Dwa strzały w tył głowy
Dożywocie za zabójstwo emerytowanego lekarza w Olsztynie. Wciąż nie wiadomo jednak, jakie były motywy tej zbrodni
Dożywocie za zabójstwo emerytowanego lekarza w Olsztynie.
Oskarżony: Paweł Z. (25 l.) Ofiara: Karol S. (89 l.) O: zabójstwo Sąd: Agnieszka Śmiecińska (przewodnicząca składu orzekającego), Krystyna Szczechowicz Oskarżenie: Izabela Szyszkowska – Prokuratura Okręgowa w Olsztynie Obrona: Karol Kakowski
Zwłoki 89-letniego mężczyzny znaleziono w centrum miasta, przy miejskim basenie, nieopodal planetarium. Jak ustalili później biegli, do ofiary oddano dwa strzały z broni palnej, jeden w tył głowy z odległości metra.
Pokrzywdzony był wdowcem, emerytowanym lekarzem internistą. Mieszkał sam w wieżowcu. Nie miał nałogów, a przez sąsiadów postrzegany był jako człowiek spokojny, schludny i niekonfliktowy, prowadzący ustabilizowany tryb życia. Codziennie kilka razy wychodził z domu o stałych porach i spacerował po okolicy. Zawsze miał ze sobą plecak, bo zbierał butelki, które później mył i sprzedawał. Zazwyczaj pierwszy raz wychodził na przechadzkę około szóstej rano. Karola S. systematycznie odwiedzała córka. Przygotowywała mu obiady, sprzątała mieszkanie i pomagała w zakupach. Czasami przychodziła z synem. Ostatni raz widzieli ojca i dziadka dzień przed zabójstwem – wczesnym popołudniem zabrali od niego do sprzedaży trzy skrzynki butelek.
Kaczy chód na monitoringu
Ta zbrodnia była dużym wyzwaniem dla śledczych, zwłaszcza że brakowało motywu. Zajmowali się tym najbardziej doświadczeni policjanci. Przejrzeli setki godzin nagrań zarejestrowanych na miejskich kamerach. Psycholodzy zaś przygotowali portret psychologiczny sprawcy. Dopiero po dwóch miesiącach śledztwa i wnikliwym przeanalizowaniu nagrań policjantom udało się ustalić podejrzanego o tę zbrodnię. Miał go zdradzić charakterystyczny „kaczy chód”.
Policjanci zapukali do mieszkania 22-letniego wówczas Pawła Z. Znaleziono tam worek foliowy, w którym znajdowały się szare metalowe kulki i filcowe krążki, cztery pudełka z metalowymi cylinderkami, tubka z napisem „Smar rewolwerowy w tubie”, słoik z czarną, sypką substancją i metalowym drucikiem z przymocowaną łuską ze zbitą spłonką. Zabezpieczono też metalowe urządzenie mechaniczne z drewnianą rękojeścią, przypominające prasę, oraz reklamówkę z zawartością 82 sztuk metalowych kulek i 68 sztuk filcowych krążków. Najważniejsza była jednak parciana torba przy łóżku. W środku znajdowała się replika broni wytworzonej przed 1885 r., z drewnianą rękojeścią.
Biegli z zakresu batalistyki nie mieli później wątpliwości, że pociski znalezione w obrębie czaszki pokrzywdzonego zostały odstrzelone właśnie z tego rewolweru.
Podczas przesłuchania Paweł Z. nie przyznał się do stawianego mu zarzutu. – Nie mam żadnej wiedzy na temat tego zabójstwa, poza informacjami z mediów – oświadczył. Powiedział także, że „jest katolikiem i zabójstwo byłoby dla niego śmiertelnym grzechem”.
Jak snajper strzela z czarnoprochowca?
Tymczasem według ustaleń prokuratury, Paweł Z. w maju 2018 r. zainteresował się bronią czarnoprochową i możliwością jej zakupu. Ponadto korzystając z tabletu, w internetowej wyszukiwarce wpisał hasło „zabójstwo z czarnoprochowca”. Przeglądał także strony internetowe o tematyce związanej z bronią palną, w tym strony pt. „Przestępstwa przy użyciu broni. Broń – przestępstwa – statystyka” oraz „Snajper strzela z czarnoprochowca”.
Skontaktował się też z mężczyzną, który na portalu internetowym zamieścił ogłoszenie o sprzedaży rewolweru czarnoprochowego wraz z kulami ołowianymi, smarem, prochem oraz drugim bębenkiem. A później umówił się na spotkanie. Nie targował się i zapłacił za broń 1700 zł. Jako że właściciel nie chciał mu sprzedać naładowanego rewolweru, poprosił, żeby go poinstruował w tej kwestii.
Paweł Z. wyjaśniał na przesłuchaniu, że kupił broń, aby – w gronie znajomych – zorganizować zabawę z... okazji swoich urodzin.
W mediach spekulowano, że „zabawa” mogła polegać na strzelaniu do przypadkowych ludzi, a strzały do emerytowanego lekarza miały być swoistym sprawdzianem, czy jest w stanie kogoś zabić. Nic jednak nie wskazuje na to, że podejrzany tak wyjaśniał sprawę na przesłuchaniach.
Według ustaleń prokuratury, Paweł Z. w dniu, w którym zastrzelony został Karol S., miał około czwartej nad ranem przebywać w okolicach basenu. Miał ze sobą reklamówkę i torbę na zakupy. Pił piwo, palił papierosy, słuchał czegoś przez słuchawki, tańczył na chodniku. Półtorej godziny później był przy ścianie szczytowej budynku pływalni, obok schodów prowadzących na taras.
Właśnie tam spacerował i zbierał butelki emerytowany lekarz. Paweł Z. – jak ustalono w śledztwie – wyjął wówczas pistolet i z odległości około jednego metra oddał strzał w potylicę pokrzywdzonego. Gdy ofiara upadła na ziemię, napastnik przeładował broń, podszedł do leżącego i z odległości około pół metra oddał do niego drugi strzał od przodu, w okolicę lewego oczodołu. Około 5.30 poszedł w kierunku swojego bloku, a niecałą godzinę później wysłał dwa nie do końca zrozumiałe SMS-y do swojego wuja, z którym nie kontaktował się od kilku lat.
Telewizja zamiast pracy
Paweł Z. jest bezdzietnym kawalerem. Skończył zaledwie gimnazjum i był na utrzymaniu matki emerytki. Nie interesowało go szukanie jakiejkolwiek pracy. Czas spędzał, oglądając telewizję, słuchając muzyki i przeglądając strony internetowe. Nie miał kolegów, nikt go nie odwiedzał. Natomiast o różnych porach wychodził z domu – raz wczesnym rankiem, innym razem wieczorem. Jego ulubionym miejscem samotnych wędrówek były okolice basenu, gdzie znaleziono ciało.
Z relacji świadków – pracowników basenu – wynika, że często przechadzał się obok budynku, przesiadywał na pobliskich ławkach albo w hallu ośrodka sportowego. Widziano też, jak zbierał niedopałki papierosów i zaglądał do śmietników. Nikt nie zapamiętał, żeby tajemniczy mężczyzna przebywał w jakimkolwiek towarzystwie. Kojarzono tylko, że ubierał się w markową sportową odzież i obuwie. Często nosił ciemną bluzę z kapturem nałożonym na głowę, czasami miał też ze sobą torbę.
Mężczyzna został poddany badaniom sądowo-psychiatrycznym. Biegli orzekli, że nie jest chory psychicznie ani upośledzony umysłowo. W momencie popełniania zbrodni miał zachowaną zdolność rozpoznania znaczenia swego czynu i pokierowania swoim postępowaniem. Stwierdzono natomiast u niego zaburzenia osobowości, które charakteryzują się ekscentrycznym
zachowaniem, brakiem empatii, wycofaniem z relacji społecznych oraz... dziwacznymi zainteresowaniami. Ma też „silną potrzebę sprawdzenia się na zasadzie kompensacji deficytów w innych sferach życia”.
Nigdy dotychczas nie był karany. Tym razem oskarżony został o zabójstwo.
Identyczne modele tej samej broni?
Również przed sądem Paweł Z. nie przyznał się do stawianego mu zarzutu. Pytany, jak wytłumaczy, że według opinii biegłych pokrzywdzony zginął od broni, którą znaleziono w jego mieszkaniu, odpowiedział tak:
– Broń czarnoprochowa jest powszechnie dostępna na rynku i być może sprzedano dwa identyczne modele.
Oskarżony nie zdecydował się na składanie wyjaśnień. Z kolei jego matka nie skorzystała z prawa do odmowy składania zeznań. Pytana, czy syn mógł w dniu zdarzenia wyjść wcześnie rano z domu, odpowiedziała:
– Paweł zazwyczaj wstawał około ósmej rano, ale mógł też wychodzić z domu wcześniej, kiedy jeszcze spałam.
Świadek przyznała też, że oskarżony prowadził samotniczy tryb życia, że nikt go w domu nie odwiedzał.
– Czy podczas sprzątania mieszkania zauważyła pani broń i amunicję? – pytał sąd.
– Mogłam nie zauważyć broni. A jeżeli chodzi o amunicję, to nawet gdybym ją zobaczyła, nie wiedziałabym, do czego służy.
Oskarżonego pogrążały zeznania kolejnego świadka, konserwatora na basenie. Mężczyzna był przekonany, że widział Pawła Z. w dniu zdarzenia na placyku przy głównych, szerokich schodach prowadzących do budynku pływalni. Było to między czwartą a piątą rano.
To godziny, kiedy miano strzelać do ofiary.
– Skąd pewność, że to był oskarżony? – dociekał sędzia.
– Widywałem go wcześniej, gdy przechadzał się przy basenie albo zbierał niedopałki przy wejściu do budynku.
Świadek rozpoznał też oskarżonego na okazanym mu zapisie nagrania monitoringu.
To, że Paweł Z. bardzo często przebywał w okolicy basenu, potwierdzili też przed sądem inni świadkowie.
Zamknięty łańcuch poszlak
Proces Pawła Z. był poszlakowy, bo nie ma bezpośrednich dowodów i świadków, że oskarżony strzelał do pokrzywdzonego.
Jednak poszlaki przedstawione podczas przewodu sądowego tworzą tak zwany zamknięty łańcuch, nie ma bowiem wątpliwości, że do ofiary strzelano z broni kupionej i znalezionej u oskarżonego. Na jej „istotnych do użytkowania częściach” ujawniono także ślady DNA Pawła Z. Tuż po zabójstwie wujek oskarżonego otrzymał dwa niezrozumiałe, bełkotliwe SMS-y od Pawła Z., z którym od dłuższego czasu nie miał kontaktu. A to – zdaniem sądu – wskazuje na aktywność sprawcy w czasie zbliżonym do czasu zabójstwa. Kluczowe były też nagrania z monitoringu oraz zeznania świadków i biegłych.
Dlatego sąd uznał, że to właśnie Paweł Z. dopuścił się tej zbrodni i skazał go na dożywocie. Zasądził także zadośćuczynienie w kwocie 100 tysięcy zł dla syna pokrzywdzonego.
Zdaniem sądu oskarżony dopuścił się czynu o wyjątkowo wysokim stopniu społecznej szkodliwości. Działał z użyciem niezwykle niebezpiecznego narzędzia w postaci broni palnej. Jego działanie, wymagające zaopatrzenia się w broń i jej przygotowania do oddawania strzałów, było zorganizowane i zaplanowane. Zabił zupełnie obcego człowieka – przechodnia, który nic mu nie zrobił, niczym go nie sprowokował. Wybrał jednak na swoją ofiarę osobę starszą i zniedołężniałą, mierząc z bliskiej odległości w jej głowę. Świadczy to, że oskarżony działał w sposób bezwzględny, chciał mieć pewność, że spowoduje zgon pokrzywdzonego, a jednocześnie nie obawiał się na tyle, aby poprzestać na jednym strzale. Krótko po zabójstwie wysłał dwie wiadomości SMS do swego wuja, których treść, aczkolwiek niezrozumiała i niejasna, ogniskowała się wokół tematyki imprezowania i spożywania alkoholu, co oznacza, że oskarżony był emocjonalnie pobudzony i nie odczuwał żadnej skruchy w związku z niedawnym czynem.
– Powyższe okoliczności świadczą o braku poszanowania przez oskarżonego najistotniejszych norm moralnych. Dowodzą niezwykle wysokiego stopnia jego demoralizacji wyrażającego się w nieliczeniu się z innymi ludźmi i instrumentalnym ich traktowaniu. Działał ponadto bez jakichkolwiek motywów, które by choćby w minimalnym stopniu mogły usprawiedliwiać jego zachowanie. A to oznacza, że oskarżony jest sprawcą niebezpiecznym, który potencjalnie może dopuścić się podobnych czynów – uzasadniała wyrok sędzia Agnieszka Śmiecińska.