Zły dotyk biskupa
Nieomal każdy dzień przynosi nam swoistą huśtawkę nastroju, a chodzi mi o zmienność w kwestiach związanych z Kościołem, a konkretnie – o stanowisko hierarchów wobec coraz głośniejszej dyskusji o sensie celibatu kapłanów Kościoła katolickiego. Od jakiegoś czasu sam Franciszek kolejnymi decyzjami zdawał się przygotowywać grunt do zmian w tej materii (czego oznaką miał być chociażby Synod Amazonii mówiący o wyświęcaniu na kapłanów żonatych mężczyzn), ale został skutecznie głosami kościelnej konserwy sprowadzony na ziemię. Czyli nawet Papież nie wszystko może i musi liczyć się z głosami tych, którzy uważają, że postęp nie musi w Kościele wiązać się z tak drastycznymi zmianami, bo przecież od ponad ośmiu wieków duchowni akceptowali bezżeństwo jako dodatkowy atut ich powołania, i lepiej tego nie zmieniać.
Pomimo że od mojej decyzji, iż chcę poświęcić swoje życie służbie kapłańskiej, upływają już 44 lata, nadal spotykam się z pytaniem: – Dlaczego kiedyś zdecydowałeś się na ten krok?
Moi rozmówcy, chcąc zaspokoić swoją ciekawość, zaraz dodają: – Czy czułeś, że podejmując taką decyzję, odpowiadasz na głos powołania? Za każdym razem odpowiadam tak samo:
– Tak, czułem, że Bóg chciał, abym odpowiedział na jego zaproszenie. No i zaraz potem dodaję: – A co do pewności, że to nie była pomyłka, to sześć lat seminarium, których nie dałoby się przeżyć bez powołania. Kolejnym pytaniem (rzadziej stawianym) jest to, dlaczego odszedłem z kapłaństwa?
Zawsze odpowiadam tak samo: – Przez sześć lat seminaryjnej formacji żaden z moderatorów nie pomógł mi w rozeznaniu rodzaju powołania, które skierował do mnie Bóg.
Nikt z seminaryjnych władz w tym mi nie pomógł, bo nie mógł tego zrobić, będąc trybikiem tej machiny, która w XII wieku wprowadziła bezżeństwo duchownych.
Celibat jest ludzkim zarządzeniem niemającym żadnego odniesienia do tego, czego dla Kościoła chciał Chrystus, i także tego, czego oczekiwali od swoich następców pierwsi uczniowie Mistrza – Apostołowie. To, czego nie uświadomiono mi w seminarium, to w prosty sposób wyjaśnił mi duchowny z Kościoła prawosławnego: – „Bóg powołuje swoich pomocników na dwóch poziomach:
– Pierwszym jest powołanie do życia monastycznego (zakonnego). Ci ludzie obdarzeni są wyjątkowym powołaniem, dlatego świadomie, poświęcając się takiej służbie na wyłączność, stojąc twarzą w twarz ze Stwórcą, rezygnują z małżeństwa. – Drugim rodzajem powołania jest Jego wezwanie, aby powołani, żyjąc w świecie, stawali się pośrednikami Bożej miłości dla pozostałych wiernych, by dla nich sprawowali posługę hierarchicznych pośredników; no i w ich przypadku nie ma potrzeby rezygnacji z życia rodzinnego”.
Przed kilkoma dniami media przedstawiły kolejny kwiatek z kościelnej łączki, który opatrzono tytułem: „Zły dotyk biskupa”. To kolejny ujawniony przypadek kapłańskiego zachowania dalekiego od celibatowego przyrzeczenia. Dodatkowego smaczku temu doniesieniu dodają dwie kwestie – zły dotyk dotyczył molestowania nieletniej, a do tego duchowny w purpurze w przeszłości zajmował się kształtowaniem sumień przyszłych kapłanów jako Ojciec Duchowny, pierwszy po Rektorze w drabince seminaryjnej ważności. „Nie ze wszystkim trzeba się zgadzać z Franciszkiem” – stwierdził ostatnio jeden z naszych purpuratów; co dziwi. Idąc za jego sugestią pozwolę sobie nie zgodzić się z głosem Papieża, że „celibat jest niezaprzeczalną wartością Kościoła”. Celibat jest zatrutym kwiatem, który kiedyś przyjął Kościół od tego, którego Zbawiciel określił mianem księcia ciemności.