Wracają stare demony
Do zamieszek w zachodnim Belfaście doszło na tle brexitu.
Niekorzystny dla Belfastu zapis umowy brexitowej znów stał się powodem rozdrapywania starych ran między irlandzkimi katolikami a protestantami.
7 kwietnia doszło do eskalacji zamieszek w zachodnim Belfaście. Zwłaszcza w dzielnicy Shankill, zamieszkiwanej przez tzw. lojalistów, protestantów przywiązanych do brytyjskiej monarchii. Gdy na ulicach zapłonęły kosze na śmieci i stare opony, zjawiła się policja. W kierunku ich opancerzonych land roverów poleciały kamienie i koktajle Mołotowa. Jeden z demonstrantów rzucił butelką zapalającą w przednią szybę piętrowego autobusu miejskiego. Po chwili inny zamaskowany mężczyzna wrzucił drugi koktajl przez otwarte drzwi pojazdu, który momentalnie stanął w płomieniach. Na szczęście w autobusie nie było pasażerów, a kierowca zdążył uciec. Policja otoczyła teren, a autobus wypalił się doszczętnie na środku drogi.
Zamieszki rozpoczęły się tydzień wcześniej, gdy prokuratura zdecydowała się nie stawiać zarzutów uczestnikom pogrzebu Roberta Storeya. 30 czerwca ub.r. na cmentarzu w Belfaście pojawiło się prawie 2 tys. ludzi, mimo że zgodnie z obostrzeniami epidemicznymi mogło w tej uroczystości uczestniczyć maksymalnie 30 osób. Cześć znanemu bojownikowi Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA) oddało 24 polityków Sinn Féin, partii walczącej o zjednoczenie Irlandii Północnej z Republiką Irlandii. Lojaliści uznali, że władze postawiły znienawidzonych nacjonalistów ponad prawem.
Przez Belfast przebiega Mur Pokoju oddzielający proirlandzkie dzielnice katolickie od probrytyjskich protestanckich. 7 kwietnia doszło do tak silnych starć między mieszkańcami, że policja zdecydowała się zamknąć nieliczne przejścia i bramy w tym murze. Mimo to do późnych godzin nocnych obrzucano się na oślep, ponad murem, kamieniami, brukiem i koktajlami Mołotowa.
W ciągu trwających tydzień starć rannych zostało 41 policjantów. Aresztowano dziesięciu najbardziej agresywnych demonstrantów. Większość z nich to bardzo młodzi ludzie. Wśród zakutych w kajdanki byli nawet trzynasto- i czternastolatek. Protestantom nie spodobało się, że zdjęcia robił fotoreporter „Belfast Telegraph”. Kevin Scott został zaatakowany, a jego aparat fotograficzny uszkodzony.
Premier Irlandii Północnej Arlene Foster stwierdziła: – To nie jest protest, lecz wandalizm i próba zabójstwa kierowcy autobusu. Te działania nie reprezentują lojalizmu i są zawstydzające dla naszego kraju. Służą odwróceniu uwagi od prawdziwych sprawców łamania prawa z Sinn Fein. Brytyjski premier Boris Johnson zdobył się na tweet: „Jestem głęboko zaniepokojony tymi scenami przemocy, zwłaszcza atakami na policję, kierowcę autobusu i napaścią na dziennikarza. Drogą do rozwiązywania różnic jest dialog, a nie przemoc czy przestępczość”.
Największe niepokoje w Irlandii Północnej wywołuje umowa brexitowa. Zgodnie z nią powstała granica celna na Morzu Irlandzkim. Ponadto 29 stycznia Bruksela próbowała przywrócić kontrolę na granicy między unijną Irlandią a należącą do Wielkiej Brytanii Irlandią Północną, by zapobiec wywożeniu szczepionek przeciw COVID-19. Później Londyn przedłużył Belfastowi okres karencji na kontrolę importu żywności, a 3 marca Bruksela zapowiedziała kroki prawne wobec tego łamania porozumienia brexitowego. Premier Foster oskarżyła wtedy UE, że dba tylko o siebie i w ogóle nie interesuje ją fakt, że brak kontroli wspomaga utrzymanie pokoju między Londynem a Belfastem. Następnego dnia lojalistyczne organizacje Ulster Volunteer Force, Ulster Defence Association i Red Hand Commando poinformowały, że do czasu wypracowania w tej kwestii porozumienia nie będą przestrzegały pokoju zawartego w Wielki Piątek 1998 roku. List w tej sprawie otrzymał Johnson, a kopię wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Słowak Maroš Šefčovič. Padł tam m.in. zarzut, że Londyn bądź Bruksela będą ponosić odpowiedzialność za trwałe zniszczenie porozumienia wielkopiątkowego. (PKU)