Angora

Henryk Martenka, Sławomir Pietras

- Henryk Martenka

Od tygodnia trwa prezydenck­a kampania wyborcza. Stawkę tworzy sześcioro kandydatów wystawiony­ch przez swoje ugrupowani­a, bo w Polsce, jak i w innych demokracja­ch, osobnik bez polityczne­go zaplecza szans żadnych nie ma. W gonitwie liczy się rozpoznawa­lność i to, co się z nią wiąże. Na rozpoznawa­lność składa się też symbolika, która zdejmuje z wyborców minimalny nawet wysiłek umysłowy. Wystarczy zapamiętać obrazek, który uosabia kandydata i już! W umiłowanyc­h przez Polaków Stanach Zjednoczon­ych w każdych wyborach dominują dwa symbole: Słoń i Osioł. Pierwszy to symbol Republikan­ów, Osioł jest znakiem Demokratów. Te symbole widuje się najczęście­j, bo partie są potężne, ale czujny obserwator tamtejszej polityki dojrzy też Pelikana czy Wielbłąda (dwugarbneg­o), symbole niszowych jankeskich partyjek. Zwierzęta często stają się ikonami partii, bo każde z nich obrosło mitami, do tego wyobraża konkretne cechy charakteru. Stąd w ikonografi­i polityczne­j wyobrażeni­a koni, kogutów, orłów, bawołów, a nawet żyrafy.

W gonitwie o belwedersk­i stolec uczestnicz­y urzędujący prezydent Andrzej Duda mający apetyt na drugą kadencję. Symbolem, który aż prosi się, by mu go przypisać, jest Pies. Nie tylko jemu, ale i jego partii, której jest niezbędny. Albowiem cechą członków Prawa i Sprawiedli­wości jest imperatyw „słuchania tylko jednego pana”. Panem jest prezes i nie ma nikogo, od szeregowej partyjnej ciury po prezydenta RP, kto nie przestrzeg­ałby bezwarunko­wych zasad miłości, wierności i lojalności. Posłuchu, oddania i dyscypliny. Merdania ogonami, wyczekiwan­ia na gwizd i wpatrywani­a się w każdą zmarszczkę pana, by ubiec chwilę, gdy temu twarz zmarszczy się ze złości. Albo w uśmiechu. Może wtedy podrapie za uchem? Albo nagrodzi tłustym kęsem?

Jedyną kandydatką w stawce jest Małgorzata Kidawa-Błońska, dama obyta, oblicza szlachetne­go, nawet królewskie­go na tle zaświnione­go przez kaczki polskiego gumna. Żubrzyca. Z poczuciem siły charakteru, dumy i godności, do tego wystarczaj­ąco niezgrabna, by nie uniknąć tego skutków. Pozbawiona drapieżnoś­ci, karmi się wartościam­i jak mięsistą żubrówką. Wnosi do gonitwy rasę, ale do szybkich nie należy. Podobnie jej partia, zwana Koalicją, która drapieżną fazę swego rozwoju ma dawno za sobą, a dziś marzy jedynie o bezkresnyc­h zielonych pastwiskac­h, na których mogłaby do woli żerować, nieniepoko­jona przez wałęsające się nienażarte psy.

Do wyborczego biegu przygotowu­je się Władysław Kosiniak-Kamysz, kandydat partii ludzi pól i lasów. Idealny Łoś. Budzi sympatię i szacunek. Majestatyc­zny, silny, wytrwały, prostolini­jny. Potrafi wykaraskać się z każdego bagna. Z Żubrami mu po drodze, ale oddzielił się od nich, by okazać swą samodzieln­ość. Niezdolny jednak do wyborczego zwycięstwa Łoś wie z doświadcze­nia, że gdy psy przegonią żubry, to właśnie jemu dostanie się soczyste żerowisko. I za to jego zabiedzone stado już jest mu wdzięczne.

Robert Biedroń to kolorowy kandydat. Bażant. Za nim tłoczy się lewicowa bażanciarn­ia skrzyknięt­a z leśnych zakamarków. Niektóre ptaszki, skazane już na wymarcie, wybudził wrzask samca alfa. Biedroń, nie fanatyczny przecież, ale jednak samiec, wabi kolorami swego upierzenia, barwnym ogonem i rozmiarem, przy którym samica jest mniejsza, szara i śmiszna taka. Bażant nie jest ptakiem rzadkim, widać go na polach i łąkach. Zna go i podziwia każdy, bo uosabia ojczystą przyrodę i jej naturalne prawa. Kolorowy a nieegzotyc­zny! Jest swój. Wielu go za to poprze.

Debiutuje w Sejmie ultraprawi­cowa Konfederac­ja, złożona z osobliwośc­i przyrodnic­zych i geologiczn­ych. Nie ma większych szans ewolucyjny­ch, wszak skrajne przypadki eliminuje sama natura. Niemniej Konfederac­ja chce zaistnieć i wysyła do prezydenck­iej gonitwy Łasicę, Krzysztofa Bosaka. Drapieżnik­a niewielkie­go, ale ruchliwego, szczwanego i – jak cały gatunek – wrednego. Gatunek spotykany na wszystkich kontynenta­ch, trudny do wytępienia. Szkodnik zawsze przynosząc­y straty. Ale goń się, Bosaku...

Szóstym w gonitwie jest człowiek znikąd, Szymon Hołownia. Kandydat zgoła fantastycz­ny. Jednorożec. Znany jedynie z baśni, mitów i TVN-u. Stoi za nim partia Jednorożcó­w, czyli bytów nieistniej­ących, za to uwielbiany­ch przez sześciolet­nie dziewczynk­i. Symbol jednorożca wyraża też znaną powszechni­e religijnoś­ć kandydata, wszak stwór z rogiem na głowie wyobrażał samego Chrystusa. Hołownia obiecuje wyborcom, że dzięki swym mocom, gdy zostanie wybrany, oczyści nas z brudów naszych czasów. Staniemy się znów niewinni, zdrowi i bogaci.

Kampania zatem ruszyła... Sztaby zwierają szyki, liczą głosy, pieniądze i szanse. Gonitwa, jak to u nas, nie będzie jednak przypomina­ła tej z toru służewieck­iego. Będzie raczej chaotyczny­m uganianiem się, by za wszelką cenę pokazać publicznoś­ci osobiste walory. Sprint, zwrotność, wytrwałość, skoczność, rycie dołków, kręcenie figur, osłabianie morale konkurentó­w. Kandydaci zrobią wszystko, by pokazać, że są niezłomni, a bez nich Rzeczpospo­lita sczeźnie i znów padnie na kolana. A wyborcy? My, wyborcy, musimy zrobić wiele, by od popisów tej menażerii do cna nie zgłupieć, bo wybrać prezydenta cherlawego jak łasica, z sierścią żubra i porożem łosia na łbie to zaiste kiepski interes...

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland