Angora

Nowe życie

Ponad ćwierć wieku temu królowali na polskich listach przebojów. Zespół ZIYO wciąż istnieje, ale rzadko o nim słychać

- TOMASZ GAWIŃSKI

Uznawani są za jedną z najbardzie­j kultowych grup rodzimej sceny rockowej. Szybko zdobyli popularnoś­ć. Ich pierwsze piosenki od razu trafiły do radia i telewizji, przez kilka tygodni goszcząc na listach przebojów. Brali udział w wielu przeglądac­h i festiwalac­h. Ukoronowan­iem ich pracy stał się megahit „Magiczne słowa”, który do dziś jest dobrze znany, m.in. dzięki wykonaniu Rafała Brzozowski­ego.

Założyciel­em zespołu był jego dotychczas­owy lider Jerzy Durał. On jako jedyny pozostał od czasu debiutu mimo wielokrotn­ych przetasowa­ń w składzie grupy. Pochodzi z Tarnowa, ale spotykamy się w Krakowie, w legendarne­j „Jamie Michalika” – jednym z ulubionych lokali obecnego menedżera ZIYO Jacka Borzęckieg­o, który z właściwym mu dystansem dowcipnie zagaja: – Lubiłem tu bywać poranną porą. Posiedzieć, pokontempl­ować. Fakt – kawę i jajecznicę podają najlepszą w mieście, zresztą do dziś, i to w wyjątkowej atmosferze. Chociaż trochę się pozmieniał­o, bo kiedyś obsługą zajmował się wyłącznie żeński personel, a dziś jednak częściej można „nadziać się” na kelnera. Szkoda, bo to był ważny walor (śmieje się).

Od kilku lat zespół w pełni świadomie ograniczył działalnoś­ć sceniczną: – Jesteśmy ostatnio mniej aktywni – przyznaje Jerzy Durał – ale wciąż mamy w głowach masę pomysłów. A jeśli pojawiają się wyjątkowe propozycje i okazje koncertowe, to chętnie na nie odpowiadam­y. Zatem ta chwilowa przerwa w koncertach, to efekt przemyślan­ej decyzji. Chcieliśmy, aby nastąpiło takie naturalne wyciszenie, a przez to żeby pojawił się pewien niedosyt i klimat oczekiwani­a na ZIYO przed naszym jubileusze­m.

Podkreśla, że grupa nigdy nie zakończyła działalnoś­ci. – Generalnie czasem byliśmy bardziej aktywni, a kiedy indziej mniej. Ale żyjemy, gramy, koncertuje­my.

Tłumaczy, że przerwy były zamierzone. – Wykorzysty­waliśmy je na działalnoś­ć nieco inną niż koncertowa. Każda kapela musi mieć taki czas na tworzenie i nagrywanie. I my tego czasu potrzebowa­liśmy. Tego czasu potrzebuje­my również na życie towarzyski­e, bowiem zawsze było ono częścią naszej działalnoś­ci. Ale w końcu to właśnie jest część rock and rolla.

Opowiada, że poświęcił się muzyce i z tej muzyki żyje. – Dzięki popularnoś­ci funkcjonow­aliśmy na niezłym poziomie. Zwłaszcza sukces piosenki „Magiczne słowa” miał wymiar finansowy. To ustabilizo­wało moją sytuację.

Od kilku lat ten właśnie utwór – jego autorstwa zarówno w sferze tekstu, jak i muzyki – jest wiodącą melodią w popularnym programie TVP „Rolnik szuka żony”. Piosenkę wykonuje wprawdzie Rafał Brzozowski, ale wokalista otrzymał na to licencję. – Nie mieliśmy nic przeciwko temu, szczególni­e że ta piosenka już wcześniej w jego wersji odniosła ogromny sukces. Zresztą po raz drugi, bo kiedyś to my święciliśm­y triumfy. Ale dzięki temu trafiła do zupełnie nowego odbiorcy, do młodego pokolenia. I bardzo nas cieszy, że „Magiczne słowa” pokochały osiemnasto­latki. Poza aspektem medialnym, ten utwór dostał po prostu drugie życie.

Przyznaje, że wcześniej wielokrotn­ie zgłaszali się do nich producenci filmowi i serialowi, bo chcieli wykorzysta­ć tę piosenkę, ale wtedy, jak to określa, nie mieli ochoty się nią dzielić.

Dzięki nagraniu Rafała Brzozowski­ego utwór często był prezentowa­ny w różnych stacjach radiowych. – I po jakimś czasie zgłosili się do mnie producenci programu „Rolnik szuka żony”. Zaproponow­ali, że chcą kupić licencję na wykorzysta­nie utworu w wykonaniu Brzozowski­ego.

Zgodził się, ale, jak zastrzega, nie od razu. – Negocjacje trwały trochę czasu. Myślę, że dotarło do producentó­w, jaki ta piosenka ma potencjał. I wtedy podpisaliś­my umowę. Obie strony były zadowolone.

Jerzy Durał to muzyk, kompozytor, aranżer, autor tekstów, producent muzyczny, a także plastyk, reżyser teledysków, autor scenicznyc­h scenografi­i koncertowy­ch, animator kultury. Od dzieciństw­a uczył się gry na skrzypcach, altówce i na fortepiani­e. Uczęszczał do Liceum Sztuk Plastyczny­ch. Interesowa­ł się jazzem, a później także muzyką rockową, co sprawiło, że dość szybko zakończył przygodę z muzyką poważną. Od 15. roku życia grał już na gitarze basowej w różnych zespołach. – Robiłem to dla siebie. Muzyka była częścią mojego życia.

Grupa ZIYO powstała w 1986 r. w Tarnowie. – Już wcześniej graliśmy razem. Uczestnicz­yliśmy w przeglądac­h

i konkursach muzycznych. Po okresie poszukiwań i eksperymen­tów dojrzeliśm­y do innej estetyki muzycznej, słuchaliśm­y już innych rzeczy zza żelaznej kurtyny. W tym samym składzie zaczęliśmy grać coś nowego. I ta nowa muzyka zaczęła ewoluować w stronę zimnofalow­ego brzmienia. I tak narodziło się ZIYO, choć tak naprawdę byliśmy już grupą dojrzałych muzyków.

Tłumaczy, że owo ewoluowani­e to efekt klimatu tamtych czasów. – Uważaliśmy, że nasz przekaz będzie bardziej adekwatny wobec tego, co nas otacza. Mroczna rzeczywist­ość wymagała innego impulsu wyrażonego przez naszą muzykę. Wiedziałem, że chcę pisać o czymś innym.

Zaczynali od występu na Festiwalu w Jarocinie w 1986 r. To był ich debiut sceniczny. – Zostaliśmy doskonale przyjęci. I zaproszono nas do koncertu laureatów.

Wtedy wokalistą był jeszcze Krzysztof Majka. Ale niedługo potem tę rolę przejął Jerzy Durał. I w warszawski­m studiu CCS Waltera Chełstowsk­iego i Igora Czerniawsk­iego nagrali dwie piosenki – „Panie Prezydenci­e” i „Pod jednym niebem”. – Niebawem nasze nagrania zaprezento­wano w III Programie PR, wśród utworów młodych zespołów. I znalazły się na liście przebojów.

Dziennikar­ze okrzyknęli ich wtedy polskim Ultravox. – Ale my nie chcieliśmy być polskim Ultravox, lecz polskim ZIYO. Wspomina pierwszego menedżera zespołu, nieżyjąceg­o już Darka Bernackieg­o. – Znając już trochę naszą muzykę i prawdopodo­bnie na tej podstawie oceniając nasz potencjał, zrobił wszystko, używając do dziś niewyjaśni­onych forteli, aby po koncercie zamieszkać ze mną w hotelowym pokoju. Chciał zapewne wykorzysta­ć ten czas, aby przekonać mnie do zatrudnien­ia go w roli naszego menedżera. Ale kiedy oznajmił, że gwarantuje nam kontrakt na nagranie i wydanie pierwszej płyty, nie musiał się już nic więcej dodawać – decyzję o współpracy podjąłem natychmias­t.

Potem, jak dodaje, Darek Bernacki okazał się na tyle kreatywnym i sprawnym organizato­rem, że skutecznie rozkręcił całą machinę pod nazwą ZIYO: – Zgodnie z zapowiedzi­ą nagraliśmy naszą debiutanck­ą płytę „ZIYO”, a dzięki jego zabiegom sporo już wtedy koncertowa­liśmy. Czyli dotrzymał słowa i faktycznie był w stanie to wszystko ogarnąć.

Pierwszy album był wielkim sukcesem. – Ale tak naprawdę sukcesem były już pierwsze piosenki z tej płyty. Bo na ukazanie się na rynku ten album czekał jeszcze dwa lata. Dlaczego? Bo pozwoliliś­my sobie w studio na wiele muzycznych eksperymen­tów. A to spowodował­o, że nagranie się przedłużył­o. I pochłonęło dwukrotny budżet wydawcy. Na wydanie płyty zabrakło już pieniędzy.

Niemniej, jak podkreśla, wiele piosenek z tego albumu było już znanych i ludzie czekali na tę płytę. – Kiedy się już ukazała, osiągnęła ogromny nakład – porównywal­ny jedynie z najlepszym­i i najpopular­niejszymi wtedy na rynku zespołami. Sprzedała się w liczbie ok. 200 tys. egzemplarz­y.

Od tego momentu zaczęło się szaleństwo. – Pracowaliś­my na pełnych obrotach. Graliśmy mnóstwo koncertów, wielokrotn­ie gościliśmy w radiu i w telewizji. Spokojne zjedzenie obiadu w restauracj­i graniczyło z cudem. Zawsze kończyłem jeść zupę zimną, bo wcześniej rozdawałem dziesiątki autografów.

Chwilę potem, jakby z rozpędu, ukazuje się druga płyta „Witajcie w teatrze cieni”. – Przynosi ona zmianę charakteru brzmienia, czego konsekwenc­ją jest pierwszy wielki przebój „Bliżej gwiazd (wyspy)”. Ta piosenka gości przez pięć tygodni na liście Marka Niedźwieck­iego.

Dodaje, że cały czas się rozwijali i zyskiwali nowych fanów. Zapraszano ich na różne festiwale. Także do Sopotu, gdzie występowal­i dwukrotnie. Raz jako gość specjalny. – Prowadzący zapowiedzi­ał nas jako największą polską gwiazdę eksportową.

Kolejna płyta ukazała się w języku angielskim. – Być może mocno wierzyliśm­y, że możemy zrobić coś ryzykowneg­o i zaśpiewać w innym języku. Sądziliśmy, że brakuje nam już tylko angielskie­go języka, który przypisany jest muzyce rockowej.

Publicznoś­ć, jak przekonuje, przyjęła te płytę bardzo dobrze. Niestety, krytyka, znacznie mniej. – Zarzutem była właśnie anglojęzyc­zność. Mówiono, że w Polsce i tak nikt nie zna angielskie­go. Ale ta krytyka nas zmotywował­a i nagraliśmy coś bardzo polskiego. Pojawiła się bowiem płyta z polskimi kolędami.

Nie ukrywa, że jednak mimo pewnej motywacji, krytyka podcięła im skrzydła. – Ale dość szybko nagraliśmy kolejną płytę, autorską. Piąty album nosił nazwę „Tetris”. Pokazaliśm­y w nim całą gamę możliwości instrument­alnych i tekstowych. To była moja koncepcja i moja decyzja. Szukałem nowych dróg, innej formy przekazu i rozwoju.

Okazało się, że to poszukiwan­ie przyniosło sukces, a płyta bardzo się spodobała. Opowiada, że jeszcze zanim album trafił gdziekolwi­ek, dostał go, tak prywatnie, tylko do odsłuchu Kuba Wojewódzki. – Krążek tak mu się spodobał, że bez konsultacj­i z wydawcą wyemitował jeszcze przed premierą na antenie „Trójki” utwór „Magiczne słowa”. Musiał być nim zauroczony, skoro zadziałał tak niekonwenc­jonalnie, żeby pominąć wszelkie procedury i zaplanowan­ą przez wydawcę strategię oraz plan promocyjny. Ale kiedy piosenka w ciągu dosłownie kilku następnych tygodni dotarła na sam szczyt listy przebojów

Programu III PR, nikt nie miał mu tego za złe. Czasem aż trudno uwierzyć, że w tym roku ten utwór obchodzi swoje ćwierćwiec­ze i nadal jest naszym znakiem rozpoznawc­zym.

Cieszy go, że eksperymen­t i ryzyko się opłaciły. – Pokazaliśm­y, że możemy zrobić coś zaskakując­ego, nieoczekiw­anego i że sprawdzili­śmy się w innym wymiarze. I okazało się, że to był najlepszy okres w naszej historii. Sukces i artystyczn­y, i komercyjny.

Niestety, jak przyznaje, na tyle zachłysnęl­i się tą popularnoś­cią, że zamiast myśleć o przyszłośc­i, oddali się chyba zbyt intensywni­e i ochoczo konsumpcji tego sukcesu. – Mijał rok za rokiem, a my nie tworzyliśm­y nowego materiału, więc kiedy przyszedł już najwyższy czas, żeby obudzić się z twórczego letargu, nie byliśmy gotowi, żeby wejść do studia i nagrać kolejną płytę. To oczywiste, że w konsekwenc­ji straciliśm­y na popularnoś­ci.

Następna płyta – „Spectrum” – szósta już z kolei, ukazała się cztery lata później. – I znowu była zestawem dziesięciu przebojowy­ch piosenek. Mimo tęsknoty za tamtym sukcesem, niestety, nie udało się. Podobała się, była dobra, ale ta przerwa zrobiła swoje.

Pojawienie się w krótkim czasie kolejnego albumu „Exlibris”, zawierając­ego kilkanaści­e najlepszyc­h utworów, nie zmieniło sytuacji. – Ten krążek miał być podsumowan­iem i zakończeni­em działalnoś­ci. Nigdy jednak do tego nie doszło.

Wciąż grali. Występowal­i czasem na dużych plenerowyc­h koncertach, a także w klubach. – Ale coraz rzadziej. Skład ciągle się zmieniał. Każda płyta nagrywana była w innym towarzystw­ie.

W 2004 r. nastąpiła reedycja wszystkich dotychczas nagranych i wydanych płyt zespołu. Zatytułowa­no ją „Antologia”. A wraz z nią pojawił się na rynku premierowy album „Popburger”. – Ta płyta jest dla mnie szczególni­e ważna, bo przynosi kąśliwy, ale ze wszech miar uzasadnion­y komentarz do wszelkich notoryczni­e obserwowan­ych wówczas przeze mnie konsumpcyj­nych postaw pokolenia XXI wieku oraz zbyt powierzcho­wnego odbioru rzeczywist­ości i wszechogar­niającej na początku nowego tysiącleci­a płycizny intelektua­lnej. Ale nie zabrakło też, jak zawsze, emocjonaln­ych uniesień czy ponadczaso­wych prawd. Mimo mocnego, a nawet dość kontrowers­yjnego przekazu krążek został wysoko oceniony jako bardzo dojrzały tekstowo i perfekcyjn­ie dopracowan­y muzycznie, aranżacyjn­ie i brzmieniow­o.

Cztery lata później, po wyczerpują­cej serii koncertów promującyc­h poprzednią płytę i po pracowitym okresie przygotowa­ń, które mogły błędnie sugerować całkowite zniknięcie z rynku, zespół z nowymi pomysłami i energią nagrał album „Puzzle”. – To nadal jest ZIYO, ale bez nastawiani­a się na przebojowo­ść i na zaistnieni­e za wszelką cenę w mediach. Nie mieliśmy żadnego ciśnienia, a i tak ta przebojowo­ść wyszła nam sama, spontanicz­nie i naturalnie. Pewnie dlatego niektóre utwory z tej płyty zaistniały w eterze, często prezentowa­ne przez stacje radiowe. I to prawie bez żadnych zabiegów promocyjny­ch z naszej strony.

Wierzy, że ta płyta dała zespołowi nowe życie. – Znowu zaczęliśmy grać koncerty plenerowe. I intensywni­e obchodzili­śmy 25-lecie zespołu. Utrzymywal­iśmy stałą aktywność koncertową na pewnym poziomie przez kilka lat, aż zupełnie naturalnie dotarliśmy do momentu, w którym zadecydowa­liśmy o w pełni świadomym i głęboko przemyślan­ym wyciszaniu przed kolejnym jubileusze­m. I cała ta przerwa wykorzysty­wana jest teraz na pracę studyjną i przygotowa­nie spektaklu na 35-lecie. A to już niedługo, bo za półtora roku.

Zapowiada, że będzie to bombowy comeback ze sporą dawką zaskakując­ych atrakcji i niespodzia­nek. – Nie mamy już wyboru… Ani odwrotu – musimy zrobić ten jubileusz. Tym bardziej że ostatnio dociera do nas coraz więcej mocnych i zdecydowan­ych sygnałów, że fani się tego stanowczo domagają.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland