Nie poszedłem drogą celebryty Tomasz Gawiński
Należał do najpopularniejszych rodzimych wokalistów. Polski Maczo, czyli Krzysztof K.A.S.A. Kasowski, ostatnio mniej widoczny, ale pracuje sporo
Artystyczny samouk. I bardzo płodny. Mówi się o nim, że jest najbardziej niezależnym muzykiem pop w Polsce. Wokalista, kompozytor, instrumentalista, aranżer i producent. Znakomicie się czuje również w roli showmana. W swojej twórczości łączy elementy latynoskie, muzykę reggae oraz klimaty ludowe. Nagrał blisko dwadzieścia albumów, zagrał prawie tysiąc koncertów, sprzedał pół miliona płyt. Jest autorem kilku wielkich przebojów, m.in. „Maczo” i „Piękniejsza”.
Jak mówi, nie nudzi się w tych trudnych czasach. – Źle było na początku pandemii, w marcu ubiegłego roku. Nie wiedziałem, jak się zachowywać. W ogóle nic nie mogłem robić. Potem trochę zadziałała wiosna, lecz żadnej piosenki nie nagrałem do końca sierpnia 2020 r. Ale kończyłem pisać za to książkę. To już druga.
Pierwsza jego książka to „Kontrakt”. Powstała w 2012 r. To powieść o polskim show-biznesie widziana oczami debiutanta, który nie korzysta ze znajomości ani układów. – Ta książka to chęć wyplucia czegoś z siebie. Zawsze lubiłem coś napisać i tak też robiłem. Powstawały opowiadania, a także felietony, które pisałem do różnych gazet. Dobrze czułem się w tej roli. Choć tak naprawdę nowa książka powstawała znacznie dłużej, bo siedem lat. A mówi tylko o siedmiu miesiącach życia w 1991 r. Właściwie obie książki mają charakter biograficzny. I są o muzyce, o środowisku, o show-biznesie. Ta ostatnia jednak nieco mniej.
„Upadek króla rapu”, bo taki nosi tytuł, opowiada o środowisku muzycznym, ale jeszcze nieznanym. Przybliża świat początku lat 90., bez smartfonów, internetu i portali społecznościowych, w czasach szalejącego kryzysu ekonomicznego, inflacji, gdzie, jak podkreśla, bardziej liczyła się przyjaźń i dobra energia niż pieniądze.
Skończył ją pisać pod koniec ubiegłego lata – na rynku pojawiła się w listopadzie 2020 r. Do muzyki wrócił dopiero w październiku. – Zacząłem pisać, śpiewać. Powstają klipy i proste filmiki muzyczne. Do internetu. Czasem są to covery, nagrywam bowiem nie tylko swoje utwory.
Mówi, że to jakby nowa część jego zawodowego życia. A także skutek pandemii. – Wcześniej nigdy tego nie robiłem. Taki nakaz chwili. Dobrze się w tym czuję. To łączy się często z zabawą, z jakimś pastiszem. To jestem ja w stu procentach. To nowe doświadczenie. Wszystko na moim kanale YouTube.
Mimo koronawirusa i obostrzeń udało mu się zagrać kilka koncertów. – Wystąpiłem na przykład na plaży w Gdańsku. Zaprezentowałem stary, mieszany repertuar. Nigdy nie gram koncertów promujących nową płytę. Do występu dołączam jeden czy dwa kawałki z nowego albumu. Taką przyjąłem formułę i jestem jej wierny.
Dzięki temu, jak zauważa, nie zapomniał jeszcze, jak się gra. – Oczywiście, jest tych koncertów kilka razy mniej niż wcześniej. W ciągu roku jeździłem bowiem w trasy i koncertowałem kilkadziesiąt razy. Muzyk, który jest aktywnym artystą, koncertowym wykonawcą, na pewno za tym tęskni. Ja jednak jestem jeszcze autorem, kompozytorem, aranżerem i tym się ratuję. Wiadomo, że takie przerwy się przydają, są czasem potrzebne. Ale to jest zdecydowanie za długo. Nie wiadomo, kiedy wrócimy do normalności.
Urodził się w Kielcach i tam spędził dzieciństwo i młodość. Po szkole podstawowej uczył się w liceum wieczorowym. – Łączyłem ogólniak z dzienną szkołą muzyczną. Edukowałem się w klasie klarnetu i fortepianu. Jestem z pokolenia „Listy Przebojów Trójki”. Kiedy rocka grało się na podwórkach, na ławkach i każdy chciał grać na gitarze. A ponieważ w szkole muzycznej nie było klasy gitary, wybrałem inne instrumenty.
W rodzinnym domu nie było żadnych muzycznych tradycji. – Po prostu chciałem grać jak wielu kumpli. Realizowałem marzenia, nawet kosztem normalnej szkoły.