Mieszkańcy lotnisk
Scenariusz filmu „Terminal” z Tomem Hanksem był oparty na prawdziwej historii.
36-letni Aditya Singh został aresztowany po tym, jak przez trzy miesiące mieszkał na lotnisku Chicago-O’Hare. Od października 2020 przebywał w strefie zastrzeżonej terminalu, przeznaczonej dla pasażerów odlatujących. Spał tam i korzystał z łazienek, a podróżni kupowali mu jedzenie. Wydało się, gdy jeden z pracowników lotniska poprosił go o dokument tożsamości.
Nie był to pierwszy taki przypadek. W ciągu ostatnich 20 lat było ich znacznie więcej – niektórzy mieszkali na lotnisku przez wiele lat i nie zawsze był to ich wybór. Port lotniczy to miniaturowe miasto – są tu miejsca kultu, policja, hotele, restauracje, sklepy. Tylko nikt w nim nie mieszka, a przynajmniej nie powinien. Jednak przetrwanie na lotnisku nie jest trudne – dzięki dostępowi do wody, jedzenia i toalet. Terminale są otwarte od wczesnego ranka do nocy, czasem przez całą dobę. Niektóre lotniska są tak duże, że jeśli ktoś nie chce rzucać się w oczy, łatwo może ukryć swą obecność. Nietrudno jest wmieszać się w tłum. Nie wszyscy, którzy pomieszkują w terminalach, sami to zaplanowali. Zdarza się, że ludzie się spóźniają, i nie mogą już wsiąść na pokład samolotu, albo ich lot zostaje odwołany, czy psuje się pogoda. W tych okolicznościach bywa, że na lotnisku trzeba poczekać dobę albo dwie. A czasami kończy się to znacznie dłuższym pobytem.
Najbardziej znanym mieszkańcem lotniska, który przebywał na nim nie z własnej woli, był Mehran Karimi Nasseri, którego historia zainspirowała twórców filmu
„Terminal” z Tomem Hanksem w roli głównej. W 1988 roku Nasseri, uchodźca z Iranu, był w drodze do Anglii, przez Belgię i Francję, gdy zgubił dokumenty potwierdzające jego status uchodźcy. Bez nich nie mógł zostać wpuszczony na pokład samolotu do Anglii. Nie mógł też opuścić paryskiego lotniska i przebywać na terytorium Francji.
Przedstawiciele każdego z trzech państw – Anglii, Francji i Belgii – starali się go jak najszybciej zbyć. W którymś momencie Francuzi pozwolili mu przebywać na terenie ich kraju, ale on się nie zgodził, bo chciał dotrzeć tam, gdzie sobie zaplanował – do Anglii. Na lotnisku Paryż-Roissy-Charles de Gaulle spędził prawie 18 lat. Opuścił je w 2006 roku, kiedy to pogorszył się stan jego zdrowia i wymagał hospitalizacji.
Wśród długoterminowych rezydentów lotnisk jest Edward Snowden, który w 2013 roku przez miesiąc – przed uzyskaniem azylu – żył na rosyjskim lotnisku. Z kolei Sanjaya Shaha w maju 2004 leciał do Anglii z paszportem obywatela brytyjskich terytoriów zamorskich. Gdy okazało się, że chce zostać w Wielkiej Brytanii na stałe, urząd imigracyjny nie wyraził zgody, by przekroczył granicę. Wysłano go z powrotem do Kenii, ale on bał się opuścić lotnisko, bo zdążył wcześniej zrzec się kenijskiego obywatelstwa. Po roku mieszkania w terminalu zdołał uzyskać zgodę władz Wielkiej Brytanii na stały pobyt w tym kraju.
W czasie pandemii pojawił się nowy rodzaj lotniskowych rezydentów. Estończyk Roman Trofimow 20 marca 2020 przyleciał z Bangkoku i wylądował na lotnisku w Manili, gdzie przebywał ponad 100 dni. Gdy przyleciał, władze Filipin właśnie przestały wydawać wizy dla podróżnych, żeby ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa. Dopiero po ponad trzech miesiącach ambasada Estonii zdołała zapewnić mu bilet na lot powrotny do ojczyzny.
Są też osoby, które z własnej woli postanowiły szukać schronienia na lotniskach. Największe europejskie i amerykańskie porty lotnicze od dawna cieszyły się powodzeniem wśród bezdomnych. W 1986 roku dziennik „Chicago Tribune” opisał przypadek Freda Dilsnera, 44-letniego byłego księgowego, który przez rok mieszkał na chicagowskim lotnisku. Liczbę bezdomnych przebywających tam wówczas szacowano na 30 do 50 osób, ale liczono się z tym, że zimą może ich być nawet 200. W XXI wieku problem wcale nie zniknął. W 2018 roku prasa informowała, że liczba bezdomnych na amerykańskich lotniskach wzrosła, a w czasie pandemii trzeba było organizować dla nich specjalną pomoc. (AS)