Szukamy ciągu dalszego – Poczucie sensu
Karykaturzysta Jacek Frankowski zmienił branżę i choć czasem sięga jeszcze po ołówek, to jego zawodowe życie wypełnia teraz film
Zawodowe życie karykaturzysty Jacka Frankowskiego wypełnia teraz film.
Osiecka. Notabene artystka przyznała w swoich „Pamiętnikach”, że o mało nie doszło do ślubu z leśnikiem. To historia mało znana, ale prawdziwa. Właśnie zbiera materiały. – W tych dniach odwiedzę Mazury, aby spotkać się z synem Stanisława Popowskiego. Czeka mnie wiele ciekawych rozmów.
Niestety, nie wszystko w czasie pandemii udało się zrealizować. – Na 40-lecie „Solidarności” przygotowałem wystawę „Rysunkowa żartobliwa kronika XL-lecia Solidarności”, która obejmuje 75 lat historii Polski, od decyzji w Teheranie i Jałcie, które to pozbawiły nasz kraj niepodległości, poprzez twardy i miękki PRL, Sierpień ’80, stan wojenny, wybuch demokracji i późniejsze lata przemian. Ponad 90 procent rysunków powstało w czasie, do którego się odnoszą, reszta pojawiła się później. Są tam też rysunki, które powstały do telewizyjnych szopek.
Liczył, że w roku 40-lecia „S”, czyli od sierpnia 2020 do sierpnia 2021, wszystkie te prace zawitają przynajmniej do czterdziestu galerii w kraju. – Niestety, zawitały tylko w jedno miejsce. Do otwartej galerii przy schodach ruchomych Trasy W-Z w Warszawie. Teraz chciałby nadrobić zaległości i ruszyć z wystawą w Polskę.
Urodził się na Mazowszu, w Broku nad Bugiem. Przeniósł się z rodzicami na Lubelszczyznę – najpierw do Świdnika, potem do Kraśnika. – Tam zdawałem maturę. Karykatury zaczął ćwiczyć na nauczycielach i kolegach, co przysporzyło mu sporo kłopotów. – Nie wszyscy mieli poczucie humoru. Sam uczył się rysować, miał talent. Co ciekawe, z zajęć rysunku dostawał w szkole tróje. Śmieje się, że miał tendencje do błaznowania. W czasie przygotowań i zdawania matury nie bardzo wiedział, co chce robić w przyszłości. – Złożyłem papiery na Wydział Architektury na Politechnice Warszawskiej, choć ciągnęło mnie także w stronę budownictwa okrętów. W końcu wybrał Wydział Leśny w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Studiując leśnictwo, sporo czasu poświęcał na rysowanie. – Robiłem to dla zabawy, aby rozśmieszać kolegów.
Fascynował go Andrzej Mleczko. – Byłem pod dużym wpływem jego twórczości. Ale dopiero po ukończeniu studiów podjąłem próbę przejścia od karykatury do rysunku satyrycznego.
Zadebiutował w 1974 na łamach „Słowa Powszechnego” i dwutygodnika „Las Polski”. Pamięta swój pierwszy rysunek.
– Jedna mróweczka dźwiga na plecach zapałkę, a druga mówi do niej: „Tylko nie dawaj tego dzieciom do zabawy”. Potem rysował już cyklicznie, poszerzając współpracę z innymi tytułami prasowymi. Była to jednak tylko współpraca, bowiem stałe, etatowe zajęcie znalazł w Instytucie Badawczym Leśnictwa. W branży leśnej pracował cztery lata. Potem zaangażował się politycznie. – Zostałem etatowym pracownikiem „Solidarności” w RSM Osiedle Młodych w Warszawie. Pracowałem tam do stanu wojennego, kiedy wyrzucono mnie na bruk. Trafił do Stowarzyszenia PAX. Kiedy był kierownikiem biura Stowarzyszenia PAX w Ciechanowie, jednym z jego zadań było utrzymywanie relacji z prasą lokalną. – Wtedy podjąłem współpracę z „Tygodnikiem Ciechanowskim”, gdzie zadebiutowałem jako ilustrator „Szopki noworocznej”. Jak się okazało, było to brzemienne w skutki dla mojej późniejszej kariery karykaturzysty. W 1989 próbował wrócić z rysowaniem do starych redakcji, ale okazało się to trudniejsze, niż kiedy debiutował.
W końcówce 1990 roku znany karykaturzysta Grzegorz Szumowski otrzymał propozycję projektowania lalek do pierwszej niecenzurowanej noworocznej szopki telewizyjnej. – Miał jednak mnóstwo innych zajęć i odstąpił mi tę wymarzoną przez wszystkich karykaturzystów robotę. Zadebiutowałem w nowej roli – szopka telewizyjna stała się moim ważnym wyzwaniem i zajęciem. Na początku zaprojektował lalki do trzech szopek emitowanych w 1991 roku – noworocznej, wielkanocnej i na 22 lipca, podsumowującej historię PRL. – A od września ruszyło „Polskie zoo”, w którym projektowałem dwadzieścia jeden pierwszych lalek. Były wykorzystywane przez kilka kolejnych lat. Ta praca przyniosła mu popularność. Został nagrodzony Złotą Szpilką ’91 i tytułem Karykaturzysty Roku 1992. – Nazwisko, i owszem, stało się znane, ale pieniędzy wielkich z tego nie było. Taki celebrycki czas w moim życiu, bo ludzie rozpoznawali mnie na ulicy.
Najwięcej karykatur poświęcił Lechowi Wałęsie. – Najbardziej cenię sobie karykaturę zbiorową „Gesty polskie”, która dzięki Wałęsie dotarła do papieża. Oglądałem ten moment w telewizji. Zamurowało mnie z wrażenia. Był to ważny okres w jego zawodowej karierze, ale nigdy nie walczył o to, aby brylować na tzw. ściankach. – I do dziś mnie to nie kusi. Obecna praca filmowa, choć absorbująca i męcząca, daje mi ogromną satysfakcję i poczucie sensu.
Zaliczany do czołówki polskich karykaturzystów. Publikował m.in. na łamach „Rzeczpospolitej”, „Karuzeli”, „Szpilek” i francuskiego „Courrier International”. Od 1987 r. działa w Stowarzyszeniu Polskich Artystów Karykatury. Przez kilkanaście lat współpracował z różnymi tytułami prasowymi i programami telewizyjnymi. – Aktywną pracę rysownika zakończyłem w 2005, kiedy zadebiutowałem w roli filmowca. Karykatura i rysunek zeszły na dalszy plan. Dziś jest w nim tyle samo rysownika, karykaturzysty i filmowca. – Każdy rysunek, humorek to jak kadr, w którym rysownik ustawia swoich bohaterów i rozmieszcza scenografię rysunku. I to doświadczenie, wiele lat tworzenia takich kadrów, jest bardzo przydatne w pracy filmowej. togaw@tlen.pl