Zabójstwo na zlecenie?
Fajbusiewicz na tropie(510)
Janusz Bartkiewicz – były szef kryminalnych z Wałbrzycha, oficer CBŚ – nie ma wątpliwości, że śląskiego biznesmena Edwarda R. zamordowano z premedytacją. Jest też pewien, że było to zabójstwo na zlecenie, i to zlecenie osoby bliskiej ofierze. Bartkiewicz twierdzi, że sprawca tej zbrodni był też jednym ze sprawców przestępstwa dokonanego pięć lat później – zabójstwa antykwariusza w Wałbrzychu. Obie te zbrodnie są niewyjaśnione do dziś.
Edward R. był współwłaścicielem firmy betoniarskiej w Wałbrzychu. Tu też mieszkał. Sąsiedzi uważali go za osobę majętną. Kończył budowę domu jednorodzinnego, miał dwa samochody. Uchodził za człowieka spokojnego, prowadzącego ustabilizowany tryb życia.
Dramat rozegrał się 7 lutego 1995 roku. Po pracy pan Edward przyjechał do domu na obiad. Później poszedł do garażu znajdującego się na tym samym osiedlu. Kiedy nie wrócił po trzech godzinach, zaniepokojona żona poszła go szukać. Garaż był zamknięty, a kobieta nie wzięła ze sobą zapasowych kluczy. Poszukiwała go więc całą noc u przyjaciół i znajomych. W końcu rankiem do garażu udał się syn państwa R. Wewnątrz odnalazł ojca. Morderca strzelił mu w głowę z bliskiej odległości. Bronią był samopał.
Śledczy dogłębnie przeanalizowali ostatnie lata życia ofiary. Sprawdzili jego kontakty, interesy i grono znajomych. Ustalono m.in., że ze swoich zobowiązań finansowych rozliczał się terminowo, nie miał długów ani jakichkolwiek osób mu nieprzyjaznych.
Rano, w dniu zabójstwa, tradycyjnie pan Edward pojawił się w swojej wałbrzyskiej firmie. W południe przyjechał do hurtowni BAT. Około godziny 15 pojechał do domu na obiad, po nim poinformował żonę, że idzie do garażu. Nie udało się ustalić, czy Edward R. pojechał prosto do garażu. Dalsze zdarzenia już znamy.
Na miejscu zbrodni nie znaleziono zbyt wielu śladów. Zniknął samochód przedsiębiorcy, przy zamordowanym nie znaleziono też jego saszetki, w której było kilkadziesiąt milionów starych złotych. Samochód odnalazł się wkrótce. Stał zaparkowany przed pocztą w Wałbrzychu, przy ulicy Pocztowej. Znaleziono też saszetkę. Była pusta. Ustalono, że volkswagen biznesmena został tam zaparkowany około godziny 20 w dniu zabójstwa.
Szczególnie ważne było przesłuchanie świadków, którzy byli w pobliżu garaży około godziny 16. Okazało się, że kilka osób widziało tego popołudnia mężczyznę kręcącego się w tej okolicy. Stworzono portret pamięciowy.
W pierwszej wersji policjanci przyjęli, że Edward przyjechał do garażu z jakimś mężczyzną. W drugiej – że Edward był już w garażu i wtedy został zaskoczony przez zabójcę. Morderca odjechał autem ofiary. Jak twierdził jeden ze świadków, zrobił to nieporadnie, odjeżdżał tzw. skokami.
Nigdy nie udało się ustalić jasnego motywu tej zbrodni. Ale w tej sprawie jest jeszcze jedna, być może najistotniejsza, rzecz.
Strzały w garażu oddano z broni samodziałowej, z samopału. Użyto do niej bardzo dziwnej amunicji w postaci bolców – kołków podobnych do tych, które wstrzeliwuje się w ścianę. Wykonane były domowym sposobem, z wytoczonego pręta pociętego na gwoździe. Jak twierdzi Janusz Bartkiewicz, takich samych naboi użyto w zbrodni dokonanej w Wałbrzychu 5 lat później. W centrum miasta, 16 marca 2000 roku, pięcioma strzałami zastrzelono właściciela antykwariatu Henryka S. Nabojami były gwoździe identyczne jak przy zabójstwie biznesmena. Bartkiewicz twierdzi, że skandalem jest, iż wtedy nie skojarzono tych spraw. Zbrodnię w antykwariacie prezentowałem, podobnie jak pierwszą, w telewizyjnym magazynie „997”. Po emisji tych programów napłynęły tylko informacje dotyczące zbrodni z 2000 roku. Na antenie „odtrąbiłem” sukces. Znalazł się bowiem świadek, który widział i wskazał zabójców. Byli to dwaj nieletni, znani policji, złodzieje samochodowych radioodbiorników. Skazano ich na 25 lat więzienia. Głównym dowodem w sprawie były zeznania świadka, który z ulicy widział, przez okno antykwariatu, tę zbrodnię. Od początku Bartkiewicz był przekonany, że ci dwaj chłopcy nie są sprawcami tej zbrodni. Zaprzyjaźniony z Bartkiewiczem adwokat po latach doprowadził do kasacji... i sąd zmniejszył karę do 15 lat więzienia.
Bartkiewicz stawia hipotezę, że obydwu tych zbrodni (biznesmena i antykwariusza) mógł dokonać słynny seryjny morderca z Dolnego Śląska, pochodzący z Wałbrzycha „Skorpion”.
Był jednym z najbardziej okrutnych zabójców w historii powojennej Polski. Udowodniono mu 5 morderstw. Działał z chęci zysku, szukając swych przyszłych ofiar w prasowych ogłoszeniach, ale zabijał też na zlecenie. W 2002 roku skazano go na dożywocie, z zastrzeżeniem, że może się ubiegać o warunkowe zwolnienie przed terminem odsiadki dopiero po 50 latach. Czy kiedyś odkryjemy całą prawdę o zabójstwie Edwarda R. i antykwariusza – odpowiedź na pytanie jest chyba w rękach Archiwum X we Wrocławiu. Wiesz coś o tych zbrodniach, pisz:
rzecznik.kwp@wr.policja.gov.pl