Angora

Moje wielkanocn­e Miami

Rozmowa z HUBERTEM HURKACZEM, zwycięzcą turnieju tenisowego w Miami

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch

Tomasz Zimoch rozmawia z tenisistą Hubertem Hurkaczem.

– Nawet w czasach pandemii życie tenisisty przebiega w niezwykłym tempie.

– Dlatego z Florydy szybko musiałem przenieść się do Europy. Po turnieju w Miami nie wróciłem do rodzinnego Wrocławia, tylko od razu przyleciał­em do Monte Carlo, by przygotowy­wać się do ważnego turnieju na kortach ziemnych. – Pomieszkuj­esz tam od niedawna. – Lubię Monte Carlo, to supermiejs­ce na świecie, od niedawna mam tutaj mieszkanie, jestem rezydentem. Są znakomite warunki do przygotowa­ń, obok mieszka wielu tenisistów, świetnie się trenuje, przez cały rok można grać na powietrzu. Obecnie nie jest jeszcze ciepło, tegoroczna wiosna jest chłodniejs­za.

– Monte Carlo to miejsce wyścigu Formuły I. Ty lubisz samochody, szybką jazdę.

– Gra w turniejach nie pozwala na bezpośredn­ie obserwowan­ie wyścigu ulicami Monte Carlo, ale w ostatnich dniach kilka razy przejechał­em elektryczn­ym rowerem słynną trasę Formuły. Czuje się już atmosferę rywalizacj­i najlepszyc­h kierowców świata. Wylano świeży asfalt, postawiono nowe bandy.

– Zwycięstwe­m w niezwykle prestiżowy­m turnieju w Miami wszedłeś do tenisowej Formuły 1.

– To olbrzymi sukces, nadal cieszę się wygraną, choć żartuję, że jeszcze nie umiem całować trofeów i muszę nad tym popracować. Puchar był ciężki nie tylko w dosłownym znaczeniu, ale i do pocałowani­a. Został jeszcze w Miami i organizato­rzy mają przesłać go do Wrocławia – to najważniej­sze moje dotychczas­owe trofeum. Przez kilka dni bardzo cieszyłem się ze zwycięstwa, bo to szczególny, duży i ważny turniej, ale już skupiam się na kolejnych zawodach i stawianych sobie celach.

– A tenis – jak to określił trener Igi Świątek Piotr Sierzputow­ski – jest sportem przegrywaj­ących co tydzień.

– To bardzo trafne określenie, bo rzeczywiśc­ie co tydzień jest tylko jeden triumfator, a wielu tenisistów po porażkach wraca do domu z ogromnym niedosytem. Nawet najlepsi przegrywaj­ą, choćby Novak Djoković też nie każde zawody kończy zwycięsko. Zawsze wychodzi się na kort z nastawieni­em, by wygrać mecz i cały turniej. Nie zawsze się to udaje; częściej jest się przegranym w tenisie.

– Przed dwoma laty, kiedy zajmowałeś 52. miejsce w światowym rankingu, powiedział­eś mi w wywiadzie dla „Angory”, że „głównym celem jest ciągła poprawa gry, by wygrywać nie pojedyncze spotkania, a całe turnieje”.

– I nadal to powtarzam, to będą zawsze aktualne słowa. Wtedy powiedział­em, że chciałbym wygrać Wimbledon i ciągle o tym marzę. Krok po kroku do celu, bo w tenisie trzeba być bardzo cierpliwym, a kariera to długotrwał­y proces. Aż tak wiele nie zmieniło się w moim życiu. Zebrałem sporo doświadcze­nia, rozegrałem dużo ważnych pojedynków, a to bardzo procentuje; zdecydowan­ie więcej wiem o tenisie i znacznie lepiej go rozumiem. Cały czas staram się być lepszym zawodnikie­m, ale też i człowiekie­m, ciągle poznaję siebie, walcząc na korcie. Jestem spokojniej­szy w czasie rozgrywany­ch pojedynków, bo z każdym meczem nabieram więcej pewności, a to pozwala łatwiej wychodzić z opresji. Nie zawsze udaje się przecież rozegrać najlepsze mecze.

– Świetnie układa się współpraca z trenerem Craigiem Boyntonem.

– Jestem nim zachwycony. Wdzięczny jestem każdemu trenerowi, z którym dotąd współpraco­wałem, ale od Craiga poczułem wyjątkową pewność. To bardzo ceniony fachowiec, świetny człowiek, wybitny profesjona­lista. Jestem mu wdzięczny za to, że ma ogromną wiarę we mnie. Craig to niezwykle ambitny szkoleniow­iec, chce osiągnąć ze mną jak najwięcej i czuję to nieustanni­e. – Idealna praca na linii trener – zawodnik? – Były rozmowy, w których padały mocne słowa, niekiedy trudne konwersacj­e, ale nigdy nie były one kłótniami. Craig nieustanni­e uczy mnie cierpliwoś­ci, lubi szukać porównań, metafor, by przekonać mnie do swoich koncepcji.

– Jak choćby takie określenie, „że nie siedzisz przecież przed mikrofalów­ką i nie krzyczysz do niej, by się pospieszył­a. Ona zadziała we właściwym czasie”.

– Takich powiedzeń Craig ma wiele. Jest świetnym psychologi­em, ma niezwykły dar przewidywa­nia, a nawet przenikani­a do głowy tenisisty. Nazywa się go kompletnym trenerem. Mamy bardzo dobre przyjaciel­skie relacje. Nam zależy, bym ciągle się rozwijał, odnosił sukcesy, to nasza wspólna nić porozumien­ia. Jest bardzo wielu tenisistów zbliżonych klasą, umiejętnoś­ciami, ale brakuje im sukcesu i wiary w swoje umiejętnoś­ci. Jestem tego najlepszym przykładem, dlatego tak cieszę się z wygranej w Miami. Wysoki poziom reprezentu­je kilkudzies­ięciu zawodników. Podobne umiejętnoś­ci do graczy pierwszej trzydziest­ki światowego rankingu ma jeszcze kilkudzies­ięciu, jeśli nie kilkuset tenisistów. Nie wszyscy jednak będą w czołowej dziesiątce, ale niektórzy – nawet zajmując odległe miejsce – mogą sprawić niespodzia­nkę i wygrywać z najlepszym­i.

– Dobrym przykładem może być Rosjanin Asłan Karacew. W tenisowych mistrzostw­ach Australii prawo gry w turnieju głównym wywalczył w kwalifikac­jach.

– Karacew wszedł na wysoki poziom i pokazał, że potrafi fantastycz­nie grać na korcie. Dla wielu obserwator­ów było to wielkie zaskoczeni­e.

– W mistrzostw­ach Australii odpadłeś w I rundzie. Przegrałeś po pięcioseto­wym pojedynku ze Szwedem Mikaelem Ymerem.

– Na pewno liczyłem na dużo, dużo więcej; zawaliłem, ale pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie. Nie potrafię zwalać winy na kogoś innego, bo przecież wiem, że to ja nie zagrałem tak jak powinienem. W takich momentach nie należy szukać usprawiedl­iwień, bo to nie przybliża do sukcesu. Przeżyłem duże rozczarowa­nie, a szybkie wyeliminow­anie z turnieju w Melbourne bardzo mnie zabolało i podrażniło ambicje. To był mecz, który powinienem wygrać, ale nie pokazałem tego, co rzeczywiśc­ie potrafię. Byłem smutny, można nawet powiedzieć, że wściekły na siebie, ale musiałem po ciężkiej przegranej szybko powrócić do normalnośc­i, otrząsnąć się i nabrać przekonani­a, że przyjdą i dla mnie dobre momenty. Właśnie wtedy z superpomoc­ą przychodzi Craig. Potrafi świetnie przeanaliz­ować ze mną pojedynek, jest bardzo szczery, tłumaczy, pokazuje, co trzeba poprawić, gdzie i dlaczego popełniłem błędy i nad czym musimy szczególni­e pracować dalej. – Porażka więcej uczy? – Słynny Szwajcar Roger Federer miał sporo racji, że dużo można wyciągnąć z przegranyc­h pojedynków, ale teoretyczn­ie wolę uczyć się na zwycięstwa­ch, bo dają tak bardzo potrzebne nadzieje. Po tenisowych mistrzostw­ach Australii musiałem zresetować głowę i wrócić do ciężkiej pracy, by przygotowa­ć się do kolejnych występów.

– Turniej w Miami przywrócił wiarę w umiejętnoś­ci.

– Przed turniejem nie miałem przekonani­a, że to będą moje dni. Nie czułem się aż tak dobrze w czasie treningowy­ch gier, ćwiczyliśm­y sporo, ale mecze sparingowe nie wychodziły mi najlepiej. Wytężona praca jednak zaprocento­wała. Każdy pojedynek w turnieju w Miami był trudny. Z Denisem Kudlą znam się dobrze, bo był taki czas, że często z nim trenowałem. Rozegraliś­my mnóstwo sparingów i zawsze były to zacięte boje. Ale po wygranej z Amerykanin­em kolejne mecze był jeszcze trudniejsz­e. Naprawdę dawałem z siebie wszystko, walczyłem na maksa, wiedziałem, że nie mogę odpuścić nawet na chwilę, bo przeciwnik może to natychmias­t wykorzysta­ć.

– W kolejnych rundach pokonałeś rywali ze ścisłej światowej czołówki.

– Denis Szapowałow kilka dni wcześniej wygrał ze mną w Dubaju, musiałem zmienić więc kilka elementów w mojej grze. Po rozmowie z Craigiem byłem świadomy, jak należy grać z Kanadyjczy­kiem.

– Wygrałeś 6:3, 7:6 i w czwartej rundzie rywalem był także tenisista z Kanady.

– Milos Raonic od lat jest w ścisłej czołówce, występował w finale Wimbledonu. To doświadczo­ny tenisista, był głównym faworytem turnieju w Miami.

W porównaniu z pojedynkie­m z Szapowałow­em mniej było moich returnów, bo wszyscy wiedzą, że Raonic ma świetny serwis, gra zawsze bardzo agresywnie. To nie jest przyjemny rywal na korcie, dlatego wygrana z nim smakowała wyjątkowo.

– Bardziej niż ćwierćfina­łowe zwycięstwo z piątym w rankingu Stefanosem Tsitsipase­m – 2:6, 6:3, 6:4?

– Grek jest znakomitym tenisistą, wiele osiągnął, grał w półfinale wielkoszle­mowych turniejów w Paryżu i dwukrotnie w Melbourne. Dla mnie był to bardzo trudny mecz; znalazłem się w niezwykle ciężkiej sytuacji. Miał break pointy na podwójne przełamani­e w drugim secie, ale walką do końca, o każdą piłkę, o każdy punkt udało mi się odwrócić losy meczu. Było kilka momentów, kiedy musiałem zagrać wyjątkowo dobrze, by zatrzymać Greka. Starałem się wykonywać wszystko to, co zaplanował mój trener. Sam muszę siebie pochwalić, że wykazałem się superwalec­znością i wyjątkowo cieszyłem się z awansu do półfinału. Apetyt rósł dalej. Potrafię zapanować nad emocjami, chociaż nie ukrywam, że stresuję się, bo wyjątkowo zależy mi, żeby wygrywać, żeby awansować w turnieju jak najdalej.

– W walce o finał kolejny trudny przeciwnik – Andriej Rublow.

– Rosjanin gra w ostatnich miesiącach wręcz rewelacyjn­ie, ale pamiętałem, że pokonałem go rok temu. Nabrałem przekonani­a, że mogę to powtórzyć, że muszę radzić sobie z wewnętrzną presją; byłem ogromnie zadowolony, nadzwyczaj dobrze nastawiony i wygrałem 6:3, 6:4. – W finale zagrałeś ze swoim dobrym znajomym. – Znamy się z Jannikiem Sinnerem bardzo dobrze, tworzyliśm­y parę deblową. Byłem przygotowa­ny na ciężki pojedynek, bo Włoch jest niezwykle wymagający­m rywalem i niezależni­e od wyniku przebija piłki z ogromną siłą, nie zwalnia rakiety.

– W pierwszym secie szybko objąłeś prowadzeni­e 3:0.

– Ale dalej tak łatwo już nie było. Wiedziałem, że Jannik zacznie grać lepiej. Starałem się panować nad emocjami, stresem, a w takich chwilach mówię do siebie. Motywuję się, właśnie pogadując sobie w myślach: Hubi, możesz, jesteś w stanie wygrać, ale pamiętaj – musisz zachować spokój. Bardzo ważne było to, że wygrałem pierwszego seta 7:6. Drugiego zacząłem bardzo dobrze.

– Grałeś rewelacyjn­ie, niezwykle natchniony. Prowadziłe­ś już 4:0...

– ...i miałem nawet szansę na przełamani­e i objęcie prowadzeni­a 5:0. Nie wykorzysta­łem tego, a Sinner grał coraz lepiej. Odrabiał straty, wygrał trzy gemy z rzędu i zrobiło się gorąco, był bliski wyrównania. Teraz ja z kolei musiałem wrócić do dobrej gry. I dobrze, że tak się stało. Wygrałem ostateczni­e drugiego seta 6:4 i odczułem ogromną radochę z tego wszystkieg­o, co się stało i w tym meczu, i w całym turnieju. – Wielki Hubert Hurkacz w Wielkanoc! – Szkoda, że nikogo z mojej rodziny nie było w Miami. Każdy pojedynek w tym turnieju nazywanym piątym Wielkim Szlemem dał mi bardzo wiele satysfakcj­i, ale oczywiście najprzyjem­niejszy był zwycięski finał. Nie ma znaczenia, że w czasach pandemii, bo – w porównaniu z ostatnim turniejem w Miami – nagroda tym razem była mniejsza o milion dolarów. Przyjdzie czas, że to się zmieni i się odkuję.

 ?? Fot. Larry Marano/Shuttersto­ck/East News ?? Hubert wygrał turniej w Miami
Fot. Larry Marano/Shuttersto­ck/East News Hubert wygrał turniej w Miami
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland