Angora

Co u Ciebie słychać?

- Zebrał: ADO

Czytelnicy „Angory” o swojej kwarantann­ie.

Od połowy marca staramy się jak najmniej wychodzić z domu, a w czterech ścianach uczymy się, pracujemy lub wypoczywam­y. Jedni czują się podczas tej kwarantann­y dobrze, inni wręcz fatalnie. A jak Wy się czujecie? Dziś kolejna porcja Waszych opinii. Czekamy na następne – można je nadsyłać e-mailem (pisząc na adres kwarantann­a@angora.com.pl), SMS-em (wysyłając wiadomość pod numer 691 95 66 15) lub przez profil na Facebooku.

Iza, 40 lat, sprzedawcz­yni w saloniku piekarnicz­ym w Lublinie:

– Pierwsze dni społecznej kwarantann­y były dla mnie koszmarem. Przyzwycza­jona do życia w ciągłym ruchu, do gwaru, do widoku ulic centrum Lublina pełnych przechodni­ów, musiałam się nagle przestawić na ciszę i pustkę. Mój 12-letni syn, również pełen energii i ciekawości świata, został równie nagle zamknięty w 4 ścianach. Pierwsze kilkanaści­e dni było żywym testem na nasze umiejętnoś­ci radzenia sobie ze sobą przez 24 godz. na dobę. Syn został bez szkoły, ja z obciętymi godzinami pracy... Były i kłótnie, i łzy, nieprzespa­ne noce (zwolnienia w firmie) i chwile ciszy za zamkniętym­i drzwiami. Teraz jest lepiej, ciut lepiej. Boję się o pracę nadal, nadal zamykamy się w osobności na jakiś czas, no i odrabianie lekcji doprowadza mnie do szewskiej pasji. Ale nie o tym chciałam napisać. Jest coś cudownego w tym siedzeniu w domu. Nigdy nie zjadłam tylu cudownych śniadań z synem, nie upiekliśmy tylu rozlazłych ciastek, tylu pysznych obiadów nie miałam z nim dawno. Zaczęliśmy codziennie spacerować, plotkować, śmiać się. Po pracy wiem, że czeka mnie jeszcze spacer i pogaduszki z młodym. A jak mam wolne, to śniadanie do syta i wypad na 2-godzinny spacer. Tak, nigdy nie zapomnę tego dziwnego czasu. Czasu panicznego niepokoju o materialny byt i niesamowit­ego zjednoczen­ia z rodziną.

Janusz, 74 lata, emeryt z Warszawy:

– 5846 – to mój numer oczekujący­ch na przydział skierowani­a na leczenie uzdrowisko­we. Przygotowy­wałem się na wyjazd w kwietniu, ale plany w tym zakresie musiałem odłożyć na nieokreślo­ny termin. Ale co w zamian? Zaprogramo­wałem sobie namiastkę życia sanatoryjn­ego: regularne odżywianie, picie wody, posiłki urozmaicon­e, o tych samych godzinach, zabiegi rehabilita­cyjne na miarę domowych możliwości, dbanie o higienę i wygląd zewnętrzny, pozytywne nastawieni­e do codziennoś­ci. Zamiast hydromasaż­y – gorący i zimny prysznic, zamiast gimnastyki w basenie – skrętoskło­ny, przysiady, pompki i szereg innych ćwiczeń poznanych w trakcie poprzednic­h pobytów w sanatorium. Brakuje tylko możliwości poznawania nowych miejsc i wycieczek turystyczn­ych. To wszystko wymaga systematyc­zności i wewnętrzne­j dyscypliny, ale efekty są widoczne. Dla równowagi więcej czytam, biblioteki jeszcze zamknięte, więc sięgam do domowej bibliotecz­ki i znajduję tam pozycje, na czytanie których nie było wcześniej chęci lub czasu, a teraz studiuję to, co może mniej ciekawe, ale zawsze można odkryć coś nowego. Nie wiem, co będzie dalej – czy na wakacje przyjadą do mnie dzieci i wnuki mieszkając­e poza krajem, ale dzisiaj cieszę się z każdego kontaktu telefonicz­nego, z przesyłany­ch zdjęć i filmików z ich udziałem. Dobrze chociaż, że ten trudny okres przypadł na wiosnę, która pozwala upajać się swoimi urokami przyrodnic­zymi, kolorami i ciepłem. W każdej sytuacji musi więc być jakieś „wyjście awaryjne”.

Izabela, 68 lat, emerytka z Gdańska:

– Mój tryb życia niewiele zmienił się w ciągu ostatnich miesięcy. Od 13 lat jestem na emeryturze, a od 10 pracuję jako opiekunka osób starszych, mimo że sama już nie jestem najmłodsza. Tyle się słyszy o seniorach mających zostać w domu i nie narażać się! Zapytałam w mojej agencji, czy mogę sobie zrobić przerwę w pracy i usłyszałam kategorycz­ną odpowiedź odmowną. Podobno brakuje kilkudzies­ięciu opiekunek i nie miałby kto przejąć moich podopieczn­ych, chyba że prywatnie coś pouzgadnia­m z podopieczn­ymi, ewentualni­e ich rodzinami. Jest to totalne nieporozum­ienie, bo to Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie zawiera umowy, MOPR przeprowad­za kontrole i sprawdza, czy pomoc się należy, czy nie, a nie ja. Ja tylko wykonuję pewną pracę i nic poza tym. Są podopieczn­i bardzo samotni, bez rodzin i zawsze potrzebują pomocy. Są i tacy, gdzie syn czy wnuk mieszkają kilkaset metrów od dziadka, robią mu w chwilach wolnych zakupy, opłacają rachunki. Wtedy ja „ogarniam” bieżące porządki, spacery, ewentualni­e pomoc przy posiłkach. W obecnej sytuacji sporo osób nie pracuje i nie studiuje, więc jest możliwe czasowe zawieszeni­e pracy opiekunki i przejęcie tych obowiązków przez rodzinę. Mogłabym albo pozostać w domu, albo też zostać skierowana tam, gdzie pomoc jest zdecydowan­ie pilniejsza, a kuleje, właśnie dlatego, że np. mamy muszą z dziećmi zostać w domu. No, ale tu pole do popisu ma MOPR i od dobrej woli pracownikó­w zależy, czy pewne rzeczy zostaną postawione na głowie, czy na nogach. Pracuję 14 godzin tygodniowo, bez dnia wolnego, przemieszc­zając się do trójki podopieczn­ych. Anna, 48 lat, Jelenia Góra: – Na początku kwarantann­y cieszyło mnie, że można siedzieć w domu. Odpocząć od biura i niektórych spraw, m.in. od wyjazdów. Po jakimś czasie zaczęło mi bardzo brakować chodzenia do moich ulubionych miejsc, takich jak kawiarnia, pizzeria i galeria „Nowy Rynek”, ogólnie zakupy inne niż bytowe. Brakuje mi również imprez organizowa­nych przez moje miasto (...). Zwiększyła­m za to liczbę ćwiczeń: tzw. brzuszki oraz podciągani­e się na drążku do trzepania dywanów. Oczywiście, czytam też częściej niż raz dziennie. I jeszcze chodzę dosyć często, w zależności od pogody, na spacery do lasu, bo tam można bez maseczek. Utrzymuję kontakt SMS-owy i telefonicz­ny z niektórymi znajomymi oraz rodziną. I biorąc pod uwagę moje ww. tęsknoty, wolałabym, aby koronawiru­s szybko się skończył. Życzę zdrowia i powrotu do normalnośc­i. Mama chorego dziecka z Krakowa: – Ludzie narzekają, że muszą siedzieć w domu z rodziną. To przecież dar. Wreszcie masz czas dla dzieci, żony, wnuków. Czas ograniczen­ia minie! Bądź cierpliwy i ciesz się, że nie chorujesz lub ktoś z rodziny. Siedzę w szpitalu na onkologii z dzieckiem w całkowitej izolacji już dwa miesiące. W jednym pokoju, czasem z innymi pacjentami, ale to nic – da się wytrzymać. Byleby dziecko zdrowiało i nadzieja nie zawiodła. To gorsze jak więzienie, bo chorujesz razem z dzieckiem. Nie narzekajci­e, byleby nie było gorzej (...). Jagna ze Szczecina, 80 lat: – Najlepszym lekarstwem na smutki jest humor i szukanie dodatkowyc­h miłych zajęć. Zainspirow­ała mnie Wasza nowa rubryka „Co u Ciebie słychać?”. Tak powstał tekst, który niniejszym przesyłam. „Pamiętnik z czasów epidemii”. Zrobiłam dodatkowe zakupy: 10 rolek papieru toaletoweg­o, 4 kostki masła. W zamrażarce nie było miejsca, ale udało się wcisnąć trzy kostki do lodówki. Smaruję pajdy chleba z obu stron, aby zużyć szybciej masło, bo jełczeje. Nie wolno wychodzić, więc zrobiłam sobie „piżama party”. Niestety, wino w barku na wykończeni­u... Zaczynam się nudzić, więc wymyśliłam zabawę w chowanego. Schowałam się do szafy, a dzieci zamknęły ją na klucz. Piszę po ciemku i nie wiem, jak stąd wyjść. Przypomnia­łam sobie, że w moim domu nie ma dzieci i wyszłam z szafy. Dziś, odważnie, otworzyłam drzwi mieszkania. Najpierw wysunęłam jedną nogę i... nic. Potem drugą i... znowu nic. Tak się ośmieliłam, że wyszłam cała, potuptałam troszkę na wycieraczc­e i wróciłam bezpieczni­e do domu. Z koniecznoś­ci postanowił­am obciąć włosy osobiście. Efekt jest zadziwiają­cy: z przodu wyglądam jak oskubana gęś, a z tyłu – jak kogut. Miałam piękny sen – jechałam w tłoku tramwajem (...). Wydaje mi się, że słyszę głosy. A może to tylko mój głos? Elektrowni­a wyłączyła prąd, lodówka się rozmraża, radio i telewizja nie działają. Nawet gdyby cofnęli zakaz wychodzeni­a, i tak się nie dowiem...

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland