Z Żydami trzeba umieć rozmawiać
(Angora)
...uważa dr Ewa Kurek, historyk.
– Prezydent Duda zapraszał Izraelczyków do Polin. Czy jednak można było tak powiedzieć, skoro przez stulecia Polacy i Żydzi na naszych ziemiach żyli osobno – w całkowicie innych światach?
– Wśród polityków upowszechniło się w ostatnich latach nazywanie Polski państwem Polin, co w ich rozumieniu oznacza jakieś enigmatyczne państwo wspólne z Żydami. Najwyższe władze użyły nawet kiedyś w korespondencji z Izraelem określenia stwierdzającego, że „(...) z Rzeczypospolitej, kraju Polin (…), pochodziło wielu pierwszych obywateli Państwa Izrael”.
Walczę z tym od lat i dlatego wyjaśnijmy sobie na wstępie, co znaczy to określenie. Izrael zbudowali polscy Żydzi, którzy nigdy nie nazywali siebie Polinami. My, Polacy, też nie jesteśmy Polinami. Tradycja nazywania Polski terminem Polin (hebr. ןילופ, wymawiane w języku jidysz jako pojln), przypisywana jest krakowskiemu rabinowi Mojżeszowi Isserlesowi (ok. 1510 – 1572), którego król Zygmunt Stary w roku 1547 mianował rabinem gmin żydowskich województwa krakowskiego. Polin w języku żydowskim oznacza tu spocznij. W roku 1492 wygnani z Hiszpanii, Portugalii i Niemiec Żydzi dotarli do Polski. Legenda głosi, że uchodźcy nazwę naszego kraju odczytali jako Po lin (tu spocznij), biorąc to za dobry omen. Żydzi osiedlali się masowo na gościnnej polskiej ziemi. Rabi Mojżesz Isserles pisał o Polsce: W tym kraju nie ma zawziętej nienawiści do nas, jak w Niemczech. Oby zostało tak nadal, aż do nadejścia Mesjasza. Z czasem słowu Polin Żydzi przydali nie tylko miano miejsca spoczynku, ale także programu na życie, który w sposób bardzo prosty wyraził ostatni rytualny rzezak z Pragi Srul Warszawer: „A dlaczego Polska nazywa się Pojlin? Bo tam, gdzie mieszkasz, tam twoje jest”. Rozumowanie przedstawione przez Srula Warszawera jest zgodne z żydowskim prawem chazaki, które oznacza nabycie prawa własności przez zasiedzenie. Tak więc używając pojęcia Polin na określenie Rzeczypospolitej Polskiej, nasi politycy prawdopodobnie nie mają świadomości, że stwierdzają tym samym, że przez zasiedzenie Polska stała się także własnością Żydów.
W tym momencie warto przypomnieć, jak nasi dziadowie zareagowali na żądanie Żydów, aby oddać im część Polski we władanie. Gdy w 1919 r. w Komisji Konstytucyjnej Izaak Grünbaum w imieniu Związku Posłów Narodowości Żydowskiej zgłosił projekt artykułu 113 Konstytucji o autonomii żydowskiej i oświadczył, że: „ziemie Rzeczpospolitej, zamieszkałe w przeważającej większości przez narodowości niepolskie, stanowić będą autonomiczne prowincje”, poseł Mieczysław Niedziałkowski z PPS odpowiedział: „Stanowczo, zupełnie kategorycznie (...) odrzucamy wszystkie te koncepcje, które chciałyby z państwa polskiego uczynić wspólną własność Polaków i Żydów. (…) Zachować musimy koniecznie zasadę ogólną, iż państwo polskie jest państwem tylko polskim”.
Sto lat temu posłowie wszystkich frakcji parlamentarnych poparli stanowisko posła Mieczysława Niedziałkowskiego. Aż 85 proc. polskich Żydów nie znało wówczas polskiego języka i nigdy się z państwem polskim nie identyfikowało.
– Kiedy zaczęła się między Polakami i Żydami niechęć czy nawet wrogość?
– Do czasu rozbiorów Żydzi spełniali określoną rolę w strukturach gospodarczych. Mieszkali w polskich miastach, miasteczkach i wsiach. Mieli własne sądy cywilne, własną religię i wyznaczony przez nią rytm życia. Ale w końcu XVIII wieku wielonarodowa Polska przestała istnieć jako państwo. Żydzi polscy witali wszystkich zaborców tak, jak przywitali ich żydowscy mieszkańcy Lwowa i miasteczka Brody: „A gdy się wszystko uciszyło, wygłosił syndyk żydowski, doktor medycyny Abraham Usiel, dziękczynną mowę skierowaną do reprezentantów [austriackiego] rządu. Następnie raczono wszystkich wybornym winem, owocami i cukrami, a najznakomitsi Żydzi pili zdrowie cesarzowej [austriackiej Marii Teresy] z wielkim uszanowaniem (...). Samuel Rabinowicz sprawił nadto w swoim domu świetną ucztę z muzyką, bawiono się również i po innych domach do późnej nocy, wznosząc wszędzie radosne okrzyki na cześć cesarzowej i nowego rządu”. Utrata własnego państwa i żydowska radość, że teraz będą żyli pod panowaniem innych orłów i władców, to moment, w którym polskie i żydowskie drogi poczęły się rozchodzić. Swoim zachowaniem w końcu XVIII wieku Żydzi uświadomili naszym przodkom, że mają na swoich ziemiach jawnych wrogów Polski i Polaków. Nie był to żaden antysemityzm, bo pojęcie to wymyślili Niemcy dopiero kilkadziesiąt lat później, a zwykłe stwierdzenie politycznego i społecznego faktu. Według obliczeń żydowskich historyków w ciągu 123 lat zaborów zaledwie 1,5 do 2 proc. polskich Żydów wsparło naszą walkę o niepodległość. Większość pozostała obojętna, a znaczny procent podjął szeroko pojętą współpracę z zaborcami, ze szpiegowaniem Polaków włącznie. To właśnie wtedy, w okresie rozbiorów, zrodziła się niechęć i wrogość Polaków do mieszkających na ich ziemiach Żydów.
– Później na naszych ziemiach pojawili się Litwacy – rosyjscy Żydzi.
– Polscy Żydzi to przy Litwakach bardzo przyzwoici ludzie. Na przełomie XIX i XX wieku car szukał sposobu, jak się pozbyć niechcianych Żydów. Prowokacja z pogromami na ziemiach polskich i litewskich nie wyszła tak, jak zaplanował, więc w rosyjskim stylu zwyczajnym dekretem odbierał im ziemię i domy. Żydzi musieli wynosić się z Rosji. Symbolem losu Litwaków są bohaterowie musicalu „Skrzypek na dachu”, którzy wbrew swojej woli wyjechali z Anatewki do Ameryki. Ale kwoty emigrantów żydowskich do Stanów Zjednoczonych były ograniczone. Za ocean dostawali się nieliczni. Większość zrusyfikowanych Żydów z Rosji osiedliła się w granicach upadłej Rzeczypospolitej. Polscy Żydzi przydali im miano Litwaków i uważali, że Litwacy w równym stopniu nienawidzą ich, jak i samych Polaków. W 1939 roku to właśnie Litwacy jako pierwsi rzucili się w ramiona Armii Czerwonej. Zajmowali znaczące stanowiska na wschodnich ziemiach Polski, przygotowywali dla Rosjan listy osób zasługujących na syberyjską zsyłkę i w najróżniejszy sposób wysługiwali się Sowietom.
– Jan Tomasz Gross twierdzi, że podczas wojny Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców.
– To stwierdzenie jest kłamliwe, absurdalne, niepoparte żadnymi dowodami źródłowymi. Gdy mówimy o współpracy z Niemcami przy zagładzie Żydów, to powołam się na Hannah Arendt, wybitną żydowską filozof (napisała słynną książkę „Korzenie totalitaryzmu” – przyp. autora), która obserwowała proces Eichmanna („Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła” – przyp. autora) i napisała, że współpraca Polaków z Niemcami dotyczyła marginesu społecznego, podczas gdy współpraca Żydów z Niemcami miała charakter instytucjonalny, gdyż dotyczyła Judenratów, burmistrzów autonomii żydowskiej i wreszcie policji gettowej. Ci ludzie byli żydowską elitą. W warszawskim getcie większość policjantów stanowili adwokaci. Podobnie było w getcie łódzkim, gdzie pokaźną grupę prócz adwokatów stanowili wojskowi. Trzeba też pamiętać, że w policji żydowskiej służyli ochotnicy, którzy nie tylko w ten sposób zapewniali sobie lepsze życie, ale wobec swoich rodaków byli prawdziwymi panami życia i śmierci.
–W głośnym wierszu Campo di Fiori Czesław Miłosz pisze, że Polacy bawili się na karuzeli pod murami płonącego warszawskiego getta.
– Gdy wybuchło powstanie w getcie warszawskim, karuzela była już unieruchomiona. Ten poetycki wymysł rozsławił w latach osiemdziesiątych XX wieku literaturoznawca Jan Błoński i karuzela stała się pewnego rodzaju symbolem. Mit o kręcącej się przy murach getta karuzeli dawno temu został obalony przez historyka i polityka Władysława Bartoszewskiego oraz polską Żydówkę Annę Ciałowicz (etnograf i tłumacz z języka jidysz). Są dowody, że pod mury getta, gdzie stała karuzela, razem ze swoimi dziećmi w wózkach przychodzili żołnierze polskiego podziemia i trzymali w nich broń. To właśnie na ul. Bonifraterskiej walczyli i ginęli polscy żołnierze AK pomagający Żydom z Żydowskiego Związku Wojskowego.
– Jednak cały czas pojawiają się zarzuty, że byliśmy obojętni wobec tragedii Żydów, co ma jakieś uzasadnienie – mimo że na ponad 27 tys. osób uhonorowanych przez Izraelczyków tytułem Sprawiedliwi wśród Narodów Świata 7 tys. to Polacy.
– Tej kwestii poświęciłam dwa rozdziały w swojej książce „Poza granicą solidarności. Stosunki polsko-żydowskie 1939 – 1945”. Gdy rozmawiam na ten temat z Żydami, to najpierw proszę, żebyśmy ustalili, według jakich norm moralnych i prawnych mamy rozliczać nasze wzajemne relacje. Jeśli według chrześcijańskich, to powinniśmy kierować się nakazem: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13). Ale wówczas chciałabym poznać chociażby jedno nazwisko Żyda, który na przestrzeni wieków zaryzykował swoje życie dla Polaka. Natomiast jeśli rozliczymy się według żydowskiego prawa Kidusz ha-chajim (uświęcenie życia), które mówi, że Żyd nie ma prawa narażać swojego życia, natomiast – żeby uratować własne życie – ma prawo wysłać na śmierć rodziców, małżonka, dzieci i oczywiście Polaków, to trzeba stwierdzić, że żaden Polak nie miał prawa narażać swojego życia dla ratowania Żydów. Dlatego wszelkie zarzuty wobec nas, Polaków, że za mało spośród nas umarło za Żydów, są absurdalne.
– Dlaczego mimo Holocaustu Żydzi mają ciepłe relacje z Niemcami, a coraz gorsze z Polakami? Czy chodzi tylko o pieniądze? Szacuje się, że do 2000 r. Republika Federalna Niemiec przekazała Izraelowi ok. 38 mld dolarów. Dziś, po uwzględnieniu inflacji, ta suma byłaby zapewne dwa razy większa.
– Żydzi od wieków byli zafascynowani Niemcami, chcieli się na nich wzorować. Można to nawet zrozumieć, gdyż jidysz, język Żydów aszkenazyjskich, powstał na bazie dialektu średnio-wysoko-niemieckiego, ale zapisywany jest literami hebrajskimi, gdyż alfabet łaciński, zwany galkhes, czyli księży, jest dla religijnych Żydów trefny. Ta miłość do Niemców jest niewzruszona mimo Holocaustu i ogromnych, wielowiekowych prześladowań. Już w XIII wieku na terenie państw niemieckich palono na stosie całe rodziny tylko dlatego, że byli Żydami. Dochodziło regularnie do wielkich pogromów (w 1349 r., podczas pogromów w Kolonii, Strasburgu, Bazylei, Fuldzie, Norymberdze, Spirze, spalono ponad 3 tys. Żydów – przyp. autora). Żydzi są w stanie przebaczyć Niemcom wszystkie, nawet największe zbrodnie, skoro w 2004 r. przewodniczący Żydów niemieckich powiedział, że obawia się antysemityzmu środkowoeuropejskiego, a nie niemieckiego, który jest… subtelny.
– Niedawno ukazała się książka „Powrót do Jedwabnego”, której jest pani współautorką. Czy dziś wiemy już więcej na temat tej zbrodni?
– Rok temu wydałam też książkę „Jedwabne – anatomia kłamstwa”. Jedwabne w ciągu 19 lat, czyli od momentu ukazania się książki Jana Grossa „Sąsiedzi” i wstrzymania ekshumacji, stało się znanym całemu światu podstawowym symbolem i dowodem na rzekomy polski antysemityzm i nasze czynne uczestnictwo w zagładzie Żydów. Skutkiem tego we wszystkich ważnych językach znajdziemy informację, że Polacy w 1941 roku w Jedwabnem własnoręcznie i ze szczególnym okrucieństwem zamordowali 1600 jedwabińskich sąsiadów, Żydów. Jeśli dodamy do tego panującą na Zachodzie od kilkunastu lat „modę” na nazywanie obozów zagłady „polskimi obozami”, to uświadamiamy sobie wagę problemu. Tak więc Jedwabne jest dla świata symbolem rzekomej „polskiej winy” i dopóki nie dokończymy ekshumacji, dopóty nie będziemy mieli w ręku twardych dowodów na to, co się tam naprawdę stało. Czy zamordowano 1600 czy 200 Żydów; czy zginęli oni w płomieniach, czy zostali zastrzeleni lub może zarąbani siekierami; i co robi wśród żydowskich szczątków pomnik Lenina? Jeżeli nie dokończymy ekshumacji, środowiska żydowskie i świat będzie używał Jedwabnego do osiągnięcia określonych celów: szkalowania Polski i Polaków, określania nas współwinnymi zagłady Żydów, a następnie być może wynikających z tej naszej rzekomej „winy” roszczeń materialnych. Jonny Daniels i rabin Schudrich twierdzą, że ekshumacja jest niezgodna z żydowską religią. To jest zwykłe kłamstwo. Żydowskie prawo i religia nakazują w takich wypadkach ekshumację i przeniesienie szczątków na pobliski cmentarz lub do Izraela. A poza wszystkim Jedwabne leży w Polsce i podlega polskiemu prawu. Tylko nasze władze o tym zapomniały. Kończąc sprawę Jedwabnego, pragnę dodać, że o ekshumację w Jedwabnem nie walczymy z Żydami, lecz z własnym rządem. To Żydzi z gminy żydowskiej w Warszawie zgłosili się do mnie i poprosili, żebym spróbowała przerwać tę haniebną hucpę kłamstw wobec Jedwabnego. Dla wielu przyzwoitych polskich Żydów prawda o Jedwabnem jest tak samo ważna jak dla nas. Dla Żydów religijnych ważne jest, aby żydowskie szczątki, zgodnie z wymogami religijnymi, spoczęły na pobliskim cmentarzu.
– Niedawno żydowska organizacja ADL uznała Polskę za najbardziej antysemicki kraj na świecie.
– To totalna bzdura, o której nawet nie warto rozmawiać.
– Panią też wielokrotnie pomawiano o antysemityzm.
– Robią to tylko ci, którzy nie są w stanie spierać się ze mną na argumenty. Taka ze mnie antysemitka, że gdy przyzwoici Żydzi mają kłopoty np. z żydowskimi kłamczuchami i pseudouczonymi, zwracają się do mnie o pomoc. Ostatnim przykładem jest Judyta Ester Kon-Lewinowska, której nie pozwolono obronić doktoratu na Uniwersytecie Warszawskim, bo napisała prawdę. Byłam z grupą znajomych na tej obronie, opisałam rzecz całą w prasie i dzięki temu doktorat Judyty wkrótce ukaże się w formie książki. Z przyzwoitymi Żydami zawsze było mi po drodze i bez nich nigdy nie odkryłabym dziejów stosunków polsko-żydowskich.
– Bardzo złą prasę w świecie zrobił Polsce rok 1968.
– O władzę w Polsce walczyły wtedy dwie partyjne frakcje – „puławianie” i „natolińczycy” – zwane potocznie Żydami i Chamami (Witold Jedlicki „Chamy i żydy”, paryska Kultura XII 1962 r. – przyp. aut.). Żydzi przeważali w pierwszej, ale nie brakowało ich także w drugiej. Dla zwykłego obywatela otrzymanie paszportu i wyjazd na Zachód to było tylko marzenie. Wielu polskich Żydów skorzystało więc z okazji, żeby wyjechać do lepszego świata.
– Ale byli Polacy, szczególnie na prowincji, którzy chcieli zająć miejsca Żydów w prasie, administracji, wojsku. Dziś jest na szczęście inaczej. W konflikcie na Bliskim Wschodzie Polska bezwarunkowo opowiada się po stronie Izraela, mimo że w Unii Europejskiej ogromna większość państw ma do niego stosunek krytyczny. Jednak ta nasza postawa nie spotyka się z wzajemnością ze strony Żydów.
– To nie jest wina Żydów, tylko Polaków. Naszych obecnych władz, które rozmawiają z Żydami na kolanach. Zapominają lub nie wiedzą, że Izraela rządzonego przez dziesięciolecia przez polskich Żydów już nie ma. Nasi polscy Żydzi, z którymi często się kłóciliśmy, ale zawsze znajdowaliśmy jednak porozumienie, odeszli. Izraelem rządzą dziś w dużej mierze wspomniani wcześniej Litwacy, czyli rosyjscy Żydzi, z którymi rozmawiać trzeba tak jak z Rosjanami. Pamiętać więc należy między innymi o tym, co o własnych rodakach napisał współczesny rosyjski pisarz Wiktor Jerofiejew: „Rosjanie od dobrego traktowania psują się jak kiełbasa na słońcu”. Tylko Władysław Bartoszewski umiał rozmawiać z Żydami jak równy z równym.