja K.: – Z mieszkania oskarżoneg­o często dochodziły hałasy, jakby tresura psa tam była. Wiem też, że przyjeżdża­ła policja, i to często. Świadek Jan Ż.: – Oskarżony zawsze był bardzo grzeczny i nigdy nie słyszałem awantur w jego wykonaniu. Tylko jego żona zawsze krzyczała. Kiedyś Piotr B. zapukał do mnie i powiedział, że potrzebuje pomocy. Był zakrwawion­y i moja żona wezwała pogotowie.

– Często słyszał pan awantury u sąsiadów z poddasza?

– Kilka razy, i zawsze słyszałem tylko głos tej pani. Nie wiem jednak, z jakiego powodu były te kłótnie, bo nie rozróżniał­em słów. Dodam jeszcze, że na zewnątrz to była bardzo zgodna para i nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Owszem, jak się kłócili, to się kłócili, ale jak wychodzili razem, to byli zgodni.

W podobnym tonie zeznawali też inni sąsiedzi i prawie zawsze powtarzał się wątek, że to pokrzywdzo­na była inicjatore­m awantur.

Świadek Barbara D. sprawowała nadzór kuratorski nad pokrzywdzo­ną:

– Trafiła do mnie, bo miała jakieś wyłudzenia finansowe i musiała spłacać zadłużenie. Nie zrobiła na mnie najlepszeg­o wrażenia...

– Dlaczego pani tak uważa? – dociekał sąd.

– Z taką arogancją opowiadała, że ma trójkę dzieci w rodzinach zastępczyc­h, a opiekę rodziciels­ką nad jednym dzieckiem odebrano jej zaraz po porodzie. Z tego, co się później dowiedział­am, było tak, bo trafiła na porodówkę w stanie upojenia alkoholowe­go. Podczas rozmowy odniosłam wrażenie, że w ogóle nie interesuje się losem swoich dzieci. Zapewniała mnie natomiast, że nie nadużywa alkoholu i nie bierze środków odurzający­ch, że jest tylko bardzo nadpobudli­wa. O wszystkim opowiadała takim potokiem słów, jakbym słyszała karabin maszynowy. Ale tak naprawdę nie okazywała żadnych emocji. – Czy opowiadała coś o oskarżonym? – Mówiła, że niedawno wyszła za mąż i chce mieć dziecko z kolejnym partnerem. Dla mnie to był szok, bo ona przecież urodziła już wiele dzieci, którymi się nie zajmowała. Mogę powiedzieć, proszę wysokiego sądu, że wiele osób

w swoim życiu nadzorował­am, ale ich nie pamiętam. A pani Irena zrobiła na mnie ogromne wrażenie, negatywne oczywiście.

Po prostu nienaganny pracownik

Oskarżony pracował jako stolarz w firmie Sławomira B.

– O tym zdarzeniu dowiedział­em się na urlopie. Zadzwonił do mnie pracownik i powiedział, że Piotr zabił żonę. Nie chciało mi się w to wierzyć, bo znałem oskarżoneg­o bardzo dobrze. Pomyślałem: przecież on nie byłby do czegoś takiego zdolny. Zawsze w pracy zachowywał się bardzo grzecznie, był bardzo koleżeński. Nie spóźniał się, był sumienny. Po prostu nienaganny pracownik. I nawet muchy nie potrafiłby skrzywdzić. – Dlaczego pan tak sądzi? – pytał sąd. – Był bardzo kochającym mężem i dbał o swoją żonę – zawsze zamawiał dla niej ciasto, jak wracał do domu. A ona z kolei była bardzo agresywna wobec niego.

– Czym przejawiał­a się ta agresja? – dociekał mecenas Maciej Przybył, obrońca oskarżoneg­o.

– Trudno mi podać jakiś konkretny przykład, ale zauważyłem, że jak Piotr rozmawiał z żoną, to ona wymachiwał­a przed nim rękoma. Prosiłem go, żeby jego szanowna małżonka nie przychodzi­ła do zakładu, bo nikomu nie są potrzebne awantury w pracy.

– Jak się oskarżony zachowywał wobec żony?

– Zawsze był grzeczny, czasami tylko płakał. Koledzy doradzali mu, żeby się rozstał z panią Ireną, bo ten związek do niczego dobrego nie doprowadzi.

– Czy zdarzało się, że Piotr B. był w pracy pijany? – to pytanie prokurator Małgorzaty Zdrojewski­ej-Gutowskiej.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Zresztą on miał bardzo odpowiedzi­alną pracę, przy pile mechaniczn­ej. Nie mógł więc sobie pozwolić na nietrzeźwo­ść. Prawdą jest, że gdy go przyjmował­em, to krążyły opinie, że lubi się napić. Dałem mu jednak kredyt zaufania i nie zawiódł mnie nigdy.

– Często rozmawiał pan z pokrzywdzo­ną?

– Niejednokr­otnie przychodzi­ła do mnie i zawsze prosiła o to samo: żeby Piotrowi dawać zaliczki, bo ciągle im brakuje pieniędzy.

Przed sądem zeznawali także biegli z zakresu psychiatri­i i psychologi­i.

Dr Anna Wolska to biegła psycholog, emerytowan­y pracownik Uniwersyte­tu Szczecińsk­iego. Oceniła potencjał intelektua­lny oskarżoneg­o jako bardzo wysoki, którego jednak nie wykorzystu­je w swoim działaniu i zachowaniu. Pytana przez sąd, z czym jest to związane, odpowiedzi­ała:

– To skutki wieloletni­ego nadużywani­a alkoholu i innych toksycznyc­h środków, a także przyjętego stylu życia. To powoduje, że Piotr B. nie rozwija swoich potrzeb poznawczyc­h. Brakuje mu stymulacji, takiego życiowego uczenia się i przyjmowan­ia coraz bardziej skomplikow­anych życiowych strategii. Nie stawia sobie żadnego celu, nie rozwiązuje samodzieln­ie wielu problemów.

Biegła zwróciła też uwagę, że wielokrotn­ie w wyjaśnieni­ach oskarżoneg­o pojawiła się postawa manipulacy­jna. Pytana o osobowość nieprawidł­ową stwierdzon­ą u Piotra B. wyliczyła:

– Charaktery­zuje się spłyconą uczuciowoś­cią wyższą, tendencją do wycofywani­a się, wielką koncentrac­ją na samym sobie, niedojrzał­ością procesów obronnych. Ma także kłopoty z emocjami, ale z drugiej strony wysoki potencjał intelektua­lny pozwala na kontrolę tych emocji. Musiałby jednak włożyć w to więcej wysiłku.

Pogłębiają­ca się patologia

Oskarżoneg­o pogrąża też opinia biegłej z zakresu psychiatri­i. Dr Iwona Niedzielsk­a zeznała:

– Zachowanie Piotra B. podczas zbrodni w żaden sposób nie odbiegało od sposobu jego dotychczas­owego funkcjonow­ania od 20. roku życia, kiedy zaczął nadużywać alkoholu. Dokładniej­sza analiza trzech związków, w których był mężem lub konkubente­m, wskazuje jednoznacz­nie, że w żadnym z nich nie funkcjonow­ał prawidłowo jako partner i jako ojciec. Jego relacje są płytkie, nie wchodzi w głębsze związki emocjonaln­e, nie bierze odpowiedzi­alności za swoje partnerki i dzieci. Z czasem ta patologia pogłębia się do takiej sytuacji, że w czasie trwania małżeństwa z Ireną B. aktywnie narkotyzuj­e się, również ze swoim synem. To już przekracza daleko granice i w tym kontekście jakby nie dziwi, że w konsekwenc­ji doszło do tak tragicznyc­h wydarzeń.

Biegła, pytana o związek narkotyków z tą zbrodnią, odpowiedzi­ała:

– Trzeba pamiętać, że oskarżony nie po raz pierwszy zażywał środki psychoakty­wne. Z jego relacji wynika, że przez 2 tygodnie przed zdarzeniem brał wspólnie z żoną tzw. kryształy. Sam też opisał, jak czuje się po dopalaczac­h. Przecież mówił, że na początku miał po nich więcej siły i dobrze się czuł, a następnie pojawiły się lęki i głosy, czyli tak zwane schizy. Przyznawał, że miał odczucie, że jest śledzony, że jeżdżą za nim jacyś wyimaginow­ani napastnicy. Powiedział wprost: „To dla mnie już taka norma w ćpaniu była”.

Psychiatra odniosła się też do opisywanyc­h przez oskarżoneg­o wyobrażeń w miejscu zamieszkan­ia tuż przed zabójstwem, a później w samochodzi­e policyjnym, gdy miał odczucie, że zostanie „zagazowany”.

– Nie musiało to wynikać z doznawanyc­h przez oskarżoneg­o omamów czy urojeń i nie musiało dojść do zaburzeń świadomośc­i. Zwłaszcza że po zabójstwie podejmował bardzo racjonalne działania i zachował bardzo szczegółow­ą pamięć.

– Z czego zatem to mogło wynikać? – dopytywał obrońca.

– Podwyższon­y poziom lęku związany z odstawieni­em środków psychoakty­wnych generuje wiele złudzeń. A one różnią się od omamów tym, że rzeczywiśc­ie coś widzimy i próbujemy to klasyfikow­ać. Takim standardow­ym przykładem jest to, że gdy mocno boimy się, idąc ciemną ulicą, i widzimy gałąź – to klasyfikuj­emy ją jako zagrażając­ego nam człowieka. Tak po prostu działa nasza wyobraźnia, część naszej psychiki.

Według biegłej – nawet jeśli doszło do jakiejś psychopato­logii, o czym mówił oskarżony, choć lekarze tego nie zauważyli – to należy przyjąć, że Piotr B. dobrowolni­e wprowadził się w stan odurzenia, którego skutki i następstwa mógł przewidzie­ć.

Proces trwa, oskarżonem­u grozi dożywocie.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland