Kadry, panie Kaczyński!
Znany – prawie tak samo jak ze swoich zbrodni – z powiedzenia, że kadry decydują o wszystkim, Józef Stalin miał jednak rację. Do takiej obserwacji dochodzę, widząc zmagania szeregowego posła Jarosława Kaczyńskiego z kadrami naszego państwa. Podejmując jednoosobowo decyzję, trzeba jednak również na własną klatę brać odpowiedzialność za te decyzje. A sytuacja jest coraz trudniejsza.
Za czasów pierwszego swojego rządzenia udało się Kaczyńskiemu trafić na stosunkowo łatwych do ogrania przeciwników, choć zwani byli koalicjantami. Obaj byli tak żądni władzy, że bez mrugnięcia okiem chwycili skąpą przynętę, jaką im prezes PiS zaoferował. Za późno zorientowali się w jego prawdziwych intencjach, za co zapłacili bardzo wysoką cenę; jeden nawet cenę najwyższą. Drugi wprawdzie porusza się dalej po rynku prawniczo-medialnym, ale sukcesy odnosi raczej na tym drugim polu, będąc satyrycznym komentatorem rzeczywistości, a jego starania o pociągnięcie Kaczyńskiego do odpowiedzialności prawnej spełzły na niczym. Teraz może sobie tylko żartować, bo tak naprawdę Kaczyńskiemu nie jest w stanie nic zrobić. Także dzięki swojej działalności w latach poprzednich.
Dziś też koalicyjni partnerzy Kaczyńskiego przysparzają mu kłopotów, ale dwa, trzy, stanowiska dla ich popleczników załatwiają sprawę i można wznosić ręce w geście sukcesu. Pewnie jednak Kaczyński zdaje sobie sprawę z tego, że jeden z nich, mam na myśli ministra Ziobrę, który wyciągnął naukę z lekcji Giertycha, już dawno ma nad nim władzę wręcz nieograniczoną. Tyle że za późno jest, by coś z tym zrobić. Kaczyński był przekonany, że w swej żądzy władzy jest niedościgniony, szukał tylko wykonawców. Tymczasem Ziobro nie ustępuje mu na krok, a w niektórych cechach wręcz go przerasta. To między tymi dwoma, z których jeden dopiero wyrósł na buldoga, rozegra się walka. Morawiecki – wbrew niektórym – w tej walce się nie liczy, za dużo kwitów na niego ma Ziobro.
Ale na innych płaszczyznach kadrowych wcale nie jest lepiej, panie Kaczyński. Ileż to nietrafionych – delikatnie mówiąc – decyzji kadrowych kazał pan przegłosować swoim pretorianom. A potem ofiarowywać tym wybranym biało-czerwone bukiety. Rano bronimy Szydło, by wieczorem ją podmienić na Morawieckiego, więc nawet dwa bukiety na dobę. To pana styl, panie Kaczyński.
Przypadek Banasia jest teraz najbardziej gorącym kartoflem na tym polu. Jak sugerują niektórzy, dobrze byłoby go wyciągnąć rękoma koalicji, czyli zmieniając konstytucję. Konstytucja?! Cóż to jest dla pana, panie Kaczyński. Jest przecież pański człowiek, który to skrzętnie podpisze. Ale Duda to kolejny pański nietrafiony kadrowy typ. Chciał pan człowieka dyspozycyjnego, ale nie sądził pan, że to będzie osobnik, który skompromituje urząd, i to nie decyzjami, bo te pan zastrzegł dla siebie, ale stylem sprawowania urzędu. Te wszystkie selfie z koniem, kucanie przy biurku za wielką wodą, dowcipy o ludożercach z AGH itp. chyba pana też wprawiły w zakłopotanie.
Mam wymieniać dalej kompromitujące pana kadrowe nieporozumienia? Różnej kategorii i skali, ale – tak dla odświeżenia pamięci – Kuchciński, który zatracił się w lataniu; Przyłębska, która gotuje dla pana nieźle, ale boi się odezwać, by nie pokazać, że jest intelektualnie „niedopasowana” do środowiska, w którym przyszło jej działać; Suski, który nader często dawał wyraz swoim głębokim przemyśleniom historyczno-obyczajowym; Sasin, którego wystawiają do wszystkich telewizji chyba tylko z racji stosownej aparycji; duet Piotrowicz – Pawłowicz etc.
Jasne, są jeszcze kadry, które – choć też ośmieszały się i naraziły na odpowiedzialność karną publicznie, jak chociażby pani Witek – trzymają się pańskiej poły, jak tonący trzyma się przysłowiowej brzytwy, bo jakież mają inne wyjście. Kim będą, gdy – nie mając kwitów na pana – zostaną same? A kwity trzymane są w Alejach Ujazdowskich pod jedenastką. Chociaż... może nawet gdzieś indziej?
Pozdrawiam ANDRZEJ ZAWADZKI (adres internetowy do wiadomości redakcji)