Cudowny lek czy guma do żucia?
Rozmowa z dr. WŁODZIMIERZEM BODNAREM, pulmonologiem, pediatrą, który stosuje amantadynę przy leczeniu chorych na COVID-19
(Angora)
Rozmowa z dr. Włodzimierzem Bodnarem, pulmonologiem, pediatrą stosującym amantadynę przy leczeniu chorych na COVID-19.
– Jak to się stało, że zdecydował się pan na stosowanie amantadyny w leczeniu COVID-19?
– Od bardzo wielu lat leczę pacjentów zakażonych różnymi wirusowymi chorobami.
– Warto w tym miejscu przypomnieć, że zakażenie koronawirusem nie oznacza zachorowania na COVID-19. – Oczywiście. – Kiedy po raz pierwszy zetknął się pan z tą chorobą?
– W marcu 2020 r., gdy pojawiły się w Polsce pierwsze przypadki (pierwszy zdiagnozowano 3 marca – przyp. autora), brałem pod uwagę stosowanie kilku leków. Byłem pewny, że choroba wcześniej czy później pojawi się także w moim Przemyślu. Już w marcu ordynowałem pacjentom amantadynę, ale wówczas nie wiedziałem jeszcze, czy to grypa, czy COVID-19. Pierwsi chorzy, którzy z dużym prawdopodobieństwem już mieli COVID (ale jeszcze nie wykonano im testów), trafili do mnie w kwietniu. Były to przypadki bez powikłań, mniej zjadliwe i przypominały grypę. Szukałem więc odpowiedniego leku. Zdecydowałem się na amantadynę, gdyż to specyfik sprawdzony, znany polskim lekarzom od bardzo dawna i bezpieczny. Na początku stosowałem dawki takie jak przy grypie.
– Wcześniej długo leczył pan chorych na grypę amantadyną?
– Od dawna i z bardzo dobrym skutkiem.
– Czy w tym początkowym etapie pandemii w innych krajach lekarze doszli do podobnych wniosków?
– W marcu 2020 r. grupa naukowców z Sydney, pod kierownictwem pochodzącej z Kalisza prof. Katherine Kędzierski, opublikowała pracę, z której wynikało, że po przechorowaniu COVID-u wytwarzane przez organizm przeciwciała są bardzo zbliżone do przeciwciał po grypie. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że zastosowana przeze mnie terapia ma sens.
– Ilu pacjentów leczył pan amantadyną przez te kilkanaście miesięcy?
– Dokładnie tego nie liczyłem, ale ponad 3 tysiące. – Jaka jest skuteczność tej terapii? – Myślę, że skuteczność wynosi nie mniej niż 90 proc. Wszystko zależy, jak rozwinięta jest choroba. Jeżeli u pacjenta nie rozwinęły się powikłania, to leczenie jest proste i skuteczne. Jeżeli jednak zostały zaatakowane różne narządy, to oczywiście trzeba wdrożyć leczenie także innymi lekami. Tu sama amantadyna nie pomoże. Dzisiaj w przychodni przyjąłem ponad 50 osób z objawami COVID-u. Jeden z pacjentów był w ciężkim stanie i wymagał hospitalizacji, ale jeżeli chodzi o pozostałych, to – wszystko na to wskazuje – szybko wrócą do zdrowia.
– W ulotce preparatu Viregyt-K (amantadyna), opisując możliwe działania niepożądane, producent wymienił między innymi: lęk, nadmierną poprawę nastroju (wesołkowatość), halucynacje, trudności z koncentracją, koszmary nocne, bóle głowy, zaburzenia mowy, niepokój ruchowy, obrzęk kostek, omamy.
– Także w ulotce aspiryny podawane są różne działania niepożądane, nawet jeżeli mogą dotyczyć jednego na 10 czy 100 tys. przyjmujących dany lek. Jest to nie tylko informacja dla pacjenta, ale i forma prawnego zabezpieczenia producenta. Przez lata stosowania amantadyny osobiście nie spotkałem się z żadnymi działaniami ubocznymi, a co najwyżej niepożądanymi. Powtórzę to z całą mocą: gdy przestrzegane są wszystkie reguły zdrowotne, to amantadyna jest lekiem bezpiecznym. Jeżeli pan Andrusiewicz (rzecznik ministra zdrowia – przyp. autora) mówi, że po amantadynie ludzie umierają, to bredzi. Oni umierają z powodu COVID-u, a dokładnie potężnych powikłań, gdy ze względu na stan pacjenta amantadyna nie zadziałała. Dotyczy to na przykład wirusowego zapalenia płuc, które samo w sobie jest chorobą śmiertelną.
Zobaczmy, kto leczy na oddziałach covidowych: ginekolodzy, gastrolodzy, laryngolodzy, a wirusologów czy pulmonologów jest jak na lekarstwo. To także wpływa na mniejszą efektywność szpitalnego leczenia. Jeżeli ktoś nie potrafi wyleczyć zapalenia płuc, to nie powinien wypowiadać się na temat amantadyny.
– Każdy przypadek COVID-u przebiega trochę inaczej, co jest uzależnione od stanu organizmu pacjenta, ale jeżeli nie doszło jeszcze do powikłań i choroba jest na początkowym etapie, to ile zwykle trwa pańska kuracja?
– Żeby ustabilizować pacjenta, zwykle wystarczą 2 – 3 doby. Wiele zależy od wieku i stanu ogólnego konkretnej osoby.
– Ilu średnio przyjmuje pan pacjentów? – W normalny dzień około stu. – Z tego, co widziałem, nie tylko pacjenci badani są bez maseczki, ale pan sam też jej nie używa.
– Pacjent musi być oklepany, musi zakaszleć, a maseczka blokuje oddychanie. Sam też nie mogę mieć maseczki, bo po tylu godzinach pracy miałbym twarz zlaną potem.
– Jak to się stało, że przez tak długi czas nie zakaził się pan?
– Zakaziłem się w październiku. Wszystko przebiegało łagodnie. Jednak po kilku dniach odstawiłem amantadynę, i to był mój błąd. Teraz wszystko jest dobrze, mam przeciwciała.
– Wielu chorych, także spośród osób publicznych, przyznało, że na własną rękę brali amantadynę i się wyleczyli.
– Po zażyciu amantadyny stan chorego zapewne się poprawi, ale on sam nie będzie w stanie rozpoznać ewentualnych powikłań. Dlatego konieczna jest wizyta u lekarza, a w razie potrzeby wdrożenie leczenia dodatkowymi lekami.
– Czy COVID jest dużo bardziej zjadliwy niż grypa? – Tak, pod względem liczby powikłań. – Co pan sądzi o skuteczności lockdownu?
– Moim zdaniem lockdown niczego nie załatwia.
– Nie ma żadnych podstaw merytorycznych ani naukowych do stosowania amantadyny w zakażeniach wywołanych przez koronawirusa SARS-CoV-2 – stwierdził prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych (Puls Medycyny).
– A czy są jakieś przeciwwskazania? Robert Flisiak, jak przystało na
profesora, powinien uzasadnić swoje zastrzeżenia merytorycznie. Z publikacji medialnych wiem, że dla Flisiaka amantadyna ma taką skuteczność jak guma do żucia. Sama negacja to jeszcze za mało, żeby się tym przejmować. Dlatego to jest jego problem, a nie mój. Wielu lekarzy w schorzeniach wirusowych, także przy COVID-zie, stosuje różne leki przeciwwirusowe – neosine czy theraflu – i problemu nie ma, nikt się tym nie przejmuje. Jeżeli ktoś neguje amantadynę, to niech przedstawi inny lek, który będzie miał lepsze, skuteczniejsze działanie.
– Na pana stronie przeczytałem, że rada medyczna przy premierze nie zaleca stosowania w leczeniu COVID-19 leków o działaniu przeciwwirusowym charakteryzujących się wątpliwą skutecznością lub o dowiedzionej nieskuteczności, w tym: amantadyny (...). Opublikowane wyniki badań nie uzasadniają stosowania amantadyny u chorych na COVID-19. Autorami tego stanowiska są dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas, prof. Andrzej Horban, prof. Radosław Owczuk.
– Przecież nikt w Polsce nie zna wyników takich badań.
– Kiedy pan zwrócił się do władz o kliniczne przebadanie skuteczności leczenia COVID-19 amantadyną?
– Jeszcze jesienią. Dopiero gdzieś na przełomie listopada i grudnia zdecydowano się na wdrożenie badań w Katowicach i Lublinie. Ale z tego, co wiem, jeszcze się nie zaczęły. Wygląda na to, że ani ministerstwu, ani naszym medycznym „autorytetom” na tym nie zależy.
– Jeżeli amantadyna jest tak skutecznym lekiem, to dlaczego nie stosuje się jej w innych krajach Unii?
– Zaczynają stosować, ale proszę pamiętać, że w najbogatszych państwach Europy procedury medyczne są o wiele bardziej restrykcyjne niż w Polsce. Wielu lekarzy nawet nie wie o takiej możliwości, gdyż w mediach panuje zmowa milczenia, co podyktowane jest panującą tam poprawnością polityczną.
– Czy poza amantadyną są jakieś inne leki, które mogłyby pomóc chorym na COVID?
– Jak wynika z artykułu „Amantadyna vs Remdesivir – Jak Dawid z Goliatem” autorstwa endokrynologa dr. Marka Derkacza, przedstawiciele Unii Europejskiej podpisali umowę z amerykańskim producentem leku o nazwie Remdesivir, który miał wspomagać chorych na COVID, ale badania kliniczne wykazały, że jest on zupełnie nieskuteczny. Koszt takiej kuracji to około 10 tys. zł! Największym „problemem” amantadyny jest jej bardzo niska cena oraz prawa patentowe, które dawno już wygasły.
– Jest spora grupa znanych lekarzy, którzy publicznie krytykują politykę pandemiczną. Prof. Ryszard Rutkowski z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku został wezwany na przesłuchanie w charakterze lekarza, którego dotyczy postępowanie w postępowaniu wyjaśniającym w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej lekarzy (pisownia oryginalna!). Pod pismem widnieje pieczątka Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej – lekarza Grzegorza Wrony. Takie przesłuchanie, jeżeli dotyczyłoby wspomnianej krytyki walki z pandemią, jest oczywiście bezprawne i niezgodne z Konstytucją oraz Kartą praw podstawowych Unii Europejskiej. Czy pana spotkały podobne szykany?
– Mnie też pewnie by chętnie wezwali, ale ja sobie z nimi poradzę.
– Co według pana jest dziś największym problemem w walce z COVID-em?
– Brak dostępu do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Przez pierwsze miesiące pandemii ci lekarze „leczyli” przez telefon, mimo że otrzymują dodatek covidowy. Potem ministerstwo obiecywało, że POZ-y będą dostępne, ale niewiele się zmieniło. Ostatnio pan Andrusiewicz oświadczył, że ministerstwo nie ma wpływu na otwarcie przychodni. Jeżeli tak jest, to całe kierownictwo resortu natychmiast powinno podać się do dymisji. Jak to możliwe, że pacjentów cały czas przyjmują stomatolodzy, ginekolodzy i inni specjaliści, a lekarze rodzinni w ogromnej większości „badają” przez telefon. Gdyby POZ-y działały normalnie i rozpoznawały chorobę na jej początkowym etapie, to większość oddziałów covidowych nie byłaby potrzebna.
– Jak pan ocenia? Czy amantadyna dostanie rekomendację do powszechnego leczenia COVID-u, czy może zostanie uznana za placebo?
– Nie jestem optymistą. Jeżeli amantadyna będzie zwalczana jak dotychczas przez lobby profesorskie i Ministerstwo Zdrowia, to wszyscy za to zapłacimy – zarówno pacjenci, jak i władza, która nie będzie w stanie wytłumaczyć się z tego przed społeczeństwem.
KRZYSZTOF RÓŻYCKI (Wywiad autoryzowany)
– Urzędnik państwowy (wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł przyznał publicznie, że sam leczył się amantadyną i wyzdrowiał po kilku dniach – przyp. autora) nie może takich rzeczy publicznie opowiadać. Amantadyna nie jest uznana za lek na COVID-19 nigdzie na świecie. Nie ma żadnych badań potwierdzających, że może wpływać na stan pacjentów zakażonych SARS-CoV-2. Kiedyś amantadynę stosowano na grypę, ale teraz jest to lek na zaburzenia neurologiczne i chorobę Parkinsona. Dopóki badania nie potwierdzą czegoś innego, to musi tak pozostać (...). Jeśli ktoś chce sobie przeprowadzić badania na temat skuteczności leku, to musi najpierw zgłosić się do komisji bioetyki, a nie opowiadać takie straszne głupoty. Na jakiej podstawie są wyciągane takie wnioski o tym, że preparat działa lub nie działa? Skąd Warchoł może wiedzieć, że po prostu nie miał lekkiego przebiegu choroby? To wstyd, ale niestety taką mamy klasę polityczną – prof. Krzysztof Simon, konsultant wojewódzki (Dolnośląskie) w dziedzinie chorób zakaźnych (WP).
* * * – (...) Po pierwsze lek (amantadyna – przyp. autora) zarejestrowany jest tylko w chorobie Parkinsona, po drugie – działa tylko na wirusy grypy typu A, nawet więc w grypie nie zawsze jest skuteczny. Stosowanie amantadyny jako leku przeciwgrypowego jest określane jako „off label”, czyli zastosowanie poza zarejestrowanymi wskazaniami klinicznymi (...). W medycynie znamy wiele innych leków o działaniu przeciwwirusowym, co nie oznacza, że są skuteczne w walce z koronawirusem. Brak jest takich badań dla amantadyny, stąd też publikowane w sieci informacje, że „można nią wyleczyć koronawirusa w ciągu 48 godzin”, należy uznać w chwili obecnej za medyczny fake news – prof. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, farmakolog kliniczny z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WP).
* * * – To lek o złożonym mechanizmie działania. My uważamy, że ma on umiarkowane działanie przeciwwirusowe. Ponadto jest on wchłaniany do ośrodkowego układu nerwowego, a tam też następuje inwazja wirusa. Dodatkowo amantadyna pobudza układy przekaźnikowe w mózgu. W praktyce oznacza to, że wspiera ona organizm w walce z chorobą. Wierzymy, że pobudzanie układów przekaźnikowych przez amantadynę może się okazać korzystne właśnie w tym, by nie dopuścić do powikłań związanych z infekcją SARS-CoV-2 (...). Nie wolno leczyć się samodzielnie czy zdobywać leku od babci lub dziadka. Jesteśmy na etapie oczekiwania na wyniki wiarygodnych badań, które, mamy nadzieję, pojawią się za miesiąc lub dwa. Każdy lek musi przejść określone procedury, bo wtedy dostajemy dowód naukowy o wystarczającej sile. Dodam tylko, że jeżeli lekarz, który zna stan zdrowia pacjenta, wypisze mu taki lek i będzie to ich wspólna decyzja, to trudno w coś takiego ingerować. Ale ja nie zalecam leczenia się na własną rękę. Każdy lek na receptę ma różne działania niepożądane, indywidualne; konieczne jest też odpowiednie dawkowanie – prof. Konrad Rejdak, neurolog z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie (Medonet).