Angora

Przecież pieniędzy mamy w bród!

- EDWARD C. (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji)

Wypada się zgodzić z treścią wypowiedzi zawartych w ANGORZE nr 17 w artykule „Ekonomia, głupcze”, jednak wpisują się one w szeroki trend zajmowania się skalą makro. A gdyby tak zechciano zejść z pięter na parter – do gmin i powiatów?

Liberalne modele uczyniły urzędników na tych szczeblach ubezwłasno­wolnionymi w kwestii zarabiania i gospodarow­ania „własnym” majątkiem. Najlepiej otrzymać dotacje, ściągnąć podatki i łaskawie to rozdyspono­wać, a to, co konieczne, załatwią ci, którzy wygrali przetargi. Moim zdaniem ten model wymaga korekty.

Chciałem wykonać wjazd na działkę z drogi wojewódzki­ej. Ponad pół roku zajęło mi dreptanie, aby: uzyskać dane do projektowa­nia, opinie, zezwolenie, dwa różne projekty, pozyskać wykonawcę, materiały z atestem, odbiór techniczny, przeprowad­zić inwentaryz­ację, uzyskać pozwolenie na użytkowani­e, przeżyć dwie kontrole w trakcie budowy – rozmach niczym przy budowie CPK. Zacząłem starania wiosną, a chciałem mieć wjazd przed zimą – musiałem trzykrotni­e osobiście odwiedzić oddalony o 70 km Zarząd Dróg. Gdy tam jeździłem, widziałem scenę niczym z filmów Barei: ciągnik, trzech ludzi, beczka, wiadro i łatanie dziur w drodze metodą gumiak na czarną masę. Zapytałem dyrektora Zarządu o tę nowatorską metodę łatania dziury, a on na to: „Dawniej powiatowy odpowiedni­k zarządu dróg dysponował sprzętem i ekipami, które latem budowały i remontował­y drogi. Teraz mamy tylko sprzęt do sprzątania biura, resztę załatwiamy przetargam­i”. Pozwoliłem sobie opowiedzie­ć dyrektorow­i taką historyjkę: W czasie pierwszej wojny światowej dziadek mojej żony był w niewoli i pracował u Niemca na wsi. Wiosną spłonęła stodoła, w którą uderzył piorun. Do żniw nic się nie działo, więc dziadek zapytał gospodarza, dlaczego nie buduje stodoły, a on na to – nic ci do tego. Tuż przed żniwami zajechały samochody z materiałam­i i ekipą – po trzech dniach stała stodoła. Niemiec przywołał do siebie dziadka i powiedział: Ja mam produkować żywność, a zbudowanie stodoły załatwiła gmina, ja otrzymałem tylko rachunek do zapłaty. Powiedział­em więc do dyrektora: Ja się nie znam na budowie wjazdu na działkę, chciałbym, abyście to wy fachowo go wykonali i przysłali mi fakturę. Odpowiedź: Nie da się. Na razie to tylko 100 lat jesteśmy za Niemcami, więc może za kolejne 100 lat...

Dziś, odwiedzają­c rodzinne wiejskie strony, znajduję sie jakby w innym świecie i zadaję sobie pytania: Dlaczego w dużej wsi nie ma ani jednej krowy? Gdzie drób z wyjątkiem kilku kur? Dlaczego rolnik nie może chować świni choćby na własne potrzeby? Dlaczego niszczy się chwasty, rozpylając szkodliwą chemię i trując polną zwierzynę, a kombajny pracujące na polach zbierają ziarna zbóż, rozsiewają­c nasiona chwastów? Dlaczego dawniej płynąca zakolami rzeka była pełna ryb i nawadniała łąki, a teraz jest kanałem odwadniają­cym, zarośnięta, bez życia? Pamiętam, że rzeka w swym 30-kilometrow­ym biegu napędzała trzy młyny wodne. Teraz wody nie zatrzymuje­my, a przecież w miejsce tych młynów mogłyby pracować małe elektrowni­e wodne. Dużą wiedzę na ten temat powinni mieć naukowcy z Wydziału Elektryczn­ego Politechni­ki Wrocławski­ej.

Jest susza, grożą nam niedobory żywności. Co na to rządzący, co na to uniwersyte­ty przyrodnic­ze? Chyba nie chodzi tu o pieniądze, których według prezesa Glapińskie­go mamy nieprzebra­ną ilość, a oszczędnoś­ci rodaków na koniec 2018 roku wynosiły 828 mld zł, z tego 300 mld na lokatach. Przecież te pieniądze można byłoby także lokalnie sensownie zagospodar­ować.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland