Morderstwo w hotelu
Fajbusiewicz na tropie
29 maja 1991 roku Wacław K., właściciel interesu w Nowym Sączu, przyjechał ekspresem na warszawski Dworzec Centralny. Zamierzał złożyć w Wedlu zamówienie. Wsiadł do taksówki, pojechał na Pragę, załatwił to, co zamierzał załatwić, i wrócił na Dworzec Centralny, gdzie okazało się, że nie ma już miejscówek na ekspres „Pieniny” odjeżdżający o 16.25 do Nowego Sącza. Kasjerka poradziła mu, żeby zajrzał na dworzec godzinę przed odjazdem pociągu, bo być może będą jakieś zwroty biletów.
Wacław K. poprzedniego dnia przezornie zarezerwował sobie pokój w hotelu Polonia i zjawił się tam około godziny 14. Uregulował rachunek za pokój i ruszył na drugie piętro – do pokoju 224. W pokoju schował pod materac 64 miliony starych złotych i około godz. 15 znowu wybrał się na dworzec.
Przed budynkiem zatrzymał się jeszcze na papierosa. Po chwili podszedł do niego młody mężczyzna i zapytał: „Czy możesz mnie poczęstować papierosem? Nazywam się Jacek”. Pan K. poczęstował go klubowym. „Na kogo czekasz?” – zainteresował się „Jacek”. Pan K. wyjaśnił nowemu znajomemu, że nie czeka na nikogo, tylko zamierza kupić miejscówkę do Nowego
Sącza. „Jacek” podzielił się z panem K. swoimi kłopotami: okazało się, że jedzie do Gdańska, ale podczas podróży został okradziony. „Jacek” poprosił pana K. o pożyczenie 200 tys. złotych. Pan K. okazał się człowiekiem chętnym do pomocy, ale takiej sumy przy sobie nie miał. W hotelu oczywiście nie byłoby z tym problemu.
Pan K. miał szczęście. Znalazła się miejscówka na ekspres do Nowego Sącza. „Jacek” czekał na Wacława K. przed dworcem. Obaj panowie ruszyli do Polonii do pokoju 224. Pan K. nie tylko pożyczył nieznajomemu pieniądze, nie tylko poczęstował go piwem i pozwolił skorzystać z łazienki. Zgodził się również na to, żeby „Jacek” po jego wyjeździe pozostał jeszcze jakiś czas w wynajętym przez pana K. pokoju. Kilkanaście minut później był na Centralnym. Wsiadł do „Pienin” o 16.25, pociąg ruszył i dopiero po jakimś czasie pan K. dowiedział się, jakie skutki wywołało jego dobre serce.
Przede wszystkim został oskarżony o morderstwo i podpalenie. W nocy z 29 na 30 maja około godziny pierwszej portier w Polonii poczuł zapach dymu, który wydobywał się z pokoju 224. Po otwarciu drzwi zapasowym kluczem okazało się, że na łóżku leży nagi mężczyzna. Szybko wyniesiono go na korytarz. Wezwany lekarz stwierdził zgon. Jak wykazała sekcja, mężczyzna nie żył już, gdy płomienie ogarnęły pokój. Pożar był wynikiem zbrodniczego podpalenia, które posłużyło do ukrycia śladów morderstwa.
W nadpalonej odzieży znaleziono dokumenty na nazwisko Andrzeja O., czterdziestoletniego mieszkańca Warszawy, zwanego Dolarem. Policjanci udali się pod adres wpisany w dowodzie osobistym. Okazało się, że jest to akademik „Ustronie”, w którym Andrzej O. mieszkał jako pracownik Politechniki Warszawskiej. Ustalono, że był homoseksualistą. 29 maja po południu Andrzej O. przyjmował u siebie gości. Państwo S., którzy wpadli do „Dolara” z małą córeczką, wypili razem z gospodarzem parę kieliszków wódki, porozmawiali i około godziny 18.30 razem z Andrzejem O. wyszli z akademika.
„Dolar” taksówką pojechał do hotelu Polonia. Barman był jedynym człowiekiem w hotelu, któremu nie była obca twarz denata, który często właśnie w barku nawiązywał kontakty z mężczyznami. Ale w jaki sposób znalazł się w pokoju 224? Tego nigdy nie ustalono. Najprawdopodobniej poszedł na Dworzec Centralny i tam poznał przyszłego mordercę. Policjanci natychmiast pojechali do Nowego Sącza – Wacław K. był bowiem głównym podejrzanym. Nie mógł uwierzyć w to, co powiedzieli mu policjanci. Na szczęście znajomi, których spotkał w pociągu, zapewnili mu alibi, potwierdziwszy, że nie mógł być w czasie zbrodni w hotelu Polonia. Na podstawie zeznań pana K. sporządzono portret pamięciowy tajemniczego „Jacka”, który został w pokoju 224 po wyjeździe jego lokatora.
„Jacek” był mężczyzną średniego wzrostu (około 170 cm), młodym (biznesmen z Nowego Sącza określił jego wiek na 19 – 21 lat) i raczej szczupłym. Ciemny blondyn z długimi włosami, opadającymi na kark, miał na lewej stronie szyi ciemną plamę o średnicy mniej więcej 3 centymetrów. 29 maja „Jacek” ubrany był w ciemną kurtkę i adidasy. Czy „Jacek” zamordował Andrzeja O., a potem podpalił hotelowy pokój? Być może. Nigdy nie wyjaśniono tej zbrodni.
Wiesz coś o tej zbrodni, pisz: rzecznik.prasowy@ksp.policja.gov.pl