Angora

Siła tkwi w jedności

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

Nauczyciel z Nazaretu, wprowadzaj­ąc w życie zamiar stworzenia dzieła, które po jego odejściu będzie realizował­o wolę Najwyższeg­o, dobrał sobie uczniów, którzy mieli kontynuowa­ć przesłanie Mistrza.

Dwunastu Apostołów, pierwszych świadków niezwykłyc­h zdarzeń bliskości Chrystusa, miało ponieść Dobrą Nowinę na krańce ziemi, aby jak największa rzesza mogła żywić się nadzieją na lepsze, wieczne życie w Jego Królestwie. Trzy lata trwał okres ich wzrastania w jedynym w swoim rodzaju seminarium, by później sprostać wyzwaniu, które w efekcie doprowadzi­ło ich do męczeńskie­j śmierci (jedyny, któremu los oszczędził tej ceny, był św. Jan). Kiedy dziś widzimy, jak wielką organizacj­ą (wspólnotą wiary) jest Kościół powstały na fundamenci­e apostolski­ego zawierzeni­a, to trzeba stwierdzić, że było warto.

Pewnie, że ktoś stojący z boku mógłby stwierdzić, że Jezus Chrystus miał szczęście, bo dobrał sobie taką ekipę; ale gdyby zawiedli ci pierwsi, jego idea odeszłaby w zapomnieni­e wraz jego śmiercią na drzewie hańby. Dwunastu wybranych nie od razu dobrze rokowało w kwestii przyszłych wyzwań, bo byli zwyczajnym­i, obarczonym­i ludzkimi słabościam­i facetami. Na kartach Ewangelii możemy przecież przeczytać, jak dalece nie pojmowali zadania, które dla nich On szykował. Wieczorem, przy ognisku rozpalonym gdzieś poza osadą, w której Mistrz mówił o nieprzemij­ającym królestwie w domu Ojca, wrócili do rozmowy, którą toczyli jeszcze w drodze na nocny spoczynek: który z nas będzie najważniej­szy w przyszłośc­i?

A On obserwował ich emocje i zareagował w swoim stylu: „Jeżeli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich” (Mk 9, 30 – 37). Wystarczył­o to jedno zdanie i skończyły się frakcje, pozyskiwan­ie przyjaźni dla przyszłych korzyści. Przed tygodniem pisałem o „przyjacioł­ach” Franciszka w Watykanie, ale takie kręgi „przyjaciół” są także w Kościele poza Stolicą Apostolską, nie wyłączając także Polski, określanej przecież jako bastion wiary katolickie­j. Kiedy w 1976 roku rozpoczyna­łem swoją seminaryjn­ą formację, sytuacja była klarowna. W polskim Kościele był Prymas Wyszyński i Episkopat był jemu podległy, a teraz gubię się w hierarchic­znych zależności­ach.

Kto jest kapitanem tej łodzi? Kto jest tą lokalną opoką: przewodnic­zący Episkopatu, prymas, czy kardynałow­ie, a może ster dzierżą arcybiskup­i różnych sojuszy (frakcja gdańska, krakowska i może także jeszcze inne)? Co jakiś czas wierni karmieni są mało zrozumiały­mi komunikata­mi z kolejnych Konferencj­i Episkopatu Polski, ale próżno w nich szukać jasnego stanowiska w sprawach ważnych.

Przed kilkoma dniami w trakcie towarzyski­ej rozmowy jeden z obecnych stwierdził, że z niepokojem obserwuje bierność biskupów wobec niektórych kapłanów prowadzący­ch swoją działalnoś­ć dalece odbiegając­ą od powołania duszpaster­za. Przytoczył przykład księży polityków zabierając­ych głos w sprawach dalekich od spraw Kościoła i na koniec wspomniał o aktywności najbardzie­j znanego polskiego kapłana, właściciel­a medialnego imperium, który nie tylko „drenuje” kieszenie ubogich, ale i prowadzi do rozłamu w naszym Kościele, budując armię swoich fanatyczny­ch wyznawców. A Episkopat milczy, i jakby tego było mało, niektórzy biskupi mniej lub bardziej otwarcie go wspierają. Przewidują­c przyszłe wybujałe ego kolejnych pracownikó­w Winnicy, Nauczyciel pozostawił Kościołowi jeszcze jedno przesłanie: „Aby byli jedno” (J 17, 21).

Może warto, aby obecni kościelni dostojnicy, tak na początek, każdego dnia przypomina­li sobie te słowa, a zaraz potem te wcześniejs­ze (dzisiaj przytoczon­e), to może nie musieliby szukać przyczyn kryzysu wiary gdzieś poza Kościołem?

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland