Rok nie wyrok
Każdy chcący uchodzić za poważnego – od wróżbity Mateusza Morawieckiego po wróża Macieja i wróżkę Mercurię, od dłuższego czasu przewiduje nam najbliższą przyszłość: zasobną, hojną i szczęśliwą, co niewątpliwie ma związek z wizerunkiem rządu, wyborami albo fakturą za usługę. Taka wróżka Yasmina, że pozostaniemy przy sprawach publicznych, uważa, że numerologicznie rok 2020 to będzie rok przełomu i wielkiej energii, ale nie każdy ma czas, by zgłębić, o jaki przełom onej Yasminie chodzi, ani tym bardziej, o jakiej energii wróżka natrąca: czy tej, którą nabędziemy, by osiągnąć sukces, czy której nam jak zwykle zabraknie. Utrwala się nadto zbiorowe, magiczne przekonanie, że nadchodzący rok będzie co prawda pełen burzliwych wydarzeń, ale nie wyniknie z nich nic takiego, czego powinniśmy się realnie obawiać. Nie wybuchnie trzecia wojna światowa, nie będzie katastrofy klimatycznej, nie zagrozi nam nawet kryzys ekonomiczny. Ale czyż właśnie takich przepowiedni i prognoz nie oczekujemy? Czyż nie sięgamy do wróżb i jasnowidzeń, a nawet niekończących się wizji premiera, by poprawić sobie samopoczucie? Wiedząc, jak niewiele dzieli wróża Macieja od wróża Mateusza...
Nic nie stoi na przeszkodzie, by clou wróżbiarskich rojeń nie kopiować i nie wklejać do programów partyjnych czy manifestów wyborczych. Wszak i tam chodzi wyłącznie o to, byśmy byli zdrowi, młodzi i bogaci. Rozochocony dobrą energią bijącą zewsząd zerknąłem do źródła, czyli na stronę astroweb, gdzie poznać można urobek rodzimych astrologów i wróżbitów. Niektórych jednak tylko z inicjałów, bo nie wiadomo, czy się sami wstydzą, czy twórcy strony wstydzą się za nich. Niemniej znalazłem tu obszerną wypowiedź Adama A., zaprzyjaźnionego z portalem jasnowidza, człowieka godnego zaufania, acz nie na tyle, by go przedstawiać z nazwiska. Tenże Adam miał wizję roku 2020, z której wynika, że generalnie będzie w kraju dobrze. Gospodarka polska świetnie sobie poradzi z globalnymi kłopotami, ale do katastrofy nie dojdzie (zauważą Państwo rychło, że wizje i prognozy naszych astrologów budowane są na zasadzie: jest dobrze, ale nie beznadziejnie). Nie nastąpi koniec świata, więc i Polska nie zginie, co jest nader jasne, póki my żyjemy. Natomiast będzie następował podział społeczeństwa, co – mało odkrywczo wróży ony Adam – będzie skutkiem ubocznym polityki. To nie jest wstrząsająca przepowiednia, a proces trwający od lat i znany każdemu, ale być może Adam A. dłuższy czas przebywał w izolacji, stąd tylko pozorna świeżość jego obserwacji. Dalej, Adam wróży, że coraz więcej cudzoziemców będzie zatrudniać się w Polsce, co jest przepowiednią dobrze znaną w kilku kluczowych polskich resortach i od dawna nie jest wizją, tylko marzeniem, bynajmniej nie sennym, bo jeśli jeszcze więcej magików zacznie zarabiać na snuciu wizji, to cudzoziemców przyjdzie nam karnie w Polsce zatrudniać, bo gospodarka stanie i nie będzie jej potrzebny światowy kryzys, by popadła w katatonię.
George Friedman, Amerykanin i futurolog, dziesięć lat temu wydał książkę pt. „Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek”. Przewiduje w niej drugą zimną wojnę między Rosją a światem zachodnim, wygraną zresztą przez Zachód. Wieszczy w niej także imperialną rolę Polski, która stanie na czele państw wschodniej Europy. Stanie się europejską potęgą, z którą będą się liczyły światowe mocarstwa, choć jak się zdaje dziś, Rzeczpospolita maszeruje dziarsko w przeciwnym kierunku. Nie wypalił Wyszehrad, nic nie słychać o Międzymorzu, w Brukseli się z nas śmieją, w NATO nie słuchają... Dzieło Friedmana jest, jak widać dowodem na kruchość jasnowidzeń, ale przecież jego wizja dotyczy całego wieku, a nie tylko pierwszych dekad...
Mamy w Polsce, nie tylko w rządzie, wielu numerologów, jeśli rozumieć za takiego każdego gotowego do wycięcia numeru. Zresztą tych od prostych numerów jest więcej. Jasnowidz Jackowski z Człuchowa to ich guru. Na przełomie wiosny i lata odbędą się mistrzostwa piłkarskie Euro 2020, co samo w sobie jest tłustym kąskiem dla numerologów (12 czerwca – 12 lipca, 12 miast, gdzie się odbędą mecze i 12 państw, gdzie leżą owe miasta!). Jasnowidz z Borów Tucholskich wyzwolił więc w sobie proroczą wizję. „Kibice będą musieli przygotować się na bardzo wielkie emocje, które zafunduje im polska drużyna” – wieszczy jasnowidz. Ale nie przez to, że będą szli jak walec, ale przez to, że w trakcie rozgrywek będzie bardzo dużo momentów dramatycznych, że ledwie, ledwie, ale pójdziemy dalej. Mam wrażenie, dzieli się odczuciami sławny wizjoner, że epopeja naszej drużyny skończy się, gdy zostanie osiem zespołów, czyli w ćwierćfinale. I wtedy uważam, antycypuje mistrz, że wszystko pryśnie, ale to i tak nie byłoby źle – tu urywa Jackowski sportowe widzenie nie bez pewnego optymizmu. Jak nic powinien zostać rzecznikiem rządu.
Gdy słucham jasnowidzów czy premierów, nieodmiennie uśmiecham się z życzliwością, czego i Państwu w nadchodzącym roku życzę. Życzliwość tę czerpię ze swego niejednoznacznego sentymentu do podhalańskiego folkloru i tamtejszych cwanych gap, uosabianych zwykle przez dyżurnego bacę, który pytany przez cepra dziennikarza o pogodę na ferie, peroruje: – Jak Ponbócek pozwoli, to spadnie śnieg. Chyba zeby nie spod... Hej!