Henryk Martenka, Sławomir Pietras
Koniec lat 80., Filharmonia Narodowa, wrześniowy wieczór, koncert w ramach Warszawskiej Jesieni. Na estradzie nowoczesna formacja wykonuje chaotyczną kompozycję, porażającą smak, gust i logikę, ale wyrobiona widownia daremnie próbuje ogarnąć zmysłami lub rozumem dzieło. I naraz, ze środka sali, w chwili zaskakującej ciszy rozlega się gromki trzask zamykanego krzesła i głośny krok opuszczającego widownię melomana. Większość słuchaczy, która się odwróciła, żeby zobaczyć odważnego, ujrzała wychodzącego z godnością guru polskich recenzentów Jerzego Waldorffa. Zazdrość i podziw zawisły w powietrzu. Tylko to zapamiętałem z tamtego wydarzenia.
Decyzję Andrzeja Dudy o rezygnacji z wyjazdu do Jerozolimy na 5. Forum Holocaustu, bo nie pozwolono mu tam zabrać głosu, chwaliły nie tylko media publiczne. Do apelu o solidarność z prezydentem włączyły się nawet liberalne ciotki rewolucji, na ogół zgorzkniałe i dla Dudy zjadliwe. Nie podzielam prezydenckiej decyzji, choćby z oczywistego powodu, że nieobecni nie mają racji, a po drugie, obecność polskiego prezydenta mogłaby – w razie potrzeby
– automatycznie zmienić kontekst tego rosyjsko-izraelskiego Forum. Ale jak wiemy, przemawianie ma dla Dudy walor nie tylko polityczny, jest też aktem dramaturgicznym, homilią uskrzydlającą mówcę, co słyszymy nader często, co nie chroni jednak onego przed wpadkami. Sławny, prezydencki bon mot o tym, że „nie będą nam w obcych językach mówili, jakie mamy mieć w Polsce prawo” wzbudza koszarową wesołość, gdy wspomnieć sknoconą przed rokiem ustawę o IPN, podpisaną przez Dudę w try miga, a jeszcze szybciej poprawioną, gdy z Waszyngtonu i Tel Awiwu przysłano nam, nie bez gniewu, wytyczne do nowej. Idę o zakład, że nie besztano nas po polsku!
Niestety, pierwszy orator RP nie rozumie, że milczenie bywa niekiedy wymowniejsze niż kolejny popis politycznej logorei. Niemniej Duda uznał, że skazanie go w Jerozolimie na milczenie to niesprawiedliwość historyczna, co wyjaśniał podekscytowany w wywiadzie dla Polskiego Radia. – Jestem zadowolony z tego, że nas tam nie było – mówił o sobie Andrzej Duda – bo nie powinniśmy autoryzować zafałszowanego przekazu historycznego, musimy mówić prawdę i musimy mówić ją głośno. Jednak nie sposób nie zgodzić się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim (jemu też nie udzielono głosu na Forum), który powiedział, że najważniejsze jest uczczenie pamięci swoich ofiar Holocaustu. – To ważne, by pojechać do Jerozolimy bez względu na to, czy tam przemawiamy, czy nie. Dla mnie nie jest ważne, czy będę przemawiał – wyznał Zełenski, prezydent kraju, który jak Polska poniósł ogromną ofiarę podczas drugiej wojny.
Wiaczesław Mosze Kantor, biznesmen i doradca Putina, który Forum Holocaustu sfinansował, tak zakręcił jego organizacją, żeby Polakom utrzeć nosa. Ale kto płaci, ten wymaga i bracia nasi starsi specjalnej swobody ruchu nie mieli, co zauważył ambasador i profesor Szewach Weiss: „Kantor zrobił to Forum jak kupiec. A historią nie wolno handlować. Tego po prostu robić nie wolno”. Dziś jesteśmy też mądrzejsi, bo wiemy, jaki Forum miało przebieg, jak wyważony był ton wypowiedzi Putina, który nie tylko nie zaczepił Polski w znanym nam stylu, ale nawet wyraził współczucie dla nas, Polaków, skazanych na unicestwienie przez niemiecki nazizm wraz z innymi Słowianami. „Putin przechytrzył Dudę”, użalił się jakiś polski komentator, zakładający, że dla Putina prezydent Duda jest ważną figurą. Nie jest.
Jednak czuć absmak, że wśród 46 najważniejszych gości zabrakło polskiego prezydenta, którego wypchnięto z pierwszego kręgu. To podręcznikowe pars pro toto, gdyż to Polska dała się wypchnąć z pierwszego kręgu europejskiej ważności. Gdyby Polska cieszyła się szacunkiem społeczności międzynarodowej, nie zlekceważono by zabiegów podejmowanych przez nasz niedołężny MSZ, a realizowanych w Izraelu przez niezgorszego ambasadora Marka Magierowskiego. Ale Polska się poważaniem nie cieszy, co widać po unijnych VIP-ach, z których żaden w ogóle nie przejął się faktem, że Dudzie nie udzielono głosu. O Polsce wspomniał jedynie wiceprezydent USA Pence, co tylko uwypukliło chłód przedstawicieli Unii Europejskiej wobec naszego kraju. Potwierdza to była polska ambasador Magdziak-Miszewska, mówiąc, że upadek pozycji Polski w Unii był jednym z czynników, który wepchnął Izrael w ramiona Rosji, stającej się dziś zresztą strategicznym graczem na Bliskim Wschodzie. Nie bez powodu pojawiają się już w Polsce opinie, że to Duda stracił najwięcej, nie pojawiając się tam, gdzie jego obecności oczekiwały przede wszystkim ofiary i nakaz pamięci o nich. Czy poprawi wrażenie wykupienie powierzchni reklamowej w kilku dziennikach światowych, żeby opublikować podpisane przez Dudę artykuły historyczne? Skuteczniejsze i tańsze byłoby „orędzie jerozolimskie” Dudy na YouTubie.
Żal, że polscy politycy nie pojmują, że milczenie niesie niekiedy więcej treści niż pusty, oratorski popis, a poczucie osobistego dyskomfortu jest dalece mniej ważne niż fakt fizycznej obecności. A Jerozolima jest miejscem, gdzie niekiedy warto zmilczeć, zaś gdy trzeba, trzasnąć krzesłem i ostentacyjnie wyjść, dając godne świadectwo prawdy. Wszem wobec i każdemu z osobna.