Wodę mamy w nosie
Michał Ogórek przeczyta wszystko
„Polacy toną na potęgę” – taką diagnozę czytamy w Przeglądzie. Jest to podejście nie tylko uwspólnotawiające typu „w czasie wojny ginęliśmy na wszystkich frontach”, ale i tak wciągające, że wszyscy czujemy się już choć trochę utopieni.
Wygłasza je jednak prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ze Szczecina, czyli szef ratowników zachodniopomorskich, i nie jest jakąś metaforą naszego stanu ogólnego, tylko stwierdzeniem sytuacji na wodach. Trudno nie wnioskować jednak, że tonąc, idziemy na dno i jest w tym fatum zbiorowe.
Ograniczony mimo wszystko w skali kraju dostęp do wody, w której da się utonąć, sugeruje, że musi to być szersze zjawisko, niezwiązane tylko z tym żywiołem i że topimy się również bez wody.
Metafory kąpieliskowe, jakie wezbrały w ostatnich dwóch tygodniach, to przekonanie podtrzymują: na okładce Newsweeka Tusk z podpisem „ratownik”. Ten ratownik sugeruje z kolei, że nie tyle topimy s i ę, co ktoś nas topi i wpycha nam głowę pod wodę, nie dając oddychać. A że tonący brzytwy się chwyta, to uchwyciliśmy się Tuska, który jest – żeby przywołać stary bon mot jeszcze Józefa Oleksego – „ostry jak brzytwa”.
Ledwo Tusk utworzył zgrabną litanię wykluczających się par: Czarnek – oświata, Ziobro – sprawiedliwość, Sasin – zarządzanie, a już Sieci lecą i dodają mu następne „Bielan – strateg” (tak jest na okładce, nie musisz nawet, Polaku, zatapiać się w lekturze). To zupełnie nowe rozumienie pojęcia stratega, który właśnie utworzył Jarosławowi Kaczyńskiemu nową partię, osiągającą w sondażu wynik poparcia 0 proc.; znane są jego strategiczne posunięcia z przeszłości, kiedy do siedziby partii Kluzik-Rostkowskiej wykradł klucz i do dziś go nie oddał. Bielan jako strateg wsadza się wszędzie jako kij w szprychy w interesie Kaczyńskiego. Tak się składa, że mieszkam akurat (z tego punktu widzenia ryzykownie) w dzielnicy Warszawa-Bielany i wielu sąsiadów na kartach wyborczych „kandydaci do Rady Bielan” na wszelki wypadek skreśla słowo Bielan, bo a nuż okaże się, że go wybrali.
Wracając do utopień. Szef WOPR wśród najważniejszych przyczyn wylicza „niekorzystne warunki: wieczór albo noc. Co z tego, że nawet zasygnalizujesz, że toniesz, skoro nikt cię nie zauważy?”.
Prawdą jest, że ci, co nas topią, robią to zwykle nocą: ostatnio o tej porze zgłosili w Sejmie ustawę anty-TVN.
Likwidacji TVN-u dokonuje się w takim trybie, jakby miał on dowieść niezbędności tej telewizji: tylko ona jedna bowiem w ogóle informuje o tym wydarzeniu. Gdyby istniały tylko media rządowe, TVN-u w ogóle nie można by zlikwidować, bo nie byłoby gdzie o tym poinformować. Również uzasadnienie, z jakim zamierza się go zlikwidować, a więc ataki hakerskie na rząd – pomijając już, że są zwodnicze, bo jedno z drugim nie ma zupełnie nic wspólnego – byłyby rzeczą zupełnie nieznaną bez TVN. Tylko stamtąd i z gazet o atakach hakerskich można się było dowiedzieć, bo TVP nabrała wody w usta. Czyżby i ta tonęła? Niewykluczone, że na dno pójdzie całe dziennikarstwo polskie, dziennikarze już wyglądają na topielców i utopców.
Traktuje się ich jak osoby, które mają zalane uszy i mózg: oto minister Dworczyk przeprosił za to, że od miesiąca nie odpowiada na pytania dziennikarzy w kwestii tego swojego hakerstwa, po czym w dalszym ciągu na nie nie odpowiada.
Jak wiadomo, jak się chce, to utopić można kogoś i w łyżce wody. To chyba dlatego prezes Kaczyński zajął się ostatnio tajemniczą „łyżką”, kiedy po sześciu latach ze zdziwieniem dostrzegł nepotyzm wokół siebie. „Łyżka jest ciągle bardzo mała w stosunku do beczki naszych sukcesów, ale mam wrażenie, że jest jednak coraz większa”. Kiedy prezes tak bezkompromisowo zajął się rozprawą z nepotyzmem w swoim otoczeniu, czekałem na nazwiska i nawet zajrzałem do Google’a, co to za działaczka, ta potępiona „Łyżka”, ale nikogo tam nie znalazłem. Może już zresztą tę Łyżkę usunięto z partii albo tak jak żona działacza Sobolewskiego sama zrezygnowała z udziału we wszystkich radach nadzorczych (jak podaje Polityka, zostały biedaczce tylko ostatnie dwie). Moim zdaniem, to jest dopiero dowód nepotyzmu: żona pomaga mężowi się wytropić i odnieść sukces na tej świeżo powierzonej mu niwie walki ze wsadzaniem wszędzie swoich żon.
Joanna Solska zwraca uwagę w Polityce, że teraz topią nas razem z naszymi pieniędzmi. Topienie pieniędzy publicznych następuje równolegle, a ciężkie kuferki dodatkowo ciągną nas na dno. Kiedy Tusk, wracając do publicznego życia, nieoczekiwanie użył znów zapomnianego słowa „dług”, dla wielu było to jak bąk w salonie. Jest to bowiem pojęcie z dawnych czasów: dzisiaj wydawanie pieniędzy, których się nie ma, jest nie tylko w dobrym tonie, ale należy do podstawowych obowiązków rządzących i jest dowodem ich troski i zaradności. Uważa tak nie tylko premier Morawiecki, ale i jak najbardziej Lewica: pieniędzy, którymi się zarzuciło obywateli, w ogóle nie należy traktować jako obciążenia, a obywatele zrobią sobie z nich skrzydła i polecą, o ile nie wpadną wcześniej do wody i nie pójdą na dno.
„W miejscu, w którym wczoraj woda sięgała do pępka, dzisiaj jest jej po szyję” – straszy inny ratownik, szef WOPR ze Szczecina. Zanim utoniemy, zawsze widzimy tylko swój pępek. (kryspinkrystek@onet.eu)