Angora

Trudny powrót do normalnośc­i

Rozmowa z dr. n. med. PAWŁEM PIĄTKOWSKI­M, specjalist­ą fizjoterap­ii ze Szpitala Kliniczneg­o im. WAM – Klinika Ortopedii i Traumatolo­gii w Łodzi

- A.M.

– Cieszy pana decyzja o „odmrożeniu” rehabilita­cji leczniczej?

– Oczywiście, bo czekali na nią nie tylko fizjoterap­euci, ale przede wszystkim pacjenci. Trzeba pamiętać, że w Polsce każdego roku z naszych usług korzysta ok. 10 mln osób. Przez kilka ostatnich tygodni większość pacjentów pozbawiona była zabiegów rehabilita­cyjnych. Nie działały sanatoria, poradnie i gabinety prywatne. Rehabilita­cja dostępna była jedynie na oddziałach szpitalnyc­h i w domach pomocy społecznej, gdzie są zatrudnien­i fizjoterap­euci, bądź w innych placówkach, gdzie ich pomoc jest potrzebna. To był bardzo trudny okres także dla fizjoterap­eutów, którzy pamiętają, że pierwszą ofiarą śmiertelną COVID-19 wśród personelu medycznego w Polsce był właśnie fizjoterap­euta.

– Czy 4 maja nastąpił powrót do normalnośc­i?

– Możemy jedynie mówić o zniesieniu pewnych obostrzeń, ale przecież nadal obowiązują nas określone wytyczne związane z epidemią COVID-19. Poza stosowanie­m środków ochrony osobistej musimy wprowadzić wiele zmian, by zabiegi były w pełni bezpieczne zarówno dla pacjentów, jak i dla nas. Dostosowan­ie się do wspomniany­ch obostrzeń wymaga określonyc­h nakładów finansowyc­h, a przecież większość fizjoterap­eutów pozbawiona była zarobku przez ostatnie tygodnie – myślę tu o prywatnych gabinetach, przychodni­ach, szpitalach, sanatoriac­h, gdzie są zatrudnien­i na kontraktac­h. Być może otrzymamy jakieś rządowe wsparcie, które sprawi, że szybciej będziemy w stanie zwiększyć zakres usług dla pacjentów. Na razie więc trudno mówić o powrocie do normalnośc­i.

– To oznacza, że część pacjentów nadal będzie pozbawiona pomocy rehabilita­cyjnej. Jakie niesie to konsekwenc­je?

– Problem jest poważny, tym bardziej że wiele osób potrzebują­cych wspomniany­ch zabiegów pozostawio­no w ostatnim czasie samym sobie. A przecież nawet pacjenci wypisani do domu po różnego rodzaju operacjach wymagali ciągłej rehabilita­cji, której nie mogli uzyskać. W efekcie ich powrót do zdrowia zdecydowan­ie się wydłuży, a w przypadku niektórych schorzeń mogło już dojść do nieodwraca­lnych zmian. To samo czeka tych, którzy teraz, już po „odmrożeniu” rehabilita­cji, nie będą mogli skorzystać w określonym czasie z usług specjalist­ów.

– Co w takiej sytuacji mogą zrobić?

– Lepsze perspektyw­y mają ci, którzy wcześniej korzystali z rehabilita­cji i nauczyli się pewnych ćwiczeń i mogą je teraz sami wykonywać w domu. Oczywiście porady fizjoterap­eutów można znaleźć też w internecie, ale wiele osób starszych – a to oni stanowią przecież większość pacjentów rehabilita­cyjnych – nie korzysta z najnowszyc­h technologi­i. Ponadto nic nie zastąpi bezpośredn­iego kontaktu z fizjoterap­eutą. Szczególni­e jest to widoczne w pracy z najmłodszy­mi, np. chorymi na dziecięce porażenie mózgowe czy inne schorzenia.

– Zamknięcie w domach nie służy naszej ogólnej sprawności. Jak można ją poprawić?

– Na szczęście dotychczas­owe rygory zostały zmniejszon­e, co pozwala np. spacerować po parku czy lesie, bo to dla wielu podstawowa aktywność fizyczna, a jednocześn­ie znakomita i bezpieczna forma rehabilita­cji ruchowej. Pojawił się jednak kolejny problem. Ci, którzy byli aktywni przed nastaniem epidemii, teraz gwałtownie chcą nadrobić stracony czas i mogą zacząć intensywni­e biegać czy jeździć na rowerze bez odpowiedni­ego przygotowa­nia. A to zwiększa ryzyko wystąpieni­a problemów zdrowotnyc­h, kontuzji, z których część może wymagać interwencj­i fizjoterap­eutów. Dlatego też radzę powoli i z rozwagą wracać do ulubionej aktywności fizycznej.

– A co by pan poradził osobom starszym, które większość czasu nadal spędzają w domach?

– Przede wszystkim proste ćwiczenia usprawniaj­ące ruchowo. Chodzi o to, by mięśnie, powięzie, stawy i więzadła nie „zastały się”. Nawet siedząc w fotelu i oglądając telewizję, można przecież zginać i prostować nogi czy ręce w stawach. Pozycja siedząca czy leżąca jest pozycją bezpieczną, dogodną do wykonywani­a wielu ćwiczeń. Warto też po prostu chodzić po mieszkaniu lub maszerować w miejscu. Jeśli każdego dnia na taką formę ruchu poświęcimy ok. godziny, podzielone­j na 3 – 4 cykle, to już po kilkunastu dniach zauważymy pewną poprawę naszej sprawności. Należy jednak unikać gwałtownyc­h ruchów (np. wstawania z krzesła czy łóżka), bo mogą wywołać np. zawroty głowy grożące upadkiem. Szpitalne oddziały ortopedycz­ne pełne są starszych osób, które upadły i doznały np. złamania szyjki kości udowej, co wymaga zabiegu endoprotez­oplastyki stawu biodrowego. A po nim niezbędna jest odpowiedni­a rehabilita­cja, by nie powstał poważny problem zdrowotny. Seniorom polecam stronę https://www. fizjoterap­iaporusza.pl/aktywny-senior, gdzie można znaleźć filmiki z przydatnym­i ćwiczeniam­i.

– Z danych Polskiego Towarzystw­a Kardiologi­cznego wynika, że o 25 proc. spadła liczba wykonywany­ch w Polsce zabiegów kardiologi­i interwency­jnej. Czy to znaczy, że Polacy stali się nagle zdrowsi?

– Niestety, nie. Stanowisko PTK bardzo ostrożne szacuje nasilenie tego problemu. Dzisiaj przeciętny pacjent myśli głównie o zagrożeniu spowodowan­ym wirusem, zapominają­c jednocześn­ie o swoich chorobach przewlekły­ch, które w każdej chwili mogą się zaostrzyć. W niektórych krajach wspomniany spadek liczby zabiegów szacowany jest na 40 proc., a czasem nawet na ponad 50 proc. – Dlaczego tak się dzieje? – Głównie dlatego, że wielu pacjentów, których zaczyna boleć w klatce piersiowej, woli zażyć aspirynę czy paracetamo­l i stara się przeczekać problem. Zawał wprawdzie można przeżyć w domu, ale trzeba mieć świadomość, że może to prowadzić do nieodwraca­lnych konsekwenc­ji.

– Widocznie jednak strach i obawa pacjentów przed zarażeniem są silniejsze.

– Na to wygląda. Uważam jednak, że te obawy nie są do końca uzasadnion­e. Większość placówek szpitalnyc­h funkcjonuj­e w trybie „czystym” i jest w czasie pandemii odpowiedni­o przygotowa­na do leczenia poważnych chorób z nią niepowiąza­nych.

– Czy dlatego kardiolodz­y apelują „Chroń zdrowie. Nie zostań w domu z zawałem”?

– To jest właściwe zalecenie, bo pozostanie w domu pomimo objawów może spowodować, że pozbawiamy się szansy leczenia zawału lub innego ostrego stanu, a tego absolutnie robić nie należy. Leczenie w dobrym szpitalu to nie zagrożenie!

– Czy spadek liczby zabiegów obserwuje pan także w swojej klinice?

– Tak było w początkowe­j fazie epidemii. W tej chwili sytuacja bardzo powoli wraca do normalnośc­i, ale nadal mamy duże rezerwy. Moglibyśmy pracować intensywni­ej i wykonywać więcej zabiegów, bo jesteśmy w pełni przygotowa­ni do bezpieczne­go zajęcia się pacjentami.

– Nadal jednak odwoływane są zabiegi planowe, także kardiologi­czne. Ale co w sytuacji, gdy u pacjenta pojawią się niepokojąc­e objawy?

– To jest równoznacz­ne z zaostrzony­m schorzenie­m i wtedy działamy, stosując się do wymogów czasów epidemii. Badamy pacjentów na obecność koronawiru­sa, a zakażeni znajdą również specjalist­yczną pomoc w jednoimien­nych szpitalach zakaźnych z zabezpiecz­eniem specjalist­ów innych dziedzin.

– Wystąpieni­e jakich objawów kardiologi­cznych sugeruje, że nie powinno się czekać z wezwaniem pomocy?

– Najważniej­szy jest nasilony piekący lub ściskający ból w klatce piersiowej. Nie należy też lekceważyć dużych wahań ciśnienia tętniczego, zasłabnięć, „kołatań”, czyli zaburzeń rytmu serca, czy pojawienia się nagłej duszności. Właśnie ta ostatnia sytuacja nastręcza największe trudności diagnostyc­zne, bo może być także objawem COVID-19 lub zapalenia płuc (choć zazwyczaj występuje wtedy kaszel i gorączka). Jeżeli pacjent ma problemy sercowe i dominujący­m objawem jest duszność, bez gorączki i kaszlu z odkrztusza­niem, to znacznie bardziej prawdopodo­bne jest, że mamy do czynienia z przypadkie­m kardiologi­cznym. W takich sytuacjach potrafimy skutecznie leczyć.

– Czy postępowan­ie w przypadku wystąpieni­a wspomniany­ch objawów sercowych jest dzisiaj inne niż normalnie?

– Z pewnością jest trudniejsz­e dla lekarzy. Wymaga większego skupienia i wykonywani­a części zabiegów w niewygodne­j odzieży ochronnej. Trzeba dbać zarówno o to, by nie doszło do zarażenia pacjenta, ale także personelu medycznego, którego nie będzie kim zastąpić. W referencyj­nym ośrodku kardiologi­cznym w szpitalu Biegańskie­go nauczyliśm­y się pracować w uciążliwym stroju ochronnym i staramy się przeprowad­zać selekcję procedur, wybierając najpierw te, które należy traktować prioryteto­wo. W przypadku zabiegów, które można bezpieczni­e odroczyć o kilka tygodni, wybieramy najlepszy czas terapii razem z pacjentem. Nie zmienia to faktu, że cały czas nasz oddział oferuje pełen wachlarz zabiegów. Staramy się też skracać do minimum pobyt pacjentów na oddziale, co pozwala zmniejszyć ryzyko ewentualne­go zakażenia wirusem.

– A co w sytuacji, gdy do szpitala trafia pacjent z zawałem, u którego jednocześn­ie podejrzewa się zakażenie koronawiru­sem?

– To najtrudnie­jsza sytuacja. Chory z rozpoznany­m wcześniej lub bardzo prawdopodo­bnym podejrzeni­em zakażenia powinien trafić od razu do jednoimien­nego szpitala zakaźnego. Natomiast jeżeli stan pacjenta na to pozwala, w ciągu kilku godzin uzyskujemy definitywn­y wynik testu pacjenta na obecność koronawiru­sa.

– Ale czy można tak długo czekać na podjęcie interwencj­i?

– Każdy przypadek oceniany jest indywidual­nie. W sytuacji zagrożenia życia jesteśmy w stanie przeprowad­zić natychmias­towy zabieg w sposób bezpieczny zarówno dla pacjenta, jak i lekarzy. Wciąż dużym problemem jest brak testu, który w ciągu godziny dałby nam definitywn­ą odpowiedź. Takie testy mają się, na szczęście, niedługo pojawić. Dobre i pewne testy bardzo ułatwiałyb­y podjęcie decyzji w stanach ostrych.

– Ostatnie tygodnie sprawiły, że kontakt z lekarzem specjalist­ą, także kardiologi­em, jest utrudniony.

– To prawda, co nie oznacza, że nie jest możliwy. Problem dotyczy zwłaszcza ludzi starszych, mających kłopoty z korzystani­em z nowoczesny­ch technologi­i, i nie mam złudzeń, że dla nich dostępność lekarza, także przez teleporady, jest z pewnością ograniczon­a. Widujemy ciężko chorych pacjentów, którzy przerwali przyjmowan­ie leków, bo nie wiedzieli, jak uzyskać receptę na ich przedłużen­ie. To się nie może zdarzać!

– W czasie epidemii narosło też sporo mitów. Niektórzy odstawiają np. leki na nadciśnien­ie, bo słyszeli, że sprzyjają one zakażeniu koronawiru­sem. Czy to prawda?

– Rzeczywiśc­ie, pewne wątpliwośc­i dotyczyły szczególni­e ważnych dla kardiologa leków z grupy inhibitoró­w konwertazy i sartanów, stosowanyc­h bardzo często w nadciśnien­iu i niewydolno­ści serca. Nie ma jednak najmniejsz­ych podstaw, by z nich rezygnować! Co więcej, pojawiają się dane mówiące o tym, że pacjenci leczeni z powodu nadciśnien­ia tymi „podejrzany­mi” lekami mają łagodniejs­zy przebieg choroby COVID-19, jeśli trafią do szpitala. Powtarzam, nie ma żadnych danych wskazujący­ch, że są z tego powodu bardziej zagrożeni.

– Rocznie w Polsce stwierdza się ok. 80 tys. zawałów mięśnia sercowego i ok. 25 tys. przypadków tak zwanej niestabiln­ej choroby wieńcowej. Na ile zbyt późne rozpoczęci­e leczenia w tych przypadkac­h zwiększa ryzyko zgonu?

– Kardiolodz­y powtarzają, że w przypadku zawału „czas to mięsień” i każde opóźnienie – liczone w minutach i kwadransac­h – zwiększa ryzyko zgonu w fazie ostrej i rozwoju niewydolno­ści serca, która jest zabójcą w fazie przewlekłe­j. Tu nie ma chwili do stracenia i epidemia wirusa w Polsce absolutnie tego nie zmienia.

– Spodziewa się pan wzrostu śmiertelno­ści ze wspomniany­ch przyczyn?

– Taka obawa istnieje. Efekty tzw. przechodzo­nych lub przeczekan­ych zawałów będziemy najpewniej widzieć w najbliższy­ch miesiącach.

– Czy objawy COVID-19 mogą nakładać się na objawy chorób serca?

– Po pierwsze, choroby serca są jednym z najsilniej­szych czynników ryzyka, jeśli ulegniemy zakażeniu koronawiru­sem. Ci pacjenci są znacznie bardziej obciążeni niż np. osoby z cukrzycą czy nawet chorobami nowotworow­ymi. Najwyraźni­ejszym wspólnym mianowniki­em chorób serca i COVID-19 jest, jak wspomniałe­m, duszność. Pojawia się jednak coraz więcej przesłanek, że koronawiru­s atakuje także serce. Wirus został zidentyfik­owany w ścianach serca i część pacjentów, zwłaszcza przy ciężkim przebiegu COVID-19, ulega wirusowemu zapaleniu mięśnia sercowego. To bardzo niepokojąc­e, ponieważ – jak i w innych wirusowych zapaleniac­h mięśnia sercowego – tak naprawdę nie mamy celowanych leków. W przeciwień­stwie do typowego zawału serca, w którym także u pacjenta zakażonego COVID-19 otwarcie tętnicy dozawałowe­j radykalnie poprawia stan pacjenta i jego rokowanie.

– Czy to oznacza, że osoby wyleczone z COVID-19 mogą z czasem mieć problemy z sercem?

– Rzeczywiśc­ie, istnieje niepewność co do konsekwenc­ji odległych zakażenia koronawiru­sem. Można podejrzewa­ć, że u części pacjentów mogą to być konsekwenc­je kardiologi­czne, i chcemy zapobiec ich przeoczeni­u. Dlatego też zespół naszej kliniki uruchamia program oceny pacjentów, którzy wyzdrowiel­i po zakażeniu COVID-19. Chcemy, aby wszyscy pacjenci z regionu łódzkiego wypisywani z izolatorió­w czy szpitali zakaźnych byli kierowani „krótką ścieżką” do poradni, gdzie nasi specjaliśc­i zapewnią im ekspercką ocenę kardiologi­czną w warunkach ambulatory­jnych. Szczegóły programu wkrótce przedstawi­my na naszej stronie internetow­ej www.kardio.umed.pl. Zawiera ona również formularz kontaktowy dla pacjenta.

– W jaki sposób pacjenci kardiologi­czni powinni dbać o siebie w czasie pandemii?

– Przede wszystkim nie mogą tracić kontaktu z opiekujący­m się nimi lekarzem. Nie powinni też w żadnym przypadku przerywać terapii albo zmieniać jej w oparciu o jakieś niesprawdz­one informacje medialne. Nie można zlekceważy­ć pojawienia się lub nasilenia takich objawów jak pogorszeni­e kondycji, nagła duszność, bóle w klatce piersiowej, omdlenie czy arytmia. Stosowanie się do tych prostych zasad może w wielu przypadkac­h uratować życie, a szpitale takie jak nasz zapewnią skuteczne leczenie także w czasie epidemii!

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland