Tusk murem za Giertychem
Były przewodniczący Rady Europejskiej stanął w obronie Romana Giertycha po tym, jak ten wypunktował Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego podczas rozprawy we własnej sprawie. Donald Tusk uważa, że mecenas naraził się władzy PiS, bo wcześniej ujawnił jej korupcyjny charakter, a obecnie bezprawne działania w wymiarze sprawiedliwości. – Nie darują mu tego. Możemy się z nim różnić, ale w tej sprawie bądźmy z nim solidarni – zaapelował Donald Tusk na Twitterze, a jego wpis przez niespełna pół godziny uzyskał ponad 1,2 tys. polubień.
Przed Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego doszło do spięcia. Mecenas Roman Giertych podczas rozprawy we własnej sprawie został wyproszony z sali. Giertych stanął przed Izbą w związku ze swoimi słowami o katastrofie smoleńskiej. Skład zakwestionowanej Izby Dyscyplinarnej upominał go, żeby zmierzał do końca swojego wystąpienia. – Nie może mnie pan upominać, bo nie jest pan sądem – odparł mecenas. – To że po raz pierwszy w życiu od 25 lat, od kiedy praktykuję prawo, nie wstałem na przyjście osób, które są ubrane w togi sędziowskie, jest wynikiem tego, że złamano Konstytucję – wyjaśniał. Po zarządzonej przerwie mecenas nie został wpuszczony na rozprawę we własnej sprawie. Izba Dyscyplinarna SN nałożyła na niego 3 tys. zł kary porządkowej i wyprosiła publiczność. RAFAŁ BADOWSKI
Natemat.pl, 11.02
Nie zapłacę!
– Nie zostałem ukarany żadną grzywną i nie wydano żadnego wyroku. Nie ma czegoś takiego jak Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego – skomentował Giertych. Przypomniał orzeczenie trzech izb SN, według którego Izba Dyscyplinarna nie powinna orzekać. – Jeżeli panowie będą chcieli egzekwować tę grzywnę, to publicznie oświadczam, że jej nie zapłacę. Jedyną sankcją za niezapłacenie jest zamiana grzywny na areszt. Spodziewam się, że za około miesiąc zapadnie orzeczenie, po którym będę musiał siedem dni odsiedzieć – dodał. – Ja tej grzywny nie zapłacę, bo gdybym ją zapłacił, to wpadłbym w pułapkę, w którą chce mnie wciągnąć tak zwana Izba Dyscyplinarna. Pułapkę, że musiałbym stwierdzić, że istnieje coś takiego jak orzeczenie Izby Dyscyplinarnej. Nie mam wyboru – tłumaczył. Od grzywny nie może się też odwołać. – Gdybym mógł, to musiałbym stwierdzić, że orzeczenie istnieje, czyli uznałbym istnienie Izby Dyscyplinarnej. Dlatego nie będę nic robił i uznaję, że tak naprawdę tak zwana Izba Dyscyplinarna w sposób nielegalny chce mnie pozbawić wolności. Do tego się sprowadza to orzeczenie – wyjaśnił. – Wcale mi się nie uśmiecha spędzić tydzień w areszcie, natomiast po prostu nie mam wyboru. Muszę być wierny przyrzeczeniu adwokackiemu, które mówi, że mamy służyć konstytucji, a konstytucja jest jasna w tym zakresie: nie ma sądu dyscyplinarnego, ci panowie nie są sędziami Sądu Najwyższego, a ich orzeczenia są wadliwe od samego początku. Mecenas ocenił, że on sam na sali zachowywał się bardzo poprawnie. – Po prostu nie uznaję tych panów za sąd, w związku z czym nie wstałem, kiedy przyszli, co jest oczywiste, bo dlaczego ma ktoś wstawać, kiedy wchodzi osoba, która sądem nie jest. Nie uznałem prawa do tego, aby przerywać mi wystąpienie. Pan, który siedział tam w todze i łańcuchu, uzurpuje sobie prawo do tego, aby być przewodniczącym składu – dodał (...)”. akw/rzw
TVN24.pl