Czy czas na kupno e-bike’a?
Mała, cenna rada
tamtego czasu. Pracami kierował Kazimierz Wodzicki, znakomity biolog. Po fatalnym wrześniu prof. Wodzicki został aresztowany przez NKWD, ale szybko go zwolniono. Jego ojciec tyle szczęścia nie miał, deportowany na Syberię nie wrócił, Kazimierz zaś przedostał się do Paryża i oddał do dyspozycji emigracyjnego rządu. Służba dyplomatyczna powiodła go z Paryża do Londynu, a potem do Wellington, gdzie spędził resztę życia. Wszędzie udzielał się na polu nauki i ochrony przyrody. Za sprawą państwa Wodzickich Nowa Zelandia przyjęła polskie sieroty po więźniach GUŁagu, o czym było niedawno bardzo głośno. Szkoda, że rząd wychwalający polskiego dyplomatę jednocześnie opluwa tę samą osobę, odsądzając od czci i wiary wszelką ochronę przyrody. Nadmienię, że Wodzickiemu asystował w badaniach Włodzimierz Puchalski, prekursor fotografiki i kinematografii przyrodniczej.
Wracając do boćkowej diety,
żaby, wraz z dżdżownicami, zwykle są podstawą strawy krótko po przybyciu ptaków do kraju. Owadów jeszcze nie ma, a gryzonie są przetrzebione przez zimę, lisy, sowy i myszołowy. Bociany nie gardzą również inną zdobyczą, chętnie jadają krety; w ubiegłym roku kolega widział osobnika pochłaniającego szczura, a mnie trafił się mały zając w czerwonym dziobie. W takim przypadku bocian najpierw długo miażdży ofiarę dziobem, by ją zmiękczyć – jego dziób nie jest przystosowany do ćwiartowania łupu. W innych krajach żywią się pokarmem tam dostępnym, np. w Hiszpanii sporą część ich diety stanowią pewne raki, skutkiem czego dzioby i nogi bocianów są bardziej jaskrawe – ich czerwień nie bierze się z barwników produkowanych w organizmie, ale z pokarmu, a wspomniane raki są bardzo bogate w karotenoidy. W Hiszpanii bociany żerują też intensywnie na wysypiskach śmieci, co ma dwojakie konsekwencje. Po pierwsze, tamtejsza populacja mocno się zwiększyła, przez co bociany z iberyjskim paszportem wyprzedziły demograficznie nasze Wojtki i Kajtki. Po drugie, dzięki łatwo dostępnemu, całorocznemu źródłu pokarmu coraz więcej boćków nie podejmuje wędrówki zimowej. Wprawdzie i nad Wisłą mnożą się doniesienia o zimujących bocianach, ale wydaje się, że chodzi o ptaki, które fizycznie nie są w stanie podjąć zimowej podróży. Takie boćki często trafiały pod opiekę ludzi, co znalazło odzwierciedlenie w „Chłopach” Reymonta i jest kanwą „Kajtkowych przygód” Marii Kownackiej, lektury szkolnej mojego dzieciństwa. W każdym razie i u nas coraz częściej bociany żerują na wysypiskach. Kto wie, może zmieni to ich migracyjne zwyczaje.
Trasy wędrówek długo były zagadką. Wiedziano, że bociany zimują w Afryce, widzieli je tam podróżnicy, świadczyły o tym strzały, które nie uśmierciły ptaków, a z którymi bocianom udało się dotrzeć w rodzinne strony. Osobniki ze strzałami trafiają się i dziś, te, których dosięgły kule, zwykle nie mają tyle szczęścia. O ile w Afryce bociany często są zabijane dla zaspokojenia głodu, o tyle na Bliskim Wschodzie giną jako efekt tradycji, choć inna islamska tradycja nakazuje je czcić, gdyż w czasie wędrówek mają zawsze odwiedzać Mekkę. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że i u nas nie zawsze bociany były bezpieczne. W drugiej połowie XIX w. strzelano do nich, oskarżając o powodowanie strat w drobnej zwierzynie. W polskim tłumaczeniu fundamentalnego „Życia zwierząt” Alfreda Brehma czytamy, że bociany rozpoznają pastuchów i oraczy, przed którymi nie uciekają, lecz myśliwym nie pozwalają zbliżyć się na odległość strzału. Nie jest jasne, czy to oryginalny opis samego Brehma z drugiej połowy lat 60. XIX w., dotyczący sytuacji w Niemczech, czy dodatek polskiego tłumacza z połowy lat 30. XX w. Przekładu dokonała plejada polskich uczonych, którzy miejscami sporo dodali od siebie. W każdym razie
przez wiele lat trasy wędrówek były nieznane.
Ustalono je dopiero w latach 30., donosiło o tym czasopismo „Przyroda i Technika” z 1933 r. W artykule „Którędy lecą bociany?” donoszono, że te zasiedlające tereny na zachód od Wezery lecą przez Francję, Hiszpanię i Gibraltar, bytujące zaś na wschód od tej rzeki – nad Bosforem. „Te dwie drogi spotykają się następnie w Afryce Południowej”, konkludowano w gazecie i pytano o mechanizm, według którego ptaki orientują się w drodze. Czasopismo informuje o planowanych badaniach niemieckich tej kwestii. Tego też dotyczyły wspomniane badania Wodzickiego.
Od tamtej pory wiele się dowiedzieliśmy o ptasiej nawigacji i sposobie wyboru tras, niemniej jednak ciągle brakuje odpowiedzi na wiele pytań. Grunt, że bociany skutecznie wracają do... No właśnie, do czego? Powszechne przekonanie mówi, że zawsze wracają do tego samego gniazda, ale rzeczywistość jest odmienna. Badania ze znakowaniem ptaków dowiodły, że bociany wracają w tę samą okolicę, a gniazdo... cóż, wybierają najlepsze jeszcze niezajęte. Niekiedy dochodzi do sporów o dobre gniazda, szczególnie w zasobnych okolicach, gdzie czasem bociany gniazdują w koloniach. W takich sytuacjach częste są kradzieże budulca z gniazda sąsiada, toteż zwykle jeden z ptaków strzeże nieruchomości. W dziobobiciu udział biorą obie płcie. Niekiedy dochodzi do bójek samic o faceta. Wynika to z tego, że samce przybywają na miejsce dwa tygodnie przed samicami. Gdy partnerka się spóźnia, mąż nie zasypia gruszek w popiele i łapie pierwszą chętną stanu wolnego. Gdy jednak wcześniejsza małżonka wróci i zastanie rywalkę u boku chłopa... sprawniejsza wojowniczka bierze wszystko, tj. i samca, i gniazdo. Gdy młode dojrzeją do założenia rodziny, najczęściej osiedlają się w okolicy, z której pochodzą, choć znane są odstępstwa od tej reguły i ptaki osiedlają się nawet dalej niż 600 km od miejsca klucia.
Bocianie gniazda bywają rozbudowywane
przez dziesiątki lat. Każdego roku bociany zaczynają od porządnej nadbudowy, później przez cały sezon donoszą po trochu budulca. Przeciętnie to 64 kg na sezon. Dla porównania, gdyby tak robili ludzie, co roku nasze mieszkania zyskiwałyby półtorej tony. Taką też masę osiągają rekordowe bocianie gniazda o średnicy 1,5 m i 2 m wysokości.
Ludzkie mieszkania w ostatnich latach są coraz mniej przyjazne nieludzkim mieszkańcom. Termomodernizacje odbierają miejsce do życia wróblom i jerzykom, blokowanie otworów w stropodachach bloków z wielkiej płyty odbiera lokum kawkom. Zagospodarowane strychy eksmitują płomykówki (sowy), a piwnice przerobione na kotłownie odbierają nietoperzom zimowe legowiska. Bociany nie są tak zaborcze i w niższych kondygnacjach gniazd często mają domostwa wróble, mazurki, szpaki, pleszki, kopciuszki, pliszki siwe czy kawki, a nawet puszczyki. Ba, to nie koniec wsparcia udzielanego przez bocianie gniazda innym organizmom. Wedle opublikowanych w ubiegłym roku badań polskich naukowców związanych z Uniwersytetem Rolniczym w Krakowie i Uniwersytetem w Białymstoku z nanoszonego materiału tworzy się gleba! Takie środowisko okazuje się idealne dla wielu mikroorganizmów, stwierdzono w nim również 22 gatunki owadów i 82 grzybów, z tych ostatnich połowa nie była znana nauce. Naukowcy nazwali bocianie gniazda hot spotami różnorodności biologicznej.
Do niedawna wierzono, że bocianie gniazdo w obejściu zwiastuje powodzenie i chroni przed piorunami. Przynajmniej jeden piorun o tym nie wiedział, gdyż na oczach mojego kolegi uderzył w bociana na gnieździe. Ptak przeżył, choć przez dwa dni był nieco oszołomiony i nie miał apetytu. Wierzono także, że bociany sejmikują niczym polska szlachta. Do dziś stada bocianów przed afrykańską odyseją zwie się sejmikami. W ich trakcie miano egzaminować młodzież oraz sądzić odstępstwa od prawa, m.in. zadziobując na śmierć cudzołożników. Do kraju, gdzie winą jest popsować gniazdo bocianie, tęsknił Norwid, a Słowackiego ogarniał smutek na widok lecących bocianów. Szkoda by było stracić ten element swojskości; niestety, jeśli pilnie nie zmienimy polityki i gospodarki rolnej, bociana będziemy kojarzyć co najwyżej z wątpliwymi pożyczkami.
• Dziękuję Tomaszowi Janiszewskiemu i Jarosławowi Górskiemu za rozmowy, które podsunęły mi interesujące wątki do niniejszego artykułu.
Wiele osób podejmuje w okresie pandemii decyzję o rezygnacji z komunikacji miejskiej i przesiadce na rower. Tylko jak dojechać 20 – 30 km bez solidnego zmęczenia? Zachętą do samodzielnego przemieszczania się jest to, że powstaje coraz więcej ścieżek rowerowych, które zapewniają nam spore bezpieczeństwo jazdy (szkoda tylko, że niektóre budowane są nadal z kostki betonowej fazowanej, po której jazda – wskutek drgań – wpływa na nasze nadgarstki). Dużym skokiem, jeśli chodzi o komfort jazdy, jest zamiana roweru tradycyjnego na tzw. elektryka. Zgodnie z polskimi przepisami jest to rower wyposażony w silnik elektryczny o mocy 250 W, który wspomaga nas tylko w czasie pedałowania, aż uzyskamy szybkość do 25 km/godz. Wtedy układ elektroniczny roweru winien zaprzestać wspomagania, a prędkość 25 km/godz. jest całkowicie wystarczająca do bezpiecznej jazdy po ścieżkach rowerowych. Jest kilka dróg prowadzących do tego, żeby przesiąść się na „elektryka”:
w przypadku posiadania roweru wyprodukowanego na dobrym osprzęcie, na którym dobrze nam się jeździ, najlepiej jest dokonać tzw. konwersji. Szereg firm proponuje kompletne zestawy do samodzielnego montażu (wystarczą na to 3 godziny). Mamy wtedy gwarancję, że wszystkie części są nowe i wytrzymają długi przebieg. W zależności od pojemności baterii (uwzględniamy przebieg codzienny) oraz rodzaju silnika musimy wydać na to 2500 – 6000 zł;
kupno używanego roweru – trudno jest znaleźć dobrą „używkę”. Tak jak w imporcie używanych samochodów z Zachodu, i tu kwitnie handel używanymi rowerami z Holandii, Niemiec i ze Szwajcarii. Są to rowery przeważnie „zajechane”, z wyczerpanymi bateriami, silnikami o dużym przebiegu, choć wyglądające bardzo dobrze. Pamiętajmy, że dobra nowa bateria kosztuje prawie tyle co rower (2000 – 3000 zł). Dużą grupę rowerów na OLX i Allegro stanowią rowery z technologią ION (Sparta, Batavus, Koga). Rozbudowana elektronika wskazująca około 100 kodów różnych uszkodzeń oraz mało dostępne serwisy, które muszą posiadać odpowiedni komputer, odbiorą nam przyjemność korzystania z roweru. Przed zakupem „używki” poszukajmy najpierw serwisu w swoim mieście;
zakup nowego e-bike’a w salonie – cena markowych rowerów zaczyna się od 8000 zł.
Po swoich doświadczeniach przy kupnie elektryka wiem, że temat wyczerpałem tylko w 10 proc. Drodzy Czytelnicy, podzielcie się swoimi uwagami na ten temat. janik@angora.com.pl
Aby pokonać uprzedzenia, Nicola Sutcliff oddaje głos tym, których one dotyczą – mieszkankom jednego z najbogatszych i jednocześnie najbardziej opresyjnych krajów na świecie.
Zbiór historii opowiedzianych przez niemal 30 kobiet na temat ich życia w Arabii Saudyjskiej. Bohaterki książki są bardzo zróżnicowane – młode i starsze, modelki i chłopczyce, gospodynie domowe i twórczynie filmów, rdzenne Saudyjki i cudzoziemki, kobiety, które całe życie spędziły w Królestwie i te wykształcone na Zachodzie. Nie zawsze mają identyczne wyobrażenia na temat swojego miejsca oraz powinności. Dzięki temu mamy obraz różnorodności ludzi i ich poglądów.
Siim (Tallin, Estonia) Dowiedziałam się wiele o nieznanym mi kraju. Pokochałam kobiety, z którymi przeprowadzono wywiady. Poznałam aktywistkę, pracownicę salonu piękności, 100-letnią wieśniaczkę, beduinkę, imigrantkę z Filipin, dziennikarkę, studentkę medycyny, księżniczkę, gorliwą muzułmankę. A na koniec uznałam, że fetyszyzowana przez Zachód kwestia noszenia bądź nienoszenia hidżabu jest całkowicie drugorzędna w stosunku do innych palących problemów, takich jak niezależność od męskiej opieki, infrastruktura transportu publicznego, prawa osób nieposiadających paszportu. Po lekturze tej książki nigdy nie pozwolę sobie na kolejną nonszalancką uwagę, że kobiety są uciskane, ponieważ nie mogą prowadzić samochodu i muszą nosić nikab. Rzeczywistość jest różnorodna!
Sarah Chase (Brisbane, Australia) Gdy ludzie wspominają o Arabii Saudyjskiej, mają już w głowach jej obraz. To coś, czego trudno uniknąć. Przez lata byliśmy karmieni wiadomościami o wszystkich niedostatkach tego kraju. Nie pamiętam jakiegokolwiek artykułu, w którym wspomniano by o czymś dobrym. Ale, jak to często bywa, rzeczywistość jest zawsze o wiele bardziej skomplikowana niż fikcja. Królestwo bez wątpienia zyskało reputację jednego z najgorszych miejsc pod względem traktowania kobiet. Na Zachodzie postrzegamy Saudyjki jako niewolnice religii i rządu. To prawda czy stereotyp? Sutcliff zrobiła wszystko, by odnaleźć wiele rozmaitych głosów.
Paul (Wielka Brytania) Dla mnie była to nienaturalnie długa lektura, ponieważ spędziłam wiele czasu na rozmyślaniu nad każdym rozdziałem i robieniu notatek na tematy, które wydawały mi się szczególnie przejmujące. Podoba mi się pomysł oddania głosu saudyjskim kobietom. Niewiele wiedziałam o ich doświadczeniach poza tym, co przeczytałam w brytyjskich mediach głównego nurtu. Sutcliff rzuciła wyzwanie moim błędnym mniemaniom, pokazała, jak kobiety przekraczają granice i przyjmują bardziej liberalny styl życia. Zyskałam dzięki tej książce więcej, niż się spodziewałam.
Laura (Oxford, Wielka Brytania) Relacje pomiędzy naszymi kulturami cechuje ignorancja, a tego typu książki są kanałem, który nas łączy, wzbudzając szacunek i zrozumienie. Czujemy się oświeceni i skwapliwie przewracamy stronice, chłonąc treść.
Craig i Phil (Australia) Wybrała i oprac. E.W. Na podst.: goodreads.com NICOLA SUTCLIFF. JESTEM SAUDYJKĄ. ŚWIAT OCZAMI KOBIET Z ARABII SAUDYJSKIEJ (QUEENS OF THE KINGDOM: THE WOMAN OF SAUDI ARABIA SPEAK). Przeł. Bartosz Sałbut. Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI MEDIA, Warszawa 2021. Cena 42,00 zł.