Archiwum X w akcji
Podejrzany nie przyznaje się do morderstwa
Podejrzany nie przyznaje się do winy.
Prawie ćwierć wieku potrzebowała policja, aby znaleźć sprawcę brutalnego mordu w Hajnówce. Jedna z najstarszych, nierozwiązanych zagadek kryminalnych wkrótce znajdzie swój finał na sali sądowej.
Dożywocie – taka kara grozi 57-letniemu dziś K. – mieszkańcowi podlaskiego Wasilkowa. Mężczyzna stanie przed sądem oskarżony o bestialskie zabójstwo staruszki w Hajnówce – małej miejscowości w pobliżu polsko-białoruskiej granicy. Choć sam K. odcina się od związków ze zbrodnią, a główny dowód obciążający go po tak długim czasie budzi kontrowersje, to prokuratura nie ma wątpliwości, że znalazła mordercę. Sąd zdecydował się aresztować K. na trzy miesiące. Jego proces będzie niewątpliwie jednym z ciekawszych w ostatnim czasie.
Przerwana Wigilia
We wtorek 24 grudnia, około południa, K. jechał samochodem drogą w pobliżu Hajnówki. Jak większość Polaków skończył już pracę i za kilka godzin miał usiąść z bliskimi do wigilijnego stołu. Nagle za zakrętem drogę zajechała mu furgonetka. K. zatrzymał się, a wówczas do drzwi jego auta podbiegło kilku zamaskowanych komandosów uzbrojonych w pistolety maszynowe. Krzycząc: „policja” i „na ziemię”, wyszarpali go z samochodu, rzucili na asfalt, zakuli w kajdanki, rutynowo przeszukali, a potem wsadzili do nieoznakowanego radiowozu i zawieźli na ulicę Warszawską, gdzie mieści się siedziba prokuratury. Tam K. usłyszał zarzut zabójstwa Stanisławy Z. Nie przyznał się do winy. Prokurator od razu zawnioskował o tymczasowe aresztowanie, co natychmiast zostało rozpoznane. Sędzia uznał, że materiał dowodowy zgromadzony przez prokuraturę jest poważny, zarzut uprawdopodobniony, a zagrożenie karą wysokie. K. trafił więc za kratki.
Bestialska zbrodnia
Wydarzenia, które doprowadziły K. do celi aresztu, rozpoczęły się 1 kwietnia 1996 roku. Tego dnia na policję zadzwoniła przerażona mieszkanka Hajnówki. Poinformowała, że jej matka – 73-letnia wówczas Stanisława Z. – została zamordowana w swoim domu na obrzeżach miasteczka. Chwilę później na miejsce przyjechali technicy, funkcjonariusze kryminalni, a po nich prokurator. Ich oczom ukazał się przerażający widok: starsza pani – zakrwawiona, ze zmasakrowaną twarzą – leżała na podłodze. Jej ręce i nogi były skrępowane kablem elektrycznym, a na całym ciele widoczne były ślady pobicia. Dom był splądrowany.
Młoda kobieta, która zawiadomiła policję, była córką ofiary. Policjantom zeznała, że rankiem przyszła ją odwiedzić, tak jak robiła to bardzo często, i znalazła jej zwłoki. Mówiła, że nie było żadnych sygnałów, które mogłyby zwiastować tragedię: staruszka spokojnie żyła ze skromnej emerytury i zajmowała się wychowywaniem prawnuczki. Nie miała wrogów, jej relacje z sąsiadami były poprawne, nie skarżyła się również członkom rodziny na kogokolwiek, kto miałby jej zagrażać. Cieszyła się również z udanego życia rodzinnego swojej córki i wnuczki.
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci Stanisławy Z. było uduszenie. Doszło do niego już po tym, jak starsza pani została związana i pobita.
Trudne śledztwo
Jeszcze tego samego dnia policjanci zaczęli poszukiwania sprawcy. W domu Stanisławy Z. zabezpieczono ślady kryminalistyczne: odciski palców i ślady obuwia. – W tamtych czasach technika kryminalistyczna była dużo gorzej rozwinięta niż teraz, nie można było prowadzić choćby dokładnych badań DNA – mówi adwokat Michał Winiarz, karnista. Jak zwykle w każdym śledztwie, przyjęto kilka hipotez, ale bardzo szybko upadły wszystkie poza jedną: napadem rabunkowym. Za tą wersją przemawiało to, że dom Stanisławy Z. był splądrowany i zniknęły z niego wartościowe przedmioty, w tym pieniądze. Widać było, że napastnicy szukali cennych rzeczy, które można byłoby sprzedać i w ten sposób zdobyć pieniądze.
Tę wersję potwierdziły zeznania wnuczki zamordowanej. W tamtym czasie wyjeżdżała ona do pracy do Niemiec. W latach 90. kojarzyło się to z szybkim wzrostem zamożności. W tym przypadku było jednak inaczej: młoda kobieta nie dorobiła się za Odrą wielkiego majątku. Zarobiła jednak wystarczająco dużo, aby poprawić poziom życia swojej rodziny i aby stać ją było na prezenty dla najbliższych. Tyle, że w niewielkiej społeczności plotka o wielkich dochodach młodej kobiety mogła zacząć żyć swoim życiem. I dojść do uszu złodziei, którzy chętnie połasili się na wyimaginowany majątek całej rodziny.
Bez odpowiedzi
Pozostawało jeszcze jedno ważne dla śledztwa pytanie: dlaczego sprawca lub sprawcy zdecydowali się zabić starszą panią? Za kradzież z włamaniem można trafić do więzienia na kilka lat, a za zabójstwo nawet na dożywocie. Z policyjnej notatki zachowanej w aktach śledztwa rysuje się ważna hipoteza: pani Stanisława zginęła prawdopodobnie dlatego, że rozpoznała oprawcę, więc mogła go zidentyfikować i zeznawać przeciwko niemu w sądzie. Wiele wskazuje na to, że zabójca nie działał sam. Sprawcy najprawdopodobniej zamordowali ją, aby usunąć niewygodnego świadka i pozostać bezkarnymi. O tym, że tak mogło być, wskazywały również rany na ciele staruszki. Prawdopodobnie szamotała się ona z co najmniej jednym włamywaczem. Być może to wtedy zobaczyła jego twarz. Czy to dlatego zdecydował się on pozbawić ją życia? A może został do tego namówiony przez wspólników? Dokładny przebieg zbrodni starają się teraz odtworzyć policjanci i prokurator.
Tajemnica jednego flakonu
Wiosną 1996 roku pani Stanisława dostała od wnuczki nietypowy podarunek – ekskluzywne perfumy limitowanej serii. Flakon tych perfum okazał się kluczowym dowodem w sprawie. Już 1 kwietnia 1996 roku policjanci stworzyli krąg domniemanych sprawców. – W takich sytuacjach elementarną procedurą policyjną jest sprawdzenie alibi lokalnych przestępców – mówi Krystyna Kuźmicz – emerytowana oficer policji kryminalnej, dziś prywatny detektyw. – Gdy okazuje się, że ktoś z lokalnych rzezimieszków nie potrafi wytłumaczyć, co robił w noc, kiedy popełniono zbrodnię, to staje się automatycznym kandydatem na podejrzanego. W kwietniu policjanci zapukali do mieszkań wszystkich okolicznych mieszkańców znanych z tego, że wchodzili z w konflikty z prawem. Wszystkich zwolniono, bo policjanci nie potrafili powiązać ich ze zbrodnią. Jednym z tych, których postanowiono sprawdzić, okazał się 33-letni wówczas K. – mieszkaniec Hajnówki, który wcześniej już wielokrotnie złamał prawo.
K. rutynowo zatrzymano. Przedstawił on swoją wersję tego, co robił nocą z 31 marca na 1 kwietnia 1996 roku. Wynikało z niej, że był w ogóle poza Hajnówką. Policjanci mu uwierzyli. Przeprowadzono też przeszukanie w jego domu, a jego przebieg utrwalono na zdjęciach. Technik kryminalistyczny sfotografował w domu K. m.in. flakon z perfumami – takimi, jakie zamordowana pani Stanisława dostała w prezencie od wnuczki.
Wtedy jeszcze śledczy nie zdawali sobie sprawy, że to flakon z limitowanej serii. K. zeznał, że ten flakon kupił na bazarze, ale nie potrafił sobie przypomnieć gdzie. W tamtym czasie (połowa lat 90.) w całej Polsce dużą popularnością cieszyły się bazary oferujące różne towary. Policjanci nie zauważyli w tym nic podejrzanego i... zwolnili K. Choć stawiali hipotezy, że może on mieć związek z morderstwem, to jednak nie byli w stanie znaleźć dowodu. Mijały miesiące i lata. Wszystko wskazywało na to, że zabójstwo pani Stanisławy będzie kolejną niewyjaśnioną zbrodnią, a sprawcy nigdy nie staną przed sądem.
Sam K. wyprowadził się z Hajnówki i zaczął wieść przykładne życie. Przestał popełniać przestępstwa, znalazł uczciwą pracę, a potem zatrudnił się w firmie transportowej. Po jego kryminalnej przeszłości pozostawały jedynie archiwalne akta.
I nagle, calem niespodziewanie, jesienią 2019 roku do sprawy zabójstwa pani Stanisławy wrócili policjanci z Archiwum X. Jeden z nich wykonał żmudną pracę, aby udowodnić, że flakon z rzadkimi perfumami był elementem limitowanej serii. Wyprodukowano małą ilość egzemplarzy. Pozwoliło to postawić tezę, że K. nie kupił perfum na bazarze, tylko ukradł je w noc zbrodni. Resztę zrobił postęp techniki kryminalistycznej. Umożliwił on ujawnienie mikrośladów wskazujących na to, że feralnej nocy K. był w domu pani Stanisławy. Gdy pojawiły się te dowody, po K. pojechali policyjni komandosi. Teraz śledczym pozostaje jeszcze znaleźć odpowiedź na bardzo ważne pytanie: czy sprawca działał sam, czy feralnej nocy ktoś pomagał mu zamordować starszą panią.