Ich światem był ląd, a życiem wędrówka
Każdego interesuje jego rodzina. Szczególnie ta dalsza, o której słuch zaginął. Naszymi bliskimi krewnymi byli neandertalczycy, których dopiero dziś poznajemy
Moda na drzewa genealogiczne upowszechnia się coraz bardziej – poznać przodków i odnaleźć się dzięki nim w porządku dziejów to nasza misja. Poznać, skąd się wzięliśmy i dokąd idziemy, to obowiązek, który nie tylko zaspokaja ciekawość, ale pomaga projektować naszą przyszłość.
Przyzwyczailiśmy się, że jako przedstawiciele sapiens, gatunku człowieka rozumnego, stoimy na szczycie piramidy ewolucyjnej. Mało kto dopuszcza do siebie myśl, że były inne gatunki ludzkie, które w długim, liczącym miliony lat ewolucyjnym marszu wyginęły z różnych powodów. Tymczasem rozwój nauki sprawia, że ich postacie zaczynają wyłaniać się z mroku i wokół nas zaczyna się robić tłocznie. Wypierane jest kreacjonistyczne, propagowane przez religię założenie, że powstaliśmy w jednej magicznej sekundzie, stając się istotami, które dobry Bóg stworzył na swoje podobieństwo. Przeczą temu archeologia, odkrycia, ale przede wszystkim nowe interpretacje oparte na najnowocześniejszych technikach badawczych. Nie ma roku, by nie dokonano nowych odkryć, które zmuszają naukowców do zmiany perspektywy badawczej. Nie tak dawno przecież poznaliśmy izraelskiego Homo z Nesher Ramla, a teraz media donoszą o chińskim „Człowieku smoku” – Homo longi. Historia ludzkości rzeczywiście gmatwa się i gęstnieje.
„Nasze drzewo genealogiczne jest bardziej zatłoczone, niż kiedykolwiek wyobrażali sobie naukowcy tacy jak Busk lub Darwin – zidentyfikowaliśmy ponad 20 gatunków homininów żyjących tylko w ciągu ostatnich 3,5 miliona lat”.
Ślady naszych krewnych, ich kości, fragmenty czaszek, ślady prehistorycznej twórczości znajdowano od dawna. Ślady naszych bliskich krewnych sprzed tysięcy lat, neandertalczyków, odkryto raptem dwieście lat temu, ale
zaczęto je rozumieć
dużo później. A przecież żyliśmy obok siebie ponad 150 tysięcy lat! Mnóstwo informacji o tym gatunku człowieka weszło do obiegu ledwie dekadę temu, ale świadomość, że był czas, kiedy stykały się ze sobą dwa różne gatunki ludzi, fascynowała od dawna. Kusiła do prób ich pokazania, przez to do zrozumienia. Pamiętamy „Walkę o ogień” Jeana-Jacques’a Annauda – film z 1981 roku, którego akcja dzieje się 80 tysięcy lat temu pośród neandertalczyków; ogromne zainteresowanie wzbudził również film popularno-naukowy Tony’ego Mitchella „Neandertalczyk” z 2000 roku. Przebojem okazał się „Ao, ostatni Neandertalczyk” w reżyserii Jaquesa Malaterre’a. W latach 80. XX wieku w cieszącej się wielkim powodzeniem serii powieściowej „Dzieci Ziemi” Jean Auel pozwoliła neandertalczykom kochać i stać się obiektami miłości. Uczłowieczyła ich w nieznanym nauce stylu sentymentalnym.
Neandertalczycy weszli zatem do kanonu filmów i powieści science fiction, ale pojawiły się też pozycje naukowe operujące faktami, a nie tylko interpretacjami, jak „Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów” Svante Pääbo, genetyka, który odkodował DNA naszego krewniaka. Książka Rebekki Wragg Sykes, archeolożki, należy do tytułów niezbędnych do zrozumienia naszych krewniaków z Neandertalu. Do zrozumienia nas samych.
Dlaczego brytyjska uczona aż osiem lat poświęciła na napisanie popularno-naukowej książki dla szerokiego odbiorcy? Właśnie dlatego, że – jak sama pisze – neandertalczycy byli i są ważni: „Noszą popkulturowe piętno jak żaden inny wymarły gatunek człowieka. Wśród naszych pradawnych krewnych (zwanych homininami) okupują szczyt listy – wielkie odkrycia w ich sprawie trafiają na okładki najważniejszych czasopism naukowych i pierwsze strony mediów głównego nurtu”. Autorka spogląda na problem, wykorzystując współczesne instrumenty, i stąd wie, że „serwis Google Trends pokazuje, że wyszukiwania związane ze słowem kluczowym «neandertalczyk» górują liczbą nad hasłem «ewolucja człowieka»”. Skąd zatem takie zainteresowanie ludzi swymi krewniakami? Bliskimi a nieznanymi?
Kiedy w 1816 roku odkryto pierwsze dziwne kości ludzkie, ale jakby inne, nikt nie potrafił ich zidentyfikować. Nawet gdy w niemieckiej kopalni niedaleko Düsseldorfu w 1856 roku znaleziono ich więcej, jeszcze bez przekonania uznano je za szczątki zaginionego gatunku człowieka. Oprócz kości odnajdywano także kamienne narzędzia i inne artefakty. Ale dopiero od połowy XX wieku, kiedy nauczono się datować i wprowadzono chronologię geologiczną, zaczęto analizować świat neandertalczyków.
Świat zaskakująco rozległy,
od Portugalii po Pacyfik, i trwający 350 tysięcy lat. Do tamtego z wolna odkrywanego świata prowadzą nas naukowcy mający do dyspozycji metody, o których nie śniło się ich poprzednikom. „Możemy niemal zaglądać neandertalczykowi przez ramię, gdy odtwarzamy tych kilka minut, jakie 45 tysięcy lat temu zajmowało mu zredukowanie otoczaka do ostrego odłupka. Statyczne ślady archeologiczne zyskują dynamikę: obserwujemy, jak narzędzia przemieszczają się między stanowiskami i zostają wyniesione, wtapiając się w krajobraz. Zyskaliśmy możliwość niewiarygodnie bliskiego wglądu we wnętrza ciał neandertalczyków. Weźmy choćby zęby – możemy analizować dzienne linie przyrostu, oceniać dietę na podstawie mikrościerania się szkliwa, a nawet chemicznie odtworzyć zapach dymu paleniska przesycającego kamień nazębny” – opowiada autorka.
O dziedzictwie neandertalczyków przesądza dziś nauka i intuicja badaczy. W latach 60. XIX wieku francuscy robotnicy z kryjówki skalnej w La Madeleine znaleźli roztrzaskany fragment mamuciego kła z wyrytymi na nim znakami. „Traf chciał, że tego dnia złożył im wizytę Falconer, najwybitniejszy na świecie znawca skamieniałych szczątków słoni. Kiedy z kawałka kości zmieciono glebę, uczony dostrzegł, że wygrawerowane głębokie rysy układają się w kształt kopulastego łba mamuta, łącznie ze starannie odwzorowanym kudłatym futrem. Ten pojedynczy artefakt dowiódł, że ludzie żyli obok wymarłych gatunków i że wszystkie porzucone przez nich za życia przedmioty, wydobywane z grot całej Europy, naprawdę pochodzą ze świata o kolosalnie pradawnym rodowodzie”.