Mali muzycy ze śmietniska
Niezwykła orkiestra z Paragwaju.
Wychowały się na największym wysypisku śmieci w Paragwaju, tu są ich korzenie, ich dom – dzieci z Cateury. Mimo że ich mała ojczyzna wypełniona smrodem nie dawała im żadnych nadziei na przyszłość, dzięki sile ducha, wyobraźni i determinacji dorosłych przeniosły się w rejony niedostępne dla większości śmiertelników: zdobyły sławę i uznanie, zjeździły niemal cały świat i dały nadzieję innym żyjącym w skrajnym ubóstwie. A wszystko to za sprawą mezaliansu muzyki poważnej i śmieci.
Ta historia ma początek na obrzeżach stolicy Paragwaju – Asunción. Tu, nad rozlewiskiem rzeki Paragwaj, 35 lat temu – w 1984 roku – powstało komunalne składowisko odpadów Cateura. Teren był trudny do zamieszkania głównie ze względu na ryzyko podtopień i powodzi, mimo to powoli zaczęli się tu osiedlać ludzie. Dom znalazło tu około 2,5 tysiąca rodzin. 40 tysięcy osób żyło – mając ograniczony dostęp do prądu i czystej wody – w domach skleconych w większości z materiałów znalezionych na wysypisku i wdychało na co dzień smród składowiska. Życie toczyło się tu jak w innych częściach globu: ludzie zakładali rodziny, rodzili się, umierali. Jedyną różnicą było to, że społeczność ta nauczyła się zaspokajać swoje potrzeby, wykorzystując zasoby gigantycznego śmietniska.
W 2002 roku dla dzieci, które zdążyły się tu urodzić i ich jedynym zajęciem było pomaganie rodzicom i dziadkom przy segregacji odpadów, nastąpił pierwszy przełom. Na składowisku pojawił się paragwajski muzyk i kompozytor Luis Szarán z pomysłem zaktywizowania najmłodszych mieszkańców i zwrócenia ich uwagi ku... sztuce. W ramach projektu społecznego „Sounds of the Earth” (prowadzonego do dzisiaj na szeroką skalę w Paragwaju) dzieci po raz pierwszy zetknęły się z muzyką. W 2006 roku do Szarána dołączył Favio Chávez, argentyński inżynier ochrony środowiska i muzyk jednocześnie, z głową pełną pomysłów. Jako koordynator projektu uczył dzieci klasyków muzyki poważnej, ale i ludowej muzyki paragwajskiej. Największą bolączką było w tamtym okresie to, że dzieci nie miały na czym ćwiczyć. W miejscu, gdzie wartość skrzypiec niejednokrotnie przewyższała wartość domów, w których mieszkali uczniowie, o nowych instrumentach można było tylko pomarzyć. I wtedy, jak opowiada Chávez, z pomocą przyszło... wysypisko. Kiedy któregoś dnia znalazł wśród śmieci uszkodzone skrzypce, wykorzystał je jako szablon i inspirację do podjęcia próby stworzenia własnych instrumentów z wykorzystaniem tego, co było dostępne. We współpracy z Nicolásem Gómezem (pseudonim Cola) Favio zainicjował nowy rozdział w losach uzdolnionych muzycznie dzieci z Cautery. Cola jako nadworny lutnik projektu zaczął tworzyć ze śmieci tak wymagające instrumenty jak skrzypce, wiolonczela czy saksofon. – Nigdy nie podejrzewałem, że będę w stanie samodzielnie zrobić instrument. Teraz gdy patrzę na dzieci grające na skrzypcach z recyklingu, czuję szczęście – mówił do kamery w 2012 roku podczas nagrania do filmu dokumentalnego „Landfill Harmonic”, kiedy nie miał jeszcze nawet prawa podejrzewać, jakiego rozpędu nabierze projekt dzięki filmowi oraz że jego instrumenty w niedługim czasie zobaczy cały świat.
W kluczowym momencie historii tej orkiestry pojawia się pewna niejasność.
Chávez w październiku 2011 roku zostaje wraz z żoną wydalony z projektu „Sounds of the Earth” i w oderwaniu od dotychczasowego pracodawcy samodzielnie formuje orkiestrę młodzieżową przy wsparciu rodziców dzieci. W sieci pojawiają się oskarżenia formułowane przez drugą stronę, że Chávez przywłaszczył sobie projekt „Sounds of Cateura” i pomysł tworzenia instrumentów z recyklingu, które pierwotnie miały powstawać w pracowni nadzorowanej przez organizację Szarána. Następnie w 2017 roku zostaje oskarżony o przywłaszczanie sobie datków dla orkiestry, ale po kilku miesiącach zostaje sądownie oczyszczony z zarzutów. Niezależnie od sporu o początki grupy faktem jest, że dzięki zrealizowanemu w 2012 roku filmowi Brada Allgoodanda i Grahama Townsleya o dzieciach z Cateury usłyszał cały świat i w ciągu kilku miesięcy media oszalały na ich punkcie. W filmie pojawia się 13-letnia wówczas Ada, pierwsze skrzypce w orkiestrze, która opowiada o motylach w brzuchu, które czuje, gdy słyszy dźwięk skrzypiec, 19-letni wówczas Bebi z dumą prezentuje swą wiolonczelę zrobioną z ogromnej puszki po oleju (która spełnia funkcję pudła rezonansowego) i z drewna z palet wykorzystanego do budowy gryfu, w który zatknięto starą szczotkę i fragment młotka do mięsa. Bebi gra przed kamerą preludium ze Suity wiolonczelowej nr 1 Bacha. Nie wie, że dzięki niej zwiedzi w ciągu najbliższych lat niemal cały świat, który będzie prezentował idee grupy w łagodny i lekki sposób, zyskując co i rusz nowych fanów.
Chávez często rozpoczyna wystąpienia w sposób, dzięki któremu od razu zyskuje przychylność widowni: – Hello, my name is Favio Chávez. My English is „finito”, po czym płynnie przechodzi na język hiszpański. Przesłanie orkiestry według niego to nie sława i sukces w postaci międzynarodowego poklasku (jak podkreśla, nie każdy osiągnie to, co udało się dzieciom z Paragwaju, jak granie supportów Metallice), ale pokazanie wartości sztuki i kultury. – Chcemy pokazywać, że kultura to podstawowa potrzeba człowieka, a muzyka potrafi odmieniać ludzkie życie i że nawet jeśli ktoś ma bardzo złe warunki życia, nie może przestać marzyć, a nieposiadanie niczego nie jest żadną wymówką do nicnierobienia – tak rozpoczynał w 2014 roku koncert w Royal Theatre Carré w Amsterdamie. W 2015 w rozmowie z „The Guardian” mówił zaś: – Pomysł na orkiestrę i instrumenty z odpadów nie zależał od rzeczy tak arbitralnych jak sława czy sukces. W naszej kulturze, gdzie instrumenty muzyczne zajmują niemal mityczną sferę precyzji i wyrafinowania, dzieci z Cateury pokazały, że orkiestrę tworzą ludzie, a nie instrumenty – podkreślał i namawiał do powielania scenariusza wydarzeń: – Pomysł jest teraz dostępny dla każdego. Jest to coś, co można powielić w dowolnej części świata, gdzie ludzie mają podobne warunki. Muzyka może być inspiracją i stać się istotnym elementem dla społeczności, w której nie ma innych zasobów – podkreślał.
Kiedy występował na TEDxAmsterdam w 2013 roku, mówił: – Przybywamy z Paragwaju, z największego wysypiska śmieci w tym kraju. Z miejsca, do którego zwożone są wszystkie śmieci z całej stolicy. My przetwarzamy te śmieci w muzykę. Nasze instrumenty nie mają wartości materialnej, nie można ich sprzedać, zastawić, nie opłaca się ich ukraść. One zyskują wartość wyłącznie w momencie, gdy grają na nich dzieci – mówił. Chávez niemal przy każdym spotkaniu z publicznością cierpliwie tłumaczy, z czego zrobione są instrumenty. Profesjonalnym muzykom od początku działalności tej orkiestry szczęka opada na widok saksofonu zrobionego z rury kanalizacyjnej, kapsli, guzików, monet i fragmentów sztućców, zwłaszcza że z tego saksofonu wydobywa się piękny dźwięk. Berta Rojas, paragwajska gitarzystka, trzykrotnie nominowana do nagród Latin Grammys, która regularnie przyjeżdża do Cateury, by charytatywnie udzielać tam lekcji, przyznała, że na początku nie wierzyła, że coś takiego może być w ogóle możliwe. Gitara zrobiona z dwóch puszek po deserze z batatów z drewnem z palet w roli gryfu. Skrzypce z puszki po farbie, drewna z palet, aluminiowej blachy do pieczenia ciasta i jednego widelca. Szaleństwo! Ale w rzeczywistości dla dzieci wychowanych na śmietnisku te instrumenty są po prostu doskonałe. Są ich największym skarbem. – Ludzie powinni sobie zdać sprawę, by nie wyrzucać rzeczy do śmieci zbyt pochopnie, tak jak i nie powinni wyrzucać do śmieci innych ludzi – podkreśla Chávez.
Pamiętajmy o tym w nadchodzącym roku. (ESZ)