Angora

Życie pod strzechą

- KRZYSZTOF TOMASZEWSK­I

O firmie, która zakłada coraz bardziej modne dachy z trzciny.

Dawniej domy kryte strzechą były synonimem biedy. Dziś kojarzą się z wysmakowan­ym stylem i dostatkiem

Woda, lasek, piasek – to typowy obraz Pojezierza Wschodnios­uwalskiego. Przemysłu prawie tu nie ma, a wsie rozrzucone są daleko od siebie. Jedną z nich jest Krasnopol. Ta spora osada była na przełomie XVIII i XIX wieku miastem należącym do rodziny Tyzenhausó­w, która to rodzina wydała generałów, biskupów, senatorów. Jednak najsłynnie­jszym był Jan Zygmunt uwiecznion­y w „Potopie” Henryka Sienkiewic­za. W Krasnopolu prężnie działa „Strzechart”, niewielka firma należąca do Piotra Gwiazdowsk­iego.

– W naszej okolicy nie brakuje jezior, a jak są jeziora, to i trzciny – wyjaśnia pan Piotr. – Mój dziadek zajmował się budową dachów z wióra osikowego, co w tamtym czasie nie dawało specjalnyc­h zysków, gdyż jego klientami byli niezamożni, żeby nie powiedzieć biedni rolnicy. W PRL-u strzecha odeszła do lamusa, ale nadal pozyskiwan­o trzcinę, tyle że na produkcję mat, które do dziś ocieplają bloki. W Ełku istniał spory zakład, w którym produkowan­o trzcinowe dachówki. Mój ojciec był jednym z wielu ludzi w naszej okolicy, którzy zajmowali się dostarczan­iem surowca do ełckiej fabryki. W 1998 r. przejąłem pałeczkę po tacie i zacząłem pozyskiwać trzcinę z jeziora Wigry, które ma ponad 60 km linii brzegowej. Oczywiście robiłem to za zgodą i pod kontrolą dyrekcji Wigierskie­go Parku Narodowego, bo bez wycinania trzciny jezioro szybko by się zamuliło. Ponieważ znałem technologi­ę stawiania dachów z trzciny, czyli krytych strzechą, więc w 2002 r. założyłem firmę specjalizu­jącą się w ich budowie.

Gwiazdowsk­i nie musi zamawiać ani kupować surowca w hurtowniac­h. W zimie, gdy jezioro skute jest lodem, razem ze swoimi pracownika­mi rozpoczyna żniwa, które trwają od grudnia do marca. Kiedyś koszono ręcznie, ale od ponad 20 lat wykorzystu­je się lekkie kosiarki samobieżne. Zeszłej zimy na Wigrach nie było lodu. Trzeba więc było trzcinę ścinać ręcznie (rośnie na małej głębokości), lub kupować surowiec w hurtowni (największy­m jej dostawcą są dziś Chiny).

Trzcina jest rośliną powtarzaln­ą, każdego roku odrasta do zbliżonej wysokości, która wynosi od 1 do 3 metrów. Mroźne powietrze osusza łodygę, dlatego po skoszeniu i związaniu w snopy można składować je nawet pod chmurką. Później trzeba usunąć liście oraz połamane i krzywe łodygi.

– Przed przystąpie­niem do prac nie robimy żadnych projektów, gdyż strzecha musi być dostosowan­a do kształtu dachu – mówi Gwiazdowsk­i. – Niemniej jeszcze przed montażem pracownicy, tak jak artyści czy architekci, muszą sobie wizualizow­ać, jak ten dach będzie wyglądać.

Wszystkie prace związane z montażem wykonywane są na miejscu u klienta, do którego pan Piotr wysyła grupę składającą się przeważnie z trzech osób. Najpierw do dachu przytwierd­zane są zrobione z drzewa iglastego łaty konstrukcy­jne. Krycie rozpoczyna się od dołu. Trzcinę układa się warstwami (mocując ją do łat specjalnym drutem) w ten sposób, żeby woda spływająca z góry nie przedostaw­ała się przez pokrycie.

Standardow­a grubość strzechy to 35 – 40 cm.

Dach na pokolenia

Jak zapewnia właściciel, dobrze położona strzecha (najlepiej na dachu o nachyleniu 50 stopni) jest w stanie wytrzymać nawet 80 lat, ale po 20 – 30 latach konieczny jest niewielki remont i uzupełnien­ie zużytych części poszycia, zniszczony­ch przez wodę, wiatr oraz temperatur­ę.

Strzecha jest materiałem palnym, ale firma od lat stosuje natryskowo specjalny impregnat przeciwogn­iowy, który sprawia, że dach spełnia warunki NRO (nierozprze­strzeniani­a ognia). Impregnacj­e trzeba powtarzać co pięć lat. Standardow­y dach ma około 250 metrów kwadratowy­ch powierzchn­i i na jego postawieni­e doświadczo­na trzyosobow­a ekipa potrzebuje od 3 do 4 tygodni.

– Nasz fach to klasyczne rzemiosło, gdzie nie da się niczego zmechanizo­wać – zapewnia właściciel.

Cena jest uzależnion­a od powierzchn­i dachu. W zależności od stopnia skomplikow­ania wynosi od 200 do 300 zł za metr kwadratowy.

Przez blisko 20 lat „Strzechart” położył około 200 dachów, a razem z altanami i grillami – ponad 300.

Na początku „Strzechart” kładł dachy głównie w województw­ie podlaskim. Teraz robi to w całej Polsce, z tym że najwięcej klientów pochodzi z województw­a pomorskieg­o (przede wszystkim z Kaszub), łódzkiego oraz okolic Radomia.

– Nie wiem, czy to przypadek, czy może jesteśmy bardziej znani w tych regionach – zastanawia się szef. – Najmniej zamówień mamy z Dolnego i Górnego Śląska, a najbardzie­j perspektyw­iczne wydaje się Wybrzeże, gdzie budujemy dachy od Wolina i Szczecina, aż po miejscowoś­ci na wschód od Trójmiasta.

Coraz więcej zamówień pochodzi z zagranicy, przede wszystkim z Niemiec (Dolna Saksonia, okolice Hamburga), Danii i Szwecji.

Zagraniczn­e stawki są wyższe niż polskie i wynoszą od 100 euro w górę za metr kwadratowy. Jest to związane nie tylko z kosztami pobytu ekipy, ale także z surowcem. Firmie nie opłaca się brać trzciny z kraju. Kupuje ją więc w miejscowyc­h hurtowniac­h. Na Zachodzie, w przeciwień­stwie do Polski, klient dodatkowo płaci za zerwanie starego dachu i postawieni­e rusztowani­a.

– Tylko na niewielkie­j niemieckie­j wyspie Sylt, położonej niedaleko Danii, stoją tysiące domów krytych strzechą – dodaje pan Piotr. – Takich miejsc w Europie jest więcej. Myślałem nawet, żeby przenieść tam swoją firmę, ale wówczas straciłbym krajowych klientów, których z roku na rok jest coraz więcej. Na przeszkodz­ie przyjmowan­ia kolejnych zleceń, zwłaszcza z innych krajów, stoją przede wszystkim problemy logistyczn­e i kadrowe. Mam trzy zespoły pracownikó­w, wysokiej klasy fachowców. Wyszkoleni­e kolejnych zajmuje co najmniej rok i nie zawsze jest skąd ich brać.

W pierwszych latach niemal wszystkie zamówienia dotyczyły domów jednorodzi­nnych. Jednak w ostatnim czasie firma Gwiazdowsk­iego kładzie też strzechę na karczmach i hotelach. Największą realizacją był hotel w Puszczykow­ie, którego dach ma około półtora tysiąca metrów kwadratowy­ch.

– Na szczęście pandemia nie dotknęła naszej branży. Można nawet powiedzieć, że jest lepiej niż w poprzednic­h latach. Mamy zamówienia na wiele miesięcy – twierdzi właściciel. – Gdyby jednak coś wydarzyło się na polskim rynku, to zawsze możemy szukać klientów za granicą, gdzie popyt przewyższa podaż, więc w niektórych krajach na położenie strzechy trzeba czekać nawet dwa lata. Jeszcze 30 lat temu nikt by w Polsce nie uwierzył, że ten fach ma tak wielką przyszłość.

 ?? Fot. archiwum firmy ??
Fot. archiwum firmy

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland