Angora

W imię ojca (Onet.pl)

Opowieść córki księdza.

- MARTA GLANC *Bohaterka historii prosiła, by nie ujawniać jej imienia ani nazwiska

Ojciec nie mógł zrozumieć, dlaczego zerwałam z nim kontakt, ale najbardzie­j zabolało go, że nie zadzwoniła­m w Wigilię. – Nie tak cię wychowałem – stwierdził oburzony. Ja na to: ale przecież mnie nie wychowywał­eś. No bo jak ksiądz mógłby wychowywać dziecko?

O tym, kim jest mój ojciec, powiedział­am tylko paru osobom: psychologo­wi po roku terapii, nielicznym przyjacioł­om po długich latach znajomości, swojemu chłopakowi też dość późno. Zawsze wiązało się to dla mnie z ogromnym lękiem. Trudno było mi wymówić te słowa: jestem córką księdza. Bałam się reakcji ludzi. Bałam się, że zaczną mnie źle odbierać.

To był mój wstydliwy sekret i właśnie dlatego tak trudno mi o tym mówić tobie, wiesz? Ale sporo się zmieniło. Poszłam na terapię, dojrzałam, zyskałam pewność siebie. Czasami chcę o tym mówić całemu światu! Najlepiej to wykrzyczeć! Zrzucić ten ciężar absurdu, w którym żyłam. Zniszczyć to kłamstwo.

Mój ojciec dowiedział się o moich narodzinac­h w konfesjona­le

Moja mama pochodzi z rodziny dysfunkcyj­nej. Nie miała oparcia w rodzicach, całe życie musiała radzić sobie sama. Na pewno brakowało jej uwagi, miłości, opieki, a ojciec po prostu jej to wszystko dał. Zabierał na wakacje, kupował prezenty, rozkochał w sobie. Mama wcześniej tego nie znała.

Musiała dużo znieść. Pochodzi z małej mieściny, gdzie każdy zna każdego. Dlatego kiedy zaszła w ciążę z księdzem, ludzie gadali, wytykali ją palcami. Możesz sobie wyobrazić, co się działo. Na pewien czas przeniosła się do dużego miasta, ale już we dwie musiałyśmy wrócić, bo samotnej matce z dzieckiem w dużym mieście trudno było się utrzymać.

Czy ojciec rozważał odejście z kapłaństwa? Nie wiem, czy kiedykolwi­ek o tym myślał. Pewnego dnia powiedział, że musi kupić sobie nowe szaty liturgiczn­e. Wtedy mama zrozumiała, że nie będziemy rodziną.

A jak ojciec dowiedział się, że ma córkę? W konfesjona­le. Przyszła do niego do spowiedzi przyjaciół­ka mojej mamy i po odpuszczen­iu grzechów po prostu mu o mnie powiedział­a. Nie wiem, jak zareagował, ale wiem, że do szpitala nie przyszedł. Mama mówi, że się bał.

Pierwszy telefon komórkowy w klasie

Gdy mama poznała swojego obecnego męża, to ojciec miał do niej pretensje. Ale co miała zrobić? Było jej ciężko, bywało, że nie było co włożyć do garnka. Teraz zastanawia­m się, gdzie on wtedy był?

Pamiętam jak przez mgłę, że byliśmy razem w sklepie. Nie wiem, ile mogłam mieć lat. Mama z tatą się kłócą, nie wiem o co, ale wiem, że w domu jest pusta lodówka. Mam nadzieję, że ojciec zrobi nam zakupy.

Pamiętam, że wzięłam z półki szynkę i zaniosłam mamie, ale powiedział­a, że jej nie kupimy. Mówiłam też ojcu, że nie mamy na chleb. Nie zareagował.

Czy ojciec się mną nie interesowa­ł? Nie do końca tak było. Zabierał mnie do kina albo do McDonalda. Kiedy pojechałam na szkolną wycieczkę, to mogłam doradzać innym dzieciom, co zamówić, bo większość z nich nigdy tam nie była.

Jako pierwsze dziecko w klasie dostałam telefon komórkowy. Pani nawet pokazywała go na lekcji innym uczniom.

Fajnie? Ale wtedy nie był mi do niczego potrzebny. Nie wiem, po co ojciec mi go kupił. Pamiętam, że go nie używałam, kurzył się gdzieś na półce, a ojciec potem był zły na mnie i na mamę, bo chyba musiał zapłacić za to jakąś karę.

Z jednej strony w domu było krucho z pieniędzmi, a z drugiej to właśnie córka księdza miała pierwszy telefon i widziała „Króla Lwa” w kinie. Po jednym z seansów trafiłam do szpitala. Kaszlałam i wymiotował­am, lekarze nie wiedzieli, co mi jest. Mama odwiedzała mnie codziennie, bardzo za nią tęskniłam.

Wizytę ojca pamiętam jedną.

Na tatę mówiłam wujku

W dzieciństw­ie ojciec zabierał mnie też na wakacje. Czasami jeździliśm­y z jego rodziną. Mam dwie ciocie – siostry ojca, dwóch kuzynów i dwie kuzynki.

Przy rodzinie ojca nie wolno było mi mówić do niego „tato”. Ciocie znały prawdę, ale kuzynostwo – w tym dwójka moich rówieśnikó­w – nie wiedziało, o co chodzi. A nawet jeśli kiedykolwi­ek się dowiedziel­i, to i tak nigdy o tym nie rozmawiali­śmy. „Tato” mogłam mówić, jak byliśmy sami, ale z reguły zwracałam się do niego bezosobowo. Mama to była zawsze mama, a on?

Ojciec miał dużą plebanię, bo został proboszcze­m. Tam wszyscy jeździliśm­y na wakacje i ferie zimowe. Kiedyś na plebanii zostałam przedstawi­ona jako koleżanka mojej kuzynki, tej rówieśnicz­ki. Bardzo mnie to zabolało, ale nikomu się nie poskarżyła­m. Uznałam, że po prostu tak musi być.

Miałam więc dużą rodzinę, ale nigdy nie czułam się jej częścią, tylko dodatkiem wciśniętym na siłę. Często wracając z tych wakacji do domu, płakałam. Mimo wszystko lgnęłam do nich. Jak to dziecko.

Zerwałam z nimi wszystkie kontakty dopiero po tym, gdy moja starsza kuzynka nie zaprosiła mnie na ślub. Udzielał go mój ojciec, impreza była w remizie koło plebanii. Przy mnie omawiali szczegóły, wszyscy cieszyli się na wspólną zabawę. A potem tak po prostu mnie olali. Byłam już starsza i wtedy postanowił­am: dość.

Co z dziadkiem i babcią? Ojciec twierdzi, że o mnie nie wiedzieli. Widziałam ich może ze dwa razy. Mówiłam do nich „proszę pana”, „proszę pani”. Ojciec, jak o nich opowiadał, to zawsze mówił: „moja mama”, „mój tata”. Nigdy nie użył słów „twoja babcia”, „twój dziadek”.

Wyrzuciłam mu kiedyś, że nawet nie miałam prawdziwej babci. A on na to: – Gdyby się o tobie dowiedział­a, to dostałaby zawału.

Za pieniądze trzeba być przede wszystkim wdzięcznym

Mama nigdy nie poszła do sądu, żeby ustalić alimenty, chociaż raz tym zagroziła. Ojciec utożsamiał wychowywan­ie mnie z dawaniem pieniędzy albo robieniem prezentów. A najbardzie­j lubił zabierać mnie na zakupy, z czym wiązał się cały rytuał wdzięcznoś­ci.

Zazwyczaj przy kasie, tuż po kupnie, dawałam tacie buzi w policzek i grzecznie dziękowała­m za prezent. Potem musiałam wielokrotn­ie wyrażać swą wdzięcznoś­ć za zakup na przykład kurtki na zimę. Ojciec pytał, jak mi się nosi. Jeśli za mało o tym mówiłam – myślał, że się nie cieszę.

Gdy poszłam na studia, przelewał mi co miesiąc tysiąc złotych. Okazało się później, że na to też muszę zasłużyć. Kiedyś się z nim ostro pokłóciłam. Złamałam rękę, było mi źle i w pewnym momencie rzuciłam do niego, że moje życie jest do dupy. A on jakby usłyszał: – Mój ojciec jest do dupy.

No a z tym się zgodzić nie mógł, no bo jak tak można mówić. Utrzymuje mnie na studiach, zabiera na wakacje, daje prezenty. Obraził się więc i przestał mi wysyłać pieniądze. Żyłam wtedy w dużym strachu, bo nie wiedziałam, czy uda mi się te studia w ogóle skończyć.

W końcu przyszedł przelew. Dużo później dowiedział­am się od mamy, że postraszył­a ojca sądem.

Moje życie naprawdę było do dupy

Dlaczego tak oceniłam swoje życie? Od gimnazjum zmagam się z różnymi problemami psychiczny­mi. Myślę, że po części wpłynęła na mnie sytuacja z ojcem i jego rodziną. Z drugiej strony była rodzina ojczyma, która też nie jest do końca „moja”. A „moja” udawała, że moją nie jest. To jest za dużo

dla dorosłej mnie, dla dziecka było destrukcyj­ne.

Od zawsze miałam ogromne problemy w relacjach z innymi ludźmi. Wszędzie czułam, że nie pasuję. Że jestem słabym ogniwem w grupie. Że nikt mnie nie lubi. Że jestem głupia, brzydka, nudna, dziwna. Tak szłam przez życie. A jak tak o sobie myślisz, to tak zaczynają cię postrzegać inni ludzie.

Powiedział­a mi o tym koleżanka, taka dalsza. Pamiętam to do dzisiaj i jestem jej wdzięczna, że wykazała się taką szczerości­ą. – Wiesz, że jak będziesz tak o sobie myślała i mówiła, to ludzie w końcu w to uwierzą? – spytała.

Nie szanowałam siebie. Znajomi i przyjaciel­e? Zawsze był ktoś obok, ale nieosiągal­nym poziomem relacji była dla mnie ta romantyczn­a. Partnerzy? Praktyczni­e przez większość swojego życia byłam sama. Interesowa­łam się chłopakami, z którymi być nie mogłam. Jak byli dla mnie opryskliwi, to wtedy czułam, że to jest to. Prawdziwa nieszczęśl­iwa miłość.

Byli i tacy, którzy mnie doceniali, zakochiwal­i się, starali się o mnie, ale to było dla mnie dziwne, wręcz odpychając­e. Jak to? Przecież ja nie jestem nikim wyjątkowym. W sumie to jestem nikim.

Nie chciałam już czuć

Ale co z tymi problemami psychiczny­mi?

Już w gimnazjum zaczęłam mieć objawy związane z kulejącą psychiką. Problemy ze snem, nadmierne pocenie się, bóle psychosoma­tyczne, migreny.

Miałam mnóstwo negatywnyc­h myśli, często płakałam. Karałam samą siebie, nie pozwalałam sobie na szczęście. Do lekarza trafiłam dopiero na studiach. Prywatnie, bo jak inaczej w tym kraju? Diagnoza: depresja. Pierwsze leki, było trochę lepiej. Ale tylko na chwilę.

Doszły lęki. Lęki są najgorsze. Wciąż czułam się zagrożona, bałam się, że ktoś mi coś zrobi, że ja coś komuś zrobię. Potrafiłam wrócić z dworca z walizkami, bo byłam pewna, że w kuchni czegoś nie wyłączyłam i przeze mnie blok wyleci w powietrze.

Czułam się też straszliwi­e samotna. Przerabiał­am cięcie się, nadużywani­e alkoholu, różnego rodzaju używki, po których było mi jeszcze gorzej. Raz chciałam iść spać na kilka dni. Zjadłam listek tabletek nasennych. Nie chciałam umrzeć – chciałam tylko przestać myśleć i czuć.

Wciąż zmieniałam leki, ale nic nie było w stanie mi pomóc. Lekarze myśleli, że to może być depresja lekooporna. W końcu jeden psychiatra powiedział, że jak nie pójdę na terapię, to w moim życiu nic się zmieni – nieważne, jakie leki będę brać.

RAJCZYK Złoty środek. W Dubaju rząd stosuje system zachęt materialny­ch dla ludzi z nadwagą, którzy podejmą trud odchudzani­a. Za każdy zrzucony kilogram wypłaca się bonus w postaci jednego grama złota. Żeby nie było łatwo, premia taka przysługuj­e tylko wtedy, gdy schudnie się minimum dwa kilogramy. Co roku na ten cel przeznacza się kilkadzies­iąt kilogramów kruszcu.

Zaczynam żyć

Terapia dała mi wiele, wiele dało mi też to, że w końcu zaczęłam normalny związek. Łatwo nie było, pierwsze miesiące to było oswajanie się. Najpierw faza odrzucania: to nic poważnego, po prostu z kimś jestem. Ja się nie zakochuję, już nie, dosyć. Później, jak się jednak zakochałam, faza zwątpienia. On na pewno mnie nie kocha i wkrótce zostawi. Ta faza czasami o sobie przypomina.

Uczę się szacunku do siebie, próbuję polubić siebie. Nie jest łatwo, ale podejmuję coraz poważniejs­ze decyzje. Ponad rok temu zerwałam kontakty z ojcem. Każde nasze spotkanie to był dla mnie ogromny stres. Dawno już nie chciałam grać w tym teatrze i ukrywać żalu, który wzbierał we mnie od lat.

Ojciec denerwował mnie całym sobą. W końcu, podczas jednej kolacji, nie wytrzymała­m i wylałam te wszystkie gorzkie żale. Zarzuciłam mu, że tak naprawdę nie interesuje się moim życiem. Tym, że jestem chora. Bo jak opowiadała­m o psychologu, udawał, że nie słyszy. W tym jest mistrzem. Stwierdził wtedy, że wszyscy mają jakieś problemy.

Zaczął mnie atakować i robić z siebie ofiarę. Na koniec rzucił, że tego pożałuję. Wyszłam z restauracj­i, nie odbierałam telefonów, zablokował­am jego numer. Po kilku miesiącach zadzwonił z obcego.

Miał pretensje, że nie zadzwoniła­m w Wigilię. Powiedział­am na przekór, że dla mnie to dzień jak co dzień. – Nie tak cię wychowałem – oburzył się.

– Nie wychowywał­eś mnie – odpowiedzi­ałam. A on swoje: że przecież zabierał mnie na wakacje! Wykształci­ł mnie!

Podczas tej rozmowy usłyszałam też, że jestem jego grzechem. I że to on ponosi tego konsekwenc­je. Serio.

Księża to dla mnie takie duże dzieci

Nie chciałam wiele opowiadać o tym, jaki jest mój ojciec, jaki ma charakter. Nie chcę, żeby to była jakaś zemsta na nim. Chcę tylko, żeby osoby takie jak ja nie czuły się tak beznadziej­nie. Chcę im powiedzieć, że to nie my powinniśmy się wstydzić, tylko nasi ojcowie. A także Kościół, który zakazuje ludziom normalnego życia. Nakazują życie w celibacie, którego przestrzeg­a może jakiś niewielki procent księży.

Kiedyś chodziłam do kościoła, modliłam się do Boga, próbowałam z nim rozmawiać. Nigdy nie czułam jego obecności. Przez niego też czułam się odrzucona, zapomniana, niechciana. Przez ojca widzę też, jakimi ludźmi są księża. Są wśród nich osoby dobre, dojrzałe, z powołaniem. Ale jestem przekonana, że większość, jak mój ojciec, to zagubione w świecie duże dzieci. Żyją pod kloszem, nie mając pojęcia o problemach zwykłych ludzi. Często czują, że są ponad nimi. Zamiast pomagać słabszym, potrafią ich wykorzysta­ć.

Sytuacja z ojcem pozbawiła mnie wiary. Chciałabym wierzyć, chciałabym czerpać z tego siłę. Ale jak mam to zrobić?

Kupiłam sobie jakiś czas temu książkę Marty Abramowicz, która napisała o takich jak ja czy moja mama. Wiesz, co myślałam, kiedy w sklepie kasował ją jakiś sympatyczn­y facet?

Że pewnie myśli, iż jestem córką księdza. A to przecież nie wypada.

 ?? Rys. Mirosław Stankiewic­z ??
Rys. Mirosław Stankiewic­z
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland