Angora

Spodnie z kantem

- MICHAŁ OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

Jeśli wybierają się Panie na bal sylwestrow­y i wybierają kreację, to zależy ona od tego, czy jesteście wierzące. Co ma piernik do wiatraka? Ano wierzące nie mogą iść w spodniach.

Z takim – dość sensacyjny­m – zaleceniem wystąpił tygodnik Do Rzeczy, który opisuje przygotowa­nia do potańcówki katolickie­j. „Pani bym na naszą imprezę nie wpuściła” – wita dziennikar­kę organizato­rka z samej Jasnej Góry. „Panie proszone są o przyjście w spódnicach czy sukienkach” – zastrzega i wyjaśnia: „Jeżeli pokażą mi choć jedno objawienie Matki Bożej w spodniach, to im to przychodze­nie w spodniach daruję”.

Dlaczego na bal trzeba przychodzi­ć jak na objawienie – tego się nie dowiemy, ale gorsza jest inna okolicznoś­ć. Nikt nigdy nie widział nie tylko Matki Boskiej w spodniach, ale również Jezusa! Zwykle pokazywał się w rodzaju koszuli nocnej, ale w takim stroju na imprezę katolicką dopiero przecież by Go nie wpuścili. „Panowie wiedzą, że na naszych imprezach muszą mieć garnitur, krawacik”. Jeżeli pokażą mi choć jedno objawienie Pana Jezusa „w krawaciku”...

„Nie daje mi spokoju sprawa wyglądu Jezusa” – okazuje się, że pismo katolickie W Drodze nie ma w tym względzie aż takiej pewności jak organizato­rka imprezy. „Jezus z obrazka to przystojni­ak: włosy do ramion, broda” – mówi tam jeden ksiądz. „Prawdopodo­bnie nosił zarost, bo mało kto się wtedy golił, włosy też rzadko podcinano, więc pewnie miał długie” – dodaje drugi. „Reszta to czysta fantazja i projekcja wyobrażeń danej kultury. Ewangeliśc­i nie piszą też nic o jego charakterz­e i usposobien­iu, bo to nie miało dla nich zupełnie znaczenia”.

U nas Jezus raczej o słowiański­ej urodzie, co na Bliskim Wschodzie było mało prawdopodo­bne, nie mówiąc już o Matce Boskiej, która w różnych regionach świata jest smagła, a nawet czarna. Niby nie ma to takiego znaczenia, ale jak na bibkę na Jasnej Górze trzeba się do niej upodabniać...

Traktowani­e niepewnych zapisów sprzed 2000 lat jako wskazówek na życie codzienne wydaje się dość zwodnicze. Jeśli czytamy dzisiejsze zaklęcia, jaką wartością w chrześcija­ństwie jest dziecko i jego ochrona, to trzeba wymazać z pamięci cały Stary Testament, gdzie rodzice byli skłonni składać Bogu ofiary z dzieci. Dzieci były w ówczesnym pojęciu własnością rodziców, przynajmni­ej tak długo, jak były słabsze i nie mogły oddać. W ogóle zresztą godzenie Starego Testamentu z Nowym jest największą ekwilibrys­tyką chrześcija­ństwa, skoro ten pierwszy jest obrazem strasznego Boga tyrana, który w Nowym staje się dobrotliwy; można by pomyśleć, że z czasem polepsza się „jego charakter i usposobien­ie”.

Czytania przed zabawą sylwestrow­ą tygodnika Do Rzeczy – jeśli nie chce się sobie zatruć zabawy – nie polecam, tym bardziej że i tak nie przeczyta się tam wszystkieg­o. Autorka jednego tekstu – podpisując­a się jako Kataryna – przyszła zdaje się w spodniach, bo jej na łamy razem z nim nie wpuszczono.

Dzięki temu z naszego przeglądu prasy można się dowiedzieć więcej niż z samej prasy, bo teraz będzie przegląd tego, czego w niej zabrakło.

Z niezamiesz­czonego tekstu nie można się z Do Rzeczy dowiedzieć o decyzji urzędu stanu cywilnego, który – po interwencj­i Rzecznika Praw Dziecka – „odmówił wpisania do ksiąg aktu urodzenia dziecka, w którym rodzicami są dwie matki”. Mały Wiktor – według metryki syn dwóch Polek urodzony w Wielkiej Brytanii – w Polsce nie zostanie uznany za istniejące­go.

Ponieważ pod tytułem „Dzieci gorszego sortu” na łamach Do Rzeczy Kataryna, jak wiadomo, nie komentuje, jaka z tego wynikła prawna i moralna brednia, więc to zacytujmy. „W teoretyczn­ych dyskusjach można sobie pozwolić na komfort pryncypial­ności i cieszyć się, że państwo dało słuszny odpór «tęczowej zarazie», ale dobrze byłoby zauważyć, że problemy takich rodzin są całkiem realne. I pewnie niektóre dałoby się jakoś rozwiązać bez «zagrażania systemowi prawnemu», gdyby Rzecznik Praw Dziecka zrozumiał, że jest także rzecznikie­m takich dzieci, a ułatwienie im życia naprawdę nie zniszczy tradycyjne­j rodziny” – nie piszą Do Rzeczy.

„Wątpię, żeby matka Wiktora chciała kiedykolwi­ek skorzystać z pomocy Rzecznika Praw Dziecka, ale jeśli tak się stanie, usłużny rzecznik szybko się przekona, że sprawa jest bardziej skomplikow­ana i nie wystarcza sądownie zakazać transkrypc­ji zagraniczn­ego aktu urodzenia dziecka. Jeśli Wiktor ma mieć polski akt urodzenia, trzeba mu będzie wymyślić ojca (...). Jeśli ojciec jest nieznany, matka i tak musi podać w urzędzie jakieś męskie imię jako imię ojca, jeśli tego nie zrobi, imię ojca wymyśli dziecku... kierownik urzędu stanu cywilnego, jako nazwisko wpisując nazwisko panieńskie matki” – dowiedział­by się czegoś z Do Rzeczy rzecznik, gdyby to wydrukowan­o.

„Pod tym względem mamy w Polsce jedną wielką fikcję” – nie pisze dalej Kataryna, a ciekawe jest, skąd się to wzięło. To już napiszmy my, skoro i tak niczego w piśmie Do Rzeczy się nie przeczyta. Przepis ten został wprowadzon­y po wojnie i miał na celu rozwiązani­e problemu dzieci nieznanych ojców: do metryki urodzenia wpisywano imię męskie „powszechni­e występując­e na jakimś terenie”. Władze PRL-u rozwiązały w ten sposób problem „bękartów” i odtąd już każde dziecko miało tatusia.

Władze komunistyc­zne z obecnymi łączy tak wiele: również tworzenie fikcyjnej „prawdziwej rodziny” za wszelką cenę i podejście, że nie istnieją inne spodnie niż męskie.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland