Peugeot, best design
Model 508 Hybrid.
Elektryfikacja samochodów trwa w najlepsze. Aby spełnić restrykcyjne normy narzucone przez Unię Europejską dotyczące emisji spalin, poznajemy kolejne modele aut zasilanych prądem. Z rozmachem do zagadnienia podszedł Peugeot, który zaprezentował podczas dni prasowych w Katalonii aż pięć niskoemisyjnych modeli. W ciągu dwudniowych jazd testowych, zorganizowanych pod Barceloną, działo się naprawdę wiele. Najbardziej ciekawiła mnie hybrydowa odmiana 508, lecz – jak się okazało – to inne „lwy” zrobiły lepsze wrażenie.
Co do Peugeota 508 miałem mieszane odczucia. Od momentu premiery flagowego francuskiego modelu (2018 rok, Genewa), nie mogłem doczekać się, kiedy przyjdzie mi go przetestować. Uważałem – i zdania nie zmieniam – pięćsetósemkę za najpiękniejszy wóz w całym segmencie. Nad fenomenalną linią nadwozia drapieżnej limuzyny mógłbym się rozpływać bez końca. Niestety, niespełna rok temu przeżyłem spore rozczarowanie, bowiem pojazd okazał się mało praktyczny. Ciasne wnętrze – raził zwłaszcza brak przestrzeni na tylnej kanapie – nie pozwoliło wystawić mu zbyt wysokiej oceny. Również silnik (180-konny diesel, pracujący jedynie poprawnie) nie przypadł mi wówczas do gustu, gdyż liczyłem na znacznie ciekawsze wrażenia zza kierownicy.
Kiedy otrzymałem zaproszenie na pierwsze jazdy prasowe zelektryfikowanymi Peugeotami, miałem nadzieję, że przy drugim podejściu do 508 auto wypadnie lepiej. Pod hotelem w popularnym katalońskim kurorcie Sitges czekał na mnie nie tylko znany mi wcześniej sedan, ale także odmiana kombi.
Na dużym parkingu ustawiono też kilkanaście podpiętych do prądu pojazdów (w pełni elektryczne 208 i 2008 oraz hybrydowy 3008), które przedstawię za tydzień. Francuzi oddali dziennikarzom do dyspozycji również elektryczne rowery. Pokaz siły motoryzacji wedle nowych reguł wyglądał imponująco!
Od razu zgłosiłem się po kluczyki do pięćsetósemki. Wybrałem kombi, ponieważ nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z tym nadwoziem. Rodzinna odmiana wygląda nie mniej efektownie niż limuzyna, a być może okaże się bardziej praktyczna – pomyślałem. I faktycznie, ustawnemu bagażnikowi o pojemności 530 litrów nie można niczego zarzucić, a i z tyłu z przestrzenią dla pasażerów jest lepiej (zwłaszcza jeżeli chodzi o miejsce nad głową). Odpiąłem auto od ładowania i ruszyłem zgodnie z trasą wytyczoną przez nawigację. Pojazdy testowaliśmy w parach. Towarzyszył mi kolega, który – w przeciwieństwie do mnie – pasjonuje się elektromobilnością. Stworzyliśmy zgrany duet, bo zwracaliśmy uwagę na całkiem inne aspekty. Ja zanudzałem go opowieściami, że auta spod znaku lwa są kapitalnie „narysowane”. On od razu zaczął grzebać w komputerze pokładowym, szukając danych zużycia energii i spalania. Kiedy byłem kierowcą, subtelnie krytykował mnie za mało ekonomiczną jazdę. Ja z kolei, przyczepiłem się do znanej w większości nowych Peugeotów kierownicy. Dotychczas miniaturową obręcz uznawałem za bardzo ciekawe rozwiązanie. Nieco zabawkowe, ale dające sporo frajdy. Nasza trasa prowadziła jednak przez kręte górskie drogi, gdzie trzeba było sporo kręcić „sterem”. W takich warunkach kierownica okazała się zbyt mała i plątała mi się w dłoniach.
Najistotniejszy był jednak motor, a właściwie zestaw napędowy Peugeota.
Hybryda, łącząca benzynową jednostkę o pojemności 1,6 litra (180 KM) i elektryczny 110-konny silnik, dała łączną moc nie 290, a 225 koni mechanicznych... Sumowanie tych parametrów w wypadku hybryd to dla mnie wyższa, dość tajemnicza matematyka. Warto dodać, że 508 Hybrid jest przednionapędowym samochodem współpracującym z 8-stopniowym automatem. Kiedy mamy auto naładowane na maksa, co w wypadku korzystania ze standardowego gniazdka powinno zająć 8 godzin, na samym prądzie możemy przejechać nawet 50 kilometrów. Do przemierzania trasy z domu do pracy powinno to wystarczyć. Wówczas zużycie benzyny będzie śladowe.
Po katalońskich górach starałem się jeździć spokojnie, zważając na ograniczenia prędkości. Raptem kilka razy nie żałowałem sobie mocniejszego wciśnięcia pedału gazu, żeby sprawdzić dynamikę hybrydy. I cóż, nadal szału nie ma... 8 sekund do setki to przyzwoity wynik, ale daleko mu do rewelacyjnego. Za to spalinowo-elektryczny zestaw pracuje prawie niezauważalnie, co jest dużym plusem. Chcąc zapoznać się z jego działaniem, możemy śledzić symulację zaprezentowaną na sporym, centralnie umieszczonym wyświetlaczu. To całkiem fajny, mający walory edukacyjne, gadżet.
W drodze powrotnej do hotelu zamieniliśmy się miejscami i wtedy mój partner postanowił pokazać, jak należy korzystać z hybrydowego dobrodziejstwa. Wiązało się to z jazdą, podczas której na jednym ze stromych zjazdów górskich wyprzedził nas nawet rowerzysta... Niemniej z jego pomiarów wyszło, że hybrydowy 508 to bardzo oszczędny wóz, który pali lekko ponad 4 litry benzyny na 100 kilometrów (w trybie współpracy dwóch silników). Żeby jednak rzetelnie określić faktyczne zużycie benzyny, trzeba pokonać więcej kilometrów niż te nasze kilkadziesiąt. I to po górach. A przecież tego typu napęd ma sprawdzić się głównie w mieście.
Wieczorem zorganizowano konferencję prasową, gdzie Francuzi z dumą opowiadali o swoich nowinkach. Dla mnie jednak bohaterem był malutki pojazd sprowadzony do Hiszpanii specjalnie na tę okazję, czyli unikatowy VLV z... 1941 roku! To pierwszy elektryczny Peugeot, który powstał w czasie drugiej wojny światowej. Francuska marka chciała pokazać, że ma sięgające kilkudziesięciu lat tradycje elektromobilności. Jednak prawda jest taka, że VLV był jedynie ewenementem w historii Peugeota. Aczkolwiek pełnym uroku. Jeśli chodzi o doświadczenie w produkowaniu elektrycznych, a przede wszystkim hybrydowych aut, nie ma się co oszukiwać – Peugeot nie może równać się z Toyotą czy Lexusem, których napędy uchodzą za najbardziej dopracowane. W przypadku aut spod znaku lwa, ich sprawne działanie i ewentualna awaryjność pozostają zagadką.
Z kuluarowych rozmów dowiedziałem się – narzekając na brak drapieżnego charakteru pięćsetósemki – że dopracowywana jest właśnie sportowa wersja, której moc ma przekraczać 350 KM. Chodzi oczywiście o hybrydę. Może wtedy agresywnie wyglądający wóz będzie jeździł tak, jak powinien. Tuż przed kolacją podszedł do mnie jeden z szefów Peugeota, zagadując o wrażenia z pierwszego dnia jazd. Nie chcąc mu robić przykrości, wydukałem jedynie: – Peugeot, best design... Francuz zaskoczony moją elokwencją pokiwał głową i oddalił się w poszukiwaniu bardziej rozmownych żurnalistów. No cóż, hybryda w tym modelu najwidoczniej do mnie nie trafia, wciąż pozostawiając niedosyt. Na szczęście „rodzeństwo” pięćsetósemki, z którym zapoznałem się następnego dnia, przyniosło całkiem odmienne doznania.