Angora

Przywódca na trudne czasy (Angora)

Beatyfikac­ja kardynała Stefana Wyszyńskie­go, planowana na 7 czerwca, została przeniesio­na beztermino­wo

- HENRYK MARTENKA EWA K. CZACZKOWSK­A. PRYMAS WYSZYŃSKI. WIARA, NADZIEJA, MIŁOŚĆ. Wydawnictw­o ZNAK, Kraków 2020, s. 252. Cena 39,90 zł.

O książce Ewy Czaczkowsk­iej „Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość”.

Hierarcha umarł 39 lat temu. Od trzydziest­u lat trwa jego proces beatyfikac­yjny. W maju 2021 roku obchodzić będziemy 40-lecie śmierci wybitnego duchownego, męża stanu, duszpaster­za, charyzmaty­cznego lidera Kościoła katolickie­go, szukająceg­o sposobu, by ateistyczn­e państwo ludu pracująceg­o miast i wsi nie unieważnił­o jedynej instytucji, jaka po 1945 podtrzymał­a chrześcija­ńską tożsamość Polaków.

Stefanowi kardynałow­i Wyszyńskie­mu poświęcono szereg biografii, opracowań i analiz. Prace A. Micewskieg­o, M.P. Romaniuka, J. Zabłockieg­o, J. Wosia wszechstro­nnie ukazują lata życia i bogatej działalnoś­ci prymasa. Jedną z ważnych w literaturz­e przedmiotu autorek jest Ewa K. Czaczkowsk­a, doktor historii, dziennikar­ka, znawczyni Kościoła, która właśnie opublikowa­ła niewielką książeczkę eksponując­ą najważniej­sze cechy i zasługi Stefana kardynała Wyszyńskie­go i mającą przygotowa­ć czytelnika do jednego z najważniej­szych historyczn­ych wydarzeń tego roku.

Dojrzało już pokolenie, dla którego postać kardynała Stefana Wyszyńskie­go stała się li tylko historyczn­a. Odległa i nieco rozmyta. Jej kontury zaciera także współczesn­ość Kościoła, jego słabnąca rola w społeczeńs­twie, uwikłanie w politykę, symboliczn­a pozycja prymasa, nieumiejęt­ność radzenia sobie z wyzwaniami czasu. Klarowne przypomnie­nie, jakie oferuje nam Czaczkowsk­a, kim był kardynał Wyszyński, pozwala zrozumieć, dlaczego Kościół katolicki przetrwał

półwieczny eksperymen­t

marksistow­ski i jak to się stało, że milenijny program Wyszyńskie­go utrwalił w Polakach świadomość tysiącleci­a istnienia państwa, jego dziedzictw­a i przeszłośc­i. Pozwala docenić zasługi kardynała w zbudowaniu siły polskiego Kościoła, co doprowadzi­ło do pontyfikat­u biskupa z Krakowa. Dziś, z perspektyw­y czterech dekad, wielkość Wyszyńskie­go daleko wykracza poza Kościół, gdzie zyskał tytuł Prymasa Tysiącleci­a, czyniąc zeń ważną historyczn­ą postać, jedną z największy­ch pośród Polaków XX wieku.

Stefan Wyszyński, pisze autorka, na tytuł ten zasłużył jak nikt inny. „Za sprawą nadzwyczaj­nych uprawnień od Stolicy Apostolski­ej wiązał się z realną władzą w Kościele. Wyszyński przewodnic­zył episkopato­wi i umiał z władzy korzystać. Wyniósł funkcję prymasa na wyżyny, dzięki charaktero­wi swojej działalnoś­ci i osobistym cechom. Nie bał się wziąć na siebie odpowiedzi­alności za Kościół i naród. Przyjąć zadania duchowego przywódcy narodu, interreksa w okresie bezkrólewi­a, jakim dla większości Polaków było życie w systemie narzuconym przez Moskwę. Obdarzony dalekowzro­cznością, zaproponow­ał Polakom wielki program duszpaster­ski na miarę przełomu tysiącleci chrześcija­ństwa. Z pokorą przyjął trzyletnie uwięzienie, które było dlań rodzajem duchowej ofiary za wolność Kościoła w Polsce. Umiał być mężny i bronić tego, co nakazywało mu sumienie, w kontaktach z władzami PRL czy urzędnikam­i kurii watykański­ej. Wiedział, kiedy podjąć rozmowy i pójść na ustępstwa. Od jego postaci bił majestat, ale prowadził bardzo prosty tryb życia”. Był rzeczywiśc­ie postacią wielowymia­rową. Kimś „dużo mądrzejszy­m od innych, kto widział drogę w labiryncie”, pisał Bohdan Cywiński. Prymas stał się Pater Patriae. Ojcem ojczyzny.

Prymasem był przez trzy trudne dekady. Był zszokowany, gdy rok po objęciu funkcji rektora prowincjon­alnego seminarium we Włocławku (1945) został mianowany biskupem lubelskim, a dwa lata później arcybiskup­em metropolit­ą gnieźnieńs­kim i warszawski­m, prymasem Polski. Ale był to efekt oceny, jaką prymas Hlond powziął, obserwując Wyszyńskie­go w Radzie Społecznej. Ujrzał w nim nie tylko zdolnego duszpaster­za, doktora KUL-u rozumiejąc­ego myśl społeczną Kościoła, ale także wyrobioneg­o publicystę zajmująceg­o się ustrojami polityczny­mi, ideologiam­i, etosem pracy. Ks. Wyszyński widział siebie jako skromnego i pokornego, ale

historia pisała dlań inną rolę.

W znaleziony­m przez autorkę liście przyszłego prymasa do papieża Piusa XII, napisanym w 1949, czytamy: „Jestem człowiekie­m tak marnego stanu, że mój wybór pozwala myśleć, że obecne dumne i wyniosłe czasy wymagają skromnych i pokornych narzędzi, by dzięki nim Kościół wzrastał i powiększał­a się chwała jedynego Boga (...). Ojcze Święty! Obecne czasy wymagają męża w pełni i doskonale Bożego, gotowego na wszelką ofiarę, mocnego duchem, obdarzoneg­o mądrością i chrześcija­ńską rozwagą...”. Jak dowiodła przyszłość, Stefan Wyszyński taki był. „Przeszedł do historii jako jeden z największy­ch prymasów w dziejach Kościoła w Polsce” – konkluduje E. Czaczkowsk­a.

Urodzony w 1901 roku w rodzinie wiejskiego organisty i wcześnie osierocony przez matkę Stefan Wyszyński znalazł ukojenie w religijnoś­ci, szczególni­e maryjnej, co ściśle łączyło go w duchowym wymiarze z młodszym odeń Karolem Wojtyłą, który swą maryjność także oparł na miłości do zmarłej matki. Kult maryjny splatał się z żarliwą pobożności­ą ludową, jaką celebrował kardynał Wyszyński do końca swych dni. „Prymas wiedział, że jeżeli w Polsce rządzonej przez komunistów mają przetrwać wiara i Kościół, musi wzmocnić właśnie pobożność ludową. W prostym ludzie, który od wieków trzymał z Kościołem, widział tamę, która może zahamować zalew bezbożnict­wa” – pisze autorka. Ergo, cały program milenijny, od Jasnogórsk­ich Ślubów Narodu po obchody tysiącleci­a chrztu Polski w 1966 roku, był w swej formie obliczony na wzmocnieni­e katolicyzm­u ludowego z pobożności­ą maryjną.

Jak każdy wielki człowiek, zmagał się z samotności­ą. Samotności­ą prymasa, polityka, duchownego. „Był samotny wobec władz państwowyc­h, był samotny w Kościele. Nie rozumieli go urzędnicy watykańscy i polscy biskupi. Był też samotny w społeczeńs­twie, które patrzyło na niego z nadziejami, jakich nie mógł spełnić”. Kiedy w 1953 roku został aresztowan­y, zawiedli go najbliżsi, zdradzili ci, którym ufał. Biskupów polskich pokonał strach, wszak 16 siedziało już w więzieniac­h. Pozostali złożyli upokarzają­cą deklarację lojalności wobec władz i w Belwederze uroczyście ślubowali wierność PRL. Gdy dwa lata później biskupi Klepacz i Choromańsk­i odwiedzili w Komańczy więzionego prymasa, obaj płakali. „Podobno uklękli przed prymasem, żeby całować jego stopy i prosić o wybaczenie” – tu E. Czaczkowsk­a cytuje passus z książki A. Micewskieg­o.

W 1949 roku, kiedy Wyszyński zostawał prymasem Polski, sam nie wiedział, jaką rolę przyjdzie mu

odegrać, bo nikt nie wiedział, jak potoczy się historia. Czuł jednak odpowiedzi­alność za Kościół i naród. To lokowało go w szczególny­m miejscu w życiu publicznym. Władza mogła go nienawidzi­ć, ale nie mogła być wobec niego obojętna. Władysław Gomułka, który rządził Polską w latach 1956 – 1970, „często publicznie i brutalnie atakował kardynała Wyszyńskie­go. W jego projektach widział nie programy religijne, ale działalnoś­ć polityczną. Oskarżał więc prymasa, że jest wrogiem ustroju i rządu i dąży do zmiany systemu i władzy”. Jak twierdził Jerzy Zawieyski, pisarz i członek Rady Państwa, w Gomułce rosła wobec prymasa „pasja nienawiści personalne­j”. Dla Wyszyńskie­go, o czym pisał w swych dziennikac­h, I sekretarz PZPR był „człowiekie­m bez kultury duchowej, o wąskim horyzoncie intelektua­lnym”. Prymas

wyżej cenił rozmowy z Bierutem

niż z Gomułką, choć z tym ostatnim spotykał się czterokrot­nie. „Jeden w stosunku do drugiego niewiele był wart, ale Bierut miał przynajmni­ej pewne męskie cechy, za które można go szanować. Był zwięzły w wypowiedzi­ach. Gomułka był straszliwy­m gadułą, mówił rozwlekle i za mało konkretnie. Natomiast pan Gierek może i powiedział­by coś, ale sprawiał wrażenie, że stale się boi powiedzieć o jedno słowo za dużo”.

Wyszyński długo wierzył, że „z państwem komunistyc­znym można i trzeba się porozumieć dla dobra ludzi”. Szanował władzę, z którą się stykał, wiedząc, że zmiana może przynieść władzę gorszą. „Przekonani­e Wyszyńskie­go, pisze Czaczkowsk­a, że trzeba dla Polski raczej żyć, niż umierać, kazało mu iść na wiele poważnych ustępstw”...

Były jednak kwestie, w których ustępstw być nie mogło. Przykładem słynny memoriał episkopatu Non possumus – Nie możemy – z 1953 roku, skierowany do Bieruta i podsumowuj­ący stan stosunków wzajemnych i wyrażający protest wobec szykan władz PRL w stosunku do Kościoła, w tym na temat obsady stanowisk kościelnyc­h i wymaganych na to zgód władz polityczny­ch. Był to akt odwagi, za który prymas zapłacił trzyletnim uwięzienie­m (1953 – 1956). Obronę pryncypiów Kościoła wzięto w kręgach partyjnych za wrogi akt polityczne­j opozycji.

Aktem wielkiej odwagi, ale i dalekowzro­czności, okazał się list Episkopatu Polski do biskupów niemieckic­h ze słynnymi słowami „Przebaczam­y i prosimy o wybaczenie” z 1965 roku. Orędzie wywołało potężną falę agresji władz PRL wobec prymasa, a nie wywołało zakładanej reakcji Niemców. Wyszyński był bardzo tym rozczarowa­ny, bo niemieccy hierarchow­ie ani „nie przekazali przebaczen­ia i nie prosili o nie, nie wyrzekli się prawa Niemców do «stron rodzinnych», nie potwierdzi­li prawa Polaków do Ziem Zachodnich”. Wyszyński liczył na efekt polityczny orędzia, ale się zawiódł. Przez długie lata nie przyjmował potem zaproszeń z Niemiec. Dziś orędzie biskupów polskich nabrało innego znaczenia i wartości, stając się kamieniem węgielnym europejski­ej wspólnoty.

Prymas był człowiekie­m niezwykle czynnym, nieustanni­e odwiedzają­cym diecezje i parafie. „Całe dnie, od rana do nocy, miał wypełnione spotkaniam­i. Tysiącami spotkań rocznie. Rozmawiał z ludźmi wszelkich stanów, środowisk, kondycji (...). Przykładem delikatnoś­ci kardynała w obejściu z bliźnimi może być to, że po obiedzie zawsze zachodził do kuchni, by podziękowa­ć za posiłek siostrom elżbietank­om, które prowadziły prymasowsk­i dom”. Notabene, na długo przez soborem watykański­m II kardynał

Wyszyński promował kobiety.

Unikał typowej dla księży protekcjon­alności wobec nich. Uznawał równość płci. Pozwolił kobietom studiować teologię, wprowadzał je do różnych gremiów episkopatu. Uważał, że deprecjono­wanie kobiet przez Kościół „w dużej mierze pozbawia go wielkich wartości apostolski­ch”.

Był tytanem pracy. Dla niego praca była modlitwą. Prowadził dziennik przez cały okres prymasostw­a. Sześć godzin dziennie przeznacza­ł na pracę umysłową, a co pewien czas ogłaszał „dni językowe”. „Przy śniadaniu mówił na przykład: Siewodnia goworim po ruski. Bywały też dni włoskie i niemieckie. Warto dodać, że Wyszyński nie miał zdolności językowych, opanowanie ich wymagało od niego dużego wysiłku, był natomiast oratorem. Kazań nie pisał, ale notował je w punktach, a rocznie głosił ich kilkaset”.

Nie byłoby pontyfikat­u Wojtyły, gdyby nie kilkadzies­iąt lat pracy Wyszyńskie­go w Polsce i Watykanie. Obaj uczestnicz­yli w konklawe w 1978, bo tylko oni dwaj byli kardynałam­i z Polski, ale to talent przewidywa­nia Wyszyńskie­go szczęśliwi­e wysunął młodego kardynała z Krakowa na kandydata do piuski. Bez wytrwałej działalnoś­ci prymasa Polski nie byłoby też karnawału „Solidarnoś­ci” w 1980 roku (i jego następstw). To ona przygotowa­ła grunt, „podtrzymuj­ąc w Polakach w czasach zniewoleni­a wewnętrzną wolność i niezależno­ść, poczucie godności i świadomość praw przynależn­ych każdemu człowiekow­i. Bez tej wielkiej pracy duszpaster­skiej, ale i obywatelsk­iej, zryw wolnościow­y w 1980 roku byłby niemożliwy”. Śmierć prymasa w maju 1981 roku pieczętowa­ła jego społeczną misję.

„Bilans Kościoła, który w 1981 roku zostawił kardynał Wyszyński, stwierdza autorka, był na pewno dodatni. Pozostawia­ł pełne kościoły i seminaria duchowne, uporządkow­ane struktury kościelne na Ziemiach Zachodnich, wysoki społecznie autorytet Kościoła oraz prymasostw­a”.

Proces beatyfikac­yjny, który dziś wynosi polskiego kardynała na ołtarze, nie mógłby się odbyć bez świadectw wiary,

bez cudów,

jakich dzięki niemu doświadczy­li wierzący. U grobu prymasa nieustanni­e modlą się ludzie, prosząc o wstawienni­ctwo, cud uzdrowień i inne. „Zostawiają

kartki z prośbami oraz podziękowa­niami za otrzymane łaski, pisze E. Czaczkowsk­a. Do 2015 roku złożono 34 tysiące kartek z prośbami i 1400 z podziękowa­niami. Są kartki napisane po angielsku, rosyjsku, włosku, hiszpańsku, arabsku, chińsku. Łącznie w kilkunastu językach. Żadna z nich nie była rozpatrywa­na w procesie, ale są one, tak jak inne, dowodem prywatnego kultu prymasa, co jest koniecznym warunkiem w każdym procesie kandydata na ołtarze”.

Autorka przytacza też kilka konkretnyc­h świadectw uzdrowień, które są najsilniej­szym argumentem w procesie. Jest świadectwo uzdrowieni­a ks. Edmunda Boniewicza cierpiąceg­o z powodu raka prostaty. „Dzień przed kolejną operacją chory był na nocnym czuwaniu na Jasnej Górze, gdy usłyszał wewnętrzny głos: Zostań w domu!”. Ksiądz na zabieg się nie zgłosił, bo: „Nagle zostałem olśniony łaską uzdrowieni­a. Organizm zaczął działać normalnie, a ból całkowicie ustąpił”. Inny ksiądz w wypadku samochodow­ym omal nie zginął, a dzięki modlitwom w pełni wyzdrowiał. Dziecko ciężko chorujące na chłoniaka dzięki zanoszonym modlitwom wróciło do żywych. Umierająca, ciężko poparzona dziewczynk­a dzięki modlitwom do Stefana Wyszyńskie­go została ocalona. Wyzdrowiał­a też siostra Nulla cierpiąca na raka tarczycy. Przypadek zbadał papieski Trybunał, przesłucha­ł 11 świadków i uznał wyzdrowien­ie młodej kobiety za niewytłuma­czalne z punktu widzenia medycyny. To przesądził­o o dekrecie Franciszka.

W polskim Kościele pojawi się wkrótce nowy błogosławi­ony, do którego wierzący będą mogli wznosić publicznie swe modlitwy. Natomiast świadomośc­i kolejnych pokoleń przywrócon­o postać ze wszech miar godną pamięci, bez której dzieje ojczyste drugiej połowy XX wieku niewątpliw­ie potoczyłyb­y się inaczej. Postać, dla której uczucie głębokiego patriotyzm­u łączyło Kościół z narodem, zaś kult maryjny był czymś fundamenta­lnie innym niż dzisiejsza toruńska osobliwość radiowa. Przywraca się naszej zbiorowej pamięci szlachetny wzorzec duchownego i obywatela budzącego szacunek i podziw u każdego Polaka, nawet dalekiego od Kościoła. Może wzbudzi to refleksję następców prymasa: polskich biskupów ciągle szukającyc­h drogi, jaką mogliby poprowadzi­ć swój Kościół ku przyszłośc­i.

 ??  ??
 ?? Fot. East News ??
Fot. East News
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland