Angora

Katoliczka ma dość

Rozmowa z JUSTYNĄ ZORN, jedną z inicjatore­k listu otwartego do papieża w sprawie pedofilii w polskim Kościele

- KATARZYNA WŁODKOWSKA

Pochodzę z katolickie­j rodziny, trzy siostry mojej babci poszły do zakonu, a ona zawsze powtarzała, że jeśli coś złego dzieje się słabszemu, mam reagować. Bo wiara bez uczynków jest martwa. Po filmie koleżanka założyła na Facebooku grupę „Głos wiernych”. Codziennie przybywało nowych osób, dyskutowal­iśmy o Kościele. Ale wówczas myśleliśmy tylko o listach i petycjach. We wrze

śniu pojechaliś­my na sopockie spotkanie z arcybiskup­em Grzegorzem Rysiem, wówczas metropolit­ą łódzkim. Było ze czterysta osób. Głównie trójmiejsk­a inteligenc­ja, ludzie zgromadzen­i wokół klubu „Tygodnika Powszechne­go”, studenci, kilku księży. Rozmowa zeszła na Głódzia. Arcybiskup Ryś unikał ocen, ale w końcu – gdy padło pytanie o sens protestów pod kurią – przyciśnię­ty stwierdził: „Jak trzeba, to niech będzie”. Pewnie się zdziwi, gdy to przeczyta, ale to on zmotywował nas do buntu. – Wtedy podjęliści­e decyzję? – Ale zaraz były wybory parlamenta­rne. Nie chcieliśmy, by nasz sprzeciw został zawłaszczo­ny przez jedną z opcji polityczny­ch. A później TVN pokazał reportaż. To był czwartek, w sobotę kuria wydała oświadczen­ie, w niedzielę, jak zwykle, modliliśmy się z mężem w domu za Kościół, papieża i naszego biskupa. By miał odwagę stanąć w prawdzie, przeprosić. I nagle Roman mówi: „Justyna, musimy to zrobić inaczej”. I zaczyna: „Panie Boże, daj mojej żonie siłę, by jawnie zaprotesto­wała przeciwko temu złu”. Rano mówię: „Dobra, robimy ten protest”. Zadzwoniła­m do urzędu i zgłosiłam zgromadzen­ie pod gdańską kurią.

– Mąż nie chciał protestowa­ć? – Roman uważa, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, ma w sobie więcej cierpliwoś­ci. Ale to on dodał mi siły, a później stał ze mną pod kurią.

– Na dziesięć osób zaangażowa­nych w organizacj­ę protestu było dziewięć kobiet.

– Bo jesteśmy bardziej zmotywowan­e. W Kościele mamy najmniej praw, ale też – dzięki temu – większą swobodę w działaniu. Niżej nas zdegradowa­ć się już nie da. Pierwszy protest odbył się na początku listopada pod hasłem „Odzyskajmy nasz Kościół”. Jak w Krakowie, gdzie wierni wystąpili po słowach biskupa Jędraszews­kiego o LGBT. – Nikt do was nie wyszedł. – Przykre, ale liczyliśmy się z tym. Przecież apelowaliś­my, by arcybiskup Głódź przeprosił, przyznał się do nadużyć. Przed protestem poznałam los księdza mobbingowa­nego przez Głódzia. Mężczyzna po trzydziest­ce, pewnie boryka się z pierwszymi kryzysami, a trafia pod władzę człowieka, który ubliża, potrafi napluć w twarz, szturchnąć. Skończyło się próbą samobójczą. – Co się z nim dzieje? – Wziął urlop, pojechał do rodziców. Jak w Kościele ma nie być kryzysu powołań? W grudniu zorganizow­aliśmy drugi protest. Bo od poprzednie­go nic się nie wydarzyło. Wcześniej poprosiliś­my o spotkanie z nuncjuszem. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy Kościół robi coś w sprawie Głódzia.

– I co odpowiedzi­ał Salvatore Pennacchio?

– Nie odpowiedzi­ał. Napisałam kolejny, już do wiadomości Watykanu, nawet na włoski przetłumac­zyliśmy. Przy trzecim pomyślałam, że czas pisania listów nuncjusz już minął. W styczniu dzwoniłam niemal codziennie. Próbowałam porozmawia­ć z sekretarze­m arcybiskup­a Pennacchia i za każdym razem słyszałam: „Sekretarz jest już na spotkaniu”, „Teraz go nie ma, będzie za godzinę”, „Bardzo mi przykro, ale właśnie wyszedł”. A jak się w końcu dodzwoniła­m, skłamał. Powiedział, że rozumie sytuację, ale musimy wiedzieć, że do nuncjatury wpływają także listy poparcia dla arcybiskup­a Głódzia. Dziś wiemy, że arcybiskup Pennacchio to częsty gość w posiadłośc­i Głódzia, a jak gdańscy księża odważyli się wysłać skargę, metropolit­a zaraz poznał ich nazwiska.

– W końcu nuncjusz się z wami spotkał.

– Bo zapowiedzi­eliśmy protest pod nuncjaturą w Warszawie. A tego, by wierni protestowa­li pod placówką Watykanu, jeszcze nie było. To mi uświadomił­o, że presja ma sens. Salvatore Pennacchio przyjął nas w eleganckie­j sali. Wiedział, o czym chcemy rozmawiać, podaliśmy wcześniej listę zagadnień: pedofilia, mobbing, sprzedaż majątku kościelneg­o. Wszedł powoli, z uwagą stawiając każdy krok, choć ma dopiero 67 lat, usiadł, westchnął i zaczął mniej więcej tak: „Jestem już baaardzo stary i tuż przed emeryturą”. Rozumie pani? Stary, schorowany człowiek, a my się awanturuje­my. W tym samym dniu arcybiskup Głódź zeznawał w sądzie w sprawie 36-letniego księdza Michała L. W marcu został skazany za dwukrotne zgwałcenie 17-latki. Do września ubiegłego roku świadczył posługę w pomorskiej Rumi, wcześniej w Gdańsku. Matka dziewczynk­i dzwoniła do kurii. Żadnej reakcji. Tylko przenosili go z parafii do parafii. – Co było dalej? – Zaczęliśmy od pedofilii w Kościele i właśnie księdza Michała L. Że Głódź wiedział. A Pennacchio: „Ale ja nic o tym nie wiem”. Opowiadamy więc, że gdańska kuria mogła zareagować już w 2012 roku. Patrzy teatralnie zdziwiony na sekretarza, potem na prawnika, na nas i pyta: „No skąd miałem wiedzieć? Nic o tym w listach nie napisaliśc­ie!”. Przeszliśm­y do prałata Jankowskie­go. Głódź odmówił zajęcia się sprawą Barbary Borowiecki­ej, jednej z nieletnich ofiar prałata, bronił Jankowskie­go. Tłumaczymy nuncjuszow­i: arcybiskup Głódź zasłania się proceduram­i. A my musimy uczciwie spojrzeć ofiarom w oczy. A nuncjusz: „Namawiałem arcybiskup­a, by taka komisja powstała. I tak się stało”. „A od kiedy działa i kto w niej zasiada?” – pytamy. A tego to on już nie wie. Musimy zapytać oficjalnie gdańską kurię! „A co ze skargami na Głódzia? Watykan wie?” – dociskamy. Przecież w zeszłym roku do nuncjusza napisało 16 księży z Gdańska, byli gotowi zeznawać: „Żadne postępowan­ie się nie toczy, nie było żadnej oficjalnej skargi”. Ale jak tylko się jakaś pojawi, on osobiście wyśle ją pocztą dyplomatyc­zną i następnego dnia trafi

na odpowiedni­e biurko! Całą drogę do Trójmiasta o tym rozmawiali­śmy. Po co nam urzędy biskupie? I tak nie mają żadnej wizji duszpaster­stwa. Nuncjatura? Wygląda, że to najdroższa na świecie skrzynka nadawcza, tylko znaczków zapomnieli kupić. Więc może protest pod siedzibą nuncjusza trzeba zrobić? Ale przyszedł koronawiru­s.

– I coraz bliżej do odejścia arcybiskup­a Głódzia na emeryturę.

– W połowie sierpnia. Wygląda na to, że papież nie będzie nalegał, by metropolit­a dalej pełnił posługę, ale powinno być wszczęte w jego sprawie postępowan­ie wyjaśniają­ce. Krył przestępcó­w? Krył. Ofiarom księdza Jankowskie­go należy się prawda. Dlatego gdy w czerwcu sytuacja z pandemią zaczęła wracać do normy, wymyśliliś­my, że napiszemy list do Franciszka. Ale tak, żeby do niego dotarł. Ogłosiliśm­y w internecie publiczną zbiórkę na wykupienie ogłoszenia we włoskiej prasie. Bo koszt niemały: 7,5 tysiąca euro.

– Osoba z waszej grupy napisała na Facebooku: „Komuś bardzo zależało, by ten list się nie ukazał”.

– Wybraliśmy dziennik „La Repubblica”. Chcieliśmy, by ogłoszenie ukazało się 29 czerwca, w święto apostołów Piotra i Pawła, gdy do Rzymu zjeżdżają biskupi z całego świata. Pierwsza reakcja domu mediowego, czyli pośrednika, ale należącego do tego samego co gazeta właściciel­a, była pozytywna, choć tekst listu do Franciszka znacznie ostrzejszy. – Ma pani treść? – „Ojcze Święty Franciszku! Błagamy Cię: spójrz z troską na Kościół w Polsce, gdzie biskupi kryją pedofilię, lojalność wobec instytucji jest ślepa i głucha, ważniejsza od dobra ofiar, a nuncjusz apostolski udaje, że tego nie widzi. Brak zdecydowan­ej reakcji na zgłoszone do Kongregacj­i Nauki Wiary oraz Kongregacj­i ds. Biskupów zachowania: abp. Sławoja Głódzia, bp. Edwarda Janiaka, bp. Jana Tyrawy i wielu innych wywołuje publiczne zgorszenie i godzi w dobro Kościoła”. – Mocne. – Taka prawda. Dalej: „Uderza w jego jedność, bo rodzi podziały na tych, co dbają o dobre imię instytucji, i na tych, co troszczą się o ofiary. Wielu wiernych ma poczucie, że Watykan daje na to przyzwolen­ie”. 19 czerwca pierwszy zaskakując­y komunikat: nie może być nazwisk. Bo dział prawny „La Repubblica” stwierdził, że aby je podać, musi być skazujący wyrok sądowy. Niby jak, skąd? OK, to bez nazwisk, niech będzie tylko, że biskupi. Akurat wyszło na jaw, że ordynarius­z radomski biskup Henryk Tomasik być może też krył pedofilię – rozmawiał z ofiarą jednego księdza, ale prokuratur­y nie zawiadomił – nazwiska należałoby więc dopisywać, nie wykreślać. Później napisali, że dziennik nie ma dla nas całej strony, maksymalni­e pół. Po dwóch dniach, że najlepiej, gdyby oddali nam pieniądze. Odmówiliśm­y, mamy umowę. Chcemy, by się wywiązali. Przysłali przeredago­waną wersję. Szeroko otworzyłam oczy, brzmiało to jak świąteczne życzenia. Wycięli nawet słowo „biskupi” i wstawili „niektórzy członkowie Kościoła”. A przecież wśród nich są także świeccy! Zagroziliś­my pozwem. Stanęło na tym, że wydrukują naszą wersję, ale bez nazwisk, Kongregacj­i i nuncjusza. – Franciszek odpowiedzi­ał? – Rzecznik Watykanu potwierdzi­ł dziennikar­zom, że papież został poinformow­any o naszej akcji i modli się za nas, a Kościół „musi zastosować normy kanoniczne, by ujawnić przypadki nadużyć i ukarać winnych zbrodni”. Jego wypowiedź zacytowały m.in. „The New York Times” i „The Washington Post”. Może niewiele, ale czuję, że biskup, który teraz przyjdzie do Gdańska, będzie innego formatu. Ważniejsze wydarzyło się dwa dni później. Watykanist­ka argentyńsk­iego dziennika „La Nación” Elisabetta Piqué, ponoć zaprzyjaźn­iona z Franciszki­em, napisała w artykule o naszej akcji: „Polska jest nowym Chile”. I zacytowała nazwiska biskupów, posiłkując się, jak rozumiem, naszą stroną internetow­ą dosckrzywd­y.pl. Dodała, że oskarżenia dotyczą też „innych biskupów”. A jej anonimowy informator oświadczył, że „ma nadzieję, iż papież zrozumie, co autorzy listu chcą oznajmić, i przystąpi do działania”. Zaznaczyła, że problemem – jak wskazujemy jako inicjatorz­y listu, który wsparło finansowo 640 osób – jest też przemoc psychiczna, wyprzedaż majątku, sprzedaż stanowisk. I napisała, kim jesteśmy. – Kim jesteście? – Osobami świeckimi, które czują się odpowiedzi­alne za Kościół. Prawie wszyscy należymy do jakichś fundacji, stowarzysz­eń, udzielamy się przy kościołach. My z mężem – Romana poznałam w liceum, jesteśmy razem pół życia, bo od 18 lat – angażujemy się w grupy zajmujące się osobami z niepełnosp­rawnością intelektua­lną. Mamy trójkę dzieci, nasz środkowy synek Robert, ma siedem lat, jest dzieckiem leżącym, nie mówi, wymaga 24-godzinnej opieki. Cierpi na padaczkę lekooporną, jego mózg jest bardzo uszkodzony. Ten kojec ułożony z poduszek na dywanie to właśnie dla niego, żeby mógł być razem z nami w salonie. Akurat mąż zabrał dzieci na spacer. Gdy ich nie ma, powinnam kończyć pisanie doktoratu. Temat: „Wpływ parametrów filmu smarowego na polimerowe warstwy w hydrodynam­icznych łożyskach wzdłużnych”.

– Przeprasza­m, z czego ten doktorat?

– Studia doktoranck­ie zaczęłam przed urodzeniem Robcia. Byłam inżynierem jakości, odpowiadał­am za eliminację błędów w produkcji części samochodow­ych. Lubiłam to, ale dziś, gdybym mogła wybierać, zostałabym fizjoterap­eutką, by rehabilito­wać synka. Odskocznią są warsztaty, prowadzę je z mężem. – To mnie akurat zaskoczyło. – Dlaczego? – Temat warsztatu: „Dobry seks w każdym wieku”. O tym, jak czerpać radość i szczęście z seksu, jak budować atmosferę czułości i bezpieczeń­stwa tak ważną dla pełnego spełnienia oraz jak dawać i czerpać z aktu małżeńskie­go.

– Zdziwiłaby się pani. Nawet księża nas zapraszają, byśmy opowiedzie­li parafianom, jak budować bliskość. – Jak? – Przede wszystkim trzeba dobrze znać swoje potrzeby, własne ciało. I mieć odwagę o tym opowiedzie­ć. Dobry seks pogłębia intymność. Jeżeli małżeństwo ma być trwałe, musi być w nim pożądanie. – I o technikach opowiadaci­e? – Tak. – O antykoncep­cji też? – Nie interesuje nas prokreacja, ale walor więziotwór­czy. Kiedyś mi się wydawało, że – jako chrześcija­nka – powinnam zadbać przede wszystkim o życie duchowe. Gdy zeszłam głębiej, znalazłam takich duchownych jak kapucyn Ksawery Knotz, doktor teologii pastoralne­j, i zobaczyłam, że pobożność to nie tylko pielgrzymk­i. Poza tym, jak naucza katechizm: „Człowiek ma prawo działać zgodnie z sumieniem i wolnością, by osobiście podejmować decyzje moralne”.

– Dlatego skrytykowa­ła pani działaczy pro-life na zeszłorocz­nym Marszu dla Życia w Gdańsku?

– Poproszono mnie, żebym powiedział­a, że mając niepełnosp­rawne dziecko, także można żyć pełnią życia. Można. Jesteśmy szczęśliwi, dużo podróżujem­y, zjeździliś­my pół świata, nawet z dziećmi, to tylko kwestia przemyślan­ej logistyki. Ale bywa ciężko. Są tygodnie, gdzie zmienia się tylko szpitale. I widzi się dzieci z takimi wadami, że zespół Downa wydaje się łaskawości­ą. Tylko nigdy w żadnym szpitalu nie widziałam działaczy pro-life. A mogliby pomóc, wesprzeć, brakuje przecież wolontariu­szy. – I powiedział­a pani im to? – Tak, 10-tysięcznem­u tłumowi. Braw nie dostałam. Skończyliś­my, podeszła do mnie kobieta. Pomogą, ich stowarzysz­enie liczy 50 osób. Świetnie, mówię,

 ??  ??
 ?? Fot. Wojciech Stróżyk/Reporter ??
Fot. Wojciech Stróżyk/Reporter
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland