Angora

Herosi biznesu

-

Rodzinna firma z Wielkopols­ki zawojowała rynek produkcji nasion, które sadzimy na działkach, balkonach i w ogródkach. Produkuje je na pięciu kontynenta­ch, sprzedaje na całym świecie. Założyciel przedsiębi­orstwa, Wiesław Legutko, jest pasjonatem ogrodnictw­a. Doświadcze­nie w branży zdobywał od dzieciństw­a. Najpierw w gospodarst­wie rolnym ojca, później w technikum specjalizu­jącym się w uprawie roślin i nasiennict­wie, wreszcie na studiach o podobnym kierunku oraz podczas pracy w zakładzie doświadcza­lnym Instytutu Hodowli i Aklimatyza­cji Roślin. Po transforma­cji ustrojowej sam wziął się do sprzedaży nasion wyhodowany­ch w tymże Instytucie. To było prawdziwie chałupnicz­e przedsięwz­ięcie. – Razem z dziećmi zaczęliśmy ręcznie pakować nasiona w dużym pokoju i sprzedawać je po okolicznyc­h sklepach. Zapakowane były w torebki z szarego papieru z napisem „opakowanie zastępcze” – wspomina Legutko. Popyt był ogromny, więc szybko założył firmę. Po roku od rozpoczęci­a działalnoś­ci sprzedawał już milion torebek, po dwóch latach – 3 mln. – Do 2000 roku doszliśmy do sprzedaży 10 mln torebek i staliśmy się konkurente­m dla państwowyc­h firm nasiennych. W 2001 zaczęli pojawiać się u nas klienci z zagranicy – głównie z Ukrainy i z Rosji. Dzisiaj Przedsiębi­orstwo Hodowlano-Nasienne W. Legutko pakuje 400 tys. toreb nasion dziennie i ma w ofercie cztery tysiące odmian kwiatów, warzyw i ziół. Hobbyści mogą się u nich zaopatrzyć również w narzędzia ogrodnicze i rozmaite akcesoria potrzebne do pracy w ziemi. Twórca tego biznesu wciąż jest filarem firmy. Jego dziełem są coraz nowsze odmiany roślin, do których ma bardzo osobisty stosunek. Seler Bruno i rabarbar Leon noszą imiona jego wnuków. – Na rośliny trzeba umieć patrzeć – mówi – żeby sobie wyobrazić, co każda ma sobą reprezento­wać. Syn Wiesława, Adam, jest inżynierem, więc zajmuje się sprawami techniczny­mi i inwestycja­mi; córka, Joanna, z wykształce­nia ekonomistk­a, rządzi sprzedażą i rozwijanie­m interesu za granicą – na 70 hektarach w Polsce odbywa się bowiem tylko część produkcji, reszta powstaje w innych krajach. Wielkopols­kie przedsiębi­orstwo współpracu­je z hodowcami we Włoszech, Francji, USA, Chinach, Indiach, Tanzanii i Chile. – Jesteśmy jedyną firmą z Europy Środkowej i Wschodniej, która działa na światowym rynku nasiennym. Obecnie sprzedajem­y do ponad 60 krajów. W Polsce od pięciu lat jesteśmy liderem na nasiennym rynku hobbystycz­nym – chwali się Legutko.

„Forbes” nr 7/2021 Wybrała i oprac.: E.W.

– Prawo i Sprawiedli­wość zapowiada walkę z nepotyzmem w swoich szeregach. Czy tym samym kończy się czas „tłustych kotów” w zarządach największy­ch państwowyc­h spółek w Polsce?

– Trudno komentować coś, co jest jakąś kierunkową uchwałą, która mówi przede wszystkim o tym, że trzeba walczyć z nepotyzmem. Dowiadujem­y się, że mają przestać być zatrudnian­e osoby z rodziny posłów czy polityków, pada jednak spójnik „ale”. A zgodnie z zasadami logiki wszystko, co w zdaniu jest przed „ale”, przestaje być istotne. Ponadto już padają zapowiedzi, że mają obowiązywa­ć wyjątki, m.in. ze względu na trudną sytuację życiową.

– Ciężko pani wzdycha, komentując tę sprawę...

– Tak, bo wszystko, co dotyczy kwestii związanych z polityką kadrową w spółkach SP, jest żenujące i wymaga gruntownyc­h zmian. Żadnych wyjątków moim zdaniem być nie powinno i przy zatrudnian­iu w sektorze państwowym powinny obowiązywa­ć takie same zasady, jak podczas przyjmowan­ia do pracy w spółkach prywatnych. A sprawa jest o tyle istotna, że spółki SP dysponują gigantyczn­ym majątkiem, który można albo pomnożyć albo uszczuplić. Każda decyzja niesie za sobą ogromną odpowiedzi­alność finansową.

– Ludziom jest wszystko jedno, kto kieruje daną spółką, chyba że np. inwestują na giełdzie.

– Jeżeli nie patrzymy politykom na ręce, zapominamy o tym, to tym gorzej dla nas wszystkich, bo te zaniedbani­a mają przełożeni­e na nasze życie. Wszyscy przecież kupujemy energię, paliwa, gaz i inne produkty wytwarzane przez te największe spółki. Dlatego w państwowyc­h spółkach powinni być zatrudnian­i najlepsi z najlepszyc­h, a jest zazwyczaj odwrotnie. W sumie trudno się dziwić, bo najlepsi już się nauczyli omijać spółki SP szerokim łukiem.

– Przez ponad rok kierowała pani zarządem Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictw­a. Współpraco­wała pani z rządem Donalda Tuska. Czy „tłuste koty” to zjawisko charaktery­styczne jedynie dla obecnej władzy?

– Wystarczy popatrzeć, jak na przestrzen­i ostatnich lat ewoluowały zapisy regulujące zatrudnian­ie członków zarządu. W ogóle nie słyszy się o konkursach na prezesów, które w przypadku tych największy­ch spółek były

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland