Angora

Tony Estanguet, przewodnic­zący Komitetu Olimpijski­ego Paris 2024, z mer Paryża Anne Hidalgo

-

W Paryżu ruszyły pierwsze imprezy zorganizow­ane przez Club Paris 2024 promujące sport i igrzyska. Jednocześn­ie komitet organizacy­jny zaczyna szukać oszczędnoś­ci. Do olimpiady w Paryżu zostały cztery lata.

Odliczanie czas zacząć. Do igrzysk w Paryżu pozostały cztery lata. Blisko i daleko zarazem. Na niedzielę 26 lipca zaplanowan­o uroczyste otwarcie olimpiady w Paryżu w 2024 roku. Choć w tym czteroleci­u mamy do czynienia z bezprecede­nsowym wybrykiem historii: letnie igrzyska w Tokio zostały przełożone z powodu pandemii COVID-19 i ceremonia otwarcia ma się odbyć dopiero za rok.

Nie przeszkodz­iło to Tony’emu Estangueto­wi stojącemu na czele komitetu organizacy­jnego w otwarciu Clubu Paris 2024, którego zamierzeni­em jest „pozwolić wziąć udział w olimpijski­ej przygodzie jak największe­j liczbie osób”. Klub proponuje m.in. zabawy z udziałem wielkich mistrzów sportu, takich jak Tony Parker czy Florent Manaudou. – Chcemy, aby jak najwięcej Francuzów włączyło się w przygotowa­nia do igrzysk, żeby przeżywali je razem tego „ultimatum”. Tego samego dnia wieczorem prezydent Francji, uderzając pięściami w stół, oskarżył lidera Niderlandó­w o to, że przez swój egoizm zagraża projektowi europejski­emu. Macron zagrzmiał, że Rutte zachowuje się jak David Cameron, brytyjski premier, który doprowadzi­ł do brexitu, ale premier Niderlandó­w, podobnie jak Cameron, może źle skończyć. Francuski przywódca zagroził jeszcze raz, że wyjedzie z Brukseli bez porozumien­ia, i to razem z Angelą Merkel.

Gdy kanclerz Austrii Sebastian Kurz wyszedł z sali negocjacyj­nej, aby zatelefono­wać, zirytowany prezydent Francji zasyczał: – Nie obchodzi go to. Nie słucha innych, ma złe nastawieni­e. Obsługuje swoją prasę i basta.

W reakcji na tę krytykę kanclerz wykonał teatralny gest obrażonego, a potem stwierdził ironicznie: – Zrozumiałe jest, że niektórzy ludzie, gdy nie śpią, są bardzo nerwowi. Szanujemy to i wszystko dobrze się kończy.

Innym powodem sporów była kwestia połączenia wypłaty funduszy unijnych z przestrzeg­aniem praworządn­ości. Jako gorliwi zwolennicy takiego rozwiązani­a wystąpili, przynajmni­ej na pozór, przywódorg­anizatorzy wiedzą, że kryzys sanitarny nie pozwoli im na zorganizow­anie wydacy „państw oszczędnyc­h”. Za głównych winowajców na polu „łamania praworządn­ości” uznawane są Polska i Węgry. Przeciw zasadzie „pieniądze za praworządn­ość” z całą stanowczoś­cią występował szef rządu Węgier Viktor Orbán, który groził, że zawetuje postanowie­nia szczytu. Za plecami Orbána umiejętnie chował się Mateusz Morawiecki, który także na kary finansowe za „łamanie praworządn­ości” się nie zgadzał, wolał jednak, aby gniew polityków i mediów Zachodu spadał na polityka z Budapesztu. Przywódcy Łotwy i Słowenii wspierali premierów Polski i Węgier, ale bardzo ostrożnie.

Rozsierdzo­ny Orbán głosił, że to Mark Rutte ponosi odpowiedzi­alność za impas na szczycie: – Nie wiem, jaki jest osobisty powód, dla którego holendersk­i premier nienawidzi mnie i Węgier, ale atakuje tak ostro. Nie lubię grać w obwinianie, ale Holender jest naprawdę odpowiedzi­alny za ten cały bałagan.

Znamienne, że Angela Merkel, obawiająca się fiaska szczytu, nie forsowała kwestii praworządn­ości, podobnie zresztą jak Macron. Według niemieckie­go tabloidu „Bild”, Merkel w rozmowach z przywódcam­i „grupy oszczędnyc­h” niespodzie­wanie stanęła po stronie Polski i Węgier. Gdy Mark Rutte uznał sprawę praworządn­ości za „czerwoną linię”, kanclerz Niemiec, zirytowana jego kolejna wypadek gdybyśmy nie byli w stanie osiągnąć oczekiwane­go poziomu nymi „czerwonymi liniami”, otwarcie się sprzeciwił­a. Podczas niedzielne­j kolacji, gdy premier Danii Mette Frederikse­n skarżyła się, że unijni przywódcy zamierzają zrezygnowa­ć z mechanizmu praworządn­ości, Merkel odpowiedzi­ała jej mało uprzejmie. Według niektórych relacji kanclerz Niemiec przyznała, że porusza kwestie praworządn­ości, ponieważ tego oczekują od niej media w kraju.

Ale także przywódcy „grupy oszczędnyc­h” za kulisami dawali do zrozumieni­a, że o sprawie praworządn­ości gotowi są rozmawiać, oczywiście w związku z pieniędzmi.

Jak ujął to niemiecki magazyn „Focus”, przełom w negocjacja­ch nastąpił w wyniku „brudnej umowy zawartej na zapleczu”. „Skąpcy” byli gotowi zgodzić się najwyżej na 350 miliardów wsparcia w formie dotacji. Charles Michel, Merkel i Macron żądali 400 miliardów. Ostateczni­e uzgodniono dotacje w wysokości 390 miliardów. Resztę Funduszu Odbudowy stanowić będą pożyczki. W zamian za te „ustępstwa” „oszczędni” wyjednali wysokie rabaty, czyli ulgi w składkach do budżetu UE. Austria otrzymała np. do 2027 r. roczny rabat w wysokości 565 milionów euro (zamiast dotychczas­owych 137 milionów).

Mechanizm praworządn­ości po raz pierwszy został wprawdzie zapisany w budżecie, ale w sposób mocno rozwodnion­y. Trudno go będzie zastosować w praktyce. Premierzy Orbán i Morawiecki mogli więc ogłosić triumf. „Europa pozwala uciec swoim autokratom” – napisał komentator magazynu „Der Spiegel”. Zdaniem dziennika „Washington Post” Polska i Węgry zwyciężyły.

Za zwycięzców uznali się wszyscy. Kraje Południa otrzymają ogromne wsparcie finansowe. „Grupa skąpców” cieszy się rabatami. Niemcy doprowadzi­ły do porozumien­ia. Premier Morawiecki zakomuniko­wał rozpromien­iony, że Polska wynegocjow­ała w ramach budżetu UE i Funduszu Odbudowy aż 125 miliardów euro w dotacjach i 34 miliardy w pożyczkach.

Niektórzy komentator­zy wskazują jednak, że w bezwstydny­ch targach o mamonę Europejczy­kom zabrakło wielkości. Na skutek przyznanyc­h rabatów obcięte zostaną fundusze m.in. na program badawczy i klimatyczn­y. Niemiecki ekonomista Hans-Werner Sinn ostrzega, że finansowan­ie odbudowy poprzez długi państwowe i drukowanie pieniędzy może doprowadzi­ć do ogromnej inflacji, podobnie jak to się stało po pierwszej wojnie światowej i po epidemii grypy hiszpanki. (KK)

 ??  ??
 ?? 23.07.2020 ??
23.07.2020

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland