Pokonamy ich śmiechem!
„Złom do MON?”
W 50. numerze ANGORY w rubryce „Złapane w sieci” podano informację, jakoby nasz rząd negocjował ze Szwedami zakup okrętów podwodnych – podobno 30-letnich. Właściwie po 1989 roku, kiedy odzyskaliśmy pełną niezależność polityczną, często docierają do nas informacje o zakupie starych niemieckich czołgów, porosyjskich MIG-ów z Ukrainy, jakichś moździerzy, nie mówiąc już o zakupie starych F-16 ze Stanów Zjednoczonych. Mam pytanie: czy mamy jeszcze armię, czy tylko jakieś umundurowane towarzystwo wyposażone w złom? Zapomniałem jeszcze o fregatach z Australii, ale okazało się, że Bałtyk jest za mały, aby tym złomem na nim zawracać, i sprawa upadła.
Czy naprawdę w naszym kraju nie umiemy produkować niczego? Przecież nasz przemysł zbrojeniowy za tzw. komuny był znakomicie rozwinięty, mamy swoje huty, koksownie, stocznie. I co? Możemy produkować co najwyżej zabawki dla bogatych i nic innego? Jeśli chodzi o samoloty myśliwskie to jeszcze rozumiem, ale moździerze, czyli kawał rury w różnych rozmiarach – czy to jest już u nas niewykonalne? A może chodzi w tym wszystkim tylko o to, aby przy okazji zakupów z zewnątrz się nachapać? A wojsko? No cóż...
Druga wojna światowa udowodniła, że nie dzielność żołnierzy decyduje o zwycięstwie, tylko to, który kraj potrafi szybciej produkować nową broń. Dzisiejsza wojna to wojna przemysłu, a u nas w tym zakresie jak jest – każdy widzi. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że nawet karabiny dla piechoty kupujemy, choć przeciętny ślusarz może je wykonać, mając podstawowe narzędzia.
Panowie rządzący, mam propozycję! Ponieważ Chińczycy rozwinęli przemysł i nie potrzebują swojej starej broni, możemy tanio zakupić ich starożytny oręż, czyli KBKB. Jeśli ktoś nie wie, co ten skrót oznacza, to wyjaśniam: krótki bojowy kij bambusowy.
Jeśli uzbroimy naszą armię w KBKB, to ręczę, że obce armie padną na miejscu, oczywiście ze śmiechu. WŁADYSŁAW GÓRNY (adres internetowy do wiadomości redakcji)