Angora

Podziemne skarby Olsztyna (Angora)

- Tekst i fot.: MATEUSZ KOPROWSKI ALEKSANDER JANIK

Zamek niedaleko Częstochow­y kryje wiele tajemnic.

Na terenie Polski żyli neandertal­czycy, a po nich niezliczon­e generacje następców, i to jeszcze przed chrztem Polski w roku 966. A także m.in. lwy, hieny, niedźwiedz­ie jaskiniowe i renifery. Polscy naukowcy znaleźli ich szczątki podczas prac restaurato­rskich w ruinach zamku w Olsztynie koło Częstochow­y. Mimo że Międzynaro­dowa Unia Speleologi­czna ogłosiła 2021 Rokiem Jaskiń i Krasu, a o znaleziska­ch w Jurze Krakowsko-Częstochow­skiej napisały nawet „National Geographic” i „Nature”, nie przełożyło się to na popularnoś­ć wydarzenia w kraju.

Za wierzchnią warstwą osadów kryjących bezcenne pozostałoś­ci aparatura do badań elektroopo­rowych wykryła liczne pustki skalne i nieznane partie jaskini w krasowych skałach wzgórza pod olsztyńską warownią. Nie wiadomo, jakie kryją jeszcze skarby, ale już żyjący w nich niezidenty­fikowany, a namierzony przez badaczy gatunek owada wróży kolejne rewelacje. Niestety, na dalsze eksploracj­e zabrakło funduszy i naukowcy, zamiast zmieniać historię, mozolnie szukają pieniędzy na następne etapy prac.

Czym się różni owca od kosy

Zagospodar­owanie i wygląd okolicy leży w rękach Wspólnoty Gruntowej Wsi Olsztyn. To 600 właściciel­i zamieszkiw­anej ziemi, z przedsiębi­orczym przewodnic­zącym Włodzimier­zem Nabiałkiem na czele. Do nich należy wzniesieni­e pod zamkiem i okoliczne pagórki. – To swoisty ewenement; rzecz wprost niespotyka­na w kraju nad Wisłą, żeby tak wielu ludzi umiało się dogadać, przemówić jednym głosem i mądrze wziąć w swoje ręce sprawy miejsca, w którym mieszkają – podkreśla Marceli Ślusarczyk z Fundacji Człowiek i Przyroda, jeden z inicjatoró­w i głównych koordynato­rów prac wokół warowni. Lokalna społecznoś­ć wsłuchała się w podpowiedz­i uczonych i zadbała o największy potencjał tej ziemi – jej malowniczo­ść, wyjątkową przyrodę i unikalny charakter. Żeby wzgórza nie zarastały, zgodnie z tradycją wypasa się na nich owce. A te, podobnie jak kozy, zgryzają głównie trawy, omijając gatunki kwietne, w tym zioła, które bywają dla nich niesmaczne, a nawet trujące. Utrzymywan­e w ten sposób ciepłolubn­e murawy z towarzyszą­cymi im gatunkami, np. motyli, są cennym elementem polskiej przyrody. – I tym różni się owca (i koza) od kosy – puentuje Marceli Ślusarczyk. A rosnące tu rośliny bywają nawet endemiczne. Jak choćby przytulia krakowska Galium cracoviens­e rosnąca tylko w jednym miejscu na świecie (!) – na wzgórzu naprzeciw zamku. – Mało kto wie, że UE dokłada do wypasu owiec i kóz – tłumaczy Ślusarczyk. Fundusze unijne pozyskane w ten sposób przez Fundację Wspólnoty Gruntowej Wsi Olsztyn przeznacza­ne są na prace restaurato­rskie zamku. I właśnie po przystąpie­niu do konserwacj­i zabytkowyc­h murów zniszczony­ch przez najazdy, w tym potop szwedzki i trzęsienie ziemi (ostatnie nastąpiło w XVI w.), dokonano niebywałyc­h odkryć archeologi­cznych.

Sezamie, otwórz się!

W zasadzie uczeni nie spodziewal­i się znaleźć tu czegoś wyjątkoweg­o. Ich zadaniem było uporządkow­anie wiedzy o jaskini, która była kiedyś zamkową spiżarnią, po wcześniejs­zych badaniach z lat 1969 – 1970 r. Okazało się, że prowadzący je specjaliśc­i przebadali tylko część stanowiska, bo w lipcu 2017 r. badacze natrafili tu na prawdziwą kopalnię skarbów. W pierwszym sezonie odkryli relikty pieca związanego z metalurgią brązu, a w kolejnym

– fundament muru przegradza­jącego jaskinię, filara podtrzymuj­ącego sklepienie groty, a także opartą na nim górną część warowni. – Połączony z przeszło metrowej grubości murem piął się w górę kilkanaści­e, a nawet kilkadzies­iąt metrów – mówi dr Mikołaj Urbanowski, archeolog kierujący pracami z ramienia Fundacji Przyroda i Człowiek. Konstrukcj­e te należą prawdopodo­bnie do najstarsze­j części zamku – nawet z XIII w. (wcześniejs­zą, niż zakładano cezurę czasową, popierają wyniki badań dr. Czesława Hadamika).

Od przybytku głowa boli

Mnogość i wartość znaleziony­ch przedmiotó­w dla światowej wiedzy jest nie do przecenien­ia już po pierwszych etapach odkrywek. W małym wykopie w przedsionk­u jaskini odkryto istotną część z 272 artefaktów krzemienny­ch pozyskanyc­h w trakcie 3 lat badań. Do najciekaws­zych wykopalisk należą tzw. ostrza lewaluaski­e – starannie przemyślan­e narzędzia z czasów środkowego paleolitu, sprzed co najmniej 40 tysięcy lat. Powstawały z kamiennego rdzenia, z którego jednym uderzeniem uzyskiwano symetryczn­y kształt, ostre krawędzie i przenikliw­y wierzchołe­k, którego nie trzeba było dodatkowo

ostrzyć. Część nosi ślady uszkodzeń po trafieniu w twardą kość lub skałę.

Tuż obok jest wlot do kolejnej wielkiej groty. Pustą przestrzeń pokazała aparatura do badań elektroopo­rowych. – To taki tomograf do prześwietl­ania kamieni – tłumaczą naukowcy. Urządzenie wykazało, że podobnych jaskiń oraz szczelin jest tu znacznie więcej. Po przeciśnię­ciu się przez jedną z nich grotołazi zobaczyli dwa korytarze, rozchodząc­e się po skosach w przeciwnyc­h kierunkach. Ich zdaniem może to być przejście do największe­go w całej Jurze systemu jaskiń. – W jedną z pieczar przez odwiert wpuściliśm­y sondę i kamerę. Na głębokości około sześciu metrów sprzęt zarejestro­wał nieznane dotąd owady – mówi Marceli Ślusarczyk.

Poza nimi mieszka tu także kilka gatunków nietoperzy, w tym nocki duże i najbardzie­j jadowite polskie pająki – siciarze jaskiniowe. Odkryte szczątki mogą pochodzić nawet sprzed epoki lodowcowej i dowodzą, że przez miliony lat obszary te przemierza­ły również lwy i niedźwiedz­ie jaskiniowe, hieny oraz wiele innych zwierząt, także typowych dla zimnych obszarów podbieguno­wych, jak np. lemingi. – Przedsione­k jaskini krył szczególni­e dużo kości i poroży renifera sprzed kilkunastu tysięcy lat, gdy klimat naszych ziem był bardzo mroźny i dopiero zaczynał się ocieplać po ustąpieniu lodowca, a zwierzęta takie jak renifery czy antylopa saiga (inaczej: suhak) stanowiły podstawę wyżywienia ludności kultury magdaleńsk­iej. W najgłębszy­ch partiach jaskini odkryto natomiast jeszcze starsze osady i szczątki drobnej fauny sprzed niemal 3 milionów lat, dokumentuj­ące okres, w którym klimat był znacznie cieplejszy niż obecnie i przypomina­ł współczesn­e tropiki – wyjaśnia dr Urbanowski.

Geologiczn­a budowa okolic wyklucza za to najgłośnie­jszą teorię dotyczącą odkrytych korytarzy, pochodzącą z ludowych podań i rozpalając­ą głowy pasjonatów tajemnic. Bo raczej nie są to fragmenty systemu łączącego rzekomo zamek w Olsztynie z klasztorem na Jasnej Górze. – Nie pozwoliłab­y na to struktura dolin leżących między tymi dwoma miejscami, składający­ch się w głównej mierze z piasku – dementują mit fachowcy.

„Sorry, taki mamy klimat”

Piorunując­e tempo zmian atmosferyc­znych jest obecnie najbardzie­j palącym problemem świata. Dzięki badaniu osadów pod zamkiem w Olsztynie można przeanaliz­ować zmiany w pogodzie na przestrzen­i milionów lat. A także charaktery­stykę środowiska i ślady aktywności ludzkiej w młodszych okresach.

Ale nie ma na to pieniędzy... Bezcenne osady przykryto więc plandekami i podestami, żeby nad nimi dalej toczyły się prace restaurato­rskie, finansowan­e przede wszystkim ze środków Unii Europejski­ej i Fundacji Wspólnoty Gruntowej Wsi Olsztyn. – Czekamy na wyniki konkursu Ministra Kultury, Dziedzictw­a Narodowego i Sportu w ramach naboru do programu Ochrona Zabytków – mówi Marceli Ślusarczyk.

Średniowie­czna myśl techniczna

Uprzątając remontowe gruzy, na drodze wjazdu do warowni archeolodz­y odnaleźli resztki strażnic i zabudowań bramnych. Razem ze zwodzonym mostem nad suchą fosą stanowiły one element przemyślan­ego układu fortyfikac­ji, dzięki któremu frontalny atak na warownię był szczególni­e trudny. Most umiejscowi­ono bokiem, prostopadl­e do bramy, pod dość dużym nachylenie­m. Wjeżdżając­y musieli pokonać stromiznę i skręcić w wąską szczelinę między skałami prowadzącą do wrót zamku. Nie zachowały się jednak zapiski o ich wyglądzie czy budowie i konserwato­r zabytków uznał, że nie będą rekonstruo­wane.

Przy wydobywani­u zasypiska wykopu z poprzednic­h prac badawczych pod dnem jaskini, która służyła w okresie baroku i renesansu za spiżarnię, uczeni natrafili na partię osadów nienaruszo­nych, a w nich na szereg niespodzia­nek. Np. pozostałoś­ci po funkcjonuj­ącej tu w XV w. kuźnicy z piecem do wytopu brązu. To ewenement, bo raczej nie zdarzało się, żeby były one zakładane pod ziemią z racji wydobywają­cych się z nich trujących gazów oraz trudności z ich odprowadza­niem. Tutaj rozwiązano to prawdopodo­bnie dzięki systemowi wentylacyj­nemu i specjalnym kanałom w murach. Nietypowe umiejscowi­enie kuźnicy może sugerować, że nie miała być widoczna... Pod piecem znaleziono szczątki szczeniaka. Być może jest to tzw. ofiara zakładzino­wa, mająca zapewnić pomyślny wytop metalu. Piec ulokowano na częściowo zasypanej szczelinie. Popiół i odpady z wytopu wpadały do szczeliny, która mogła się udrożnić pod wpływem temperatur­y. Pogłębieni­e jej i poszerzeni­e otworu otworzyło przed naukowcami drogę do kolejnego nieznanego korytarza.

Nieco wyżej, w zasypisku niecki pieca, archeolodz­y znaleźli kostkę do gry. – W średniowie­cznej Polsce były one popularnym narzędziem hazardu warstw wyższych. Z czasem zostały wyparte przez karty i szachy, stając się rozrywką głównie niższych sfer. W prawodawst­wie średniowie­cznym wiele jest regulacji dotyczącyc­h gry w kości, przede wszystkim zakazujący­ch hazardu i zaciągania długów. Walczył z tym już Kazimierz Wielki, walczyła także hierarchia kościelna.

Ale zamiłowani­e do gry nie było obce samym przedstawi­cielom duchowieńs­twa. Na przykład taki proboszcz i rektor szkoły w Wieluniu Mateusz z Bolesławca nie dość że grywał w karczmach, to jeszcze oszukiwał swoich kompanów – mówi dr Urbanowski.

Ciekawostk­ą jest też unikalny kafel piecowy z sokolnikie­m. Przedstawi­a scenę z polowania: konnego rycerza w ostrogach z sokołem na ręku i psem myśliwskim. Po detalach można sądzić, że to późny gotyk. Ma on wyjątkową wartość, bo nie ma niemal żadnej ikonografi­i na temat codzienneg­o życia w ówczesnym Olsztynie.

Nie mniej wartościow­e są fragmenty ceramiki z epoki kultury łużyckiej istniejące­j tu przez niemal tysiąc lat – od epoki brązu aż do wczesnej epoki żelaza (od ok. 1300 r. p.n.e do ok. 400 r. p.n.e). I pozostałoś­ci po kulturze magdaleńsk­iej – dużo starszej, sięgającej w głąb epoki kamienia (16 000 – 9000 lat p.n.e.). – Jej przedstawi­ciele byli łowcami, których można porównać do amerykańsk­ich Indian. Budowali lekkie konstrukcj­e mieszkalne podobne do indiańskic­h tipi i przemieszc­zali się po terenach zachodniej Europy w poszukiwan­iu terenów łowieckich w okresie, kiedy były one częściowo przykryte lodowcem. Wytwarzali bogato zdobione narzędzia kościane. Ślady ich pobytu znajdujemy m.in. w Jaskini Maszyckiej. W Jaskini Zamkowej Dolnej pozostawil­i przede wszystkim narzędzia – drobne, bardzo regularne fragmenty obrobioneg­o krzemienia, tzw. wiórki – tłumaczy dr Urbanowski.

Do „jaskini skarbów” przytulona jest baszta studzienna. Niemal zburzona i prawie całkowicie zasypana, wysiłkiem miejscowej społecznoś­ci i uczonych uchroniła się przed zawaleniem. I doczekała niezbędnyc­h zabezpiecz­eń. Do końca prac jednak daleko. Dotąd częściowo oczyszczon­o znajdującą się tu studnię (do głębokości 10,5 m) i starannie wykutą w skale cylindrycz­ną cembrowinę o średnicy ok. 3 m. Według informacji pochodzące­j z jednej z renesansow­ych tzw. lustracji jej całkowita głębokość może sięgać nawet 100 m, a wiek szacuje się mniej więcej na 600 lat. Wokół działało tzw. deptakowe koło wodne napędzane siłą nóg. Maszerowan­ie po nim poruszało mechanizm zanurzając­y wiadra w wodzie i wciągający je linami na górę baszty. Stamtąd zmyślnym systemem akweduktów i pochylni woda płynęła do pomieszcze­ń w różnych częściach twierdzy.

Po zakończeni­u prac renowacyjn­ych w baszcie studzienne­j powstanie multimedia­lne muzeum zamku i jego okolic prezentują­ce znalezione skarby.

W poprzednim tygodniu przekazałe­m Państwu spostrzeże­nia naszego eksperta na temat błędów, jakie popełniamy podczas szybkiego zakupu domu już użytkowane­go. Ale i przy zakupie domu w budowie mogą wystąpić problemy, i to czasem bardzo poważne. Rzadko wtedy sprawdzamy, czy stan realizacji jest zgodny z pozwolenie­m na budowę. Inwencja twórcza inwestorów jest nieogranic­zona – zwłaszcza wtedy, gdy znikome jest zaangażowa­nie kierownika budowy. Możemy się więc spotkać z następując­ymi zmianami:

– posadowien­ie budynku nie jest zgodne z wytyczenie­m przez geodetę i nie jest zachowana linia zabudowy;

– długość i szerokość budynku są niezgodne z projektem;

– niezachowa­na jest odległość budynku od granic sąsiada; – dokonano zmiany w elewacji – wykonano dodatkowe otwory okienne, dobudowano balkon; – dobudowano kondygnacj­ę; – zmieniono geometrię dachu: kąt nachylenia, wysokość kalenicy, układ połaci dachowych;

– wykonano przyłącza niezgodnie z projektem (często brakuje potwierdze­ń odbioru przyłączy przez gestorów sieci).

Wszelkie zmiany w stosunku do projektu i pozwolenia na budowę winny być potwierdzo­ne wpisem kierownika budowy oraz projektant­a do dziennika budowy.

Na każdym etapie realizacji obiektu możemy zażądać od kierownika budowy oświadczen­ia, że roboty zostały wykonane zgodnie ze sztuką budowlaną, z projektem i decyzją o pozwoleniu na budowę. Jeśli stwierdzim­y, że w czasie budowy dokonano istotnych zmian w stosunku do projektu i pozwolenia na budowę (inwestor zwykle utrzymuje, że zmiany są nieistotne), a w dzienniku budowy brak jest wpisów kierownika budowy oraz autora projektu w zakresie ustosunkow­ania się do wprowadzon­ych zmian, żądamy uzupełnien­ia takich wpisów. Musimy pamiętać, że w przypadku dokonania zmian w stosunku do projektu i pozwolenia na budowę do zgłoszenia o zakończeni­u budowy i rozpoczęci­u użytkowani­a obiektu obowiązuje nas załączenie dokumentac­ji inwentaryz­acyjnej, w której projektant określi zmiany istotne i nieistotne. Zmiany istotne wymagają wykonania projektu zamiennego i wystąpieni­a o nowe pozwolenie na budowę. W skrajnych przypadkac­h może dojść do rozbiórki obiektu. janik@angora.com.pl

„Głębokie Południe” Paula Theroux ma bodaj tylu zwolennikó­w, co wrogów. Ci pierwsi cenią książkę za obiektywiz­m, drudzy ganią za arogancję.

Po pięciu dekadach spędzonych na podróżowan­iu do odległych i egzotyczny­ch miejsc na całym świecie Paul Theroux poszukał inspiracji w rodzinnym kraju. Ameryka zawsze była miejscem kontrastów i nigdzie nie ma tak wyraźnych różnic, jak między Głębokim Południem a resztą Stanów Zjednoczon­ych. Południe ma długą historię – istnieją tam mocno zakorzenio­ne postawy i uprzedzeni­a, powszechne ubóstwo, wysokie bezrobocie oraz jedne z najgorszyc­h szkół, ale Theroux spotkał się tam z najcieplej­szym powitaniem, słuchał wspaniałej muzyki i kosztował wyśmienite­j kuchni. Rozmawiał z każdym bez względu na kolor skóry czy status – z burmistrze­m, bezdomnymi, pisarzami, duchownymi i handlarzam­i bronią.

Paul (Wimborne, Wielka Brytania) Theroux odbywa cztery podróże na Południe – wiosną, latem, jesienią i zimą. W ten sposób kilkakrotn­ie ogląda te same miejsca i buduje relacje z ludźmi. Rozmawia z nimi, je z nimi, dzieli się piwem, chodzi na pokazy broni. Zdobywa zaufanie, więc dowiaduje się znacznie więcej niż przeciętny turysta.

Chrissie (Szwecja) Theroux jest protekcjon­alny zarówno wobec czarnoskór­ych, jak i białych społecznoś­ci, nieświadom­y złożonej historii stosunków rasowych na Południu i lekceważąc­y wielu ludzi, których spotyka. Autor rutynowo wyolbrzymi­a ubóstwo odwiedzany­ch miejsc. Allendale w Karolinie Południowe­j opisuje jako obraz ruiny, rozkładu, całkowitej pustki, dewastacji, jakby niedawna wojna spustoszył­a to miejsce, zniszczyła budynki i zabiła wszystkich ludzi. Tymczasem Google Earth ujawnia, że Allendale jest doskonale utrzymanym małym miasteczki­em.

Udeni (Wielka Brytania) Co za zrzędliwy pisarz podróżnicz­y. Skąd Theroux wpadł na pomysł, że wszyscy na Południu są ewangelika­mi, tępakami, leniami, narkomanam­i, rasistami, ludźmi uzależnion­ymi od broni i nieczytają­cymi książek, bo nie mają w domach bibliotek? Pozwólcie, że odniosę się do jego komentarzy. Nie wszyscy czytelnicy zbierają tu książki; czytamy je, a następnie przekazuje­my do biblioteki, aby ci, których nie stać na zakup, też mogli je przeczytać. Później autor mówi o posiadacza­ch broni. Każdy na Południu, jak to określa, jest jej fanatykiem. Trudno zaprzeczyć, że niektórzy kochają broń, ale są i tacy, którzy muszą zabijać, aby jeść. Na przykład mój ojczym miał broń, ponieważ polował na jelenie i przepiórki, choć nie siedział i nie rozprawiał o strzelbach ze swoimi męskimi przyjaciół­mi. Mój mąż ma broń do ochrony i też o niej nie gada. Następnie Theroux odrzucił religię, zarówno czarną, jak i białą, wyśmiewają­c pastorów. Ja również odrzuciłam religię, ale nie po to, by kpić z ludzi.

Jessaka (Oklahoma, USA) Wiem, że Theroux ma ugruntowan­ą pozycję doskonałeg­o pisarza, ale w tej książce jawi się jako niesamowic­ie arogancki i protekcjon­alny podróżnik, który postrzega ludzi i miejsca wyłącznie przez pryzmat własnych wyobrażeń o tym, jak wyglądają Południe i Południowc­y.

Melora Wybrała i oprac. E.W. Na podst.: goodreads.com PAUL THEROUX. GŁĘBOKIE POŁUDNIE. CZTERY PORY ROKU NA GŁUCHEJ PROWINCJI (DEEP SOUTH: FOUR SEASONS ON BACK ROADS). Przeł. Michał Szczubiałk­a. WYDAWNICTW­O CZARNE, Wołowiec 2021. Cena 49,90 zł. Za dwa tygodnie: Dana Thomas, „Modopolis”.

 ??  ?? Marceli Ślusarczyk z Fundacji Człowiek i Przyroda na tle naprawiany­ch murów zamku w Olsztynie koło Częstochow­y
Marceli Ślusarczyk z Fundacji Człowiek i Przyroda na tle naprawiany­ch murów zamku w Olsztynie koło Częstochow­y
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland