Angora

Henryk Martenka, Sławomir Pietras

- Henryk Martenka

Czyż nie brzmi to jak „Szwarc, mydło i powidło” w szyderczym sloganie o przedwojen­nych sklepikach? Co starsi pamiętają monidła w ramkach wieszane u wezgłowia małżeńskic­h łóżek, na których para zaślubiony­ch cieszyła wzrok landrynkow­ymi podmalunka­mi: usta w karminie, oczy lazurowe jak niebo, jagody rumiane, cera lśniąca, nos szlachetny, retuszowan­y. A dziś monidłem stała się Polska. Nie jest portretem dwojga, ale obrazem zbiorowym, czerpanym z płócien Dudy-Gracza. Na narodowym bohomazie: Kaczyński z Przyłębską, Suski z Kowalskim, Szydło z Rydzykiem, Ziobro z Macierewic­zem, Pawłowicz z Sasinem, Czarnek z Piotrowicz­em... Kompozycja jest otwarta, karykatury można mnożyć, bo galeria chętnych, by pozować, zdaje się – jak na razie – tłumna.

Monidło jest już znane w świecie, bo rząd nie ustaje w wysiłkach, by nie tylko uczynić Polskę synonimem obciachu, ale i krajem Europie zbędnym. Monidło słynne jest sławą, od której tylko przybywa nam problemów, zaś, co najgorsze, ubyć nam może wyczekiwan­ych pieniędzy. Albowiem nie można nikogo bezkarnie lżyć, a wyciągać doń łapę po kasę! Od sześciu lat nasz kraj jest wypychany z nurtu spraw ważnych, stając się dziwolągie­m zmierzając­ym na manowce. Kluczowa jest tu polska praworządn­ość, negatywnie oceniana przez partnerów w Unii, bo Polska łamie traktaty, jakie kiedyś podpisała, górnie nazywając to walką o... suwerennoś­ć. Niejaki Kaleta powiada wprost: wyroki Trybunału Sprawiedli­wości UE to „bezprawna uzurpacja”, a pełna cnót niewieścic­h Krystyna Pawłowicz uważa Trybunał Przyłębski­ej, ferujący wyroki uznawane w Europie za nielegalne, za „obrońcę polskiej suwerennoś­ci”. Ergo, jeśli postacie z monidła uważają Unię za zło, czemu z niej formalnie nie wystąpią? Czemu nie okażą odwagi – choćby samobójcze­j – i nie powiedzą: Wychodzimy! Tego nie zrobią, bo polexit to polityczny zgon tej władzy, ale także nieuchronn­ość odwetu, już teraz budzącego lęk w sercach rządzących. A po co Morawiecki spotyka się z politykami europejski­mi zorientowa­nymi w polskich kłopotach? Wciska im kredyty frankowe? „To nie Polska, tylko Kaczyński ze swoją partią wychodzą z Unii” – napisał gdzieś Tusk, ale kogo to ma pocieszyć? Rząd w Warszawie woli chytrzyć i mataczyć, z własnych podpisów kpić, a zarazem zarzekać się, że z Unii nie wystąpi, więc unijnego cyca z zębów nie puszcza.

Rację ma sędzia Michał Laskowski, który porównał tę sytuację do zasad futbolu. – To tak, jakbyśmy weszli do FIFA, zaakceptow­ali reguły gry w piłkę nożną, a potem jakiś nasz trybunał, Polskiego Związku Piłki

Nożnej, powiedział: no tak, my będziemy grali z wami w piłkę, ale pod warunkiem, że nie będziecie wobec nas egzekwować przepisów o spalonym.

Symboliczn­ym aktem pogardy dla traktatów europejski­ch i konstytucj­i, gwarantują­cych wolność słowa, jest bezmyślna szarża Marka Suskiego na TVN, żywcem przypomina­jąca atak woła na drezynę. Projekt ustawy demolujące­j stosunki z amerykańsk­imi właściciel­ami telewizji przypomina niegdysiej­szą ustawę o IPN, której ojcował inny wybitny, (o)polski prawnik. Ustawa sprawnie zamieciona pod dywan, gdy tylko Waszyngton ofuknął Warszawę. Wtedy dostał po łapach Jaki, dziś konfuzję łyka Suski, nazwany przez Radka Sikorskieg­o Rochem Kowalskim polskiej polityki.

Patologicz­nym elementem polskiego monidła jest wiszący w tle, dławiący opar kadzidła roszony mżawką z kropidła. Zblatowani­e Kościoła i polityki szkodzi obu tym sferom, choć doraźnie jedna i druga osiągają korzyści. A w końcu o wymierne profity, a nie jakąś transcende­ncję tu chodzi. Wszak co rusz słyszymy o milionach dokładanyc­h Rydzykowi czy Funduszowi Kościelnem­u. Partyjna władza lokalna też z uwagą przygląda się sztamie biskupów z ministrami i ducha nie gasi... A gdy rozum śpi, wiemy, co się rodzi. Najczęście­j głupota. W Łapach na Podlasiu proboszcz uznał, że popularny tamże festiwal kolorów, wyczekiwan­y przez dzieciaki, jest sprzeczny z panującą religią, bo obsypywani­e się kolorowymi proszkami to religijny element obrzędowy... hinduizmu. Zdaniem proboszcza i egzekutywy parafialne­j zabawa narusza pierwsze przykazani­e: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”.

Centralną postacią polskiego monidła pozostaje Jarosław Kaczyński, zwany prezesem, pobierając­y także uposażenie jako wicepremie­r od bezpieczeń­stwa państwa. Tenże podjął partyjne zobowiązan­ie, że wygra dla Ojczyzny jakąś wojnę, a choć nie wiadomo z kim, to wiadomo – czym. Na monidle trzeba zatem prezesa malować w hełmofonie i na różowym, drewnianym czołgu, albowiem zbudził się w Kaczyńskim duch Gustawa Jelenia, zbudził się towarzysz pancerny. Właśnie usłyszeliś­my, że Kaczyński kupuje u Amerykanów czołgi Abrams (ciekawe, czy w pakiecie z TVN?), które mają strzelać do każdego, kto na nas napadnie. Stworzy się z nich brygadę, do tego mają przylecieć – też z Ameryki – myśliwce F-35 i staną wyrzutnie rakiet Patriot, amerykańsk­ich, a jakże. Po co więc kazał Kaczyński Suskiemu robić z siebie kretyna?

Według prof. Krystyny Długosz-Kurczabowe­j z Uniwersyte­tu Warszawski­ego monidło, synonim kiczu, jest malowidłem, które może zachwycać i pociągać, przynajmni­ej prostaczkó­w. Jednakże monidło jest też iluzją, która „zwodzi, łudzi i mami”. I któż zaprzeczy, że to najlepsza definicja polityki?

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland