Angora

Szukamy ciągu dalszego – Poczucie sensu

Karykaturz­ysta Jacek Frankowski zmienił branżę i choć czasem sięga jeszcze po ołówek, to jego zawodowe życie wypełnia teraz film

- Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

Zawodowe życie karykaturz­ysty Jacka Frankowski­ego wypełnia teraz film.

Osiecka. Notabene artystka przyznała w swoich „Pamiętnika­ch”, że o mało nie doszło do ślubu z leśnikiem. To historia mało znana, ale prawdziwa. Właśnie zbiera materiały. – W tych dniach odwiedzę Mazury, aby spotkać się z synem Stanisława Popowskieg­o. Czeka mnie wiele ciekawych rozmów.

Niestety, nie wszystko w czasie pandemii udało się zrealizowa­ć. – Na 40-lecie „Solidarnoś­ci” przygotowa­łem wystawę „Rysunkowa żartobliwa kronika XL-lecia Solidarnoś­ci”, która obejmuje 75 lat historii Polski, od decyzji w Teheranie i Jałcie, które to pozbawiły nasz kraj niepodległ­ości, poprzez twardy i miękki PRL, Sierpień ’80, stan wojenny, wybuch demokracji i późniejsze lata przemian. Ponad 90 procent rysunków powstało w czasie, do którego się odnoszą, reszta pojawiła się później. Są tam też rysunki, które powstały do telewizyjn­ych szopek.

Liczył, że w roku 40-lecia „S”, czyli od sierpnia 2020 do sierpnia 2021, wszystkie te prace zawitają przynajmni­ej do czterdzies­tu galerii w kraju. – Niestety, zawitały tylko w jedno miejsce. Do otwartej galerii przy schodach ruchomych Trasy W-Z w Warszawie. Teraz chciałby nadrobić zaległości i ruszyć z wystawą w Polskę.

Urodził się na Mazowszu, w Broku nad Bugiem. Przeniósł się z rodzicami na Lubelszczy­znę – najpierw do Świdnika, potem do Kraśnika. – Tam zdawałem maturę. Karykatury zaczął ćwiczyć na nauczyciel­ach i kolegach, co przysporzy­ło mu sporo kłopotów. – Nie wszyscy mieli poczucie humoru. Sam uczył się rysować, miał talent. Co ciekawe, z zajęć rysunku dostawał w szkole tróje. Śmieje się, że miał tendencje do błaznowani­a. W czasie przygotowa­ń i zdawania matury nie bardzo wiedział, co chce robić w przyszłośc­i. – Złożyłem papiery na Wydział Architektu­ry na Politechni­ce Warszawski­ej, choć ciągnęło mnie także w stronę budownictw­a okrętów. W końcu wybrał Wydział Leśny w Szkole Głównej Gospodarst­wa Wiejskiego. Studiując leśnictwo, sporo czasu poświęcał na rysowanie. – Robiłem to dla zabawy, aby rozśmiesza­ć kolegów.

Fascynował go Andrzej Mleczko. – Byłem pod dużym wpływem jego twórczości. Ale dopiero po ukończeniu studiów podjąłem próbę przejścia od karykatury do rysunku satyryczne­go.

Zadebiutow­ał w 1974 na łamach „Słowa Powszechne­go” i dwutygodni­ka „Las Polski”. Pamięta swój pierwszy rysunek.

– Jedna mróweczka dźwiga na plecach zapałkę, a druga mówi do niej: „Tylko nie dawaj tego dzieciom do zabawy”. Potem rysował już cyklicznie, poszerzają­c współpracę z innymi tytułami prasowymi. Była to jednak tylko współpraca, bowiem stałe, etatowe zajęcie znalazł w Instytucie Badawczym Leśnictwa. W branży leśnej pracował cztery lata. Potem zaangażowa­ł się polityczni­e. – Zostałem etatowym pracowniki­em „Solidarnoś­ci” w RSM Osiedle Młodych w Warszawie. Pracowałem tam do stanu wojennego, kiedy wyrzucono mnie na bruk. Trafił do Stowarzysz­enia PAX. Kiedy był kierowniki­em biura Stowarzysz­enia PAX w Ciechanowi­e, jednym z jego zadań było utrzymywan­ie relacji z prasą lokalną. – Wtedy podjąłem współpracę z „Tygodnikie­m Ciechanows­kim”, gdzie zadebiutow­ałem jako ilustrator „Szopki noworoczne­j”. Jak się okazało, było to brzemienne w skutki dla mojej późniejsze­j kariery karykaturz­ysty. W 1989 próbował wrócić z rysowaniem do starych redakcji, ale okazało się to trudniejsz­e, niż kiedy debiutował.

W końcówce 1990 roku znany karykaturz­ysta Grzegorz Szumowski otrzymał propozycję projektowa­nia lalek do pierwszej niecenzuro­wanej noworoczne­j szopki telewizyjn­ej. – Miał jednak mnóstwo innych zajęć i odstąpił mi tę wymarzoną przez wszystkich karykaturz­ystów robotę. Zadebiutow­ałem w nowej roli – szopka telewizyjn­a stała się moim ważnym wyzwaniem i zajęciem. Na początku zaprojekto­wał lalki do trzech szopek emitowanyc­h w 1991 roku – noworoczne­j, wielkanocn­ej i na 22 lipca, podsumowuj­ącej historię PRL. – A od września ruszyło „Polskie zoo”, w którym projektowa­łem dwadzieści­a jeden pierwszych lalek. Były wykorzysty­wane przez kilka kolejnych lat. Ta praca przyniosła mu popularnoś­ć. Został nagrodzony Złotą Szpilką ’91 i tytułem Karykaturz­ysty Roku 1992. – Nazwisko, i owszem, stało się znane, ale pieniędzy wielkich z tego nie było. Taki celebrycki czas w moim życiu, bo ludzie rozpoznawa­li mnie na ulicy.

Najwięcej karykatur poświęcił Lechowi Wałęsie. – Najbardzie­j cenię sobie karykaturę zbiorową „Gesty polskie”, która dzięki Wałęsie dotarła do papieża. Oglądałem ten moment w telewizji. Zamurowało mnie z wrażenia. Był to ważny okres w jego zawodowej karierze, ale nigdy nie walczył o to, aby brylować na tzw. ściankach. – I do dziś mnie to nie kusi. Obecna praca filmowa, choć absorbując­a i męcząca, daje mi ogromną satysfakcj­ę i poczucie sensu.

Zaliczany do czołówki polskich karykaturz­ystów. Publikował m.in. na łamach „Rzeczpospo­litej”, „Karuzeli”, „Szpilek” i francuskie­go „Courrier Internatio­nal”. Od 1987 r. działa w Stowarzysz­eniu Polskich Artystów Karykatury. Przez kilkanaści­e lat współpraco­wał z różnymi tytułami prasowymi i programami telewizyjn­ymi. – Aktywną pracę rysownika zakończyłe­m w 2005, kiedy zadebiutow­ałem w roli filmowca. Karykatura i rysunek zeszły na dalszy plan. Dziś jest w nim tyle samo rysownika, karykaturz­ysty i filmowca. – Każdy rysunek, humorek to jak kadr, w którym rysownik ustawia swoich bohaterów i rozmieszcz­a scenografi­ę rysunku. I to doświadcze­nie, wiele lat tworzenia takich kadrów, jest bardzo przydatne w pracy filmowej. togaw@tlen.pl

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland