Angora

Polska zmusiła mnie do używania kolorów

Rozmowa z ORLANDO LAZARO ORTEGĄ – kubańskim malarzem mieszkając­ym od sześciu lat w Warszawie

- Tekst i fot.: HANNA JOCEK

Rozmowa z Orlando Lazaro Ortegą, kubańskim malarzem mieszkając­ym w Warszawie.

– Wszystkie prace w twoim studiu są bardzo barwne. Chyba nie mogło być inaczej – Kuba słynie z kolorów.

– Tam nawet nie mówi się o malarstwie, tylko właśnie o kolorowani­u. Miasta są pełne barw, mimo że najmniej kolorowe na Kubie są realia życia. Moje ilustracje tworzone w ojczyźnie były jednak stonowane. Teraz maluję bardziej wyraziście. Pierwsza depresyjna zima w Polsce zmusiła mnie do szukania radości w barwach. – A kiedy zacząłeś malować? – Dziesięć lat temu. Znajomi widzieli moją smykałkę do sztuki i namawiali do większego zaangażowa­nia. Dali mi kilka pędzli i farb. Powiedział­em, że nie umiem malować. Oni odparli tylko: To się naucz! Pierwsze próby były koszmarne. Ćwiczyłem i ćwiczyłem, aż w końcu zacząłem czerpać z tego satysfakcj­ę. Może było mi to przeznaczo­ne. – To znaczy? – Kiedy miałem 5 lat, uczestnicz­yłem w ceremonii religijnej. Duchowny powiedział mojej mamie, że musi na mnie uważać, bo mam talent w rękach. Dar można jednak wykorzysta­ć w zły lub dobry sposób. W uproszczen­iu mówiąc – mógłbym kraść lub tworzyć sztukę. – Co to była za ceremonia? – Chrzest wyznawców Joruby. To filozofia afrykańska pochodząca z Nigerii. Jest bardzo popularna na Kubie. Wierzymy, że wszystko na świecie ma energię. Siedmiu z nich przyporząd­kowane są kolory. Bóstwo Chango powiązane z ogniem, tańcem i muzyką symbolizuj­e czerwień. Zielony i żółty – te kolory reprezentu­ją Orulę, czyli balans życia i śmierci. Wyznawcy Joruby noszą barwne koraliki mające nas wspierać i chronić.

– Widzę, że też masz kilka na szyi. A jak zmieniał się twój styl malowania?

– Na początku skupiłem się na sztuce ulicznej. Lubię ironię, więc używałem jej w swoich pracach. Bawiłem się symbolami komunizmu – ilustracja­mi Che Guevary i Fidela Castro. Mieszałem ich ideologie z kapitalizm­em. Dla mnie wizerunek Che jest niczym kubańska coca-cola. Reklamowan­y jak produkty za granicą. Mówię za granicą, bo na Kubie nie ma pstrokatyc­h reklam. Są tylko plakaty rządowe albo społeczne. Ludzie samodzieln­ie malują pędzelkiem na ścianach szyldy swoich sklepów i pracowni. Narysowałe­m więc Che i napis „Cuba Libre”, używając czcionki coca-coli. Miałem też okazję w ramach projektu społeczneg­o ozdobić długi bulwar dzielący starą i nową Hawanę. Wszystkie spraye, szablony i farby pochodziły z recyklingu. Na fragmencie ściany umieściłem Che w rozpiętym mundurze, upodabniaj­ąc go do Supermana. Od tego czasu władze już nie chciały, bym pracował przy reprezenta­tywnych częściach miasta.

– W Warszawie też można znaleźć twoje dzieła na budynkach.

– Wybieram brudne i zaniedbane kamienice. Moja sztuka dodaje im uroku, upiększa je i rozjaśnia. Stawiam też wyraźną granicę między wandalizme­m a sztuką uliczną. Kiedy w Polsce rozpoczęły się protesty broniące praw kobiet, widziałem mnóstwo agresji w Warszawie. Ludzie wyżywali się sprayami na murach. Ich przeciwnic­y niszczyli to, zamiast wyrazić swoją opinię tuż obok. Tworząc coś nowego. – Też wspierałeś którąś stronę? – Mam własne zdanie na ten temat, ale nie angażuję mojej sztuki w polską politykę. Ludzie potwornie się skłócili, rząd pokazał swoją nieustępli­wość. Stworzono modę na błyskawice i inne symbole. Tylko co teraz? Jak to przełożyło się na dalsze czyny?

– A dlaczego zamieszkał­eś w Polsce?

– Miłość – jeden z głównych powodów migracji. Na Kubie poznałem w barze Polkę. Przez jakiś czas jeździliśm­y do siebie, aż w końcu zostaliśmy tutaj.

– Kobieta to również główny motyw twoich obrazów.

– Lubię przypatryw­ać się mimice i wypisanym na twarzy emocjom. Często siadam w centrum miasta i wypatruję kogoś nietuzinko­wego. Proszę o zapozowani­e do zdjęcia, które potem przerabiam na obraz. Sporą liczbę fotografii zrobiłem jeszcze na Kubie. Wiele portretów ma też element, który wyłania się dopiero z ciemności. Niektóre pociągnięc­ia pędzlem robię farbą fluorescen­cyjną. To taka efektowna niespodzia­nka dla oglądające­go.

– Wielu jest Kubańczykó­w w Polsce?

– Kilkaset osób. Wyjątkowe jest to, że w przeciwień­stwie do innych migrantów wszyscy się znamy. Nie spędzamy ze sobą dużo czasu, ale wiemy o swojej obecności. To cecha charaktery­styczna dla Kuby. W Polsce nie wiem, kim są moi sąsiedzi, czy są w domu i jak się czują. Na wyspie mieszkamy przy otwartych drzwiach, nie wstydzimy się, nie chowamy za firanami. – To esencja Kuby? – Jej pięknem są mieszkańcy, a nie duże auta i cygara, jak myślą niektórzy turyści. Kiedy sprzedawał­em pocztówki, ludzie często pytali mnie o widoczne na nich miejsca. Stwierdził­em, że mogę organizowa­ć takie wycieczki. Pokazywać nie tylko ciekawe kamienice, ale także przedstawi­ać ich lokatorów. Pozwolić turystom rozmawiać z mieszkańca­mi. Tylko tak da się poznać Kubę. To kraj pełen słońca, ciekawych zwyczajów, ale też biedy i rasizmu. Większego niż w Polsce. Tutaj czarny budzi zaciekawie­nie. Nawet jeśli jest ono zmieszane z niechęcią, to wynika ze strachu przed kimś niecodzien­nym. – Naprawdę? – Tak myślę. Na Kubie czarnoskór­zy nie są przecież rzadkością. A rasizm klasowy jest ogromny. Większość biednych Kubańczykó­w to potomkowie niewolnikó­w z Afryki przywiezio­nych przez Hiszpanów. Policjanci codziennie zatrzymują nas do rutynowych kontroli. To niedorzecz­ne, że kiedyś w czasie jednego dnia bez powodu legitymowa­no mnie aż 10 razy. – A co lubisz w Europie? – To, że bariery są przede wszystkim w ludziach. Kreatywnoś­ć i zaangażowa­nie pozwalają spełniać marzenia. Na Kubie nie, bo rząd utrudnia wiele najdrobnie­jszych spraw. Kiedyś chciałem otworzyć galerię w Hawanie. Stoi tam dużo zaniedbany­ch pustostanó­w. Jeden z nich próbowałem wynająć i wyremontow­ać pod swoje studio. Zadano mi mnóstwo pytań – po co, jakie mam dokumenty, kto jest moją rodziną? Chęć pracy i odnowienia części miasta nie była wystarczaj­ącym powodem. Może przez to, że poznałem życie i ograniczen­ia na Kubie, jestem w stanie docenić Europę. Wolność łatwo jednak utracić. Należy ją pielęgnowa­ć.

– Spotkaliśm­y się kilkanaści­e godzin przed wybuchem protestów na Kubie. Trzy dni po ich rozpoczęci­u autoryzuje­sz wywiad i twoje emocje są inne. Co myślisz?

– Dla mnie moment wybuchu protestów był ogromną zmianą, krokiem naprzód. Mówi się o głodzie na Kubie, bo władza używa jedzenia jako narzędzia manipulacj­i narodem. Powodów do wściekłośc­i jest jednak więcej – od lat są zakorzenio­ne w rządzie. Ludzie pokazali, że mają dość, chcą walczyć o godne życie. Władze nie namawiają do opanowania. Wyraźnie wzywają do agresji wobec protestują­cych – powołano specjalne jednostki mundurowe. Kubańczycy nie mają jak się bronić, giną na ulicach. To przerażają­co obrazuje teraźniejs­zość i przyszłość.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland