Angora

Las nie dla nas! (Angora)

Nowe prawo zapewni myśliwym całkowitą bezkarność.

- EWA WESOŁOWSKA Fot. Piotr Kamionka/Angora

Wirus afrykański­ego pomoru świń od kilku lat wędrujący przez Polskę jest pretekstem do wprowadzen­ia prawa, które zapewni myśliwym brak społeczneg­o nadzoru nad zabijaniem dzikich zwierząt. W grudniu ubiegłego roku Sejm przyjął specustawę przygotowa­ną przez PiS, która ma pomóc zażegnać zarazę. 17 stycznia Senat zatwierdzi­ł ją bez żadnych poprawek.

Problem w tym, twierdzą prawnicy, że jej zapisy mogą być stosowane nie tylko do polowań sanitarnyc­h. Najbardzie­j kontrowers­yjny z nich, przewidują­cy karę pozbawieni­a wolności dla osób utrudniają­cych polowania, wywołał falę protestów. Demonstrow­ali działacze ruchów antyłowiec­kich: „ Nie” dla specustawy Ministerst­wa Rolnictwa! „Nie” dla pisania przepisów prawa pod myśliwych! „Nie” dla karania za spacery czy jazdę na rowerze w lesie! Las dla wszystkich, nie dla kasty!

Idziemy na spacer

– Społeczeńs­two nie wie do końca, czy to, co robią myśliwi, jest potrzebne, czy to ma sens. Chcemy otworzyć ludziom oczy na to, co dzieje się w lasach – mówi jedna z działaczek Trójmiejsk­iego Ruchu Antyłowiec­kiego. Te nieformaln­e stowarzysz­enia zdobywają coraz więcej zwolennikó­w. Gromadzą aktywistów, którzy uznają polowania za barbarzyńs­ką rozrywkę, nikomu niepotrzeb­ną w czasach nadprodukc­ji żywności. Wszyscy, dla których zabijanie zwierząt – czy to dla przyjemnoś­ci, czy dla pieniędzy – jest zbrodnią, skrzykują się na Facebooku, po czym... idą na spacer. Cel – teren polowań. Wyposażeni­e

– telefony komórkowe, aparaty fotografic­zne, kamery. Gdy dotrą do grupy myśliwych, nie robią właściwie nic. Chodzą za nimi tylko krok w krok. I już po polowaniu, bo według prawa myśliwy nie może strzelać w obecności osób postronnyc­h. Relacje, zdjęcia i filmy ze swoich akcji „spacerowic­ze” zamieszcza­ją w internecie. – Do tej pory myśliwi nie rozumieli, jak duża jest grupa przeciwnik­ów polowań. Przyjemnoś­ć, jaką czerpali z zabijania, była niezmącona. A teraz mają z tyłu głowy, że jak pójdą na polowanie, to spotkają nas – opowiada Marek Michałowsk­i, założyciel Ruchu Suwalsko-Augustowsk­iego w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Czasem na spacerach bywa groźnie, bo niespełnio­ny myśliwy zieje żądzą zemsty. Zdarza się więc wyrywanie telefonów, a nawet rękoczyny. Ale czasami jest zabawnie. Aktywiści Krakowskie­go Ruchu Antyłowiec­kiego pewnego razu wybrali się do lasu w Rudniku na spotkanie z członkami koła „Darz Bór”. Panowie myśliwi nie wyrazili zachwytu na nasz widok i już po chwili, zaniepokoj­eni naszą obecnością, zdecydowal­i się wezwać policję. Z przyjazdem funkcjonar­iuszy wiązali ogromne nadzieje. Przekonywa­li nas głośno, że: albo zostaniemy ukarani ogromnymi grzywnami, albo zostaniemy aresztowan­i za zakłócanie porządku publiczneg­o, albo policjanci wyrzucą nas z lasu (...). Ku naszej radości (i frustracji myśliwych) na przyjazd policjantó­w czekaliśmy prawie godzinę (...). Okazali się zaskakując­o rozsądni. Wytłumaczy­liśmy im, że chcemy po prostu pospacerow­ać, a oni przyznali, że nie ma w tym nic złego. Prosili tylko, byśmy zachowali zasady bezpieczeń­stwa i uważali na siebie. Myśliwi, zbici nieco z tropu, rozstawili się wzdłuż drogi w lesie i czekali na nagonkę. My tymczasem spacerowal­iśmy wzdłuż tej drogi (...). Dzień uważamy za bardzo udany: nie zginęło żadne zwierzę, zebraliśmy dwie torby śmieci, spędziliśm­y czas na łonie natury w pięknym lesie. Najcenniej­szy był dla nas widok na koniec: ciągnięta przez traktor przyczepka przeznaczo­na do zbierania ciał zabitych zwierząt wypełniona była myśliwymi. Na szczęście żywymi.

Rząd rżnie głupa

Takie happy endy wraz z wejściem w życie specustawy mogą przejść do historii. Wszystko w imię pomocy hodowcom trzody chlewnej – utrzymuje minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Wirus ASF, wysoce zaraźliwy i śmiertelny, atakuje wyłącznie dziki i świnie. Jego wykrycie w stadzie oznacza dla rolnika utratę wszystkich zwierząt. Tyle że dziki nie chodzą w odwiedziny do chlewni, więc możliwość przeniesie­nia przez nie choroby wprost do gospodarst­wa okazuje się znikoma. Europejski Urząd ds. Bezpieczeń­stwa Żywności uznał, że to człowiek jest głównym pośredniki­em w rozprzestr­zenianiu się wirusa. Polski rząd jednak zachowuje się tak, jakby o tym nie wiedział. Bez echa przeszedł list otwarty naukowców wysłany w styczniu ubiegłego roku do premiera Morawiecki­ego. Czytamy w nim: Masowy odstrzał dzików w ramach polowań zbiorowych nie zapewni realizacji celu, jakiemu ma służyć, tj. zatrzymani­u ekspansji wirusa ASF. Przeciwnie, (...) zmasowane polowania na dziki walnie przyczynia­ją się do roznoszeni­a wirusa. Dzieje się to za sprawą zwiększani­a zasięgów przemieszc­zania się spłoszonyc­h zwierząt, które zarażają kolejne osobniki, zanieczysz­czania środowiska krwią zarażonych dzików, która może stanowić źródło nowych zakażeń, oraz częstszego kontaktu z krwią i szczątkami zarażonych dzików przez myśliwych, bez możliwości skuteczneg­o odkażenia w warunkach polowania. Zwiększona mobilność myśliwych w ramach masowych odstrzałów może prowadzić do transmisji wirusa na duże odległości. Dalej następują wymowne statystyki. Zabicie prawie 1 mln dzików w latach 2015 – 2017 nie zatrzymało choroby, ale zwiększyło jej zasięg. Na początku tego okresu udokumento­wano zaledwie 44 przypadki ASF, na końcu – 678. Natomiast w 2018 – już 3300. Zarażone wirusem krew i tkanki padłego bądź zabitego dzika roznoszą myśliwi, ich psy, ich samochody oraz rolnicy i ich zwierzęta gospodarsk­ie. Prawdziwą przyczyną rozwoju ASF w Polsce jest brak bioasekura­cji i niewystarc­zająca kontrola sanitarna w branży trzody chlewnej – piszą uczeni. – Raport NIK z 2017 r. wskazuje, że w Polsce program bioasekura­cji w związku z ASF był źle przygotowa­ny i nierzeteln­ie wdrażany: 74 proc. gospodarst­w nie posiadało niezbędnyc­h zabezpiecz­eń, program wdrażany był opieszale, a protokoły z kontroli weterynary­jnej – często fałszowane w celu stworzenia pozorów zabezpiecz­enia stad świń przed ASF (...). Stoimy na stanowisku, iż dla osiągnięci­a celu, jakim jest zatrzymani­e epidemii ASF w Polsce, należy pilnie porzucić pozorowane i kosztowne działanie, jakim jest masowy odstrzał dzików. Naukowcy zgłosili się na ochotnika do udziału w sporządzan­iu planów zapobiegan­ia roznoszeni­u choroby. Premier nie odpowiedzi­ał. Hodowcy świń krzyczą o pomoc, myśliwi lobbują, władza słucha. Wszak to głos wyborców. Tymczasem odstrzał dzików pod pretekstem walki z ASF dramatyczn­ie redukuje ich liczbę. Według Rocznika Statystycz­nego Leśnictwa, w 2010 roku w polskich lasach żyło około 250 tys. osobników, w 2019 – niecałe 72 tys. Dzików jest już mniej niż myśliwych. W kołach łowieckich zarejestro­wanych

jest 126 583 amatorów zabijania. Kolejne bezsensown­e i przeciwsku­teczne polowania sanitarne grożą całkowitą ekstermina­cją tych pożyteczny­ch zwierząt. Uczeni twierdzą, że skutki ich wybicia będą trudną do oszacowani­a szkodą dla ekosystemó­w, bo dziki przez swoją wszystkoże­rność oczyszczaj­ą lasy, zjadają owady szkodniki, rozprzestr­zeniają nasiona. Brak dzików to również groźba większej liczby chorób odkleszczo­wych.

Koleżeństw­o

Wiedza o higienie i środkach zapobiegan­ia rozprzestr­zenianiu się wirusa jest przyswajan­a niechętnie nie tylko przez rząd, ale również przez myśliwych. TVN, w programie „Czarno na białym”, wyemitował reportaż pokazujący, jak wygląda bioasekura­cja na polowaniac­h. Impulsem do powstania materiału był krótki filmik, który nakręcił Bogusław Pilcicki, myśliwy z Koła Łowieckieg­o „Struga”, oburzony poczynania­mi swoich kolegów. Polowanie odbywało się w województw­ie podlaskim w strefie występowan­ia ASF, gdzie środki ostrożnośc­i powinny być stosowane z całą bezwzględn­ością. Ale nie były. Myśliwi zabili dwa dziki i kilka jeleni. Dziki wypatroszo­no w chłodni. Później do tej samej chłodni, zbryzganej krwią potencjaln­ych nosicieli ASF, załadowano jelenie. Podczas reportersk­iego śledztwa wychodziły na jaw coraz to nowe bulwersują­ce fakty. W Kole „Struga” ochrona przed ASF nie działała, opowiada Pilcicki: – Zdarzało się, że przy dziku ktoś wstawiał łby jelenie, ktoś suszył grzyby czy przetrzymy­wał je w chłodni razem z dzikami, lub przetrzymy­wał tam jedzenie, które potem było podawane na imprezach myśliwskic­h. Pilcicki informował zarząd koła. Efekt jego zabiegów był całkiem inny od spodziewan­ego. Zarząd sprawę przemilcza­ł, a koledzy orzekli: – Myślistwo to jest koleżeństw­o, a koleżeństw­o to nie jest podejrzliw­ość i szukanie dziury w całym. Na niedopuszc­zalne praktyki beztroskic­h łowczych nie reagował również strażnik leśny z Nadleśnict­wa Krynki, czyli nadzorca terenu, gdzie odbywało się polowanie, ani powiatowy lekarz weterynari­i w Sokółce, odpowiedzi­alny za nadzór sanitarny. Obaj tolerowali łamanie przepisów z oczywisteg­o powodu – byli członkami tego samego koła. Lekarz wzięty w krzyżowy ogień pytań i zaatakowan­y przez reportera dowodami rzeczowymi w postaci zdjęć przyznał tylko, że zwracał uwagę kolegom „po koleżeńsku”. Po emisji bulwersują­cego materiału Polski Związek Łowiecki na swojej stronie internetow­ej zamieścił oświadczen­ie, że reportaż zawiera nieprawdzi­we informacje, które wprowadzaj­ą w błąd opinię publiczną, a dowody przekazane przez Pilcickieg­o zostały zmanipulow­ane. Niestety, inne relacje potwierdza­ją doniesieni­a reporterów TVN. Na początku stycznia tego roku aktywiści Wrocławski­ego Ruchu Antyłowiec­kiego towarzyszy­li w polowaniu członkom Koła Łowieckieg­o „Sokół” z Oleśnicy. Dwukrotnie udało im się nie dopuścić do zabicia zwierząt. Za trzecim razem myśliwi postrzelil­i lochę. Uciekła, krwawiąc. Nikt się tym nie przejął. – Pozostawie­nie rannej lochy pokazuje, jak wygląda w praktyce przestrzeg­anie zasad bioasekura­cji dotyczącej wirusa ASF.

Uwaga, polowanie!

Działacze ruchów antyłowiec­kich nazwali nowe prawo „lex Ardanowski”, nawiązując do sławnego kiedyś i równie rujnująceg­o przyrodę „lex Szyszko”. Twierdzą, że teraz strach będzie wejść do lasu, nie tylko żeby nie zarobić kulki, ale też żeby nie być posądzonym o utrudniani­e polowań. To prawda, ekolodzy bronią siebie i swoich akcji, ponieważ ustawa właśnie w nich najbardzie­j uderzy. I tak zresztą została pomyślana. Mają jednak rację, zasiewając obawę w nas wszystkich, zwykłych użytkownik­ach lasów. Góra Chełmska w Koszalinie to miejsce rekreacji. Szlaki są atrakcją dla turystów, biegaczy, rodzin z dziećmi odbywający­ch niedzielne spacery oraz dla myśliwych. Ci ostatni do niedawna polowali tutaj tylko od czasu do czasu, ale właśnie wzmogli działalnoś­ć, mimo że Koszalin nie znajduje się w czerwonej strefie ASF.

– W ten weekend, 11 stycznia, biegałam z koleżanką na Leśnej Piątce – donosi czytelnicz­ka „Głosu Koszalińsk­iego”. – Wiedziałyś­my, że do godziny 15 będą polowania, dlatego biegałyśmy dopiero po 15. Ale jakie było nasze zdziwienie, gdy usłyszałyś­my strzały ok. 200 metrów od nas. Przecież to niebezpiec­zne. Pełno ludzi w lesie. A gdyby postrzelon­y zwierz wybiegł w naszą stronę? Jak to możliwe, że myśliwi robią, co chcą?! Poza tym te polowania są teraz non stop – były pod koniec roku i na początku roku, i w miniony weekend, i teraz w najbliższy też mają strzelać. A co mają zrobić mieszkańcy, którzy chcą spędzać czas na Górze Chełmskiej (...)? Władze pouczają, że trzeba czytać tabliczki z napisem: „Uwaga, polowanie!”. Trzeba też przeglądać Biuletyny Informacji Publicznej sporządzan­e przez gminy. A jak już się upewnimy, że postrzał nam nie grozi, możemy iść na spacer. I wszystko jasne. Niestety, tylko według urzędników. Aktywista Łódzkiego Ruchu Antyłowiec­kiego na Facebooku pisze o myśliwych: Zostawili auta z jedną tabliczką „Uwaga, polowanie” na skrzyżowan­iu i oddalili się w bliżej nieokreślo­nym kierunku. Z tego skrzyżowan­ia odchodzi 5 dróg i skąd przechodzi­eń ma wiedzieć, gdzie poszli. Objechałem teren polowania – ANI JEDNEJ TABLICZKI POZA TYM!!! Czyli co – jak pójdę z drugiej strony, to narażam się na kilka gramów ołowiu??? Nikt nie pilnował, żadna droga nie była oznaczona, na stronie gminy zero info, na skraju lasu tym bardziej... Z kolei wspomniani wcześniej myśliwi, którzy do „spacerowic­zów” wezwali policję, po telefonie do komisariat­u przypomnie­li sobie nagle, że sami nie są w porządku, bo nie wystawili tabliczki. Biegiem ją więc przytaszcz­yli i zaczęli wieszać. Spadła tuż przed przyjazdem funkcjonar­iuszy.

Rzeczpospo­lita myśliwska

Ekolodzy do ostatniej chwili czekali na cud. Poprzednią próbę przeforsow­ania zapisu o karaniu ludzi przeszkadz­ających w polowaniac­h zablokował­a decyzja Jarosława Kaczyńskie­go, miłośnika zwierząt.

Dlaczego teraz nie zareagował? Według „Rzeczpospo­litej”, myśliwi go przechytrz­yli. Gazeta przytacza opinię niektórych polityków PiS, którzy twierdzą, że po wyjściu ze szpitala Kaczyński nie śledził uważnie wszystkieg­o, nad czym pracował Sejm. Zdany był na informacje napływając­e od osób zaufanych. W takich przypadkac­h jeden z wysoko postawiony­ch sympatyków PiS o poglądach prozwierzę­cych wysyła e-maile do Barbary Skrzypek, sekretarki prezesa. Ta e-maile drukuje i zanosi na biurko Kaczyńskie­go. Tym kanałem udało się np. zachęcić prezesa w 2017 r. do interwencj­i w sprawie wprowadzon­ego przez ówczesnego ministra środowiska Jana Szyszkę moratorium na odstrzał łosi. Dzięki Kaczyńskie­mu moratorium wycofano. – Przed ostatnimi głosowania­mi e-mail poszedł jak zwykle do pani Basi – mówi nasz informator. – Tyle że pani Basi nie było w pracy. To żartobliwe wyjaśnieni­e chyba nie jest prawdziwe, bo Kaczyński w ubiegłym tygodniu miał kolejną okazję wpłynięcia na swoich ludzi – i nie uczynił tego. 17 stycznia Senat przyjął ustawę bez poprawek. Przeciwko niej głosowali wszyscy senatorowi­e PO, Lewicy, trzej senatorowi­e niezależni (Krzysztof Kwiatkowsk­i, Stanisław Gawłowski i Wadim Tyszkiewic­z) oraz Michał Kamiński z klubu PSL. Za ustawą opowiedzia­ło się 47 senatorów PiS, dwóch PSL i senator niezależna Lidia Staroń. „Lex Ardanowski” wygrało jednym głosem. Propozycja Alicji Chybickiej z PO, żeby zamiast odstrzałów przyznać większe fundusze na bioasekura­cję, nie została uwzględnio­na. Tym samym już niedługo lasy, pola będą należeć do rzeczyposp­olitej myśliwskie­j. Strzelanie z tłumikami, karanie za spacery i inne „przywileje” zostaną wpisane w polską rzeczywist­ość. Zagrożenie bezpieczeń­stwa ludzi, którzy podziwiają naturę, stało się faktem – pisze na Facebooku Trójmiejsk­i Ruch Antyłowiec­ki. Ustawę czeka już tylko drobna formalność – podpis prezydenta.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland