Bratwa z Kaukazu
Brutalna mafia z Czeczenii coraz częściej daje znać o sobie, a policji i prokuraturze walczy się z nią niesłychanie ciężko.
Bardzo trudno jest walczyć z brutalną mafią czeczeńską.
Warszawski biznesmen Tadeusz R. jest prawdopodobnie pierwszym Polakiem niezwiązanym ze środowiskiem przestępczym, który padł ofiarą czeczeńskich bandytów. Wszystko za sprawą konfliktu z byłym wspólnikiem o rozliczenia za udane interesy. R. uważał, że roszczenia partnera są niezasadne, odmawiał wypłaty kilkuset tysięcy złotych i zaproponował mu skierowanie sprawy do sądu. Tamten jednak nie miał na to ochoty. Jeśli wierzyć w ustalenia śledztwa, to poprosił o pomoc bratwę, czyli mafię z Czeczenii. Ona zmusiła Tadeusza R., aby zapłacił wszystko co do złotówki. Biznesmen omal nie przypłacił tego życiem.
Brutalna egzekucja
Tadeusz R. w towarzystwie adwokata zgłosił się do Centralnego Biura Śledczego Policji w pierwszych dniach kwietnia. Protokół jego przesłuchania czyta się jak urzędowy zapis zbrodni: Około dwóch tygodni temu pod mój dom podjechał samochód, z którego wysiedli trzej mężczyźni z długimi brodami. Jeden z nich podszedł do mnie i powiedział, że mam oddać pieniądze Andrzejowi N., i dają mi na to dwa tygodnie, a jeśli się nie wywiążę, to porozmawiamy inaczej. Powiedział, że pochodzą z Czeczenii i umieją egzekwować długi.
W ciągu następnych dni R. otrzymał kilka telefonów z zastrzeżonych numerów. Męski głos mówiący po polsku, ale z charakterystycznym wschodnim akcentem, przypominał mu, że zbliża się termin zwrotu należności. – Powiedziałem, że jak jeszcze raz zadzwoni, to pójdę na policję – zeznawał R.
W ustalonym dniu pod dom Tadeusza R. pod Warszawą przyjechali ci sami mężczyźni co poprzednio. W protokole czytamy: Zajechali mi drogę, wysadzili z samochodu i ogłuszyli mnie (...). Ocknąłem się skrępowany w bagażniku. Nie wiem, dokąd mnie zawieźli (...). Gdy w końcu klapa się otworzyła, znajdowali się w lesie. R. zapamiętał, że wokół panowała ciemność, nie było też osób postronnych. – Jeden z nich odgryzł mi kawałek ucha, drugi na moich oczach pogryzł kieliszek od wódki – zeznawał R. – Posadzili mnie w samochodzie i ręczną wiertarką zaczęli mi wiercić dziurę w lewym kolanie. Wyłem z bólu i próbowałem się wyrwać, ale trzymali mnie mocno.
Z tej relacji wynika, że napastnicy zmusili R., aby z ich telefonu (miał zastrzeżony numer) zadzwonił do żony i poprosił ją, aby wypłaciła z banku wszystkie pieniądze, a co brakło, to pożyczyła od krewnych. Po kilku dniach udało się uzbierać całą kwotę. Odebrał ją jeden z Czeczeńców. Nie wiadomo, jaką część zwrócili Andrzejowi N., a ile zostawili sobie z tytułu prowizji od zlecenia. W każdym razie biznesmena przywieźli z powrotem do jego domu i wyrzucili z samochodu pod bramą.
Śledztwo donikąd
Policjanci zatrzymali i przesłuchali Andrzeja N., ten jednak miał alibi. W czasie gdy Tadeusza R. torturowano, przebywał na drugim końcu Polski, u rodziny. Pokazał też umowę cesji długu zawartą z obywatelem Rosji narodowości czeczeńskiej. N. po jej podpisaniu odprowadził nawet podatek od czynności cywilnoprawnej. Stwierdził, że klienta poznał przez internet. Policjanci sprawdzili, ale okazało się, że nikt o takich danych nie przekraczał polskiej granicy. N. tłumaczył, że nie miał powodów podejrzewać, iż jego rozmówca posługuje się sfałszowanymi dokumentami. Śledztwo utknęło w martwym punkcie. Oprawcy Tadeusza R. pozostają nieznani.
Uderzenia w próżnię
W ostatnich latach o mafii czeczeńskiej głośno było dwa razy. W maju 2018 roku jej przedstawiciel – Lech Y. – umówił się na spotkanie w podwarszawskim Pruszkowie z członkiem gangu mokotowskiego Krzysztofem W., ps. „Śliwa”. Każdy z nich wziął ze sobą ochroniarzy. Mogło dojść do rozlewu krwi. Spotkanie przerwali policjanci z Wydziału Terroru Kryminalnego i Zabójstw wsparci przez antyterrorystów. Wszystkich gangsterów zatrzymano, a obu wysłanników oskarżono o nielegalne posiadanie broni. I tutaj policjantów spotkała niemiła niespodzianka. Pistolet zabezpieczony przy Y. okazał się niegroźną bronią hukową. Prokurator wystąpił z wnioskiem o areszt dla niego, ale sąd się nie zgodził, bo wpłynęło zaświadczenie od organizacji pozarządowej wspierającej Czeczenów, że Y. był podczas wojny z Rosją torturowany, przeszedł w związku z tym traumę i pobyt w izolacji może źle wpłynąć na jego zdrowie. Do aresztu trafił tylko „Śliwa”. Zatrzymani Czeczeńcy milczeli jak zaklęci. Żaden z nich nie chciał ujawnić ani jednego szczegółu na temat działalności gangu. Nie pomogły ani groźby, ani obietnice. Wszyscy wyszli po kilku godzinach na wolność.
Z kolei w sierpniu 2019 roku krakowscy policjanci przerwali „ustawkę” czeczeńskich gangsterów z lokalnymi kibolami znanego klubu. Obie grupy zaplanowały spotkanie pod popularnym w Krakowie centrum handlowym. Krwawe starcie miało być konsekwencją nieporozumień między grupami w sprawie kontroli nad targowiskami. Zatrzymano 20 osób. W ich samochodach zabezpieczono broń, amunicję, gazy i kije baseballowe. Jeden z adwokatów zwrócił uwagę sądu, że gangsterzy umówili się na porachunki o 7 rano, kilka godzin przed otwarciem centrum handlowego, aby nie skrzywdzić postronnych osób.
Sąd zdecydował się aresztować 24 uczestników niedoszłej bitwy, głównie Czeczeńców i Ormian. Jeśli krakowskiej prokuraturze uda się doprowadzić do ich skazania, będzie to precedensowy sukces. Tymczasem śledztwo ciągnie się miesiąc za miesiącem i jest wyjątkowo trudne, bo gangsterzy z Kaukazu nie chcą współpracować z wymiarem sprawiedliwości. Nawet za złagodzenie kary nie zgadzają się ujawniać jakichkolwiek szczegółów ani opowiadać o roli innych osób. – To typowe zachowanie – mówi oficer Biura Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji. – Nikt z nich nie chce nic mówić. Nasze informacje operacyjne od kilku lat wskazują na to, że Czeczeńcy stają się w półświatku specjalistami od mokrej roboty. Mówią o tym polscy gangsterzy, ale i oni nie znają konkretnych przypadków. To dlatego o bratwie tak mało się mówi.
Złowieszczy raport
W 2019 roku niemieckie radio Deutsche Welle opublikowało raport Bundeskriminalamt (policja zajmująca się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości) na temat mafii czeczeńskiej. Z raportu wynika, że gangi z tej części Kaukazu zdominowały przestępczość kryminalną wielkich miast w Niemczech – głównie Berlina, Hamburga i Kolonii. Dokument dowodzi, że Czeczeńcy podejmują się najtrudniejszych zadań: wymuszania haraczy, windykacji długów, karania opornych oraz zastraszania świadków. Analitycy BKA podkreślili, że zdobywanie dowodów obciążających gangsterów jest bardzo trudnym zadaniem. – Przyczyną jest legendarna już brutalność bratwy – ocenia podinspektor Janusz Bartkiewicz, emerytowany oficer kryminalny wałbrzyskiej policji. – Zakłada ona pełną lojalność wobec przestępczej rodziny i konieczność zemsty na zdrajcach. Dlatego ktokolwiek stanie na drodze mafii albo zdradzi jej tajemnice, ryzykuje życie, bo bratwa nigdy nie zapomni i nie przebaczy. Rosyjski dziennikarz kryminalny Artiom Rudakow, autor książki „Czeczeńska mafia”, opisywał kary wymierzane przez bandytów z Kaukazu: odcięcie palca, odrąbanie stopy lub dłoni, odcięcie języka (za złamanie zmowy milczenia) czy w końcu zamordowanie ofiary poprzez wbicie jej drewnianych kołków w oczodoły. Członkowie czeczeńskiej diaspory są świadomi tych kar, dlatego nie zgadzają się na współpracę z organami ścigania i na to, by „sypnąć” któregokolwiek z kolegów. – Ich brutalności i mściwości boją się nawet polscy przestępcy – mówi oficer Komendy Głównej Policji. – Nawet świadkowie koronni nabierali wody w usta, gdy pytaliśmy ich o związki z gangsterami z tej części świata.
Rozpracowanie czeczeńskiej mafii jest zadaniem prawie niewykonalnym. – To bardzo hermetyczne środowisko, do którego nikt z zewnątrz nie ma szansy się dostać – mówi inspektor Marek Hebda, były dyrektor Centralnego Biura Śledczego. – Włożenie tam policjanta pod przykryciem jest niemożliwe, bo musiałby to być policjant mówiący po czeczeńsku i mający tam rodzinę od wielu pokoleń, która by go uwiarygodniła. Takich ludzi nie mamy. Hebda zwraca też uwagę, że inwigilacja tych struktur jest prawie bezskuteczna. – Co z tego, że uda się zdobyć numer telefonu czeczeńskiego bandyty i założyć mu podsłuch, jeśli nie można zrozumieć treści rozmowy – mówi. – Język czeczeński ma wiele dialektów, dla których nie ma tłumaczy.
Seria porażek
Z tych powodów skazanie członka bratwy jest prawie niemożliwe. Świadczy o tym przypadek Arbiego M. Najpierw trafił do aresztu w Gorzowie Wielkopolskim z zarzutem posiadania materiałów wybuchowych. Sąd go uniewinnił, a później przyznał mu odszkodowanie za niesłuszny areszt. Potem w Lublinie został oskarżony o udział w napadzie, w trakcie którego skradziono rekordowy okaz bursztynu. I znowu sąd go uniewinnił. Po raz trzeci trafił na ławę oskarżonych w Szczecinie z zarzutem wymuszenia haraczu od właściciela warsztatu samochodowego. Zapadł kolejny wyrok uniewinniający. W dziesiątkach innych spraw materiał dowodowy był zbyt słaby, aby stawiać zarzuty i prokuratura nie decydowała się nawet na zatrzymanie Czeczeńca. Wyjątkiem było skazanie za handel ludźmi Movlata C., który trafił do więzienia za opłacanie polskich taksówkarzy przemycających imigrantów z Kaukazu na zachód Europy. Obciążyli go wyłącznie kierowcy (uchodźcy konsekwentnie milczeli).