Prokurator w finansach CBA
(Rzeczpospolita)
Zarzuty przywłaszczenia mienia znacznej wartości ma pracownica służby i jej mąż. Wynosiła gotówkę w reklamówce?
Wbrew zapewnieniom Centralnego Biura Antykorupcyjnego jest skandal w tej służbie. Na tyle dużego kalibru, że śledztwo dotyczące podejrzenia wyprowadzania pieniędzy z CBA przez kasjerkę prowadzi jednostka wysokiego szczebla – Prokuratura Regionalna w Warszawie – ustaliła „Rzeczpospolita”, docierając do nowych informacji.
O trzymiesięcznym areszcie dla Katarzyny G. (tak nazywa się cywilna pracownica CBA) i jej męża Dariusza zdecydował już 1 stycznia Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa.
„Sąd uznał, że zebrane w sprawie dowody wskazują na duże prawdopodobieństwo, że ww. podejrzani dopuścili się popełnienia zarzucanych im czynów” – odpowiedziała nam sekcja prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie, dodając, że izolacyjny środek zapobiegawczy był konieczny ze względu na „obawę matactwa ze strony podejrzanych” i grożącą im surową karę. Odpowiedź z sądu potwierdza coś jeszcze: zarówno Katarzyna G., jak i jej mąż są podejrzani o przywłaszczenie mienia znacznej wartości. Pod tym pojęciem (mienie znacznej wartości) kryje się obecnie kwota powyżej 200 tys. zł. Z zarzutu wynika także, że chodzi o „wielość zachowań”, czyli tak zwany czyn ciągły.
Jaką kwotę przywłaszczenia zawarto w zarzutach dla małżeństwa G. – pozostaje tajemnicą. Pytany o to sąd odsyła nas do prokuratury, ta milczy, a CBA zaprzecza, by straciło jakieś pieniądze. Jednak zarzuty przywłaszczenia dla G. wydają się wersji CBA przeczyć (chyba że biuro opiera się na tym, iż kobieta zwróciła gotówkę).
Skandal z „kasjerką” w roli głównej ujrzał światło dzienne 17 stycznia, kiedy Onet ujawnił, że kobieta sukcesywnie wyprowadzała gotówkę z CBA – łącznie miało to być ok. 5 mln zł. Jej brak (co z kolei podał „Puls Biznesu”, twierdząc, że chodzi o 5,5 mln zł) odkryto w końcu grudnia 2019 r., gdy po niewykorzystane środki z funduszu operacyjnego przyjechali konwojenci, żeby je zawieźć do banku.
Kasa okazała się pusta, a pytana o pieniądze kasjerka miała powiedzieć, że „są święta i zajmuje się dziećmi”.
Jak twierdzą nasi rozmówcy ze służb, Katarzyna G. była kimś więcej niż kasjerką. Wskazują, że była na tyle zaufaną osobą dyrektora Daniela A. (szef pionu finansów), że powierzono jej jednoosobowo prowadzenie funduszu operacyjnego CBA (na potrzeby operacji specjalnych, np. kontrolowanego wręczenia łapówki).
Mechanizm nadużyć ze strony „kasjerki” miał polegać m.in. na tym, że zwroty z delegatur CBA nie były „wciągane” do ewidencji, czyli w niej wykazywane. Inny schemat, jaki wskazują nasi rozmówcy, miał sprowadzać się do tego, że np. określona suma była wysyłana w teren do danej delegatury, tyle że jedynie „na papierze”.
Mający zaufanie do Katarzyny G. jej zwierzchnicy prawdopodobnie zatwierdzali operacje finansowe, ufając, że podwładna robi to rzetelnie. Tymczasem, jak wskazuje zarzut, kobieta miała przywłaszczać pieniądze.
Według naszych informacji po wybuchu afery w CBA przeprowadzono wewnętrzny audyt i sprawdzono monitoring z ostatniego czasu. – Na jednym z nagrań widać, jak G. wychodzi z firmy z reklamówką popularnej sieci handlowej. Wchodząc, nie miała jej – sugeruje jeden z naszych rozmówców.
Sprawa nielegalnego wyprowadzania pieniędzy z kasy CBA miała być powodem (co sugerował Onet) niedawnego odwołania szefów pionów: finansów oraz bezpieczeństwa wewnętrznego CBA (odeszli na emeryturę).
Wyprowadzanie pieniędzy miało trwać przez długi czas – na co wskazuje zawarte w zarzucie dla Katarzyny G. i jej męża stwierdzenie, że przywłaszczenie miało charakter „czynu ciągłego”. Według funkcjonującej wersji kasjerka (lub jej mąż) miała być uzależniona od hazardu. – To wygodne wyjaśnienie pozwala zrzucić nieprawidłowości na jedną osobę. Tylko gdzie był nadzór nad finansami, co robiły służby wewnętrzne CBA? – pyta rozmówca ze służb.
Temistokles Brodowski, rzecznik CBA, pytany o sprawę odpowiada: – Szef Biura przedstawi sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych stosowne informacje. Nie jest prawdą, jakoby CBA utraciło jakiekolwiek środki finansowe.
Według wiedzy „Rzeczpospolitej” prawdziwa jest informacja, że w związku z aferą do dymisji chciał się podać szef CBA Ernest Bejda, jednak nie została ona przyjęta.