DZIENNIKARZ STANĄŁ DO WYŚCIGU.
Szymon Hołownia ogłosił, że wystartuje w wiosennych wyborach prezydenckich
O urząd prezydenta ubiegali się już: rockman, psychiatra, wytwórca terapeutycznych wkładek do butów, zawodowy antysemita, satyryk, „regent Polski” i emir Tatarów, kobieta, która była mężczyzną, producent basenowych zjeżdżalni. Teraz w wyborcze szranki staje celebryta, dziennikarz, showman i świecki kaznodzieja w jednym. Kim jest Szymon Hołownia? Inteligentny, dobrze wychowany, wrażliwy na krzywdę bliźnich (założył dwie fundacje niosące pomoc ludziom żyjącym na trzech kontynentach). Słowem – święty i nie ma w tym nic specjalnego, bo przecież w większości ze swoich 20 książek pokazuje, radzi, naucza, jak być lepszym, jak przybliżyć się do Boga.
Hołownia nigdy nie dzielił Polaków ani w ogóle ludzi, a jednak przez większość swojego zawodowego życia był związany z „Gazetą Wyborczą”, „Newsweekiem” i TVN-em, które od lat zdecydowanie i nie zawsze według ewangelicznych zasad opowiadały się po jednej stronie politycznego sporu.
Niewielu Polaków zapoznało się z jego kaznodziejskimi talentami, gdyż 60 proc. nie czyta żadnych książek. Za to wielu zapamiętało go jako współprowadzącego TVN-owski show „Mam talent”, który ogląda blisko 2,5 miliona widzów. Jak na katolickiego intelektualistę to rozrywka nieco jarmarczna, ale nie ma w tym nic złego, bo przecież rodzinę trzeba z czegoś utrzymać.
Hołownia jest tak wszechstronny, utalentowany, skromny, wyrozumiały, współczujący, że każdy normalny człowiek powinien zadać sobie pytanie: czy jest prawdziwy?
Jaruzelski mógł wywoływać w nas niechęć, a nawet nienawiść swoimi dokonaniami w okresie PRL-u, Wałęsa odpychał butą i prostactwem, Kwaśniewski zniechęcał dwulicowością, Kaczyński podporządkowaniem bratu, Komorowski zakłamaniem, a Duda bezwolnością. Ale każdy z nich ze swoimi wadami i zaletami był prawdziwy. Hołownia jest współczesnym połączeniem Jana Dobraczyńskiego i matki Teresy z Kalkuty. To wystarczy, żeby się obawiać.
O tym, że dziennikarz celebryta zamierza ubiegać się o najwyższy urząd w państwie, plotkowano już w listopadzie, ale te pogłoski nie wywoływały żadnego nerwowego napięcia na politycznej scenie. Spekulowano jedynie, kto stoi za Hołownią i skąd weźmie pieniądze na kampanię (w 2015 r. kampania wyborcza Bronisława Komorowskiego kosztowała 18 mln zł, a Andrzeja Dudy – 13 mln zł).
– (Hołownia – przyp. autora) może być kandydatem wagi ciężkiej, bo plotki głoszą, że idzie za nim potężne finansowanie i potężne wsparcie – powiedziała w „Śniadaniu w Polsat News” Barbara Nowacka (Koalicja Obywatelska).
Wśród domniemanych sponsorów padały nazwiska osób z samego czubka listy 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”.
Nie ma tu żadnych pieniędzy Dominiki Kulczyk
8 grudnia w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim Hołownia oficjalnie oświadczył, że będzie startował w wyborach prezydenckich.
(...) W Polsce, sami dobrze słyszycie, jest super. Wskaźniki gospodarcze rosną, mafia VAT-owska na kolanach, nigdy nie było takiej ściągalności podatków, malejący deficyt, transfery socjalne (...). Ale jak otwieracie internet, włączacie radio, włączacie telewizor, słuchacie rozmów przy świątecznym stole: wojna! (...) Wszyscy obrażeni, wszyscy skrzywdzeni: polska szkoła kompromisu. Kompromis to twoja kapitulacja. Dlaczego nie możemy być różni, ale równi? (...). W Polsce nie skończyły się jeszcze lata 90. XX wieku z ich niekończącymi się sporami o wszystko, z uprawianiem polityki siekierą (...). Jeśli ludzie staną nie obok siebie, a ze sobą, niemożliwe staje się możliwe (…). Dobra polityka nie jest o demonstrowaniu siły, ale o tym, żeby pomagać ludziom odkrywać moc, jaka w nich tkwi. Chcę takiej polityki, bo chcę takiej Polski (...). Polski, która bardziej niż o „ławeczki niepodległości” i strzelnice w każdym powiecie dba o 14 milionów wykluczonych komunikacyjnie Polaków, o wykluczone z dostępu do pediatrycznej opieki psychiatrycznej dzieci, o osoby w kryzysie bezdomności, o transseksualną dziewczynę, która skoczyła z mostu Łazienkowskiego w Warszawie, bo czuła się zaszczuta, wykluczona przez naszą wspólnotę. Chcę Polski, w której każdy akt prawny jest oglądany pod kątem skutków dla powietrza, dla ziemi, dla wody (...). Chcę Polski silnej samorządami, na których wolność nie czyha rząd centralny, i obywatelską aktywnością budzącą podziw wszędzie tam, gdzie ludzie zdecydowali, żeby zamiast szabel produkować klej.
Było to wystąpienie w stylu: „Pomożecie? Pomożemy”. Demagogiczne, oszczędne w treści i formie, co jest tym dziwniejsze, że mówił to człowiek, który kilkanaście lat prowadził telewizyjny show. Trochę bardziej konkretny był w wywiadzie, którego udzielił „Tygodnikowi Powszechnemu”.
– (...) Co chcesz im (partiom – przyp. autora) odebrać?
– Media publiczne. Spółki Skarbu Państwa. Instytucje kontroli i regulacji, np. NIK i KNF. Teraz partie sięgają po sądy. Wchodzą do kościołów. Z życia publicznego wymontowano bezpiecznik. A może nim być tylko ktoś spoza systemu.
– (...) Wszyscy znani mi ludzie, którzy poszli w politykę, w najlepszym razie odrywali się od rzeczywistości. W najgorszym stawali się cynikami. Wręcz nihilistami.
–A jeśli powiem ci teraz: „ja taki nie będę” – uwierzysz? Ja nie marzę o polityce jako takiej, o byciu całe życie posłem czy ministrem (...). Nie mam horyzontu, który Zełenskiemu, Macronowi czy Kukizowi dawał kalendarz wyborczy: robisz wynik w wyborach prezydenckich, zaraz potem są wybory parlamentarne, więc zakładasz partię i bierzesz się za rząd. Nie chcę budować partii.
– (...) Miałem pytać o Dominikę Kulczyk.
– Nie ma tu żadnych pieniędzy Dominiki Kulczyk. Ani nikogo z listy najbogatszych Polaków. Liczę na finansowanie społecznościowe i wierzę, że to najlepsza i najskuteczniejsza metoda.
Kandydaci z łapanki
Kiedyś prezydent uosabiał majestat państwa. Dziś to tylko najważniejszy urzędnik wynajęty na jedną lub dwie kadencje przez obywateli i tak jest niemal na całym świecie. Pewnie dlatego co pięć lat w wyborcze szranki stają ludzie, którzy czasem nie mieliby większych szans w wyborach do rady miasta czy sejmiku wojewódzkiego.
Kazimierz Piotrowicz – producent wkładek do butów (w 1995 r. uzyskał 12,5 tys. głosów), Jan Pietrzak – satyryk (w 1995 r. zdobył 201 tys. głosów), Sławomir Salamon – producent zjeżdżalni do basenów (w 2005 r. nie uzyskał wymaganej liczby 100 tys. podpisów), Leszek Wierzchowski – „regent Polski” ( w 2005 r. nie zdobył wymaganej liczny podpisów), Leszek Bubel, który sam siebie określa jako „naczelnego antysemitę RP” ( w 2005 r. zdobył 19 tys. głosów), Bolesław Tejkowski – były działacz komunistyczny, a po 1989 r. lider pierwszej polskiej partii o ideologii nacjonalistycznej (startował trzy razy, ale nigdy nie zdobył 100 tys. podpisów), Anna Grodzka – dawniej Krzysztof Bogdan Bęgowski (w 2015 r. nie zdobyła 100 tys. podpisów).
Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że poza czterema pierwszymi kandydatami pozostali byli czynnymi politykami a Bubel i Grodzka zasiadali nawet w Sejmie.
Hołownia zapewnia: „My naprawdę idziemy wygrać te wybory”. Tak mówi większość kandydatów. Jednak przez prawie 30 lat tylko dwaj z pozapartyjnych układów uzyskali dobry wynik: w 1990 r. Stanisław Tymiński w pierwszej turze pokonał urzędującego premiera Tadeusza Mazowieckiego i zdobywając 23,1 proc. głosów, wszedł do drugiej tury, gdzie przegrał z Wałęsą (dostał 25,75 proc.). Drugi podobny przypadek zdarzył się w 2015 r., gdy Paweł Kukiz przekonał do siebie aż 20,8 proc. głosujących, co dało mu trzecie miejsce, za Andrzejem Dudą i Bronisławem Komorowskim.
Jednak na świecie takie cuda już się zdarzały. W 2003 r. Arnold Schwarzenegger został gubernatorem Kalifornii i był nim przez dwie kadencje. Kalifornia to co prawda tylko stan, ale jaki... Jego PKB jest 5 razy większe niż Polski. Trzeba jednak pamiętać, że aktor kulturysta był żonaty z siostrzenicą prezydenta Johna F. Kennedy’ego, córką Sargenta Shrivera, kandydata Partii Demokratycznej na stanowisko wiceprezydenta. I jeszcze jeden szczegół: Schwarzenegger dorobił się majątku w wysokości 2 mld dolarów, a w Ameryce w polityce i biznesie obowiązują zbliżone reguły. Na tej
samej zasadzie prezydentem USA został Donald Trump, który w 2016 r. mógł się pochwalić fortuną wartą 4,5 mld dolarów. Z zupełnie innej bajki jest prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, komik, który przez długi czas w telewizyjnym serialu „Sługa Narodu” grał prezydenta, czyli – jak się później okazało – samego siebie. Za Zełenskim stał Ihor Kołomojski (jego majątek szacowany jest na 6,5 mld dolarów). Z racji żydowskiego pochodzenia obaj panowie mogli liczyć na życzliwość zarówno USA, jak i Izraela (Ukraińcy żartują, że jeżdżą do Jerozolimy po instrukcje).
Szymon Hołownia nie ma takich atutów. Nie jest kulturystą ani nawet komikiem, nie ma miliardów na koncie. Nie jest też spokrewniony z żadną z wielkich rodzin tego świata. Chyba że nie wiemy o nim wszystkiego.
Wieszcz celebryta
A co sądzą o kandydaturze Hołowni politolodzy: prof. Henryk Domański – Polska Akademia Nauk, prof. Kazimierz Kik – Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach, dr Bartłomiej Biskup – Uniwersytet Warszawski? Każdemu ekspertowi zadaliśmy te same pytania.
– Jakie szanse w wyborach ma Szymon Hołownia?
H.D.: – Dziś poparcie dla pana Hołowni wynosi 8 – 9 proc. i chyba znacznie wyżej się nie podniesie. Urząd prezydenta jest utożsamiany z władzą, którą uzyskuje się przy wsparciu partii politycznej, ważnych instytucji lub organizacji. Pan Hołownia w swojej kampanii zapewne będzie sugerował, że Polacy są zmęczeni polityką. A jest zupełnie odwrotnie, co udowodniły ostatnie wybory.
K.K.: – Szanse pana Hołowni zależą od tego, jak szybko będą kompromitowały się kandydatury partyjne, przede wszystkim opozycyjne.
B.B.: – Na razie jego rozpoznawalność nie jest duża. Jeżeli jednak będzie miał skuteczną kampanię i przekona wyborców, że rzeczywiście jest kandydatem spoza układu, to być może osiągnie nawet 10 – 15 proc. Ale dziś nie daję mu takich szans.
– Niektórzy publicyści sugerują, że za Hołownią stoją jakieś tajemnicze siły. Mówi się o „partii TVN”, Donaldzie Tusku, miliarderach z czołówki listy 100 najbogatszych Polaków.
H.D.: – Tego nie można wykluczyć. Jednak trudno sobie wyobrazić, żeby polscy politycy stosowali tak zawiłe mechanizmy i strategie, bo do tej pory posługiwali się bardziej prostymi metodami.
K.K.: – Hołownia jest eksperymentem, tylko nie wiem czyim, bo jestem przekonany, że kandydowanie nie jest jego samodzielną inicjatywą. To test na spójność polskiego systemu politycznego. Prawdopodobnie stoją za nim jakieś istotne siły: polityczne, finansowe lub medialne.
B.B.: – Podejmując decyzję o kandydowaniu, Hołownia musi mieć oparcie w jakiejś sile politycznej czy finansowej, bo z samymi przyjaciółmi i znajomymi prezydenckiej kampanii zrobić się nie da.
– Komu Szymon Hołownia może odebrać najwięcej głosów?
H.D.: – Obserwatorzy sceny politycznej najczęściej wskazują kandydatów Platformy i PSL-u. Ja mam trochę inne zdanie. Myślę, że większość osób, które zdecydują się oddać na niego swój głos, to nie będą wyborcy PO czy PiS-u, SLD czy PSL-u. Hołownia chce przekonać do siebie ludzi, którzy zazwyczaj nie biorą udziału w wyborach. Jeżeli mu się uda, to jego rolę będzie można ocenić pozytywnie.
K.K.: – Podczas kampanii wyborczej Hołownia będzie próbował przekonywać wyborców o szkodliwości kandydatów partyjnych. I to może odnieść skutek. Dziś państwo jest mocno upartyjnione, a jednocześnie do partii politycznych należy zaledwie 0,5 proc. społeczeństwa. Coraz więcej Polaków ma krytyczny stosunek do wiarygodności partii politycznych. Jeżeli Hołownia dotrze z tym przekazem do wyborców, to może zrobić dobry wynik, ale nie sądzę, żeby był w stanie dostać się do drugiej tury, chyba że – jak już wspomniałem – stoją za nim naprawdę duże pieniądze. Na kandydowaniu Hołowni najwięcej może stracić kandydat Platformy, ale raczej nie obecny prezydent.
B.B.: – Z ostatnich badań wynika, że Hołownia najwięcej głosów zabierze Kosiniakowi-Kamyszowi i kandydatowi Platformy Obywatelskiej. Prezydentowi Dudzie może uszczknąć jakiś 1 proc. Nie wiem, co będzie za pół roku, dziś to nie jest kandydat na drugą turę.
–W 20-minutowym wystąpieniu, podczas którego zapowiedział start w wyborach, Hołownia nie powiedział nic interesującego ani porywającego.
H.D.: – Hołownia apelował, żebyśmy byli lepsi, sprawiedliwi, uczciwi, ufali sobie nawzajem. Czasem politycy odwołują się do takich etycznych zachowań, ale pan Hołownia nie wypowiadał się jak polityk, tylko jak wieszcz.
K.K.: – Hołownia to inteligentny człowiek, ale to za mało. Nie ma odpowiedniego podłoża ani teoretycznego, ani praktycznego. Nie wie, jak funkcjonuje państwo. Jest celebrytą. Tonie we własnych pięknych wizjach i snach, które nie są wypełnione treścią.
B.B.: – Wiele osób oczekiwało, że Szymon Hołownia w swoim wystąpieniu powie coś porywającego. Tymczasem przemówienie sprowadzało się do ogólnej diagnozy i ogólnych stwierdzeń typu, żeby wszystkim było dobrze. A to trochę za mało. Widać wyraźnie, że Hołownia adresował je do ludzi młodych, ale nie do tych w przedziale 20 – 30 lat, bo ci przeważnie mają poglądy centroprawicowe, tylko do, mówiąc żargonem, tzw. gimbazy – nastolatków, którzy często jeszcze nie są wyborcami i mają skrajne, przeważnie lewicowe poglądy. Ale jak dorosną, to wielu pewnie je zmieni.