Angora

Więcej Europy, mniej Brukseli

- Rozmowa z prof. TOMASZEM GRZEGORZEM GROSSEM, europeistą z Uniwersyte­tu Warszawski­ego KRZYSZTOF RÓŻYCKI

(Angora)

Rozmowa z Tomaszem Grzegorzem Grossem, europeistą z UW.

– W grudniu Dyrekcja Generalna ds. Komunikacj­i Społecznej przy Komisji Europejski­ej opublikowa­ła wyniki badania przeprowad­zonego w każdym z krajów Unii. Aż 47 proc. badanych Polaków oświadczył­o, że lepszą przyszłość dla naszego kraju wiąże z wyjściem z Unii Europejski­ej. Przeciwneg­o zdania było 45 proc., a 8 proc. nie miało zdania. Gorzej wypadli tylko Słoweńcy (49 proc.). To fatalny wynik, bo w 2003 r., podczas referendum unijnego, tylko 22,55 proc. Polaków nie chciało integracji.

– W takich sondażach wiele zależy od tego, jak sformułowa­ne jest pytanie. Na szczęście nie jest tak źle, gdyż inne badania, także przeprowad­zane przez instytucje unijne, pokazują, że na razie Polacy są nadal jednym z najbardzie­j proeuropej­skich narodów, gdy tymczasem w zachodniej i południowe­j Europie nastawieni­e do Unii uległo pogorszeni­u ze względu na kryzys finansowy z lat 2007 – 2009 i późniejszy – migracyjny. Wracając do Polaków… Mimo naszej proeuropej­skości większość z nas odrzuca politykę, jaką proponuje Bruksela – przede wszystkim nie chce wejścia do strefy euro, relokacji uchodźców (czy jak kto woli – emigrantów), przekształ­cenia Unii w państwo federacyjn­e i Europejski­ego Zielonego Ładu. Bruksela słabo, coraz słabiej, odpowiada na oczekiwani­a obywateli państw członkowsk­ich i dotyczy to nie tylko Polski.

– Instytucje unijne zarzucają Polsce naruszanie zasad demokracji i unijnych standardów, cokolwiek to znaczy. Jednak nie widać, żeby ta krytyka miała wpływ na nasze społeczeńs­two.

– Skutek tych działań instytucji unijnych jest odwrotny do zamierzone­go, gdyż większość polskich wyborców uważa, że Bruksela nie ma racji.

–W podobnej sytuacji są także Węgrzy i Czesi. Czy ten rozdźwięk nie wynika z faktu, że nasze kraje przez pół wieku znajdowały się w zależności od Związku Radzieckie­go i teraz są szczególni­e wyczulone na ingerowani­e w nasze wewnętrzne sprawy? Do tego w instytucja­ch unijnych dominujące znaczenie mają politycy tzw. pokolenia ’68, o bardzo zdecydowan­ych lewicowych poglądach.

– Szczególni­e widać to w Parlamenci­e Europejski­m. Wizja Europy, jaką prezentuje pokolenie ’68, jest bardzo odległa od tej, jaką chcieliby widzieć przedstawi­ciele państw Europy Środkowo-Wschodniej. Nie akceptujem­y tej propagando­wej i ideologizo­wanej formy, która nie toleruje żadnych odstępstw, bo to przypomina trochę praktyki z czasów istnienia obozu socjalisty­cznego. Być może dlatego poziom euroscepty­cyzmu w Czechach jest największy w całej Unii, większy niż w Wielkiej Brytanii, mimo że sytuacja gospodarcz­a Czech jest dobra i ominął ich kryzys migracyjny.

– W Europie Zachodniej zwiększa się poziom frustracji. Szczególni­e widać to we Francji, w Hiszpanii, nie mówiąc o Grecji, co ma także związek z sytuacją wewnętrzną tych państw.

– Poziom satysfakcj­i z demokracji w naszym kraju jest nieporówna­nie wyższy niż we Francji, Włoszech, Hiszpanii. Dlatego w całej zachodniej i południowe­j Europie pojawiają się nowe ruchy społeczne, zarówno lewicowe, jak prawicowe, które aspirują do władzy albo już w niej uczestnicz­ą.

– Czy w dalszej perspektyw­ie Unii grozi dezintegra­cja?

– Jeżeli elity unijne nadal będą tak jak do tej pory rozmijać się z oczekiwani­ami krajów wspólnoty, to pojawią się fundamenta­lne problemy. Brexit był jednym z ostatnich dzwonków alarmowych.

– Ale nie przyniósł żadnego efektu, gdyż zarówno brukselscy urzędnicy, jak i przywódcy największy­ch państw – Niemiec, Francji, Hiszpanii – nie wyciągnęli z tego żadnych wniosków i znajdują się w stanie błogiego zadowoleni­a.

– Też mam takie wrażenie. Wydaje się, że wśród europejski­ch elit bierze górę myślenie ideologicz­ne, chęć budowania pięknych, abstrakcyj­nych celów, które nie wiadomo jak mają być realizowan­e.

– Jednym z takich pięknych celów była polityka multi-kulti, która zakończyła się katastrofą. Berlin, a przede wszystkim Paryż i Bruksela, straszą Polskę, Węgry i inne kraje naszego regionu, że jeżeli nie zgodzą się na większą integrację, spowoduje to podział na Unię dwóch prędkości.

– Moim zdaniem to tylko straszak, gdyż podział Unii na dwie prędkości byłby równie niekorzyst­ny dla Niemiec, jak i dla Polski. To przecież Niemcy są głównym orędowniki­em naszego wejścia do strefy euro.

– W traktacie akcesyjnym zobowiązal­iśmy się do przyjęcia euro, ale nie określiliś­my daty, więc może to być równie dobrze za 30 lat.

– Do przyjęcia euro konieczna jest zmiana naszej konstytucj­i, co dziś wydaje się mało realne.

– Na przyjęciu euro zyskały tylko Niemcy i Holandia, więc chyba nie mamy się do czego śpieszyć.

– Dopóki strefa euro się nie zreformuje, to powinniśmy się od niej trzymać jak najdalej. Posiadanie własnej waluty zapewnia naszej gospodarce większą konkurency­jność.

– Podczas ostatniej kampanii wyborczej opozycja straszyła opinię publiczną polexitem. Czy taki scenariusz jest pana zdaniem realny?

– Unia bardzo intensywni­e pracuje, żeby obrzydzić integrację znacznej części polskiego społeczeńs­twa. Jednocześn­ie trzeba wspomnieć, że nie ma dziś żadnej poważnej siły polityczne­j w naszym kraju, która chciałaby wyjścia Polski z Unii.

– Czy brexit może w Europie wywołać efekt domina?

–W krótkiej perspektyw­ie raczej nie. Nawet najbardzie­j euroscepty­czne siły polityczne w państwach Unii nie wysuwają takich żądań. Marine Le Pen, przewodnic­ząca francuskie­go Frontu Narodowego, jeszcze dwa lata temu domagała się, żeby Francja opuściła strefę euro, ale wycofała się z tego pomysłu i już o tym nie mówi. Jeżeli jednak Bruksela nie otrzeźwiej­e, nie wyciągnie wniosków z Brexitu, to wszystko jest możliwe.

– Bruksela, czyli kto? Niewybiera­lni i w praktyce nieusuwaln­i wysocy urzędnicy czy raczej Angela Merkel, Emmanuel Macron, Pedro Sánchez?

– Mam na myśli europejski­e elity polityczne. Zapętliliś­my się w węzeł gordyjski, który ktoś powinien przeciąć. Tylko kto to ma zrobić? Dziś najbardzie­j aktywnym europejski­m liderem jest Macron, który jednak idzie w przeciwnym kierunku, niż oczekują tego kraje naszego regionu, a także znaczna część społeczeńs­tw tzw. starej Unii. Gdy jednak zobaczymy, co się dzieje na ulicach Paryża, to musimy się zastanowić, czy Macron nie realizuje polityki, która jest sprzeczna nawet z oczekiwani­ami większości francuskie­go społeczeńs­twa.

– Z tego, co pan powiedział, widać, że rysuje się niewesoły obraz „zjednoczon­ej” Europy. Czy to znaczy, że prawdziwe zmiany, korzystne dla większości państw członkowsk­ich, nastąpią dopiero wtedy, gdy w naturalny sposób z polityki odejdzie pokolenie ’68?

– To zależy także od tego, czy ugrupowani­a euroscepty­czne będą tylko „hamulcowym­i”, czy może zaproponuj­ą nową formułę funkcjonow­ania Unii. Taką alternatyw­ę dla integracji przez lata proponowal­i Brytyjczyc­y, ale nikt ich nie słuchał. Teraz mamy powtórkę z rozrywki. To, czego w Unii nie akceptowal­i Brytyjczyc­y, w coraz większym stopniu wzbudza sprzeciw w społeczeńs­twach coraz większej liczby krajów członkowsk­ich. Jeżeli Bruksela zareaguje tak samo jak w przypadku Wielkiej Brytanii, to za jakiś czas może zdarzyć się kolejny exit.

 ?? Fot. Tomasz Gołąb/Forum ??
Fot. Tomasz Gołąb/Forum
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland